wtorek, 5 kwietnia 2016

Jorn Lier Horst „Ślepy trop”

Recenzja przedpremierowa

Komisarz William Wisting trafia na trop, który pozwala mu wznowić sprawę zaginięcia taksówkarza, Jensa Hummela. Tymczasem do Stavern w gminie Larvik wprowadza się samotna matka rocznej Mai, Sofie Lund, zajmując willę odziedziczoną po dziadku. Spadkodawca, Frank Mandt, przez większość życia trudnił się przemytem alkoholu i narkotyków, z czasem stając się mózgiem przestępczego światka w tych rejonach Norwegii. W piwnicy kobieta odnajduje ogromny sejf, do którego nie posiada klucza. Niedługo po przeprowadzce Sofie odnawia znajomość z koleżanką z podstawówki, Line Wisting, córką komisarza z komendy policji w Larviku, dziennikarką śledczą „Verdens Gang” aktualnie przebywającą na urlopie ze względu na swój stan brzemienny. Wkrótce potem Sofie wzywa ślusarza, który otwiera sejf jej dziadka. W środku znajduje się między innymi rzecz, związana ze sprawą zaginięcia taksówkarza, którą aktualnie prowadzi Wisting. Badania wykazują również, że ma znaczenie dla sprawy sprzed paru miesięcy, dotyczącej zabójstwa młodej kobiety w Kristiansand w sylwestrową noc. Sprawca został schwytany i czeka na proces, ale Wisting nabiera przekonania, że aby rozwikłać sprawę Jensa Hummela musi najpierw przyjrzeć się pominiętym przez śledczych szczegółom Zabójstwa Noworocznego.

„Ślepy trop” to najnowszy dziesiąty tom kryminalnej serii literackiej z komisarzem Williamem Wistingiem, autorstwa Norwega, Jorna Liera Horsta. Jego twórczość zyskała duży poklask krytyków i rzesze oddanych czytelników, głównie za sprawą nieczęsto spotykanego we współczesnych powieściach kryminalnych detalicznego podejścia do pracy wykreowanych przez niego śledczych. Niektórzy norwescy krytycy w swoich recenzjach „Ślepego tropu” zauważali, że to jedna z najlepszych książek w artystycznym dorobku Horsta, będąca bezsprzecznym dowodem twórczego rozwijania się autora. Dziesiąta odsłona losów Williama Wistinga jest czwartą powieścią wchodzącą w skład tej serii wydaną w Polsce. Nasi wydawcy nie zachowują chronologicznego porządku, co nie ma większego znaczenia, bo specyfika niniejszych kryminałów nie wymaga znajomości poprzednich tomów, aby kompleksowo objąć rozumem fabuły poszczególnych powieści. W każdym razie ze wszystkich książek o Williamie Wistingu dotychczas przetłumaczonych na język polski największym uznaniem darzę „Psy gończe”, ale „Ślepy trop” umiejscowiłabym tuż za nimi – „Poza sezonem” i „Jaskiniowiec” w mojej osobistej klasyfikacji plasują się o klasę, dwie niżej.

Integralnymi postaciami poczytnej kryminalnej serii Jorna Liera Horsta (a przynajmniej tych tomów, które dotychczas ukazały się w Polsce) są komisarz policji z Larviku, William Wisting i jego młoda córka, dziennikarka śledcza z „VG”, Line. W „Ślepym tropie” charakterystyka tego pierwszego nie uległa zmianie. Wisting nadal jest solidnym, zdolnym gliną gotowym zrobić wszystko, co w ludzkiej mocy, aby dojść do prawdy i ukarać winnych, choćby kosztem zniszczenia kariery kolegów po fachu. Natomiast rola Line w aktualnie toczącym się śledztwie w dziesiątej odsłonie serii została przez Horsta umniejszona, a osobowość kobiety straciła tę urzekającą determinację, którą wyróżniała się w poprzednich powieściach. Powodem jest odpoczynek od pracy, wymuszony ciążą i oczywiście sam stan brzemienny, bowiem instynkt macierzyński zauważalnie dyktuje jej trzymanie się z dala od kłopotów. Przez to, że Line nie bierze czynnego udziału w dochodzeniu, zajmując się głównie urządzaniem nowego domu w sąsiedztwie ojca można odnieść wrażenie, że straciła „pazur”, nawet wówczas, gdy mimowolnie zostaje wplątana w sprawę kryminalną. Odnowienie kontaktów z Sofie Lund, której zmarły dziadek odegrał niegdyś znaczącą rolę we wznowionej właśnie przez Wistinga sprawie zaginięcia taksówkarza, to bodaj jedyny znaczący zbieg okoliczności nadający tempo dochodzeniu. W kryminałach zbiegi okoliczności są niepożądane - zbyt naciągane, żeby sprawiać wrażenie prawdopodobnych, ale w „Ślepym tropie” zawiązująca się przyjaźń pomiędzy Line i Sofie oraz łączące ich obie ze śledztwem znalezisko, dzięki warsztatowi Horsta, który zna umiar, nie obniża wiarygodności fabuły. Za to odmalowuje przed oczami czytelnika, w moim pojęciu, rozczarowujący obraz Line, która z walecznej dziennikarki śledczej przekształciła się w kurę domową, drżącą na myśl o samotnym rodzicielstwie i ograniczającą swój udział w śledztwie ojca do podrzucania mu strzępów informacji uzyskanych dzięki znajomości ze spadkobierczynią przestępcy, o wiele chętniej spędzającej wolny czas na niezobowiązujących pogawędkach z Sofie. Cóż, moim zdaniem, jeśli Horst utrzyma taki charakter Line i równie silnie będzie bagatelizował jej rolę w dochodzeniach w następnych odsłonach serii to ta bohaterka zapewne całkowicie odsunie się w cień, w oczach czytelników tracąc wiele ze swojej atrakcyjności. Na szczęście jednak William Wisting w ogóle się nie zmienił, a samo dochodzenie, które prowadzi na kartach „Ślepego tropu” zachwyca niebanalną konstrukcją, czym dosłownie Horst skradł całą moją uwagę.

Jorn Lier Horst bez większego fabularnego rozmachu rozpoczyna zdawać by się mogło pospolitą sprawę zaginięcia, w jakiś sposób związaną ze zorganizowaną przestępczością, czym skutecznie usypia czujność odbiorcy. Na początku podrzuca jedynie strzępy informacji, które jednak nawet mniej domyślnemu czytelnikowi powinny dać całościowy ogląd sytuacji. Problem w tym, że tenże z czasem okazuje się fałszywy, bo do pozornie łatwych do zinterpretowania dowodów pozyskanych przez Wistinga na początku dochodzenia dochodzą tropy, których nijak nie można dopasować do wcześniej zarysowanych faktów. Interpretacja tragicznych w skutkach wydarzeń tak zgrabnie wyłaniająca się na początku wali się w gruzy, a Wisting naturalnie wraz z czytelnikiem zostają zmuszeni do poszukiwania odpowiedzi od zupełnie innej strony. Innymi słowy klarowna do pewnego momentu sprawa zaginięcia taksówkarza zostaje tak dalece rozbudowana, Horst tak wielce wszystko gmatwa, że z czasem fabuła nabiera niebywale skomplikowanego, złożonego wymiaru. Dochodzenie rozciąga się nie tylko na przemytniczy światek, w większej mierze skupiając się na dawno rozwiązanej sprawie zabójstwa młodej kobiety w noc sylwestrową. Sprawę prowadzili śledczy z Kristiansand, ale Wisting odkrywa, że popełnili poważne błędy, których wbrew woli swojego przełożonego nie jest w stanie puścić w niepamięć. I w ten oto sposób wydaje się, że główny bohater „Ślepego tropu” płynnie przeskoczył ze swojego dochodzenia w sprawę, za którą odpowiadają jego koledzy po fachu. Jednak jak już wcześniej można było się przekonać w niniejszej powieści niczego nie należy zakładać, bo fabułę skonstruowano w tak przemyślny, piętrowy sposób, że dosłownie wszystko, na czym skupia się Wisting wkrótce nada jego sprawie wyjściowej inny, zupełnie nieoczekiwany wymiar. Tak więc i bez pomocy Horsta wiemy, że tzw. Zabójstwo Noworoczne ma kluczowe znaczenie w sprawie taksówkarza, nawet sam Wisting w swoich przemyśleniach zauważa, że aby poznać prawdę musi przebić się przez sprawę rzekomo dawno rozwikłaną. Przy czym w drugiej połowie powieści jego zaangażowanie w zamknięte dochodzenie kolegów połączone z ich aktualną obławą na szefa przemytniczego gangu na kilku poziomach przysłoniło losy taksówkarza, które w obliczu tak wzmożonej, elektryzującej akcji i dużo bardziej zajmującej intrygi jawiły się mniej istotnie, wyrabiając we mnie fałszywe przekonanie, że jeśli nawet obie sprawy coś łączy to w zdecydowanie mniej ważnym punkcie. Dalszego przebiegu tej swoistej gry, jaką Horst toczył ze mną przez dosłownie całą lekturę w szczegółach zdradzać nie będę, żeby nie zepsuć potencjalnym czytelnikom frajdy z owej nieustanie zaskakującej opowieści, pełnej zdecydowanych i równocześnie wiarygodnie wplatających się w całość zwrotów akcji. Horst w „Ślepym tropie” testuje przenikliwość czytelnika portretując śledztwa z różnych stron, równocześnie przysłaniając ich właściwą istotę, tylko po to, żeby w finale „wywrócić wszystko do góry nogami”, obrazując całkowicie odstającą od wcześniejszych alternatywę, która okazuje się tak prosta i drobiazgowo oddająca związki przyczynowo-skutkowe, że aż się człowiek zastanawia, jakim cudem nie wpadł na to wcześniej, jak to możliwe, że dał się tak ograć autorowi… Cóż, pocieszające było jednak to, że wyprowadził mnie w pole doświadczony w kryminałach pisarz, który już wcześniej udowodnił, że wpisuje się w ścisłą czołówkę autorów skandynawskiej prozy przynależącej do tego gatunku.

Fanom twórczości Jorna Liera Horsta powiem jedynie, że „Ślepy trop” w moim osobistym rankingu zajmuje zaszczytne drugie miejsce spośród wszystkich wydanych w Polsce powieści o komisarzu Williamie Wistingu. Zresztą tej grupy i tak zachęcać do lektury nie trzeba. Życzyłabym sobie jednak, żeby grono miłośników książek Horsta sukcesywnie rosło, dlatego apeluję do osób niezaznajomionych z jego prozą, żeby dali jej szansę. Najlepiej zaczynając od „Psów gończych” bądź właśnie „Ślepego tropu”, bo kolejność czytania poszczególnych tomów nie ma znaczenia, a moim zdaniem, jak dotychczas te dwie powieści Horsta przetłumaczone na język polski zasługują na największą uwagę, chociaż oczywiście najlepiej znać wszystkie.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz