piątek, 13 października 2023

„Pet Sematary: Bloodlines” (2023)

 
Rok 1969. Młody mężczyzna z sennej mieściny Ludlow w stanie w Maine, Judson Crandall, po powrocie swojego niegdysiejszego przyjaciela z wojny wietnamskiej, Timmy'ego Batermana, zgodnie z wolą ojca, czyni ostatnie przygotowania do opuszczenia rodzinnej ziemi. Jud ma wyjechać ze swoją ukochaną Normą, ale nieprzyjemne spotkanie z odmienionym Timmym i jego psem zmusza ich do przedłużenia pobytu w przeklętej mieścinie. Do takiego przekonania Juda doprowadzi śledztwo przeprowadzone z przyjacielem Mannym Riversem i makabryczne wydarzenia będące następstwem desperackiego kroku ojca odznaczonego amerykańskiego żołnierza. Bo są rzeczy gorsze od śmierci...

Plakat filmu. „Pet Sematary: Bloodlines” 2023, Paramount Pictures, Paramount Players, Di Bonaventura Pictures

W 2019 roku światową premierę miał „Smętarz dla zwierzaków”, readaptacja depresyjnej powieści Stephena Kinga pierwotnie wydanej w 1983 roku, film w reżyserii Kevina Kölscha i Dennisa Widmyera, którego komercyjny sukces zachęcił jednego z jego głównych producentów Lorenza di Bonaventurę (współproducent też między innymi takich obrazów jak „Constantine” Francisa Lawrence'a, „1408” Mikaela Håfströma, „Demony” Williama Brenta Bella, „Panaceum” Stevena Soderbergha, „The Meg” Jona Turteltauba i „Meg 2: Głębia” Bena Wheatleya) do przedłużenia przygody z upiornym cmentarzem Micmaców. Myślał o prequelu „Smętarza dla zwierzaków” 2019, a scenariusz miał napisać Jeff Buhler (m.in. „Nocny pociąg z mięsem” Ryûheia Kitamury, „Insanitarium” w jego własnej reżyserii, „Prodigy. Opętany” Nicholasa McCarthy'ego, „Jacob's Ladder” Davida M. Rosenthala, „The Grudge: Klątwa” Nicolasa Pesce, „Studio 666” BJ McDonnella i wreszcie „Smętarz dla zwierzaków” Kevina Kölscha i Dennisa Widmyera oraz osadzony w tym samym uniwersum trzyminutowy filmik „The Tale of Timmy Baterman” Marcusa Perry'ego, wstęp do szerszego utworu o tytułowym weteranie wojennym). Reżyserzy kasowej readaptacji powieści o kwaśnej ziemi w stanie Maine w kwietniu 2019 roku ogłosili, że nie wezmą udziału w przedsięwzięciu Lorenza di Bonaventury, ale chętnie obejrzą prequel „Smętarza dla zwierzaków” wyreżyserowany przez kogoś innego. Tym kimś okazała się debiutująca w tej roli Lindsey Anderson Beer, która miała również swój udział w tworzeniu scenariusza „Pet Sematary: Bloodlines”, od początku traktując tę opowieść jako prequel jej ulubionej powieści Stephena Kinga, niezwiązany z wkładem twórców genialnych „Gwiazd w oczach” z 2014 roku. „Pet Sematary: Bloodlines” kręcono (główne zdjęcia) w Montrealu w kanadyjskiej prowincji Quebec, w tym na terenie John Abbott College, w sierpniu 2021, a pierwszy pokaz filmu odbył się we wrześniu 2023 na Fantastic Fest w Austin w Teksasie. Szeroka dystrybucja ruszyła w październiku tego samego roku na platformie Paramount+.

Miłośniczka twórczości Quentina Tarantino, Davida Finchera i Parka Chana-wooka, mająca słabość do pełnych ostrych kontrastów filmów surrealistycznych w swojej pierwszej przygodzie reżyserskiej starała się przełamać idyllę schyłku lat 60. XX wieku (ten okres zawsze kojarzył jej się z subkulturą hipisów, pięknem i sielanką) brzydotą legendarnego cmentarzyska. Mitologią Micmac. Fikcyjne miasteczko Ludlow w stanie Maine w czasach młodości Judsona 'Juda' Crandalla (przyzwoita kreacja Jacksona White'a), członka jednego z najstarszych rodów w tych przeklętych stronach. Jedynego dziecka Dana i Kathy Crandallów (przekonujący Henry Thomas i Samantha Mathis), uchronionego od wojennego piekła, w przeciwieństwie do jego dawnego przyjaciela Timmy'ego Batermana (niezły popis aktorski Jacka Mulherna), a teraz usilnie wypychanego z rodzinnego gniazda. Ojciec Juda życzy sobie, by chłopak urządził się w innym miejscu, możliwie jak najdalej od Ludlow, nie raczy jednak wyjaśnić głównemu bohaterowi „Pet Sematary: Bloodlines”, dlaczego tak upiera się przy wyjeździe swojej starannie wypielęgnowanej latorośli. Lindsey Anderson Beer zarzekała się, że jej jedynym punktem odniesienia była ukochana książka Stephena Kinga – pierwszy z przeczytanych przez nią utworów tego pana, gdy miała około dziewięciu lat; swoją drogą potem zdobyła kopię pierwszego pełnometrażowego obrazu opartego na „Smętarzu dla zwierzaków” (w Polsce wydanego też pod tytułem „Cmętarz zwieżąt”), właściwie „Pet Sematary” Kinga, po prostu kradnąc ją z biblioteki przyjaciela rodziny, i tym sposobem dołączając do niezbyt licznego grona fanów horroru Mary Lambert z 1989 roku – ale chyba zapomniała o pierwszym kontakcie Juda Crandalla z niezwykłą nekropolią. Zapomniała albo świadomie wygumkowała wskrzeszonego pupila chłopca z Ludlow. „Pet Sematary: Bloodlines” skupia się na wątków Timmy'ego Batermana – rozbudowa fragmentu literackiego pierwowzoru, która w ostatniej partii dalece odbiega od oryginalnego zapisu. Podobno ostateczną konfrontację w omawianym horrorze zainspirował kultowy kosmiczny terror zapoczątkowany przez Ridleya Scotta w 1979 roku filmem „Obcy – 8. pasażer Nostromo”. W prologu widzimy Davida Duchovny'ego, w bezbłędnie odegranej roli Billa Batermana, zrozpaczonego ojca bohatera wojennego dopuszczającego się najpoważniejszego wykroczenia w tych stronach. Następnie przenosimy się do słonecznej krainy „mlekiem i miodem płynącej”. Utopijna mieścina w stanie Maine, gdzie największym zagrożeniem są rozpędzone ciężarówki i rządowy program pod nieoficjalnych tytułem „Wojna to dobry interes, zainwestuj swojego syna”. Dan Crandall pociągnął za odpowiednie sznurki, wykorzystał znajomości, by jego syn nie musiał brać udziału w tej „patriotycznej misji”. Mięso armatnie polityków, którzy, rzecz jasna, „patriotycznie” zostali w domu. Jak zwykle. W każdym razie dawny przyjaciel Juda, Timmy Baterman, albo nie miał możliwości, albo chęci, by uciec przed wojną w Wietnamie. Batermanowie najwyraźniej nie są tak wpływowym rodem w Ludlow jak Crandallowie, ale niewykluczone, że Bill uważał poświecenie swojego syna za swój i jego obywatelski obowiązek. Jak wielu rodziców w tamtym okresie licząc na jego powrót w glorii i chwale. Byle nie w trumnie, co w tamtych czasach w Stanach Zjednoczonych rzadkością z całą pewnością nie było.

Plakat filmu. „Pet Sematary: Bloodlines” 2023, Paramount Pictures, Paramount Players, Di Bonaventura Pictures

Rok 1969. Jud Crandall jest już w poważnym związku z Normą (niezgorszy występ Natalie Alyn Lind), a w najbliższej perspektywie mają wstąpienie do Korpusu Pokoju. Chcą pomagać ludziom, ale mroczna siła od niepamiętnych czasów mieszkająca w ich rodzinnym miasteczku najwyraźniej nie zamierza ich wypuścić. Przebudzenie ciemnej strony mocy. Zawsze uważałam, że „Smętarz dla zwierzaków” Stephena Kinga to jedna z tych opowieści, która w trybach filmowej maszynerii łatwo może się zamienić w standardową opowiastkę o zombiakach. I z przykrością muszę stwierdzić, że ten moment właśnie nadszedł. A przynajmniej we mnie nieubłaganie rosło przekonanie, że oto obcuję z banalną historyjką o żywych trupach, a w planach kolejne odsłony „Smętarza dla zwierzaków”. W każdym razie Lindsey Anderson Beer nie ukrywa, że chciałaby popracować nad kolejnymi cegiełkami tej cmentarnej franczyzy, a producenci „Pet Sematary: Bloodlines” (też „Smętarza dla zwierzaków” Kevina Kölscha i Dennisa Widmyera), Lorenzo di Bonaventura i Mark Vahradian, zdradzili, że trwają już poważne dyskusje o „głębszej eksploracji demonicznej istoty” z Ludlow. Tak naprawdę już głośny „Smętarz dla zwierzaków” 2019 niespecjalnie do mnie przemówił – zdecydowanie wolę ekranizację Mary Lambert opartą na scenariuszu Stephena Kinga – ale nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. A tak dobrze się zapowiadało. Mam tutaj na myśli początkowe scenki z dawnego Ludlow w stanie Maine. Umowna podróż do przeszłości, która przyznaję wprowadziła mnie w iście sentymentalny nastrój, ale „im dalej w cmentarz tym mniej przygnębiających nagrobków”. Mimo że dostrzegałam w „Pet Sematary: Bloodlines” Lindsey Anderson Beer starania by przywołać obmierzłego ducha mitologii Micmaców, zakazanego spłachetka amerykańskiej ziemi, toksycznej gleby, która uchyli kolejnego rąbka swojej mrocznej tajemnicy. Właściwie zobaczymy pierwszy kontakt białych ludzi z sekretnym miejscem rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej, a konkretniej plamienia Micmaców, gdzie swoją drogą przypomniał mi się „Smętarz dla zwierzaków” Mary Lambert: szybka akcja z pożywiającym się nie-Timmym. Zakrwawiona twarz i demoniczne oczęta tutaj śmielej sobie poczynającego (makabra w niezbyt realistycznym wydaniu) wskrzeszonego imiennika miasteczka z przyszłości. Gdzie wychował się główny bohater „Pet Seamatary: Bloodlines”, sympatyczny młodzieniec, który swego czasu był częścią zgranej paczki małolatów, ale z jakiegoś powodu jego przyjaźń z Timmym Batermanem i Mannym Riversem (niepozostający w tyle Fores Goodluck) zdążyła się rozpaść. Z Mannym, kochającym bratem Donny (poprawna kreacja Isabelli LaBlanc), Juda przypuszczalnie poróżniło twardej postanowienie o opuszczeniu Ludlow. Na domiar złego Donna też zamierza wyjechać z tej ciasnej mieściny, najchętniej z bratem, który jednak nie jest przekonany do tego pomysłu. I ma za złe swojemu najlepszemu kumplowi, że... zainicjował ten potencjalny exodus młodych z uroczego Ludlow? Natomiast z Timmym młodego Crandalla mogła poróżnić polityka. Mocne postanowienie może nie tyle Judsona, co jego ojca, by chłopak nie poszedł na wojnę z synem dumnego Billa. Samotnego rodzica, któremu wprawdzie się nie przelewa, ale chyba nikt w miasteczku nie wątpi, że mężczyzna zawsze robił, co mógł, by zapewnić godny żywot swojemu jedynemu dziecku. Takim Crandallom, Bensonom i Washburnom (te ostatnie rody - ostatni członkowie dwóch z najstarszych familii z Ludlow? - reprezentują burmistrz Hannibal, w którego wcielił się Matt Holland i listonoszka Marjorie wykreowana przez Pam Grier, gwiazdę kina blaxploitation w latach 70. XX wieku) wszystko zawsze przychodziło oburzająco łatwo. Uprzywilejowani od początku dziejów tej okropnej mieściny. Pakt, do którego najwyższy czas dopuścić następne pokolenie. W zasadzie sami się dopuszczą, zaalarmowani niezwykłym zachowaniem istoty wyglądającej jak Timmy i stworzenia wyglądającego jak jego pies Hedricks. Pole słoneczników, szpital i soczyście klimatyczne zdjęcia cmentarzyska Micmaców oraz jego „zwierzęcego przedsionka” - zła energia pożądanie bijąca we mnie z tych mrocznych obrazków, z samej atmosfery zalegającej w owych niedziwnie znajomych dzikich zakątkach Ludlow) – dla mnie największe atrakcje „Pet Sematary: Bloodlines”, oczywiście, obok portretu małego amerykańskiego miasteczka lat 60. XX wieku, niemniej bez wyrazistego posmaku retro (niewystylizowany na kino z dawnych lat) i drobnych ukłonów w stronę pierwszych „Smętarzów dla zwierzaków”, w tym akcji ze skalpelem. Poza tym... tania akcyjka z chodzącymi trupami i dzielnymi strażnikami miasta.

Geneza potwornego miasteczka zbudowanego przez Stephena Kinga. Wizja Lindsey Anderson Beer (scenariusz i reżyseria) i Jeffa Buhlera (scenariusz) pomyślana jako rozwinięcie mitologii Micmaców, pierwsza z zaplanowanych dodatkowych cegiełek do stosownie trującej budowli Stephena Kinga, według mnie najbardziej bezwzględnego utworu w dorobku zdolnego pana z Maine. A przynajmniej czołowa twórczyni „Pet Sematary: Bloodlines” życzyłaby sobie, by jej pierwszy reżyserski produkt był traktowany jako prequel powieści (odcinający się od szumnej adaptacji Kevina Kölscha i Dennisa Widmyera z którą wbrew jej woli na razie częściej jest wiązany), do której w mojej ocenie podeszła jednak dość swobodnie, żeby nie powiedzieć, że ta historia niezbyt się klei z oryginalnym „Smętarzem dla zwierzaków”. Miałka historia, jak na moje niewprawne oko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz