czwartek, 5 października 2023

Maciej Kaźmierczak „Skowyt”

 
Warszawę ogarnia śnieżyca, a komisarz Robert Foks zostaje wezwany na miejsce przerażającej zbrodni. W centrum nieznany sprawca, niczym obsceniczną rzeźbę, wystawił na widok publiczny wypatroszone zwłoki niezidentyfikowanego mężczyzny. Niedługo potem bezdomny znajduje torbę z ludzkimi wnętrznościami, a komisarz Foks zostaje wtajemniczony w prywatną działalność znienawidzonej prokurator Elizy Kowalczyk. Kobieta od dłuższego czasu w pojedynkę stara się rozpracować sekretną sektę napadającą na przechodniów, których na pierwszy rzut oka nic nie łączy. Prokurator ma powody przypuszczać, że ta sprawa łączy się z aktualnym śledztwem Foksa, przedstawia mu więc zgromadzone materiały przechowywane we własnym mieszkaniu i proponuje ścisłą współpracę, tym samym mocno zaskakując wiecznie przez nią krytykowanego, doświadczonego śledczego. Opryskliwa pani prokurator i niepozostający jej dłużny pan komisarz ogłoszą rozejm przynajmniej na czas podążania tropem nadzwyczaj okrutnego seryjnego mordercy i nietypowej zorganizowanej grupy przestępczej.

Okładka książki. „Skowyt”, Muza 2023

Drugi tom kryminalnego cyklu literackiego z fikcyjnym komisarzem Robertem Foksem z Komendy Stołecznej Policji. Literackie przedsięwzięcie Macieja Kaźmierczaka, jednego z najpoczytniejszych polskich autorów w 2022 roku (pierwsza trzydziestka listy Biblioteki Narodowej), które swoje oficjalne otwarcie miało w roku 2023: powieść „Pomsta” wydana przez wydawnictwo Muza. Ta sama oficyna parę miesięcy później wypuściła „Skowyt”; w czarownym miękkim „opakowaniu” zaprojektowanym przez Mariusza Banachowicza, tego samego pana, który zagospodarował okładkę „Pomsty” (spójna szata graficzna). Mroczna przygoda w krainie lodu zgotowana przez młodego powieściopisarza, na którego największy wpływ miała twórczość Stiega Larssona (zwłaszcza „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”, pierwsza odsłona mega głośnego cyklu „Millennium”), Witolda Gombrowicza (zwłaszcza jego „Dzienniki”), Stanleya Kubricka, Davida Finchera, Quentina Tarantino i Luca Bessona (zwłaszcza „Leon zawodowiec” z 1994 roku) oraz wielce pouczające rozmowy z jego mentorem, pisarzem Witoldem Jabłońskim. Premierową edycję części trzeciej w zamiarze dłuższej serii kryminalnej Macieja Kaźmierczaka z komisarzem Robertem Foksem, zaplanowano na pierwszy kwartał 2024 roku.

Proś, a będzie ci dane. Spełniło się moje marzenie o elektryzującym duecie Foks-Kowalczyk. Wrażliwa dusza w szorstkiej skorupce i wyniosła królowa lodu schodzą z ubitej ziemi, by należycie przyjrzeć się przypuszczalnie powiązanej działalności seryjnego mordercy i egzotycznej szajki działającej w Warszawie i okolicach. Komisarz Robert Foks i prokurator Eliza Kowalczyk na tropie Kolekcjonera Ciał i zrzeszenia zombie. W mieście widmo – pustawe ulice przykryte grubą i ciągle rosnącą warstwą śniegu – pracownica sklepu z odzieżą dokonuje makabrycznego znaleziska. Tak rozpoczyna się oficjalne śledztwo w sprawie złodzieja ludzkich organów. Właściwie śledczy wychodzą z założenia, że sprawca (bądź sprawcy) starał się utrudnić im identyfikację ofiary, że wypatroszenie człowieka miało na celu ukrycie jego znaków szczególnych. Może tatuaży? Tak czy inaczej, niebawem w innej części miasta w ręce głodnego bezdomnego wpadnie torba z ludzkimi wnętrznościami, którą, z wiadomych przyczyn, zainteresuje się zespół Roberta Foksa. Niepełny zestaw organów prawdopodobnie wyjętych z ciała wyeksponowanego – albo z konieczności, w pośpiechu, porzuconego – w centrum Warszawy. Jak z gabinetu woskowych, tj. lodowych, ciał. To mogła być tradycyjna opowieść o seryjnym mordercy, kolejna pogoń dzielnych policjantów za zwyrodniałą jednostką taplającą się w ludzkich flakach, gdyby nie prywatne dochodzenie prokurator Elizy Kowalczyk. Grupa ludzi, roboczo nazwana sektą, zmienia wszystko. Innymi słowy, to nie jest kolejna opowieść o perwersyjnych zabawach przebiegłego maniaka. A w każdym razie nie tylko o tym. Domniemany psychopata sadystyczny to tylko jedno ogniwo upiornego łańcucha, który zwiąże dwie dotąd nieprzyjaźnie do siebie nastawione postaci. Apodyktyczną panią prokurator i najzacieklej przez nią atakowanego komisarza policji. Relacja, która robi największą różnicę. Połączenie, które w moich oczach wywindowało „Skowyt” nad „Pomstę”. W czym niemałą rolę odegrał, powiedzmy, dyskusyjny charakter Kowalczyk. Złożona osobowość, która tak naprawdę dopiero teraz odkrywa się – ufam, że nie w całości, że to początek dłuższej współpracy pięknie dobranej pary – przed czytelnikami Kaźmierczaka, wiernymi towarzyszami Brudnego Roberta. Nierzadko działającego na granicy prawa, a wręcz stosującego chwyty zabronione, nietrzymającego się ściśle regulaminu, „kolekcjonującego” surowe reprymendy naczelnika, a i gotowego kłaść na szali własną karierę, jeśli już nie wolność, w imię bezpieczeństwa ogółu. Foks myślał, że jest jedyny w swoim rodzaju, a w każdym razie trwał w przekonaniu, że prokurator Eliza Kowalczyk nie pochwala takich metod pracy. W końcu nie przepuszczała żadnej okazji do skrytykowania tego czy owego; od lat aż nazbyt jasno dawała mu do zrozumienia, że ma go za największego szkodnika, wrzód na czterech literach warszawskich organów ścigania. Wyimaginowana formalistka – wyobrażenie Foksa o Kowalczyk dalece rozmija się ze stanem faktycznym. Jeśli on jest brudny, to ona brudniejsza... Femme fatale polskiej prokuratury, która rzuciła rękawicę własnemu sumieniu. Być człowiekiem pozbawionym skrupułów: taki cel sobie postawiła i trzeba jej przyznać, że przyłożyła się do realizacji tego życiowego planu. To samo zresztą trzeba powiedzieć o nieoficjalnym śledztwie obsesyjnej krytykantki komisarza Roberta Foksa. O długiej samotnej pogoni za sekretną organizacją zajmującą się ciężkimi pobiciami. I zabójstwami?

źródło, oficjalny fanpage autora: https://www.facebook.com/maciejkazmierczakpisze/

Fikcyjni bohaterowie po raz kolejny zmierzą się z bardzo realnym problemem współczesnego świata. Podobnie jak w „Pomście”, konstrukcja fabularna wzniesiona przez zdolnego Macieja Kaźmierczaka na kartach „Skowytu” ma twardą podstawę w rzeczywistości. Jeden z procederów pt. „o tym się nie mówi”, jeden z tematów niepopularnych, skrzętnie omijanych w debacie publicznej, a przynajmniej nieporuszanych tak często, jak by wypadało. Zważywszy na ogrom ludzkich cierpień. Z całą odpowiedzialnością stwierdzam więc, że pan Kaźmierczak okazuje należne zainteresowanie tym, których gadające głowy nietaktownie zwykły pomijać. Lepiej zajmować się urojonymi problemami niż autentycznymi. A jeszcze lepiej samemu je stwarzać, a potem „bohatersko” rozwiązywać: domena polskiej sceny politycznej. Tymczasem młody powieściopisarz zwraca uwagę swoich czytelników na realne katusze szarego tłumu. Na pewną haniebną działalność... prowadzoną przez sektę? Prokurator Eliza Kowalczyk fatalnym zrządzeniem losu swego czasu wpadła na trop diabolicznego paktu. Skrajnie niebezpiecznych wróżbitów atakujących zupełnie przypadkowych lub starannie wybranych przechodniów podczas „katastrof naturalnych”. W zasadzie zwykłych perturbacji pogodowych, jak na przykład gwałtowne ulewy czy gigantyczne śnieżyce. Ludzie-cienie atakujący bliźnich w dniach gniewu Matki Natury. Samozwańczy Jeźdźcy Apokalipsy? Tak czy inaczej, agresywne istoty, które najczęściej poprzestają na ciężkich pobiciach, ale prokurator Kowalczyk ma podejrzenie graniczące z pewnością, że dopuścili się już przynajmniej paru jeszcze większych zbrodni. Możliwe, że to oni zamordowali chwilowo bezimiennego mężczyznę „udającego zamrożonego manekina”. Oni czyli zombie – pożeracze mięsa. Kanibale... raczej nie. Komisarz Robert Foks i prokurator Eliza Kowalczyk w końcu może i będą musieli wziąć pod uwagę tę wstrętną opcję, ale póki co uznają, że nie ma powodu posądzać hipotetycznie obłąkanych istot zasadzających się na przechodniów o takie gusta kulinarne. Poza tym nie mają pewności, że ta zorganizowana grupa przestępcza odpowiada za „rzeź niewiniątek”, która trafiła na biurko Foksa. Są podobieństwa, ale nie aż takie żeby zaalarmować zwykłych śmiertelników. Ludzi pozbawionych niezawodnego instynktu prawdopodobnie najskuteczniejszego śledczego w województwie mazowieckim. Dla jego bezpośredniego przełożonego liczą się tylko twarde dowody, ale Foks z doświadczenia wie, że przeczucia to bezcenny oręż w poszukiwaniach sprawców przeróżnych nieszczęść. A co dwa przeczucia, to nie jedno. Nie żeby polegał na zdaniu kogoś takiego, jak Eliza Kowalczyk. Nie tak od razu, ale łatwo się domyślić, że współpraca ułoży im się niezgodnie z przewidywaniami komisarza. Zmora okazuje się całkiem niezłą partnerką. Więcej niż niezłą. Mógłby przysiąc, że nic już go na tym świecie nie zaskoczy, ale już samo zaproszenie w nieskromne progi „modliszki Kowalczyk” wprawia go w niepomierne zdumienie. A to dopiero początek niespodzianek. Zima cudów. Nie dość, że Kowalczyk powstrzymuje się od torpedowania jego pomysłów, nie obrzuca go zwyczajowymi złośliwościami i nie żali się na jego działania naczelnikowi - wręcz przeciwnie! - to jeszcze swoimi czynami przekonuje go, że też wyznaje zasadę, iż cel uświęca niektóre środki. Nadużywa swojej pozycji bez zmrużenia oka – kłamie, zastrasza, dręczy i wydaje się kompletnie nieporuszona spustoszeniem, jakie sieje w głowach osób przesłuchiwanych. Wykorzystuje znajomości i wrodzone wdzięki. Wirujący seks, monstrualna determinacja... i deficyt empatii? Robert Foks nie jest AŻ taki, ale kiedy już wyjdzie z ciężkiego szoku, może stwierdzić, że wreszcie znalazł bratnią duszę, idealną partnerkę (nie tylko?) na polu zawodowym. Gdzie Robert nie może, tam diablicę pośle. Odważnie, żeby nie powiedzieć niemądrze, zakładając, że Eliza pozwoli się posyłać. Ona nie wykonuje rozkazów, tylko je wydaje. Z reguły, ale skoro już zaprosiła do współpracy tak silną osobowość, to nie pozostaje jej nic innego, jak trochę powściągnąć swoją niezależną naturę. Według mnie prokurator Eliza Kowalczyk skradła tę powieść, jednakże nie przewiduję chóralnego głosu zawodu ze strony sympatyków komisarza Roberta Foksa. Maciej Kaźmierczak, obiektywnie patrząc, w „Skowycie” wydzielił taką samą przestrzeń – a nawet trochę większą – dla głównego bohatera „Pomsty” i pilnował, by miał nie mniejszy wkład we frapujące śledztwo w sprawie tajemniczej sekty i jeszcze bardziej zagadkowego seryjnego mordercy, od buńczucznej prokurator, niemniej... Może zadziałał efekt świeżości, ale bardziej prawdopodobne, że odezwała się moja słabość do fikcyjnych postaci z tak ostrymi pazurkami, jakimi pochwaliła się królowa lodu Poważnego Postczłowieka.

Uwaga: można czytać bez znajomości „Pomsty” Macieja Kaźmierczaka, pierwszej odsłony zaplanowanej powieściowej serii kryminalnej z gburowatym śledczym o gołębim sercu. Zimowa opowieść o zbrodniach i karach. Dynamiczna historia z dostatecznym podłożem psychologicznym i społeczno-obyczajowym. Charakterny duet na tropie seryjnego mordercy i nieformalnego zrzeszenia nieumarłych wróżbitów. Podmiejskie legendy natrętnie w pamięci przywoływane przez przeraźliwy „Skowyt”. Niezłośliwie radzę się wsłuchać.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz