środa, 21 sierpnia 2019

Raphael Montes „Sekretna kolacja”

Dante i jego przyjaciele Miguel, Leitao i Hugo, przeprowadzają się z małego miasteczka, w którym się wychowali do Rio de Janeiro, gdzie wspólnie wynajmują mieszkanie. Po skończeniu studiów Dante znajduje nisko płatną pracę w księgarni. Hugo bezskutecznie próbuje zaistnieć w branży gastronomicznej, a Miguel odbywa staż w szpitalu publicznym. Tylko otyły haker Leitao nie dokończył nauki i tylko jemu nie zależy zbytnio na robieniu kariery. Większość czasu spędza w mieszkaniu, oddając się swoim ulubionym zajęciom: jedzeniu i graniu na komputerze. Młodzi mężczyźni ledwo wiążą koniec z końcem, ale pewnego dnia ich sytuacja finansowa jeszcze bardziej się pogarsza. Nie widząc innego wyjścia decydują się zorganizować w swoim mieszkaniu drogą sekretną kolację. Zamieszczają w Internecie ogłoszenie, w którym obiecują, że w menu będzie ludzkie mięso. Jest wielu chętnych, ale wybierają tylko dziesięć osób. A potem opracowują plan pozyskania głównego składnika swojej wykwintnej kolacji.

Raphael Montes – brazylijski prawnik, scenarzysta oraz autor powieści i opowiadań. Swoją pierwszą powieść, „Suicidas”, napisał między szesnastym a dziewiętnastym rokiem życia. W 2010 roku Montes wystawił ją w konkursie organizowanym przez wydawnictwo Benvira, w którym zajęła drugie miejsce. Na rynek trafiła dwa lata później (a w 2015 roku odbyła się premiera sztuki teatralnej na niej opartej), gdy jej autor miał dwadzieścia dwa lata. I bynajmniej nie przeszła bez echa. Pisarska kariera Montesa nabrała rozpędu. Od tego czasu wydał jeszcze kilka poczytnych powieści, z których wyróżnić trzeba wydany też w Polsce thriller pt. „Dziewczyna w walizce”. Odpowiedź Montesa na prośbę jego matki o napisanie historii miłosnej... „Sekretna kolacja” pierwotnie została wydana w 2016 roku, a w Polsce ukazała się mniej więcej rok później. Prawa do sfilmowania tej publikacji zostały już sprzedane – to samo zresztą dotyczy pozostałych powieści Raphaela Montesa.

Chociaż Raphael Montes jest jednym z bardziej znanych brazylijskich pisarzy, w dodatku specjalizującym się w literaturze grozy (horror, thriller), nigdy wcześniej o nim nie słyszałam. „Wcześniej”, czyli przed przypadkowym spotkaniem z jego „Sekretną kolacją”. Skrótowy opis fabuły zamieszczony na okładce polskiego wydania książki (wydawnictwo Filia, rok 2017) nie zdradza wprost przewodniego motywu tej powieści, ale sugestia bez wątpienia jest bardzo wyraźna. Wiem, bo to właśnie ta sugestia pchnęła mnie do zakupu „Sekretnej kolacji”. Nie szukałam bardziej szczegółowych informacji na jej temat – kupiłam ją, bo opis z okładki zasugerował mi tematykę kanibalistyczną. A takich opowieści, ku mojemu ubolewaniu, na rynku literackim (przynajmniej polskim) jest jak na lekarstwo. Ba, w Polsce to nawet powieściowych horrorów jest tyle, co kot napłakał. „Sekretna kolacja” horrorem jest. Thrillerem również. Raphael Montes stworzył, moim zdaniem, idealnie zbilansowaną mieszankę tych dwóch gatunków, która nie bardzo przystaje do standardów polskiego rynku wydawniczego. Oczywiście prozę ekstremalną też się u nas wydaje, ale trudno to uznać za chleb powszedni. Bo „Sekretna kolacja” to ewidentnie proza ekstremalna – rzecz, której myślę nie powstydziliby się nawet tacy specjaliści w tej dziedzinie, jak Clive Barker, Edward Lee, Bentley Little i John Everson. Ci, którzy widzieli „Klub kanibali”, film Guto Parente z 2018 roku, notabene także brazylijski, prawdopodobnie już po samym skrótowym opisie jej fabuły skojarzą go z „Sekretną kolacją”. Podobieństwa bezsprzecznie są (wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że twórcy „Klubu kanibali” delikatnie się ową powieścią inspirowali), ale wierzcie mi, to zupełnie inna liga. Raphael Montes nie patyczkuje się z czytelnikiem, nie wykorzystuje motywu przewodniego do łagodzenia kanibalizmu, tylko wręcz przeciwnie: wyciska z tego tyle makabry, ile można bez popadania w groteskę. I co również ważne, jeśli nie ważniejsze, zauważalnie nie interesuje go szokowanie dla samego szokowania. Pragnie odbiorcy coś uświadomić, coś istotnego przekazać. Aczkolwiek niekoniecznie są to przemyślenia z gatunku tych łatwo akceptowalnych w tak zwanych cywilizowanych społeczeństwach. Główny bohater i zarazem narrator „Sekretnej kolacji”, homoseksualista Dante, wynajmuje wraz z trójką swoich wieloletnich przyjaciół dosyć przestronne mieszkanie w Rio de Janeiro. I podobnie jak jego współlokatorzy boryka się z problemami finansowymi. Czytając omawianą powieść można odnieść wrażenie, że Raphael Montes jest osobą, której delikatnie mówiąc nie jest obojętna kondycja jego rodzimego kraju. Nie tyle pogniewaną na Brazylię, ile na przynajmniej niektóre władze, które to państwo kształtowały. Na te władze, które bardziej szkodzą, niż pomagają... Yyy, a czy gdzieś na świecie są politycy, którzy bardziej pomagają społeczeństwu, niż szkodzą? W każdym razie Dante jest dwudziestoparolatkiem, który właśnie wyzbywa się marzeń. Otwiera oczy na świat – nareszcie do niego dociera, że wytężona nauka i ciężka praca bynajmniej nie gwarantują zawodowego sukcesu. Jeśli nie wywodzisz się z wpływowej rodziny, jeśli już na starcie nie opływasz w bogactwa i nie masz odpowiednich znajomości to kolokwialnie mówiąc masz przekichane. Możesz być najambitniejszym człowiekiem na świecie, możesz harować jak wół, a i tak masz znikome szanse na stabilizację finansową. Bo to Brazylia? Nie, bo tak to wygląda na całym świecie. To jest prawdziwa rzeczywistość tzw. szarych ludzi, o której prawdopodobnie w szkole nie usłyszycie. Dante w każdym razie ze szkoły się tego nie wyniósł – tę naukę zaczerpnął z życia. Nie on pierwszy i z pewnością nie ostatni. Droga, na którą Dante i jego przyjaciele wchodzą celem spłacenia długu, dalece odbiega jednak od tej, którą codziennie, najczęściej aż do śmierci, podążają im podobni ludzie na całym świecie. Zamiast pogodzić się ze status quo, dożywotnio klepać biedę i nauczyć się nie marzyć, (anty)bohaterowie „Sekretnej kolacji” postanawiają powalczyć o swój kawałek tortu. Odwrócić złą passę w sposób iście amoralny. I przestępczy. Bo choć Dante nie znajduje przepisu, który zabraniałby Brazylijczykom spożywania ludzkiego mięsa (co nie znaczy, że takowy nie istnieje, tego nie wiem), to już sposób pozyskania ciała na kolację, którą wraz z przyjaciółmi organizuje dla dziesięciu wybranych osób (z mnóstwa chętnych), bezprawne bez wątpienia jest. Ale cóż to za przeszkoda, kiedy w perspektywie jest spory zarobek? I tak oto Dante i jego współlokatorzy stają się elitarnymi restauratorami...

Warsztat Raphaela Montesa robi różnicę (nie bez znaczenia jest też wkład tłumaczki, Barbary Bardadyn). „Sekretna kolacja” nie jest niechlujnym szokerem, spisaną maksymalnie uproszczonym językiem opowiastką, która nie ma czytelnikom do zaoferowania nic ponad wynaturzenia. Ten brazylijski pisarz moim zdaniem niczego w swoim pisarskim stylu poprawiać nie musi – to pisarz kompletny, artysta władający dojrzałym, poruszającym wyobraźnię warsztatem, dużą odwagą i kreatywnością. A to mieszanka wybuchowa, czego dowodem choćby „Sekretna kolacja” (to na razie jedyna książka tego autora, którą przeczytałam, ale należy położyć tutaj akcent na zwrot „na razie”). Powieść, w której odnajdujemy postacie scharakteryzowane na modłę najlepszych thrillerów psychologicznych, jakie można odnaleźć na światowym rynku wydawniczym. Dogłębnie rozpisane (zwłaszcza Dante), niejednoznaczne jednostki, które pod wieloma względami się od siebie różnią, ale łączy je jedno: wszystko wskazuje na to, że wszyscy, mniej czy bardziej świadomie, zmierzają ku zatraceniu. Głosem rozsądku jest Miguel, odbywający staż w szpitalu publicznym dwudziestoparolatek, który od zawsze marzył, by zostać lekarzem. Ale, jak to często bywa, głos rozsądku jest grzecznie ignorowany. Bo dlaczegóż miałoby być inaczej? Przecież młodzi ludzie nie planują nikomu wyrządzić poważnej krzywdy. Nikogo nie zamierzają zabijać. Po prostu ukradną czyjeś zwłoki i zrobią z nich główny składnik kolacji dla ludzi, gotowych zapłacić każdą cenę za możliwość zjedzenia bliźniego. Owszem, rodzina denata/denatki zapewne będzie rozpaczać, ale to i tak najbardziej litościwe podejście do owego przedsięwzięcia. Najlepszy z możliwych wariantów tego potwornego planu. Młodzi ludzie tak na patrzą, a potem... No potem, jak można się tego spodziewać, sytuacja znacznie się skomplikuje. Na pewnym etapie realizacji tego przedsięwzięcia dołącza do nich Cora, młoda prostytuująca się kobieta, pisząca wiersze i marząca o tym, by kiedyś zostały one wydane oraz specjalizująca się w ćwiartowaniu mięsa. Zwierząt, ale co to za różnica, zwierzę hodowlane czy człowiek? To i to mięso, prawda? I w ten oto sposób przechodzimy do myślę trochę kontrowersyjnych tez sformułowanych przez Montesa na kartach omawianej powieści. „Człowiek jest wielkim hipokrytą […] Tak naprawdę nie musisz jeść ludzkiego mięsa, żeby dokonywać potwornych czynów, wystarczy pokroić stek i kiełbasę, by przyłożyć rękę do okropności”. Innymi słowy Montes daje nam jasno do zrozumienia, że nie ma wielkiej różnicy pomiędzy jedzeniem człowieka i zwierzęcia hodowlanego. W jednym z wywiadów autor „Sekretnej kolacji” zdradził, że podczas pracy nad tym utworem został wegetarianinem. Ale nie na długo. Już nie unika mięsa. Bo jest hipokrytą? Z przedmiotowej powieści wnoszę, że pierwszy by to przyznał. Za pośrednictwem Dantego w pewnym sensie już to zrobił. Ale nie to spojrzenie na jedzenie ludzkiego mięsa namieszało mi w głowie. Pewna jednoznacznie negatywna postać kazała mi spojrzeć na to tak: na świecie panuje głód, mnóstwo ludzi codziennie umiera z powodu braku pożywienia, a my cywilizowani ludzie co robimy? Grzebiemy zmarłych. Marnujemy mięso, bo tak dyktuje nam nasza kultura, nasza moralność. Jaki z tego wniosek? Że wolimy by na świecie szalał śmiercionośny głód od profanowania, konsumowania naszych zmarłych? Montes podsumowuje ten wywód, tę prowokację artystyczną, słowami „niewyobrażalny absurd”, ale przyznaję, że na moment zasiał we mnie ziarno zwątpienia... A potem przyszło otrzeźwienie, a wraz z nim wstręt do samej siebie. I to był najpiękniejszy moment tej książki – chwila, w której Montes poniekąd udowodnił, że „Człowiek jest zły z natury. Nieważne, co mówią, wszyscy są tacy sami. Biedny czy bogaty, czarny czy biały, stary czy młody, nieważne. W czynieniu zła wszyscy jesteśmy jednakowi”. Krótko: jesteśmy potworami. Wydaje nam się, że nie, że akurat ja jestem dobry, że ja przenigdy nie zrobiłbym tego samo, co Dante i jego kumple. A co na to główny (anty)bohater i narrator recenzowanej powieści? Proszę: „Prawda jest jednak taka, że gdybyś znalazł się na moim miejscu, zrobiłbyś to samo. Łatwo jest kogoś potępiać, zrzucić odpowiedzialność, wymyślać teorie i wskazywać winnych. Ale powtarzam: postąpiłbyś identycznie”. Bzdura? Pewnie tak, ale... Poprzestańmy na tym, że Montes zaserwował mi niewyobrażalną gonitwę myśli. Byłabym do tego zdolna czy nie? Znajdując się w położeniu Dantego na pewno nie (bo bywałam w gorszych i jakoś nawet nie pomyślałam o działalności w „branży kanibalistycznej”), ale czy coś, cokolwiek, mogłoby mnie zmusić do przekroczenia takich granic? Tak czy nie? Zupełnie jak na jakiejś wypaczonej huśtawce... Myślę, że większość ludzi wolałaby o takich rzeczach nie myśleć. A jak już to poprzestać na tym, że Dante i jego koledzy to zwyrodnialcy, a światopoglądem takowych osób prawi, porządni, tak zwani normalni ludzie nie powinni sobie zawracać głowy. Bo to pewne jak w banku, że ci drudzy nigdy, pod żadnych pozorem, nie dopuszczą się takich bezeceństw. Młodzi ludzie wykreowani przez Montesa na kartach „Sekretnej kolacji” nie są odbiciem nas, to społeczny margines, a jeszcze ściślej wymysł obdarzonego zbyt wybujałą wyobraźnią pisarza, który powinien wreszcie zejść na ziemię i przestać formułować tezy, że my ludzie mamy w sobie coś z Dantego i jego ferajny. Tak, różowe okulary i heja! Raphael Montes idzie pod prąd – on się z nami nie cacka, pragnie wyrwać nas ze strefy komfortu, zmusić nas byśmy spojrzeli na siebie pod kątem, pod którym, jestem tego pewna, niewielu chciałoby spojrzeć. Tylko przez chwilę – potem wszystko sobie na powrót poukładamy, odzyskamy wiarę w siebie (jeśli takową mieliśmy) i wystawimy Dantemu i jego znajomym rachunek. Osądzimy ich po tych wszystkich krwawych, deprymujących, poruszających, może nawet do głębi szokujących oraz przynajmniej po części zaskakujących przejściach (takiego finału się nie spodziewałam, nie w całości, bo jednak ułamek tego wcześniej przeszedł mi przez myśl). Włożymy ich do odpowiedniej szuflady i zamkniemy ją na klucz. Do tej, do której samych siebie na pewno nie włożymy. Ale czy o tym wszystkim szybko zapomnimy? Ja na pewno nie. Raphael Montes zadbał o to, by ta opowieść wwierciła się w mój umysł. Być może nie na zawsze, ale co z tego – jak wywietrzeje mi z głowy to przeczytam to jeszcze raz. I jeszcze, i jeszcze...
 
Postanowienie: przeczytać wszystko Raphaela Montesa co już wyszło (czyli tylko „Dziewczyna w walizce”) i mam ogromną nadzieję, w przyszłości wyjdzie na polskim rynku. Jeden z moich ulubionych pisarzy, Jeffery Deaver, stwierdził, że „Sekretną kolację” trzeba przeczytać i nie mylił się. Jeśli jest się miłośnikiem krwawych horrorów i/lub thrillerów psychologicznych, to moim zdaniem tego nie można przegapić. Aż wstyd, że tak późno po tę powieść sięgnęłam, a najbardziej zdumiewające jest dla mnie to, że publikacja ta nie odbiła się zdecydowanie głośniejszym echem w Polsce. Może i sporo się o niej mówiło, ale do mnie niestety nic na temat „Sekretnej kolacji” nie dotarło (heh, nawet jej tytuł). Kupiłam to niejako w ciemno i proszę bardzo: jedna z najlepszych powieści, jaką w ostatnich paru latach przeczytałam. Naprawdę mocna rzecz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz