sobota, 3 października 2020

Izabela Janiszewska „Histeria”

 

Na warszawskim Ursynowie przypadkowy przechodzień zauważa błąkającego się kilkuletniego chłopca. Zagadnięty, malec prowadzi go do okaleczonych zwłok swojej matki. Na miejsce zostaje wezwana policja, w tym komisarz Bruno Wilczyński, wciąż przechodzący osobisty dramat związany z jego poprzednią dużą sprawą. Tymczasem starająca się o pracę w „Newsweeku”, Larysa Luboń pracuje nad reportażem o zamaskowanym mężczyźnie nazywanym Fantomem, który mści się na ludziach krzywdzących własne dzieci. W sprawę angażuje swojego długoletniego przyjaciela, byłego redaktora naczelnego pisma, w którym sama również pracowała, Pawła Wiśniewskiego. Do Larysy, podobnie jak do Brunona, też wciąż docierają echa ich poprzedniej sprawy. Coraz bardziej osacza ją człowiek, którego poznała przy tamtej okazji, a na domiar złego powracają do niej demony z jeszcze odleglejszej przeszłości. W tym samym czasie młodszy brat Larysy, student Bartosz Luboń, stara się bez jej pomocy wybrnąć z poważnych kłopotów natury kryminalnej.

Histeria” to kontynuacja wydanego w 2020 roku „Wrzasku”, głośnego powieściowego debiutu dziennikarki Izabeli Janiszewskiej. Komisarz Bruno Wilczyński i dziennikarka Larysa Luboń wracają, a wraz z nimi pojawia się sprawa, którą w pewnym sensie napisało samo życie. „Histerię” zainspirowały bowiem autentyczne doświadczenia dzieci krzywdzonych przez własnych rodziców. Cierpienia również fizyczne, ale głównie psychicznie, które często rzutują na całe ich dorosłe życie. Kształtują ich na ludzi nieufnych, rozgoryczonych, tęskniących za miłością, której nigdy nie zaznali, a czasami przepełnionych złością, dla której rozpaczliwie szukają ujścia. Janiszewska zdradziła, że niemal każda scena przemocy względem dzieci opisana na kartach „Histerii” wcześniej została przez nią zaobserwowana bądź wysłuchana w prawdziwym życiu. Wyjawiła też, że „Histerię” pisało jej się trudniej niż „Wrzask”, ponieważ działała pod swego rodzaju presją – nie chciała zawieść czytelników liczących na podtrzymanie wysokiego poziomo jej literackiego debiutu.

Jesienny wieczór na warszawskim Ursynowie. W polu widzenia czytelnika zaledwie jeden dorosły mężczyzna. Jest spokojnie. Nic nadzwyczajnego się nie dzieje, aż tu nagle znikąd wyłania się trzyipółletni chłopiec z zakrwawionymi dłońmi i maskotką. Chłopiec jest zupełnie sam. Zagubiony w nieznanym miejscu. Tak zaczyna się druga powieść Izabeli Janiszewskiej. Kryminalny utwór noszący tytuł „Histeria”, kontynuujący wątki z „Wrzasku”, ale i wprowadzający nowe, nie mniej emocjonujące wydarzenia. Zaczynamy od chłopca, który, choć jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, właśnie stracił matkę. Jakiś niezidentyfikowany sprawca zaatakował ją, gdy jej jedyny syn spał tuż obok. Kobieta została dosłownie zatłuczona na śmierć, ale towarzyszący jej chłopiec nie odniósł żadnych fizycznych obrażeń. Zabójca z jakiegoś powodu nie tknął dziecka. Swoją wściekłość skierował tylko na matkę. W każdym razie stan ciała wskazuje na to, że sprawca działał pod wpływem potężnego gniewu. Pracujący nad tą sprawą komisarz Bruno Wilczyński musi więc brać pod uwagę możliwość, że zabójca znał swoją ofiarę. Z drugiej strony istnieje też prawdopodobieństwo przeniesienia przez sprawcę swojej, słusznej czy nie, wściekłości z jakiejś bliskiej mu osoby na zupełnie nieznaną mu istotę. Kobietę, która po prostu znalazła się w nieodpowiednim miejscu, w złym czasie. A skoro mowa o Wilczyńskim, ten znany już odbiorcom „Wrzasku” trzymający ludzi na dystans, sarkastyczny komisarz śledczy, jednocześnie nieoficjalnie zajmuje się inną sprawą. Szuka obciążających dowodów na pewnego człowieka, który w jego przekonaniu jest niebezpiecznym psychopatą. Zbrodniarzem, któremu udało się uniknąć kary. Zbrodniarzem, który teraz bawi się z nim w kotka i myszkę. Mniej więcej tak przedstawia się aktualna sytuacja Brunona Wilczyńskiego. Sytuacja, w której bez znajomości „Wrzasku” raczej niełatwo będzie się należycie odnaleźć. To samo zresztą można powiedzieć o losach jednej z nielicznych osób, które Wilczyński wpuścił do swojego życia, dziennikarki Larysy Luboń, która również nie jest znana z łatwego nawiązywania przyjaźni. I dobrych manier. Buntownicza natura Larysy w „Histerii” została trochę stępiona, co podejrzewam nie każdy jej fan przyjmie z uznaniem. Znajdą się jednak pewnie i tacy, którzy z wypiekami na twarzy będą obserwować... zmiany zachodzące w jej osobowości? Niezupełnie, bo w Larysie nie tyle budzą się nowe potrzeby, ile jej życie po prostu powoli wraca na tor, z którego zboczyło w czasach licealnych. Kobieta może wreszcie raz na zawsze uporać się z traumą, która w pewnym sensie odizolowała ją od innych. Sprawiała, że nie miała odwagi zbyt blisko dopuszczać do siebie ludzi, którym na niej zależało. Podobnie jak Wilczyński, dystansowała się od ludzi. Co nie znaczy, że w jej życiu nie było osób, dla których wiele by zrobiła. Luboń może i jest szorstka w obyciu, ale w głębi ducha chowa naprawdę ciepłe uczucia do ludzi z jej najbliższego otoczenia. Jedna z tych osób, jej wieloletni przyjaciel i mentor, Paweł Wiśniewski, jakiś czas temu w pewnym sensie zniknął z jej życia. Stracił wszystko na czym mu zależało. Wszystko na co ciężko pracował i najwyraźniej przywykł już do tych nieprzewidzianych okoliczności. Larysa nie potrafi jednak tak po prostu przejść do porządku dziennego nad tym, co dzieje się z jej najstarszym przyjacielem. Chce mu jakoś pomóc. I chce by on pomógł jej. Fantom. Zamaskowany mężczyzna grasujący w Warszawie. Samotny mściciel, który stanowi najnowszy temat Larysy Luboń. Temat reportażu dla „Newsweeka”, o pracę w którym główna bohaterka „Histerii” właśnie się stara. Na marginesie: z innych powszechnie znanych, funkcjonujących w Polsce mediów, Janiszewska wspomina też pewną dużą stację telewizyjną. W „Histerii” mamy jeszcze jeden wątek. Wątek koncentrujący się na strasznych przeżyciach młodszego brata Larysy, studenta Bartosza Lubonia, który wraz ze swoim najlepszym przyjacielem, wpada w poważne tarapaty. Toczące się w tym samym czasie dzieje komisarza Brunona Wilczyńskiego, dziennikarski Larysy Luboń i studenta Bartka Lubonia są podawane naprzemiennie, oczywiście zbiegając się w niektórych punktach, ale zasadniczo każda z tych postaci, przynajmniej przez jakiś czas działa w pojedynkę. Każda zajmuje się swoimi sprawami, które prawdopodobnie z czasem stopią się w jedną spójną całość. A przynajmniej takie wrażenie powinno towarzyszyć odbiorcom tej jednej wielkiej, misternie splecionej, kilkupiętrowej zagadki kryminalnej. Albo paru mniejszych. To się okaże.


Najpiękniejsze rodziny robią swoim dzieciom najbrzydsze rzeczy. A brak miłości nie zostawia siniaków. To niewidzialna przemoc.”

W „Histerię” Izabeli Janiszewskiej wchodziło mi się nieporównanie łatwiej niż w jej „Wrzask”, czyli pierwszy tom jej kryminalnego cyklu z komisarzem Brunonem Wilczyńskim i dziennikarką Larysą Luboń. Raczej nie dlatego, że wiedziałam już czego się spodziewać po pisarstwie tej utalentowanej pani, wiedziałam „jak czytać Janiszewską”. Już prędzej zawdzięczam to ramom fabularnym i mniej dezorientującemu rozplanowaniu tej historii. W sumie to nie jestem pewna, czy słowo „zawdzięczam” jest w tym przypadku odpowiednie. Z jednej strony cieszyło mnie, że nie muszę poświęcać energii na zatapianie się w tę opowieść, ale i nie mogę powiedzieć, że nie zatęskniłam za tą uwierającą zagadkowością „Wrzasku”. Tym: „ale o co chodzi?!”. W „Histerii” wszystko zawiązuje się w sposób bardziej klarowny – trzy nowe sprawy kryminalne, gdzie raz po raz odzywają się echa poprzedniej dużej sprawy, nad którą pracowali Bruno Wilczyński i Larysa Luboń. Podejrzane jednostki, które wypłynęły przy tamtej okazji, znowu mieszają w życiu tych nadzwyczaj barwnych protagonistów. Na pierwszy plan wysuwa się jednak niezwykle ważki problem nie tylko współczesnego świata. Problem, z którym system ewidentnie sobie nie radzi. Problem ignorowany, a jeszcze częściej po prostu niewychwytywany gołym okiem. O ile przemoc fizyczna często zostawia widome ślady, o tyle odkrycie przemocy psychicznej wymaga zdecydowanie większego wysiłku, większej przenikliwości. Ten rodzaj przemocy zwykle jest zdecydowanie szczelniej ukryty, a spustoszenie, jakie sieje w ludziach nierzadko jest dużo większe. Trwalsze. Jak już zostało wspomnienie Izabela Janiszewska, i chwała jej za to, pochyla się w „Histerii” nad potwornym losem dzieci. Losem zgotowanym przez ich własnych rodziców. Ojców i matki, którzy nie tylko wyspecjalizowali się (bo chyba tak to można nazwać) w zadawaniu niewyobrażalnych mąk głównie psychicznych, a bywa, że też fizycznych, swoim dzieciom, ale i czują chorą potrzebę chwalenia się tymi „dokonaniami” (bo oni najwyraźniej tak na to patrzą) w internecie. Z zewnątrz szczęśliwa, kochająca się rodzinka, ale jeśli wejrzeć głębiej iście patologiczny twór, którego największymi ofiarami są zaledwie kilkuletnie dzieci. Które potem wyrastają na... Różnie z tym bywa, ale można domniemywać, że w „Histerii” z takiego wyrodnego gniazdka wyfrunął seryjny morderca. Niegdyś tak niewinna istota, która w wyniku okrutnej działalności przynajmniej jednego rodzica, stała się... kimś jeszcze gorszym? To każdy czytelnik musi sam sobie rozsądzić. Janiszewska nie będzie się wtrącać. Nakreśli sytuację, przedstawi potencjalne motywy zabójcy grasującego w Warszawie i już bardziej pewną motywację człowieka w masce nazywanego Fantomem, ale ocena działań tych dwóch, bądź tylko jednej, postaci, leży już w naszej gestii. Nie chcę przez to powiedzieć, że Janiszewska nie znajduje, z braku innego słowa, zrozumienia dla ludzi, którzy walczą ze złem nielegalnymi metodami. Ale czy pochwala tak zdecydowane, ostateczne posunięcia, jak zabójstwo? Nie odniosłam takiego wrażenia. Nieistotne jest jednak to, co myśli na ten temat sama autorka, bo tak czy inaczej czytelnik sam będzie musiał sobie tę ważką kwestię rozsądzić. Albo i nie. To zależy, nie tylko od tego, czy będzie mu się chciało tak dalece w to zagłębiać. Zwłaszcza że pole do przemyśleń w „Histerii” jest dużo szersze. Na niejedno pytanie chce się znaleźć odpowiedź. Niejedna wątpliwość wymaga rozwiania. Niejedną zagadkę pragnie się rozwiązać. Najlepiej już, teraz, natychmiast, zanim człowieka rozsadzi z ciekawości. Problem tylko w tym, że w przypadku wątków mordercy, ten stan nie utrzymuje się wystarczająco długo. Autorka „Histerii” moim zdaniem powinna nieco okroić liczbę wskazówek. A przynajmniej przedstawić niektóre właściwe tropy w bardziej zawoalowany sposób. Można to było uczynić na przykład poprzez obudowanie ich większą ilością fałszywych sugestii, sprytnych zmyłek, dodatkowych nitek, które prowadziłyby w jakieś inne ślepe uliczki. Oczywiście wpadałam w niektóre sidła zastawione przez autorkę – bo takie też są, nie mówię, że nie – ale nie trwało to zbyt długo. Tożsamość mordercy grasującego w Warszawie dużo za wcześnie stała się dla mnie oczywista. Chociaż ciekawostki autorka dołożyła. Pomysłowy przypadek. Poza tym nie brakowało spraw, które wciąż czekały na rozpracowanie. Spraw przynajmniej prawie tak samo istotnych. Spraw niecierpiących zwłoki, choćby dlatego, że zdających się mieć zasadnicze znaczenie dla dalszych losów Larysy Luboń, Brunona Wilczyńskiego, a niewykluczone że także dla ich bliskich. Spraw, które przesądzą o ich życiu bądź śmierci? To się okaże w trójce, która na pewno już się szykuje...?

Męczy mnie jedna rzecz. Jedno pytanie: co stało się z chłopcem z posłowia? Jaki finał znalazła ta wstrząsająca, wyciskająca łzy z oczy autentyczna historia, która położyła podwaliny pod „Histerię”? Drugą odsłonę mrocznych przygód komisarza Brunona Wilczyńskiego i dziennikarki Larysy Luboń. Przygód trochę w duchu kultowego „Millennium” nieodżałowanego Stiega Larssona. Kontynuację bestselerowego „Wrzasku”, debiutanckiej książki Izabeli Janiszewskiej. Wrażliwej kobiety, która ma misję. Pewnie niejedną, ale poza wszystkim innym, widać za punkt honoru postawiła sobie naświetlenie niezwykle ważnych, a przy tym ciężkich spraw z życia wziętych. Powiecie może: jak to dziennikarka, ale na temat polskiego dziennikarstwa Janiszewska podobnie, jak we „Wrzasku” też coś Wam powie. Choć dobra, polecać „Histerii” nie będę, bo miłośnicy „Wrzasku” pewnie żadnych dodatkowych zachęt nie potrzebują. Polecę więc „Wrzask” - strzelam, że w dziewięciu przypadkach na dziesięć dalej to już z marszu pójdzie.

Za książkę (i torbę) bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz