poniedziałek, 27 stycznia 2020

E.G. Scott „Nic o mnie nie wiesz”


Recenzja przedpremierowa

Małżeństwo z niemal dwudziestoletnim stażem, Paul i Rebecca Campbellowie, właśnie przechodzi ciężką próbę. Ona: zwolniona z dobrze płatnej pracy lekomanka. On: bez porozumienia z małżonką wybierający z konta ich wspólne oszczędności i spotykający się z inną kobietą. Paul i Rebecca niejedno starają się przed sobą ukryć, ale mają też wspólną tajemnicę, najmroczniejszą ze wszystkich. Kryzys zaczął się po bankructwie firmy budowlanej Paula. Pociechę mężczyzna znalazł w ramionach Sheili Maxwell, kobiety, z którą miał długotrwały romans, skrzętnie ukrywany przed Rebeccą. A kiedy w końcu postanowił go zakończyć, okazało się, że kochanka nie zamierza tak łatwo się wycofać. Życie zawodowe Paula na powrót zaczęło się układać, ale Sheila nie pozostawiała mu wątpliwości, że jego małżeństwo jest poważnie zagrożone. Teraz Rebecca podejrzewa męża o kolejną zdradę. On natomiast nie ma już wątpliwości, że jego żona jest uzależniona od środków przeciwbólowych. Nie wie jednak, że właśnie zwolniono ją z pracy i że uświadomiła sobie, że ją oszukuje. W tym samym czasie policja prowadzi śledztwo w sprawie zaginięcia dwóch kobiet, w które zamieszani są Campbellowie.

„Nic o mnie nie wiesz” (oryg. „The Woman Inside”) to debiutancka powieść wieloletnich przyjaciół, Elizabeth Keenan i Graga Wandsa, autorów sztuk, scenariuszy i opowiadań. Światowa premiera ich wspólnego projektu, amerykańskiego literackiego thrillera psychologicznego opublikowanego pod pseudonimem E.G. Scott, przypadła na rok 2019, a już w roku 2020 ma ukazać się ich druga powieść, „In Case of Emergency”. Wytwórnia Blumhouse pracuje już nad serialem opartym na ich debiutanckiej, dobrze przyjętej także przez krytyków i ich kolegów/koleżanki po piórze, książce. A Elizabeth Keenan i Greg Wands planują konsekwentnie rozwijać swoją współpracę na tym polu.

Ile tak naprawdę wiemy o swoich bliskich? Takie pytanie stawia duet pisarski publikujący jako E.G. Scott, w swojej pierwszej powieści. Marriage thriller (thriller małżeński) „Nic o mnie nie wiesz” to opowieść o niszczących tajemnicach – oszustwach i kłamstewkach, które destrukcyjnie wpływają na małżeństwo Rebekki i Paula Campbellów. Powoli, acz konsekwentnie toczą je od środka, pustoszą ich wspólne życie, które dla obserwatora z zewnątrz niezmiennie może wydawać się idealne. Odbiorca książki E.G. Scotta/Scottów znajduje się jednak wewnątrz tego małżeńskiego piekiełka. Ma okazję spojrzeć na tę parę pod kątem właściwszym od tych, które obierają oni sami. Spojrzeć obiektywnym okiem na historię ujętą z punktu widzenia kilku postaci (narracja pierwszoosobowa), z przewagą Campbellów. Ciekawe doświadczenie – obserwacja dynamicznej sytuacji oczami paru jej uczestników daje czytelnikowi przewagę nad każdym z nich. To odbiorca książki najszybciej odkrywa kolejne sekrety Paula i Rebekki. I natrafia na coraz to nowe wątpliwości: cechy i fragmenty biografii tej dwójki, które znowu każą mu weryfikować ocenę każdego z nich. Autorom „Nic o mnie nie wiesz” wyraźnie zależało na tym, by odbiorca ich książki nieustannie zmieniał swój stosunek do Paula i Rabekki – by opowiadał się raz po tej, raz po tamtej stronie. Bo w związku tym właśnie trwa wojna. Pytanie tylko, które z nich ją wywołało? W pierwszej partii powieści dostajemy miks fragmentów z życia Campbellów „przed” i „po”. Przed i po czym? Tego dowiemy się trochę później, jeszcze przed wprowadzeniem kolejnych dwóch narratorów, detektywów z wydziału zabójstw Wolcotta i Silvestriego. W dalszej części książki ciąg wydarzeń bardziej się ustabilizuje – nadal będziemy zaglądać w przeszłość niektórych postaci, ale już tylko we wspomnieniach, snach i wizjach otumanionego lekami przeciwbólowymi umysłu Rebekki. Obok Campbellów i detektywów pojawi się jeszcze ktoś. Jeszcze jedna osoba relacjonująca przebieg wydarzeń. Również tych wydarzeń, które zdążyliśmy już poznać albo tylko tak nam się wydawało. Pomieszanie z poplątaniem? Otóż nie. Mimo że narracja jest dosyć obficie rozgałęziona, trudno się w tym pogubić. Bez problemu nadążałam za akcją, ale na szczęście nie mogę tego samego powiedzieć o czołowych bohaterach bądź antybohaterach tej opowieści. A ściślej: nie mogłam pozwolić sobie na komfort sympatyzowania, z którymś z członów tego małżeństwa z ewidentnymi problemami. Autorzy mi na to nie pozwalali. Na początku sprawa wydawała się nadzwyczaj jasna. Oto uzależniona od leków przeciwbólowych kobieta, która głównie przez to właśnie traci pracę w firmie farmaceutycznej, odkrywa, że mąż bez jej wiedzy wybrał z ich wspólnego konta prawie wszystkie ich oszczędności. Pieniądze, które latami wytrwale gromadzili z myślą o budowie wymarzonego domu. Jakby tego było mało stosunkowo szybko dowiadujemy się, że Rebecca ma powody, by podejrzewać go o romans, że założenie, jakie czyni względem Paula nie musi być przesadne. Człowiek ten ma już na sumieniu jeden zakazany romans i to w dodatku taki, który im obu przysporzył nader poważnych kłopotów. Poza tym Rebecca dowiaduje się, że ostatnio jej mąż bez opamiętania wydaje ich wspólne pieniądze na drogie kolacje i biżuterię, której jakoś jej nie wręcza. Prosta sprawa, prawda? Oto niewierny mąż, który jest już w trakcie tworzenia podwalin pod nowy związek. Nowe życie, w którym nie ma miejsca dla Rebekki. Kobiety, która nie zamierza spokojnie stać i patrzeć na raniące ją poczynania Paula. Pozwolić mu na zmianę małżeńskiego gniazdka? Też coś! Rebecca jest zdecydowana odpowiedzieć ogniem na bezpardonowy atak, jaki mężczyzna przypuścił na ich jeszcze do niedawna szczęśliwe małżeństwo. Sytuację komplikuje jednak nałóg, w którym Rebecca już bez reszty się pogrążyła i policyjne śledztwo w sprawie zaginięcia dwóch dobrze znanych Campbellom kobiet. Ich znajomej Sashy Anders i kochanki Paula, Sheili Maxwell, która później zamieniła się w stalkerkę. Czy ta odtrącona kobieta nadal zagraża Campbellom? Czy wciąż próbuje zniszczyć ich małżeństwo, czy może to oni sami przykładają ręce do jego rozpadu? Że Paul? Niekoniecznie, bo Rebecca też nie wydaje się być zupełnym niewiniątkiem.

Oboje z żoną kłamiemy, tyle że każde na swój sposób. To jedna z ciekawszych rzeczy, o których człowiek przekonuje się po prawie dwudziestu latach małżeństwa. Ja mam swobodne podejście do szczegółów, ona – skłonność do wybiórczości.”

„Nic o mnie nie wiesz” spisano prostym językiem, który mnie wprawdzie trochę utrudniał zagłębianie się w kluczowe postacie, aczkolwiek sytuację ratowało skupienie autorów na Campbellach. Język uproszczony, ale już słów na temat każdego z nich (charakterystyka, przemyślenia, biografia) wylano w pełni zadowalającą mnie ilość. Gorzej z opisami miejsc poszczególnych wydarzeń – jedne potraktowano bardzo powierzchownie, inne uszczegółowiono w sposób z lekka męczący, niezbyt poruszający wyobraźnię. Większość samych wydarzeń składających się na ten dynamiczny ciąg, w centrum którego stoją Rebecca i Paul Campbellowie, w mojej ocenie skonstruowano z zadowalającą dbałością nie tylko o detale, ale również o emocjonalne napięcie. Tylko rozdziały poświęcone błądzącym we mgle detektywom z wydziału zabójstw stanowiły dla mnie niepożądane, niemiłe przystanki na tej najeżonej niebezpieczeństwami ścieżce, na którą zabrali mnie autorzy piszący pod pseudonimem E.G. Scott. Śledztwo zostało przez nich potraktowane nadzwyczaj skrótowo – tak bardzo, że osobiście nie znajduję uzasadnienia dla rozdziałów poświęconych Wolcottowi i Silvestriemu. Myślę, że lepszym wyjściem z tej sytuacji byłoby przedstawienie policyjnego dochodzenia przez pryzmat pozostałych trzech narratorów. Jako że „zmyślni” policjanci prawie przez cały czas są dosyć daleko za nami, nie można powiedzieć, że w takim wypadku nasz zasób wiedzy o dochodzeniu w sprawie zaginięcia dwóch kobiet zostałby znacznie uszczuplony. Praca Wolcotta i Silvestriego doprawdy niewiele wnosi do tej opowieści. Najważniejsze, a przy tym uważam, że najciekawsze wątki wprowadzają Campbellowie i ktoś jeszcze. Ktoś, kto wtrąci się później, żeby przedstawić swój punkt widzenia na to całe długie pasmo nieszczęść, jakim spokojnie można nazwać ostatni okres życia i tego kogoś i Campbellów. W „Nic o mnie nie wiesz” pojawia się kilka motywów, które fanom gatunku powinny być już znane. Czy to z innych powieści, czy filmów. Mamy wątek żony, w której narasta wrogość wobec męża, prawdopodobnie jak najbardziej słuszna. Mamy niszczące uzależnienie (tym razem od leków przeciwbólowych), które najwyraźniej powoduje zaniki pamięci. Mamy zagadkowe zaginięcie dwóch kobiet, w które w jakiś sposób jest zamieszane pozornie szczęśliwe małżeństwo, które w istocie przechodzi poważny kryzys. Mamy romans i to być może więcej niż jeden. I oczywiście prześladowczynię, która może już nie żyć. Ale nawet jeśli, to właśnie wykształca się ktoś w rodzaju jej następczyni. Rebecca coraz śmielej bowiem wchodzi na drogę, na której jeszcze nie tak dawno temu była kochanka jej męża. Jej celem nie jest jednak zasiewanie w nim niepokoju, jak wcześniej zwykła to czynić Sheila Maxwell. Rebecca chce po prostu odkryć brudne sekrety swojego męża i w razie konieczności maksymalnie utrudnić mu realizację jego niecnego planu. Bo pani Campbell ma coraz mniej wątpliwości, że jej ukochany mąż knuje przeciwko niej. Paul nie zdaje sobie sprawy z narastającej wrogości Rebekki względem niego – jest przekonany, że odzyskał już zaufanie żony, że znowu cieszy się jej bezgraniczną miłością, i że kobieta nie wie o pieniądzach, które wyjął z ich wspólnego konta. Mówiąc wprost: że bezczelnie ją okradł... Nie lubimy Paula, trzymamy z jego skrzywdzoną żoną. Obawiamy się Rebekki, liczmy, że jej mąż czym prędzej dowie się o jej knowaniach. Nie sympatyzujemy z żadnym z nich, każdemu życzymy wpadki. I tak w kółko. Poza tym liczymy, że uda im wyjść z tej sytuacji, w którą tak naprawdę sami się wpakowali.. Celowo czy niechcący? Jedno jest pewne: Campbellom bardzo przydałaby się UWAGA SPOILER komunikacja. „Nic o mnie nie wiesz” pod płaszczykiem historii o między innymi zbrodni, stalkerce, nielegalnym handlu lekami i uzależnieniu od tychże (nie)ukrywa ważne przesłanie. Niby dobrze znaną prawdę, ale w życiu codziennym jakoś często zapominaną. Powieść ta mówi o tym, jak bardzo zgubny wpływ na małżeństwo mogą mieć nawet najbardziej niewinne sekreciki chowane przed drugą osobą. Jakie katastrofalne skutki może mieć nawet działanie w jak najbardziej dobrej wierze, właśnie przez brak należytej komunikacji. Z niespodziankami, przygotowywaniem wspaniałych prezentów, w małżeństwie czasami trzeba bardzo uważać. O czym boleśnie, nieomal po szekspirowsku, przekonają się Campbellowie KONIEC SPOILERA pod koniec tej jakże wartkiej opowieści. Punkt, do którego ostatecznie dotrą Rebecca i Paul tylko połowicznie mnie zaskoczył, ale trzeba przyznać, że taki zwrot akcji stanowi wprost doskonałe zwieńczenie tej w miarę mrocznej intrygi. A na pewno zdumiewającej, bo choć autorzy bazują na popularnych motywach, to podchodzą do nich w raczej niespotykany sposób (tzn. ja nie przypominam sobie, żebym czy to w filmie, czy w literaturze spotkała się z taką nadrzędną koncepcją). I serwują więcej niż jeden gwałtowny zwrot akcji, w każdym takim przypadku pamiętając o zachowywaniu maksymalnej spójności z tym, co już zostało powiedziane. Żadnych naciąganych zbiegów okoliczności, choć na pierwszy rzut oka może się tak wydawać. Po zastanowieniu przynajmniej duża część takich początkowo niedowierzających odbiorców „Nic o mnie nie wiesz” powinna jednak dojść do wniosku, że w sumie nic z tego, czym ich uraczono nie jest niemożliwe. Że coś takiego mogłoby wydarzyć się w prawdziwym życiu dwóch osób raczących się kłamstwami i półprawdami.

Oto „Nic o mnie nie wiesz” (oryg. „The Woman Inside”), dosyć solidny thriller psychologiczny i zarazem marriage thriller otwierający, mam nadzieję długą, powieściową przygodę dwójki amerykańskich pisarzy, Elizabeth Keenan i Grega Wandsa, którzy zdecydowali się publikować swoje wspólne dzieła pod pseudonimem E.G. Scott. Oto historia, w której nie wszystko jest takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. Gra pozorów. Spektakl strasznych, ale i zupełnie niewinnych kłamstw, które mają porównywalną siłę niszczenia. Niszczenia związku małżeńskiego tworzonego przez osoby tak samo nieoczywiste, jak coraz to bardziej alarmistyczny ciąg wydarzeń, z ich udziałem. Zachwycona tą publikacją wprawdzie nie jestem, ale i tak uważam, że debiutancka powieść Elizabeth Keenan i Grega Wandsa jest pozycją godną polecenia. Zwolennikom literackich dreszczowców, w których wiele się dzieje i w których pomimo wykorzystania wielu znanych motywów czuć świeżość. Oto dosyć kreatywne podejście do historii o małżeństwie z problemami. I to jakimi!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz:

  1. Czytam już druga recenzję tej książki, lecz niestety ciągle mnie nie przekonuje. Fabula, oczywiście. Nie przepadam za thrillerami psychologicznymi toczacymi się między małżeństwem i ich problemami... Może kiedyś. ;)

    www.pomistrzowsku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń