Jay odwozi swoją piętnastoletnią córkę Kaylę na obóz baletowy. Na przystanku autobusowym dziewczyna zauważa swoją najlepszą przyjaciółkę Britney. Zaprasza ją do samochodu, ale ich wspólna podróż nie trwa długo. Brit prosi o postój na kompletnym odludziu w celu opróżnienia pęcherza, a Kayla postanawia jej towarzyszyć. Niedługo po oddaleniu się dziewcząt, do Jaya dociera wrzask jego córki. Gdy mężczyzna do niej dobiega, Kayla mówi mu, że Britney spadła z mostu wprost do rwącej rzeki poniżej. Szybkie poszukiwania nastolatki wszczęte przez Jaya nie przynoszą rezultatu, więc mężczyzna postanawia wezwać policję. I wtedy Kayla wyznaje, że zepchnęła swoją przyjaciółkę z mostu. Chcąc chronić córkę Jay rezygnuje z zawiadamiania służb. Zamiast tego zabiera córkę do matki, jego byłej żony Rebekki. Kayla opowiada jej o strasznym czynie, którego właśnie się dopuściła, a po rozmowie z Jayem oboje decydują się uchronić córkę przed karzącą ręką wymiaru sprawiedliwości.
Blumhouse Productions przedstawia. Amerykański remake niemieckiego obrazu z 2015 roku pod tytułem „Wir Monster”. Wszystko zaczęło się od producentki Alix Madigan, która posiadała prawa do nakręcenia nowej wersji filmu „Wir Monster”. Z tym projektem zwróciła się do Veeny Sud, która bez dłuższej zwłoki przystąpiła do pisania scenariusza opartego na tamtym niemieckim przedsięwzięciu. Tekst zaakceptował Jason Blum, założyciel i dyrektor generalny firmy Blumhouse Productions, kojarzonej głównie z produkcją horrorów, tym razem jednak (nie po raz pierwszy zresztą) trafiło na thriller psychologiczny. Zdjęcia, pod dyrekcją Veeny Sud, ruszyły w styczniu 2018 roku w Toronto, choć umownie rzecz rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych. Roboczo nadano temu projektowi tytuł „Between Earth and Sky”, ale potem przechrzczono go na po prostu „The Lie” (pol. „Kłamstwo”). Pierwszy pokaz odbył się we wrześniu 2018 roku na Toronto International Film Festival, ale do szerokiego obiegu film wpuszczono dopiero w październiku 2020 roku, na Amazon Prime Video.
„Kłamstwo” Veeny Sud to klimatyczna opowieść o tym, do czego mogą posunąć się zdesperowani rodzice w obronie swojego dziecka. Zimowa sceneria, ponura kolorystyka, nieśpieszna narracja, dość intymna praca kamer, praktycznie bez „rozpraszających” efektów specjalnych – taki to film. Skromny, kameralny thriller psychologiczny o ludziach robiących wszystko, co w ich mocy, by ukryć zbrodnię, jakiej dopuściła się ich zaledwie piętnastoletnia córka. W tę ostatnią wcieliła się, znana choćby z „Obecności” Jamesa Wana i „Slender Mana” Sylvaina White'a, Joey King, która moim zdaniem warsztatem nie ustępowała zbytnio tak doświadczonego aktorowi, jak Peter Sarsgaard, kreującemu jej filmowego ojca, Jaya. Mireille Enos w roli Rebekki, matki Kayli i byłej żony Jaya, zresztą też może być dumna z tego występu. To znaczy, jeśli przymknie oczy na nieprzemyślane działania swojej bohaterki. Albo antybohaterki, to już każdy sam sobie musi rozsądzić. Na dobrą sprawę cała ta rodzinka, żeby tak rzec, nie zachowuje się zbyt mądrze. Bo działają pod wpływem silnych emocji, bo jedno z nich nie chce współpracować, bo wciąż pojawiają się nieprzewidziane okoliczności, które są zmuszeni łagodzić na szybko, bez zastanowienia. Jeden błąd prowadzi do kolejnego, a więc dekonspiracja niemisternego planu spanikowanych rodziców jest coraz bliższa. A przynajmniej tak może się wydawać. Koszmar amerykańskiej rodziny rozpoczyna się pewnego zimowego dnia. Przykryte grubą warstwą śnieżnego puchu odludzie, niewielki most, a pod nim rwąca, płytka rzeka. W takiej scenerii ginie nastoletnia Britney, a odpowiedzialna za jej śmierć jest też nastoletnia Kayli, jej rzekomo najlepsza przyjaciółka. Od tego zapożyczonego z „Wir Monster” Sebastiana Ko, motywu (niektórzy dopatrują się w tym inspiracji głośną sprawą Amandy Knox), rozpoczyna się koszmar Jaya i Rebekki. Jako że „Wir Monster” nie miałam okazji obejrzeć, nie jestem w stanie rozsądzić, w jakim stopniu późniejsza działalność Jaya i Rebekki pokrywa się z niemieckim pierwowzorem. Tak czy inaczej wszystko rozpoczyna się od decyzji Jaya, by nie informować policji o zbrodniczym czynie, jakiego dopuściła się jego córka, jedyne dziecko Kayla. Można się zastanawiać, dlaczego po prostu nie doniósł o nieszczęśliwym wypadku, ale z drugiej strony nie można zignorować stanu, w jakim wówczas znajdowała się Kayla. Trzeba brać pod uwagę, że mężczyzna nie mógł być pewny, że zszokowana dziewczyna podtrzyma tę fałszywą wersję wydarzeń. Więc Jay decyduje się na ucieczkę. W sprawę oboje wtajemniczają jedynie matkę Kayli i jego byłą żonę, Rebeccę, która pomimo wyraźnych wątpliwości, po krótkiej rozmowie przyznaje rację Jayowi, że najlepsze, co w tej sytuacji mogą zrobić to krycie córki. Najlepiej więc po prostu nie mieszać się w tę sprawę. Siedzieć cicho, a jeśli policja mimo wszystko zapuka do drzwi powiedzieć, że Kayli ostatnio nie widziała się z Britney. To mogłoby się udać, gdyby Kayli od początku współpracowała z „przebiegłymi” rodzicami. Ale nie. Dziewczyna odmawia rozmowy z zaniepokojonym ojcem Britney i cały „misterny” plan Jaya i Robekki zaczyna się sypać. A ich próby ratowania sytuacji jeszcze ją pogarszają. Warto zaznaczyć, że „Kłamstwo” porusza problem nieufności, wręcz wrogości niektórych przedstawicieli amerykańskich organów ścigania w stosunku do obcokrajowców (ojciec Britney jest imigrantem), co wpisuje się w ostatnio (w 2020 roku) zaognioną walkę z rasizmem toczoną na ulicach Stanów Zjednoczonych. „Kłamstwo” powstało wcześniej, ale jak podkreśla Veena Sud w swoich wypowiedziach na temat owego filmu, ten problem istniał przecież już wcześniej. Problem obcokrajowców i ludzi z innym kolorem skóry niż biały z tym, jak go nazywa: „głęboko wadliwym tak zwanym wymiarem sprawiedliwości”.
(źródło: https://wherever-i-look.com/)
„Kłamstwo” zostało nakręcone w preferowanym przeze mnie, z roku na rok coraz częściej wykorzystywanym, stylu, który pod pewnymi względami jest swego rodzaju odświeżeniem starego. Czyli koncentrujemy się na klimacie, fabule i bohaterach. Powolne budowanie napięcia, dawkowanie emocji, i niewielkie wspomaganie efektami specjalnymi. Jeśli chodzi o to ostatnie to w „Kłamstwie” zobaczymy zaledwie odrobinę substancji imitującej krew (dodatek praktyczny, nie komputerowy) i minimalistyczną charakteryzację Britney już po jej śmierci. Śmierci, która wepchnie całą trzyosobową amerykańską rodzinę na przestępczą ścieżkę. Kayli, czy tego chce, czy nie, pociągnie za sobą rodziców. Jay i Rebecca praktycznie od początku będą zamieszani w jej zbrodnię w stopniu wystarczającym do zapewniania im długiej odsiadki. O ile ich kłamstwa wyjdą na jaw... UWAGA SPOILER Swoją drogą ciekawy chwyt – ta szybka migawka zwłok leżących na zaśnieżonym brzegu rzeki. Niejednego widza może wywieść w pole, odciągnąć od przygotowanego na koniec zwrotu akcji, ale ja szczerze mówiąc niestety nie dałam się zwieść. Wierzcie lub nie, ale już tytuł filmu naprowadził mnie na ten trop, a zachowanie Kayli tylko utwierdzało mnie w tym przekonaniu. Poza tym nie umknęło mi, że widok ciała Britney był jedynie wyśniony przez Rebeccę, obawiam się jednak, że niektórzy mogą ten fakt przegapić, a w efekcie niesłusznie posądzić twórców o oszustwo najgorszego sortu. Czyli takie, które stoi w jawnej sprzeczności z zakończeniem. Do tych hipotetycznych osób: przyjrzyjcie się raz jeszcze, a zobaczycie, że wszystko pięknie się składa. Choć motywacja Britney jest trochę naciągana KONIEC SPOILERA. Nie sądzę, żeby w oczach zaprawionych w dreszczowcach odbiorców, wizja przedstawiona w „Kłamstwie” czymś nadzwyczajnym się wyróżniła. Oczywiście mowa też o osobach, które nie widziały jeszcze „Wir Monster” Sebastiana Ko, niemieckiego pierwowzoru tego amerykańskiego thrillera o zbrodni i próbach uniknięcia kary. Kary dla swojego dziecka, a potem już też dla siebie, bo przynajmniej za ukrywanie przestępstwa wyrok się należy. Przynajmniej... Sytuacja bowiem coraz bardziej się zaognia. Jay i Rebecca składają fałszywe zaznania i to takie, które pozbawiły mnie resztek sympatii do tych ludzi. Wcześniej jeszcze byłam w stanie ich zrozumieć – nie usprawiedliwiałam, nie pochwalałam, ale nie odbierałam ich jeszcze jak antybohaterów. Po prostu zwyczajnych, może nawet dobrych ludzi, którzy z troski o własne dziecko popełniają, delikatnie mówiąc, głupstwa. Robią coś zdrożnego, żeby ocalić córkę. Przed poprawczakiem albo nawet więzieniem. I choć Kayli nie zaskarbiła sobie mojej sympatii (ciekawe dlaczego?), to tak, przyznaję, że potrafiłam postawić się na miejscu jej bliskich. Nie wiem, co sama zrobiłabym w podobnych okolicznościach – to pytanie, chociaż nie tyle wprost, ile między słowami, najgłośniej wybrzmiewa z „Kłamstwa” - ale faktem jest, że jeszcze wtedy nie patrzyłam na nich tak zwanym złym okiem. Dopiero później się od nich odsunęłam. Odkrywając przy okazji, że wcześniej mimo wszystko, w głębi ducha nie życzyłam im źle. Twardo przy nich nie stałam, ale nie widziałam powodów, żeby życzyć im długiej odsiadki. Ale potem... Czy na ich miejscu postąpilibyście podobnie? UWAGA SPOILER Czy staralibyście się wrobić niewinnego człowieka? W zbrodnię, która jak się okazuje - a czego część z Was, pewnie jak ja, bez trudu się domyśli – się nie dokonała. Ale oni o tym przecież nie wiedzieli KONIEC SPOILERA. Wątpię, żeby wielu się na to zdobyło. A przynajmniej mam (głupią?) nadzieję, że tej granicy i ja, i Wy byśmy za żadne skarby nie przekroczyli. Jay i Becca stanęli pod ścianą, to fakt, ale faktem też jest, że wybrali najgorszą z możliwych dróg wyjścia z tej matni. W dodatku bardzo niepewną, ale z drugiej strony, czy w ogóle istniała jakaś pewna? Mniej podła, owszem, ale bezpiecznego sposobu na zażegnanie nieprzewidzianego kryzysu, ja też nie nie dostrzegałam. Nie, wchodząc w ich skórę. Ale tak normalnie... Część widzów pewnie nie będzie mogła nadziwić się ich bezgranicznej głupocie. Sama nieraz w duchu krzyknęłam: co wy wyrabiacie? Ale trzeba podkreślić, że mój punkt widzenia ewidentnie nie był po myśli twórców. Ich zamiar był inny i, jak wnoszę z opinii innych widzów, na tym polu częściowy sukces już odnieśli, więc można spokojnie założyć, że to grono będzie się powiększać. To drugie też. To, do którego ja niestety również się wpisuję. Bo prawdę mówiąc trochę zazdroszczę tym, którzy obrali i dopiero obiorą tę, moim zdaniem lepszą perspektywę, ponieważ dającą więcej możliwości, rodzącą szanse na większe i pewnie silniejsze emocje (co nie znaczy, że w każdym przypadku na pewno tak będzie). Ale w sumie i za te emocje jestem twórcom „Kłamstwa” wdzięczna. I chociaż jeszcze nie widziałam, to twórcom „Wir Monster” także, ponieważ bez niego ten nastrojowy i dość wciągający amerykański thriller psychologiczny, na pewno by nie powstał. Bo to końcu remake.
Skromny dreszczowiec od Blumhouse Productions. Znanej marki oraz mniej znanej reżyserki i scenarzystki Veeny Sud, która przynajmniej na razie większe doświadczenie ma w serialach niż w filmach pełnometrażowych. Takich jak „Kłamstwo”, amerykańska wersja niemieckiego obrazu w reżyserii Sebastiana Ko. Obrazu pod tytułem „Wir Monster”, który premierę miał trzy lata przed powstaniem tego tu, moim zdaniem godnego uwagi filmu o panicznych próbach zatuszowania zbrodni dokonanej przez nastoletnią dziewczynę. Uporczywych staraniach w kierunku ratowania własnego dziecka przed konsekwencjami prawnymi. Przez ludzi dotychczas toczących w miarę uporządkowane, choć od jakiegoś czasu osobne żywoty. Czyściutki, stylowy dom, w którym toczy się spora część akcji, smacznie kontrastuje z zamieszaniem, coraz większym rozgardiaszem w umysłach (anty)bohaterów, co było celowym zabiegiem reżyserki, która jak sama mówi, lubi zestawiać na ekranie przeciwstawne elementy. I moim zdaniem dobrze jej to wychodzi. To i trochę innych rzeczy, z ponurą atmosferą na czele. Tak, tak, cała ekipa się napracowała, nie tylko kierowniczka tego nieefekciarskiego dreszczowca. Skromnej produkcji przede wszystkim dla ludzi ceniących sobie wolniejsze klimaty. Proste historie o ludziach, którzy starając się wybrnąć z ciężkiej sytuacji, tylko coraz bardziej się pogrążają. Zwolennikom takich thrillerów mogę „Kłamstwo” Veeny Sud polecić. Aczkolwiek niegorąco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz