wtorek, 3 października 2023

„Nigdzie” (2023)

 
Przyszłość. Okrutne metody walki z niedoborem zasobów w totalitarnej Hiszpanii zmuszają ciężarną Mię i jej męża Nico do podjęcia śmiertelnie niebezpiecznej próby wydostania się z kraju. Ich celem jest Irlandia, a jedynym sposobem na jego osiągnięcie, skorzystanie z usług zorganizowanej grupy przestępczej, bezdusznych przemytników regularnie przewożących uciemiężonych rodaków do portu, gdzie ukryci w kontenerach ludzie są wnoszeni na pokład statku handlowego. Tuż przed rozpoczęciem podróży Mia i Nico zostają rozdzieleni, a ostatecznie młoda kobieta w zaawansowanej ciąży zostaje zupełnie sama w podziurawionym kontenerze, który niebawem wpadnie do oceanu.

Plakat filmu © Netflix. „Nowhere” 2023, Rock & Ruz

Hiszpański survival thriller, dystopijna wizja nieodległej przyszłości Indiany Listy – scenariusz napisany we współpracy z Ernestem Rierą (m.in. „Po tamtej stronie drzwi”, „Podwodna pułapka” i „Podwodna pułapka 2: Labirynt śmierci” Johannesa Robertsa). Seanne Winslow i Teresą de Rosendo (m.in. „Ostatni lokator” Rafy Martíneza). Reżyserii podjął się Albert Pintó, twórca między innymi „Numeru 32” (2020), a głównym producentem został Miguel Ruz, którego fani mrocznych historii mogą kojarzyć z „Ziemią potępionych” Johannesa Robertsa i głośnym serialem „Czarne lustro” Charliego Brookera. Plan zdjęciowy „Nigdzie” (oryg. „Nowhere”) obejmował port w hiszpańskim mieście Tarragona, a prawa do dystrybucji zakupiła firma Netflix – być może zachęcona powodzeniem „Nie patrz w dół” Scotta Manna - która uwolniła go pod koniec września 2023 roku.

Szkoła przetrwania w dryfującym kontenerze. „Teatr jednej aktorki”, który nie pozostał bez wpływu na jej zdrowie. Odtwórczyni roli Mii, Anna Castillo, podała do wiadomości publicznej informacje o konieczności pracowania z ważącym osiem kilogramów sztucznym brzuchem, podrażnieniu gardła ciągłymi wrzaskami i gryzącym dymem – skończyło się zapaleniem migdałków, gorączkami i antybiotykami – oraz udarze cieplnym. Aktorka wspomniała też o uderzeniach zainkasowanych podczas nagrywania sekwencji z kontenerem wpadającym do oceanu. Ponadto przyznała, że kreacja Mii była dla niej niemałym wyzwaniem już z tego powodu, że wymagała włożenia w to ogromnego ładunku emocjonalnego. Wchodzenie w skórę tak udręczonej jednostki na dłuższą metę okazało się dość wyczerpujące, ale i satysfakcjonujące. Im trudniejsze zadanie, tym większe zadowolenie z jego wykonania. „Nigdzie” Alberta Pintó to fikcyjna opowieść o całkiem prawdopodobnej przyszłości. Zmiany klimatyczne, przeludnienie... prosta droga do wyczerpania zasobów naturalnych. Dodajmy do tego rosnące zaufanie społeczne do osobowości autorytarnych; populistów, nacjonalistów i kontestatorów wartości demokratycznych. Starymi metodami (zasada „dziel i rządź”, syndrom oblężonej twierdzy i iście orwellowskie odwracanie pojęć) obejmują władzę w swoich rzekomych ukochanych ojczyznach. Wybrani w tak zwanych demokratycznych wyborach dyktatorzy. „Najwybitniejsi” architekci piekła na ziemi. W takie piekło przenoszą nas twórcy „Nigdzie” - hiszpańska antyutopia, państwo policyjne, zamordyzm tłumaczony walką z niedoborem zasobów. Jeden z pograniczników napomknie o bezskutecznej próbie poradzenia sobie z problemem kosztem dzieci i kobiet w ciąży. Scenarzyści niestety szczędzą szczegółów na temat tego instytucjonalnego procederu, można jednak domniemywać, że w tej alternatywnej Hiszpanii wprowadzono szczególnie okrutny program kontroli urodzeń i urodzonych. Tak czy inaczej, Mia i Nico (przekonujący występ Anny Castillo i mała, acz przyzwoicie odegrana rólka Tamarego Novasa) zdążyli już utwierdzić się w przekonaniu, że ukrywanie dziecka jest bardziej ryzykowne od zakazanej podróży. Jedni nazwą ich uchodźcami, inni nielegalnymi migrantami, ja natomiast nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że „Nigdzie” miało przypominać ludziom „ze słusznymi paszportami/dowodami osobistymi”, że mogą być następni. Survival thriller z drugim dnem, z podtekstem migracyjnym. Już samo zabieganie o zwykłe, ludzie współczucie dla ludzi uciekających ze swojej ojczyzny w dzisiejszym świecie można uznać za akt odwagi, ale stawianie dumnych Europejczyków w tak „uwłaczającym położeniu”... To już było i nie wróci więcej. A gdyby nawet, jakimś cudem, historia zatoczyła koło, to inni będę nas przyjmować z otwartymi ramionami. Bo Europejczykom się to po prostu należy. Mia i Nico nie mają wątpliwości, że w Irlandii będzie im się żyło nieporównywalnie lepiej – trzymają się tej nadziei, bo poza sobą nawzajem i z niepokojem wyczekiwanym maleństwem, to jedyne, co im zostało. Nico, zgodnie ze swoim zwyczajem, robi wszystko, co w jego mocy, by podtrzymać swoją małżonkę na duchu. Odgonić w pełni uzasadniony lęk matki spodziewającej się dziecka w koszmarnym systemie. Powierzchownie odmalowanym, niemniej scena w punkcie kontroli granicznej, przerażające zdarzenia w pierwszej partii „Nigdzie”, nie pozostawiła mi wątpliwości, że to jeden wielki park sadystycznej rozrywki dla ludzi uprzywilejowanych. Zwykli zjadacze chleba - mężczyźni, kobiety, dzieci - mordowani w biały dzień przez rodaków w mundurach; wierną armię bezimiennego dyktatora, ewentualnie jakiejś jedynej słusznej partii politycznej.

Materiał promocyjny © Netflix. „Nowhere” 2023, Rock & Ruz

Niedługo sama w kontenerze. Wybitnie trudny poród (zaskakująco wyraźnie pokazany) w jednostce dryfującej. W „blaszanym prostokątnym pudełku” osamotnionym w bezkresnej błękitnej krainie. Nieszczelnym kontenerze całkiem dzielnie pokonującym oceaniczne fale. Z pomocą jednej pasażerki, głównej bohaterki klaustrofobicznego thrillera Alberta Pintó. Kobiety potrafiącej „zrobić coś z niczego”, wykorzystać z pozoru nieprzydatne w tej sytuacji przedmioty w walce o przetrwanie swoje i przede wszystkim swojego dzieciątka. Oczywiście nie mówię o jedzeniu, wodzie pitnej, zapasem ciepłych ubrań i telefonach komórkowych. Tak, ta „nielegalna migranta” ma aż dwa, w tym jeden na oko nietani, więc może być trudno zasłużyć sobie na gorący doping co poniektórych obserwatorów dynamicznych wydarzeń w mocno ograniczonej przestrzeni. Niezwykłej tratwie mozolnie pokonującej mokrą pustynię. Mia bardziej liczy na obiecaną akcję ratunkową, aniżeli dotarcie do jakiegokolwiek lądu, co nie znaczy, że nie zdarza jej się wypatrywać upragnionego spłachetka ziemi w błękitnej pułapce. Dyskusyjny może być zasięg telefoniczny na oceanie, ale mnie bardziej zastanawia, czy w takiej metalowej puszce dałoby się w ten sposób nawiązać kontakt ze światem zewnętrznym? Połączyć z kimś przebywającym ma kontynencie? Jedyną osobą, której Mia ufa jest jej mąż, ale mężczyzna mógł nie przeżyć nieplanowanego zrzutu do oceanu. Czy mimo wszystko poszuka więc kontaktu z obcymi służbami? Bo na nieobcych z oczywistych względów polegać tym bardziej nie może. Mia jest zdesperowana, ale chyba nie aż tak, by zawiadomić „swoich”, ratowników z państwa totalitarnego? To się okaże, a tymczasem będzie polegać wyłącznie na sobie. Spróbuje jakoś urządzić się w swojej osobistej jednostce pływającej, pilnując, by zanadto się wodą nie napełniła i jakoś mądrze wykorzystać przedmioty z paru skrzyń, dla utrzymania pozorów (zasłona dymna) wtaszczonych do kontenera przez przemytników ludzi. Słuchawki albo plastikowe pojemniki na żywność. Znajdzie się też trochę taśmy klejącej i papieru, plastikowa rurka, mnóstwo alkoholu, telewizory plazmowe, zapas identycznych bluz z kapturami i przynajmniej jedna gumowa kaczka. Po porodzie – doprawdy nieprzyjemnie się na to patrzyło, ale twórcy już na wstępie uprzedzili, że „Nigdzie” nie będzie zbyt łagodnie obchodził się z widzem - Mia rozpocznie wytężoną pracę ukierunkowaną na otwarcie przeklętego i zarazem zbawczego kontenera. Absolutnie nieprzytulnego mieszkania matki i noworodka, biednej kruszyny urodzonej w nieludzkich warunkach i karmionej zapewne niezbyt smacznym mlekiem, zważywszy na dietę rodzicielki. Gdyby nie to maleństwo, Mia prawie na pewno szybko by się poddała. Nie walczyłaby tak zaciekle, a przynajmniej częściej ogarniałoby ją takie poczucie beznadziei, przemożne pragnienie definitywnego zakończenia gehenny, jakie zaobserwujemy niemal na starcie tej oceanicznej przeprawy. Poruszającej opowieści o sile macierzyńskiej – też tacierzyńskiej – miłości, rozdzierającej tęsknocie, nigdy niegojących się ranach zadanych przez bliźnich, o budującym harcie ducha w warunkach ekstremalnych (z deszczu istot ludzkich pod rynnę Matki Natury) i potencjalnie imponującej inwencji. Wynalazki z kontenera. Myślę, że filmowcy trochę przesadzili z „robótkami ręcznymi” postaci przewodniej. W każdym razie mnie więcej emocji dostarczyły pierwsze dni na tym wadliwym obiekcie dryfującym. Można powiedzieć, że uspokajałam się z biegiem tej historii. Coraz mniej klaustrofobicznej „legendy o lwicach morskich”. Prawdziwych wojowniczkach z umownej przyszłości. Zabrzmi dziwnie, ale w pewnym momencie wręcz przeszło mi przez myśl, że z tej obmierzłej puszki zrobiło się całkiem wygodne miejsce do (prze)życia. Uwiła sobie Mia znośne gniazdko w nieznośnym otoczeniu. Ale najbardziej doskwiera jej rozłąka z bliskimi. Rodzina w komplecie mogłaby docenić tę, bądź co bądź, niespokojną przystań; zgodnie uznać, że lepiej się żyje w kontenerze zagubionym w oceanicznych ostępach niż w państwie totalitarnym, ale w takim układzie Mia najprawdopodobniej jest jak najdalsza od tego rodzaju przykrych konkluzji. Można uznać, że w moim przypadku napięcie opadło przez zaradność protagonistki. Pewność, że Mia poradzi sobie w każdej sytuacji, pokona każdą kłodę, jaką scenarzyści rzucą jej pod nogi. Pewność, która na szczęście nie towarzyszyła mi do samego końca. Wrócił dyskomfort, zakradła się silna obawa o życie postaci, do których zdążyłam się mocno przywiązać, znowu zwątpiłam w powodzenie tej „tajnej misji” ludzi po prosu szukających miejsca nadającego się do życia. Tylko tyle i aż tyle.

Nigdzie” Alberta Pintó: hiszpański survival thriller, który może zostać okrzyknięty kinem bezkompromisowym. Może nawet odrobinę niesmacznym, w najlepszym wypadku budzącym pożądany wstręt. W każdym razie jak na dzisiejsze - wydelikacone - standardy, dosyć mocny to filmik. Ciasny, brutalny, ponury i wzruszający. Dystopia dla jednych i utopia dla innych. Zabłąkany kontener w hipotetycznej przyszłość. Obraz w mojej ocenie trochę nierówny, ale i tak cieszę się, że na niego trafiłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz