Fernando
dostaje pracę nocnego stróża w magazynie niegdyś należącym do
domu aukcyjnego. Obecny właściciel tego rozległego budynku,
zagraniczny deweloper, zburzy go, gdy tylko otrzyma pozwolenie na
budowę, a do tego czasu do obowiązków Fernando należy nocne
czuwanie nad tym miejscem i sprzątanie pomieszczeń wskazanych przez
jego przełożonego. Po zapadnięciu zmroku Fernando ma zostawać
tutaj całkiem sam, w pojedynkę przemierzać długie, mroczne
korytarze ogromnego magazynu i wykonywać drobne prace zlecone przez
kierownika. Ale mężczyzna jednak ma towarzystwo, którego jednak
wolałby uniknąć. W magazynie często pojawiają się zagadkowo
zachowujący się osobnicy, których nie powinno tam być.
Oscar
Estevez jest kojarzony głównie z „La casa muda” Gustava
Hernandeza, urugwajskim horrorem nastrojowym, remake którego ukazał
się już rok po premierze pierwowzoru, a wyreżyserowali go Chris
Kentis i Laura Lau. Oscar Estevez napisał scenariusz „La casa
muda” i aż do „Nocnego stróża” był to jedyny scenariusz
pełnometrażowego filmu znajdujący się na jego koncie. Jeśli zaś
chodzi o reżyserię to jest to jego pierwsze takie doświadczenie w
długim metrażu. Scenariusz „Nocnego stróża” Estevez spisał
wspólnie z Federikiem Rocą, a w reżyserii wspomagał go Joaquin
Mauad.
„Nocny
stróż” to urugwajsko-argentyński thriller z elementami horroru,
który póki co nie jest dystrybuowany na szeroką skalę. Chociaż
może nie do końca dotyczy to Polski, bo film ten pojawił się już
w telewizji, z tym że nie na ogólnodostępnych kanałach. Ale w
sumie film Oscara Esteveza i Joaquina Mauada nie wydaje się być
obrazem, który mógłby sprostać oczekiwaniom dużej części
współczesnych widzów. Moich też nie całkiem. „Nocny stróż”
dla mnie jest produkcją mocno nierówną, jedną z tych, które mają
coś interesującego do pokazania, ale nie zawsze czynią to w
sposób, który generowałby jakieś emocje. Jedną z tych, które
posiadają frapujące, trzymające w napięciu momenty, ale pomiędzy
nimi rozciągają się jałowe terytoria, przez które doprawdy
niełatwo było mi przebrnąć. Przekonująco wykreowany przez
Gastona Paulsa, Fernando, to człowiek-zagadka. Twórcy stopniowo
podrzucają nam strzępy informacji na jego temat, które to musimy
sami uporządkować, złożyć z tych fragmentów spójny obraz
człowieka, który najpewniej nie miał w życiu lekko. Co mu się
przydarzyło? Dlaczego wygląda jak człowiek przegrany, pokonany
przez życie? Dlaczego toczy tak nędzną egzystencję – mieszka w
mocno zaniedbanej klitce, nie ma przyjaciół, a rodzina nie chce
mieć z nim nic wspólnego? Z tej postaci nieustannie emanuje smutek,
do korzeni którego niejeden widz zapewne będzie chciał dotrzeć. A
droga do zrozumienia będzie wyboista i będzie przebiegać przez
mroczny, zaniedbany magazyn, który przypomina labirynt. Wybór tego
budynku na główne miejsce akcji był jedną z najlepszych decyzji
podjętych przez twórców „Nocnego stróża”. Brudne, ciemne,
przepastne wnętrza, w których jak wyraźnie daje się nam do
zrozumienia kryją się jacyś intruzi. Mdłe światło z latarki
Fernanda i starych lamp rozmieszczonych w budynku bynajmniej nie
rozprasza mroku. Wręcz przeciwnie: wydobywa z niego większą
wrogość, trwa się bowiem w przekonaniu, że w każdej chwili w ten
skąpo oświetlony obszar wkroczy jakaś nieprzyjaźnie usposobiona
postać dotychczas kryjąca się w cieniu. Albo taka, która przybyła
z zaświatów, żeby dręczyć i tak już umęczonego mężczyznę. W
sekwencjach z Aną, tajemniczą kobietą, która pojawia się w
magazynie scenarzyści „Nocnego stróża” wykazali się sporą
kreatywnością i niemałą znajomością generowania iście
intrygującej osobliwości, zjawiska, które niełatwo objąć
rozumem. Wprost uwielbiam wstawki, które aż cisną na usta zdanie:
„Witamy w Strefie Mroku”, w świecie, w którym nie obowiązują
znane nam prawa fizyki, w którym dosłownie wszystko może się
wydarzyć. A Oscar Estevez i Federico Roca w scenach z Aną
wytworzyli naprawdę silne poczucie oderwania od rzeczywistości z
wykorzystaniem prostych, acz jakże poruszających wyobraźnię,
pomysłowych akcentów. Największą przeszkodą na drodze do
zrozumienia tej historii jest zamykanie niektórych zagadkowych scen
momentami przebudzenia głównego bohatera. Wyrywania się Fernanda z
głębokiego snu, bo to sugeruje, że wydarzenia którym
świadkowaliśmy chwilę wcześniej mogły być tylko koszmarami
sennymi. Wyjaśniałoby to, dlaczego Fernando nie informuje swojego
przełożonego o ludziach pojawiających się w nocy w magazynie,
którego to ma strzec przed intruzami. Odpowiadałoby również na
pytanie: dlaczego w miejscu pracy tytułowego bohatera pojawiają się
również osoby, które ten zdaje się znać. Ale to może być
mylące. Równie prawdopodobne wydaje się bowiem to, że w tym oto
starym magazynie Fernando konfrontuje się z projekcjami swojego
okaleczonego umysłu i że we wspomnieniach przenosi się w
przeszłość. Albo że nawiedzają go duchy osób, którym w
przeszłości wyrządził jakąś krzywdę, być może nawet
doprowadził do ich śmierci...
(źródło: https://www.imdb.com/)
Od
sporego zainteresowania po dotkliwą nudę, od dosyć silnego
napięcia po skrajne zmęczenie – taką oto huśtawkę nastrojów
miałam oglądając „Nocnego stróża” Oscara Esteveza i Joaquina
Mauada. Były sekwencje, przez które już myślałam, że nie uda mi
się przebrnąć, tak beznamiętne, potwornie dłużące się
wstawki, że nie miałam wątpliwości, że prędzej, czy później
obraz ten wepchnie mnie w objęcia snu. Ale tak się nie stało, bo
pomiędzy tymi przestojami pojawiały się całkiem nieźle
zrealizowane scenki, intrygujące pomysły, ciekawe wydarzenia
rozgrywające się w jakże chwytliwym otoczeniu. W starym, mrocznym
i brudnym magazynie, nocami pilnowanym przez udręczonego człowieka,
o którym pragnie się dowiedzieć jak najwięcej, ale (i to też
jest dobre) przez ten proces poznawania go widz przechodzi stopniowo.
Innymi słowy mam mieszany stosunek do tego oto thrillera z
elementami horroru – ani go nie polubiłam, ani nie znienawidziłam.
Ot, obejrzałam i prawdopodobnie już niedługo o nim zapomnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz