Komisarz William Wisting trafia na trop, który pozwala mu wznowić sprawę
zaginięcia taksówkarza, Jensa Hummela. Tymczasem do Stavern w gminie Larvik
wprowadza się samotna matka rocznej Mai, Sofie Lund, zajmując willę
odziedziczoną po dziadku. Spadkodawca, Frank Mandt, przez większość życia
trudnił się przemytem alkoholu i narkotyków, z czasem stając się mózgiem
przestępczego światka w tych rejonach Norwegii. W piwnicy kobieta odnajduje
ogromny sejf, do którego nie posiada klucza. Niedługo po przeprowadzce Sofie
odnawia znajomość z koleżanką z podstawówki, Line Wisting, córką komisarza z
komendy policji w Larviku, dziennikarką śledczą „Verdens Gang” aktualnie
przebywającą na urlopie ze względu na swój stan brzemienny. Wkrótce potem Sofie
wzywa ślusarza, który otwiera sejf jej dziadka. W środku znajduje się między
innymi rzecz, związana ze sprawą zaginięcia taksówkarza, którą aktualnie
prowadzi Wisting. Badania wykazują również, że ma znaczenie dla sprawy sprzed
paru miesięcy, dotyczącej zabójstwa młodej kobiety w Kristiansand w sylwestrową
noc. Sprawca został schwytany i czeka na proces, ale Wisting nabiera
przekonania, że aby rozwikłać sprawę Jensa Hummela musi najpierw przyjrzeć się
pominiętym przez śledczych szczegółom Zabójstwa Noworocznego.
„Ślepy trop” to najnowszy dziesiąty tom kryminalnej serii literackiej z
komisarzem Williamem Wistingiem, autorstwa Norwega, Jorna Liera Horsta. Jego
twórczość zyskała duży poklask krytyków i rzesze oddanych czytelników, głównie
za sprawą nieczęsto spotykanego we współczesnych powieściach kryminalnych
detalicznego podejścia do pracy wykreowanych przez niego śledczych. Niektórzy
norwescy krytycy w swoich recenzjach „Ślepego tropu” zauważali, że to jedna z
najlepszych książek w artystycznym dorobku Horsta, będąca bezsprzecznym dowodem
twórczego rozwijania się autora. Dziesiąta odsłona losów Williama Wistinga jest
czwartą powieścią wchodzącą w skład tej serii wydaną w Polsce. Nasi wydawcy nie
zachowują chronologicznego porządku, co nie ma większego znaczenia, bo
specyfika niniejszych kryminałów nie wymaga znajomości poprzednich tomów, aby
kompleksowo objąć rozumem fabuły poszczególnych powieści. W każdym razie ze
wszystkich książek o Williamie Wistingu dotychczas przetłumaczonych na język
polski największym uznaniem darzę „Psy gończe”, ale „Ślepy trop”
umiejscowiłabym tuż za nimi – „Poza sezonem” i „Jaskiniowiec” w mojej osobistej
klasyfikacji plasują się o klasę, dwie niżej.
Integralnymi postaciami poczytnej kryminalnej serii Jorna Liera Horsta (a
przynajmniej tych tomów, które dotychczas ukazały się w Polsce) są komisarz
policji z Larviku, William Wisting i jego młoda córka, dziennikarka śledcza z
„VG”, Line. W „Ślepym tropie” charakterystyka tego pierwszego nie uległa
zmianie. Wisting nadal jest solidnym, zdolnym gliną gotowym zrobić wszystko, co
w ludzkiej mocy, aby dojść do prawdy i ukarać winnych, choćby kosztem
zniszczenia kariery kolegów po fachu. Natomiast rola Line w aktualnie toczącym
się śledztwie w dziesiątej odsłonie serii została przez Horsta umniejszona, a
osobowość kobiety straciła tę urzekającą determinację, którą wyróżniała się w
poprzednich powieściach. Powodem jest odpoczynek od pracy, wymuszony ciążą i
oczywiście sam stan brzemienny, bowiem instynkt macierzyński zauważalnie
dyktuje jej trzymanie się z dala od kłopotów. Przez to, że Line nie bierze
czynnego udziału w dochodzeniu, zajmując się głównie urządzaniem nowego domu w
sąsiedztwie ojca można odnieść wrażenie, że straciła „pazur”, nawet wówczas,
gdy mimowolnie zostaje wplątana w sprawę kryminalną. Odnowienie kontaktów z
Sofie Lund, której zmarły dziadek odegrał niegdyś znaczącą rolę we wznowionej
właśnie przez Wistinga sprawie zaginięcia taksówkarza, to bodaj jedyny znaczący
zbieg okoliczności nadający tempo dochodzeniu. W kryminałach zbiegi okoliczności
są niepożądane - zbyt naciągane, żeby sprawiać wrażenie prawdopodobnych, ale w
„Ślepym tropie” zawiązująca się przyjaźń pomiędzy Line i Sofie oraz łączące ich
obie ze śledztwem znalezisko, dzięki warsztatowi Horsta, który zna umiar, nie
obniża wiarygodności fabuły. Za to odmalowuje przed oczami czytelnika, w moim
pojęciu, rozczarowujący obraz Line, która z walecznej dziennikarki śledczej
przekształciła się w kurę domową, drżącą na myśl o samotnym rodzicielstwie i
ograniczającą swój udział w śledztwie ojca do podrzucania mu strzępów
informacji uzyskanych dzięki znajomości ze spadkobierczynią przestępcy, o wiele
chętniej spędzającej wolny czas na niezobowiązujących pogawędkach z Sofie. Cóż,
moim zdaniem, jeśli Horst utrzyma taki charakter Line i równie silnie będzie
bagatelizował jej rolę w dochodzeniach w następnych odsłonach serii to ta
bohaterka zapewne całkowicie odsunie się w cień, w oczach czytelników tracąc
wiele ze swojej atrakcyjności. Na szczęście jednak William Wisting w ogóle się
nie zmienił, a samo dochodzenie, które prowadzi na kartach „Ślepego tropu” zachwyca
niebanalną konstrukcją, czym dosłownie Horst skradł całą moją uwagę.
Jorn Lier Horst bez większego fabularnego rozmachu rozpoczyna zdawać by się
mogło pospolitą sprawę zaginięcia, w jakiś sposób związaną ze zorganizowaną
przestępczością, czym skutecznie usypia czujność odbiorcy. Na początku podrzuca
jedynie strzępy informacji, które jednak nawet mniej domyślnemu czytelnikowi powinny
dać całościowy ogląd sytuacji. Problem w tym, że tenże z czasem okazuje się
fałszywy, bo do pozornie łatwych do zinterpretowania dowodów pozyskanych przez
Wistinga na początku dochodzenia dochodzą tropy, których nijak nie można
dopasować do wcześniej zarysowanych faktów. Interpretacja tragicznych w
skutkach wydarzeń tak zgrabnie wyłaniająca się na początku wali się w gruzy, a
Wisting naturalnie wraz z czytelnikiem zostają zmuszeni do poszukiwania
odpowiedzi od zupełnie innej strony. Innymi słowy klarowna do pewnego momentu
sprawa zaginięcia taksówkarza zostaje tak dalece rozbudowana, Horst tak wielce
wszystko gmatwa, że z czasem fabuła nabiera niebywale skomplikowanego,
złożonego wymiaru. Dochodzenie rozciąga się nie tylko na przemytniczy światek,
w większej mierze skupiając się na dawno rozwiązanej sprawie zabójstwa młodej
kobiety w noc sylwestrową. Sprawę prowadzili śledczy z Kristiansand, ale
Wisting odkrywa, że popełnili poważne błędy, których wbrew woli swojego
przełożonego nie jest w stanie puścić w niepamięć. I w ten oto sposób wydaje
się, że główny bohater „Ślepego tropu” płynnie przeskoczył ze swojego
dochodzenia w sprawę, za którą odpowiadają jego koledzy po fachu. Jednak jak
już wcześniej można było się przekonać w niniejszej powieści niczego nie należy
zakładać, bo fabułę skonstruowano w tak przemyślny, piętrowy sposób, że
dosłownie wszystko, na czym skupia się Wisting wkrótce nada jego sprawie
wyjściowej inny, zupełnie nieoczekiwany wymiar. Tak więc i bez pomocy Horsta
wiemy, że tzw. Zabójstwo Noworoczne ma kluczowe znaczenie w sprawie
taksówkarza, nawet sam Wisting w swoich przemyśleniach zauważa, że aby poznać
prawdę musi przebić się przez sprawę rzekomo dawno rozwikłaną. Przy czym w
drugiej połowie powieści jego zaangażowanie w zamknięte dochodzenie kolegów
połączone z ich aktualną obławą na szefa przemytniczego gangu na kilku
poziomach przysłoniło losy taksówkarza, które w obliczu tak wzmożonej,
elektryzującej akcji i dużo bardziej zajmującej intrygi jawiły się mniej
istotnie, wyrabiając we mnie fałszywe przekonanie, że jeśli nawet obie sprawy
coś łączy to w zdecydowanie mniej ważnym punkcie. Dalszego przebiegu tej
swoistej gry, jaką Horst toczył ze mną przez dosłownie całą lekturę w
szczegółach zdradzać nie będę, żeby nie zepsuć potencjalnym czytelnikom frajdy
z owej nieustanie zaskakującej opowieści, pełnej zdecydowanych i równocześnie
wiarygodnie wplatających się w całość zwrotów akcji. Horst w „Ślepym tropie”
testuje przenikliwość czytelnika portretując śledztwa z różnych stron,
równocześnie przysłaniając ich właściwą istotę, tylko po to, żeby w finale
„wywrócić wszystko do góry nogami”, obrazując całkowicie odstającą od
wcześniejszych alternatywę, która okazuje się tak prosta i drobiazgowo oddająca
związki przyczynowo-skutkowe, że aż się człowiek zastanawia, jakim cudem nie wpadł
na to wcześniej, jak to możliwe, że dał się tak ograć autorowi… Cóż,
pocieszające było jednak to, że wyprowadził mnie w pole doświadczony w
kryminałach pisarz, który już wcześniej udowodnił, że wpisuje się w ścisłą
czołówkę autorów skandynawskiej prozy przynależącej do tego gatunku.
Fanom twórczości Jorna Liera Horsta powiem jedynie, że „Ślepy trop” w moim
osobistym rankingu zajmuje zaszczytne drugie miejsce spośród wszystkich
wydanych w Polsce powieści o komisarzu Williamie Wistingu. Zresztą tej grupy i
tak zachęcać do lektury nie trzeba. Życzyłabym sobie jednak, żeby grono
miłośników książek Horsta sukcesywnie rosło, dlatego apeluję do osób
niezaznajomionych z jego prozą, żeby dali jej szansę. Najlepiej zaczynając od
„Psów gończych” bądź właśnie „Ślepego tropu”, bo kolejność czytania
poszczególnych tomów nie ma znaczenia, a moim zdaniem, jak dotychczas te dwie
powieści Horsta przetłumaczone na język polski zasługują na największą uwagę,
chociaż oczywiście najlepiej znać wszystkie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz