Przyszłość.
Okrutne metody walki z niedoborem zasobów w totalitarnej Hiszpanii
zmuszają ciężarną Mię i jej męża Nico do podjęcia śmiertelnie
niebezpiecznej próby wydostania się z kraju. Ich celem jest
Irlandia, a jedynym sposobem na jego osiągnięcie, skorzystanie z
usług zorganizowanej grupy przestępczej, bezdusznych przemytników
regularnie przewożących uciemiężonych rodaków do portu, gdzie
ukryci w kontenerach ludzie są wnoszeni na pokład statku
handlowego. Tuż przed rozpoczęciem podróży Mia i Nico zostają
rozdzieleni, a ostatecznie młoda kobieta w zaawansowanej ciąży
zostaje zupełnie sama w podziurawionym kontenerze, który niebawem
wpadnie do oceanu.
|
Plakat filmu © Netflix. „Nowhere” 2023, Rock & Ruz
|
Hiszpański
survival thriller, dystopijna wizja nieodległej przyszłości
Indiany Listy – scenariusz napisany we współpracy z Ernestem
Rierą (m.in. „Po tamtej stronie drzwi”, „Podwodna pułapka”
i „Podwodna pułapka 2: Labirynt śmierci” Johannesa Robertsa).
Seanne Winslow i Teresą de Rosendo (m.in. „Ostatni lokator” Rafy
Martíneza). Reżyserii podjął się Albert Pintó, twórca między
innymi „Numeru 32” (2020), a głównym producentem został Miguel
Ruz, którego fani mrocznych historii mogą kojarzyć z „Ziemią
potępionych” Johannesa Robertsa i głośnym serialem „Czarne
lustro” Charliego Brookera. Plan zdjęciowy „Nigdzie” (oryg.
„Nowhere”) obejmował port w hiszpańskim mieście Tarragona, a
prawa do dystrybucji zakupiła firma Netflix – być może zachęcona
powodzeniem „Nie patrz w dół” Scotta Manna - która uwolniła
go pod koniec września 2023 roku.
Szkoła
przetrwania w dryfującym kontenerze. „Teatr jednej aktorki”,
który nie pozostał bez wpływu na jej zdrowie. Odtwórczyni roli
Mii, Anna Castillo, podała do wiadomości publicznej informacje o
konieczności pracowania z ważącym osiem kilogramów sztucznym
brzuchem, podrażnieniu gardła ciągłymi wrzaskami i gryzącym
dymem – skończyło się zapaleniem migdałków, gorączkami i
antybiotykami – oraz udarze cieplnym. Aktorka wspomniała też o
uderzeniach zainkasowanych podczas nagrywania sekwencji z kontenerem
wpadającym do oceanu. Ponadto przyznała, że kreacja Mii była dla
niej niemałym wyzwaniem już z tego powodu, że wymagała włożenia
w to ogromnego ładunku emocjonalnego. Wchodzenie w skórę tak
udręczonej jednostki na dłuższą metę okazało się dość
wyczerpujące, ale i satysfakcjonujące. Im trudniejsze zadanie, tym
większe zadowolenie z jego wykonania. „Nigdzie” Alberta Pintó
to fikcyjna opowieść o całkiem prawdopodobnej przyszłości.
Zmiany klimatyczne, przeludnienie... prosta droga do wyczerpania
zasobów naturalnych. Dodajmy do tego rosnące zaufanie społeczne do
osobowości autorytarnych; populistów, nacjonalistów i
kontestatorów wartości demokratycznych. Starymi metodami (zasada
„dziel i rządź”, syndrom oblężonej twierdzy i iście
orwellowskie odwracanie pojęć) obejmują władzę w swoich
rzekomych ukochanych ojczyznach. Wybrani w tak zwanych
demokratycznych wyborach dyktatorzy. „Najwybitniejsi” architekci
piekła na ziemi. W takie piekło przenoszą nas twórcy „Nigdzie”
- hiszpańska antyutopia, państwo policyjne, zamordyzm tłumaczony
walką z niedoborem zasobów. Jeden z pograniczników napomknie o
bezskutecznej próbie poradzenia sobie z problemem kosztem dzieci i
kobiet w ciąży. Scenarzyści niestety szczędzą szczegółów na
temat tego instytucjonalnego procederu, można jednak domniemywać,
że w tej alternatywnej Hiszpanii wprowadzono szczególnie okrutny
program kontroli urodzeń i urodzonych. Tak czy inaczej, Mia i Nico
(przekonujący występ Anny Castillo i mała, acz przyzwoicie
odegrana rólka Tamarego Novasa) zdążyli już utwierdzić się w
przekonaniu, że ukrywanie dziecka jest bardziej ryzykowne od
zakazanej podróży. Jedni nazwą ich uchodźcami, inni nielegalnymi
migrantami, ja natomiast nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że
„Nigdzie” miało przypominać ludziom „ze słusznymi
paszportami/dowodami osobistymi”, że mogą być następni.
Survival thriller z drugim dnem, z podtekstem migracyjnym. Już
samo zabieganie o zwykłe, ludzie współczucie dla ludzi
uciekających ze swojej ojczyzny w dzisiejszym świecie można uznać
za akt odwagi, ale stawianie dumnych Europejczyków w tak
„uwłaczającym położeniu”... To już było i nie wróci
więcej. A gdyby nawet, jakimś cudem, historia zatoczyła koło, to
inni będę nas przyjmować z otwartymi ramionami. Bo Europejczykom
się to po prostu należy. Mia i Nico nie mają wątpliwości, że w
Irlandii będzie im się żyło nieporównywalnie lepiej – trzymają
się tej nadziei, bo poza sobą nawzajem i z niepokojem wyczekiwanym
maleństwem, to jedyne, co im zostało. Nico, zgodnie ze swoim
zwyczajem, robi wszystko, co w jego mocy, by podtrzymać swoją
małżonkę na duchu. Odgonić w pełni uzasadniony lęk matki
spodziewającej się dziecka w koszmarnym systemie. Powierzchownie
odmalowanym, niemniej scena w punkcie kontroli granicznej,
przerażające zdarzenia w pierwszej partii „Nigdzie”, nie
pozostawiła mi wątpliwości, że to jeden wielki park sadystycznej
rozrywki dla ludzi uprzywilejowanych. Zwykli zjadacze chleba -
mężczyźni, kobiety, dzieci - mordowani w biały dzień przez
rodaków w mundurach; wierną armię bezimiennego dyktatora,
ewentualnie jakiejś jedynej słusznej partii politycznej.
|
Materiał promocyjny © Netflix. „Nowhere” 2023, Rock & Ruz |
Niedługo
sama w kontenerze. Wybitnie trudny poród (zaskakująco wyraźnie
pokazany) w jednostce dryfującej. W „blaszanym prostokątnym
pudełku” osamotnionym w bezkresnej błękitnej krainie.
Nieszczelnym kontenerze całkiem dzielnie pokonującym oceaniczne
fale. Z pomocą jednej pasażerki, głównej bohaterki
klaustrofobicznego thrillera Alberta Pintó. Kobiety potrafiącej
„zrobić coś z niczego”, wykorzystać z pozoru nieprzydatne w
tej sytuacji przedmioty w walce o przetrwanie swoje i przede
wszystkim swojego dzieciątka. Oczywiście nie mówię o jedzeniu,
wodzie pitnej, zapasem ciepłych ubrań i telefonach komórkowych.
Tak, ta „nielegalna migranta” ma aż dwa, w tym jeden na oko
nietani, więc może być trudno zasłużyć sobie na gorący doping
co poniektórych obserwatorów dynamicznych wydarzeń w mocno
ograniczonej przestrzeni. Niezwykłej tratwie mozolnie pokonującej
mokrą pustynię. Mia bardziej liczy na obiecaną akcję ratunkową,
aniżeli dotarcie do jakiegokolwiek lądu, co nie znaczy, że nie
zdarza jej się wypatrywać upragnionego spłachetka ziemi w
błękitnej pułapce. Dyskusyjny może być zasięg telefoniczny na
oceanie, ale mnie bardziej zastanawia, czy w takiej metalowej puszce
dałoby się w ten sposób nawiązać kontakt ze światem
zewnętrznym? Połączyć z kimś przebywającym ma kontynencie?
Jedyną osobą, której Mia ufa jest jej mąż, ale mężczyzna mógł
nie przeżyć nieplanowanego zrzutu do oceanu. Czy mimo wszystko
poszuka więc kontaktu z obcymi służbami? Bo na nieobcych z
oczywistych względów polegać tym bardziej nie może. Mia jest
zdesperowana, ale chyba nie aż tak, by zawiadomić „swoich”,
ratowników z państwa totalitarnego? To się okaże, a tymczasem
będzie polegać wyłącznie na sobie. Spróbuje jakoś urządzić
się w swojej osobistej jednostce pływającej, pilnując, by zanadto
się wodą nie napełniła i jakoś mądrze wykorzystać przedmioty z
paru skrzyń, dla utrzymania pozorów (zasłona dymna) wtaszczonych
do kontenera przez przemytników ludzi. Słuchawki albo plastikowe
pojemniki na żywność. Znajdzie się też trochę taśmy klejącej
i papieru, plastikowa rurka, mnóstwo alkoholu, telewizory plazmowe,
zapas identycznych bluz z kapturami i przynajmniej jedna gumowa
kaczka. Po porodzie – doprawdy nieprzyjemnie się na to patrzyło,
ale twórcy już na wstępie uprzedzili, że „Nigdzie” nie będzie
zbyt łagodnie obchodził się z widzem - Mia rozpocznie wytężoną
pracę ukierunkowaną na otwarcie przeklętego i zarazem zbawczego
kontenera. Absolutnie nieprzytulnego mieszkania matki i noworodka,
biednej kruszyny urodzonej w nieludzkich warunkach i karmionej
zapewne niezbyt smacznym mlekiem, zważywszy na dietę rodzicielki.
Gdyby nie to maleństwo, Mia prawie na pewno szybko by się poddała.
Nie walczyłaby tak zaciekle, a przynajmniej częściej ogarniałoby
ją takie poczucie beznadziei, przemożne pragnienie definitywnego
zakończenia gehenny, jakie zaobserwujemy niemal na starcie tej
oceanicznej przeprawy. Poruszającej opowieści o sile macierzyńskiej
– też tacierzyńskiej – miłości, rozdzierającej tęsknocie,
nigdy niegojących się ranach zadanych przez bliźnich, o budującym
harcie ducha w warunkach ekstremalnych (z deszczu istot ludzkich pod
rynnę Matki Natury) i potencjalnie imponującej inwencji. Wynalazki
z kontenera. Myślę, że filmowcy trochę przesadzili z „robótkami
ręcznymi” postaci przewodniej. W każdym razie mnie więcej emocji
dostarczyły pierwsze dni na tym wadliwym obiekcie dryfującym. Można
powiedzieć, że uspokajałam się z biegiem tej historii. Coraz
mniej klaustrofobicznej „legendy o lwicach morskich”. Prawdziwych
wojowniczkach z umownej przyszłości. Zabrzmi dziwnie, ale w pewnym
momencie wręcz przeszło mi przez myśl, że z tej obmierzłej
puszki zrobiło się całkiem wygodne miejsce do (prze)życia. Uwiła
sobie Mia znośne gniazdko w nieznośnym otoczeniu. Ale najbardziej
doskwiera jej rozłąka z bliskimi. Rodzina w komplecie mogłaby
docenić tę, bądź co bądź, niespokojną przystań; zgodnie
uznać, że lepiej się żyje w kontenerze zagubionym w oceanicznych
ostępach niż w państwie totalitarnym, ale w takim układzie Mia
najprawdopodobniej jest jak najdalsza od tego rodzaju przykrych
konkluzji. Można uznać, że w moim przypadku napięcie opadło
przez zaradność protagonistki. Pewność, że Mia poradzi sobie w
każdej sytuacji, pokona każdą kłodę, jaką scenarzyści rzucą
jej pod nogi. Pewność, która na szczęście nie towarzyszyła mi
do samego końca. Wrócił dyskomfort, zakradła się silna obawa o
życie postaci, do których zdążyłam się mocno przywiązać,
znowu zwątpiłam w powodzenie tej „tajnej misji” ludzi po prosu
szukających miejsca nadającego się do życia. Tylko tyle i aż tyle.
„Nigdzie”
Alberta Pintó: hiszpański survival thriller, który może
zostać okrzyknięty kinem bezkompromisowym. Może nawet odrobinę
niesmacznym, w najlepszym wypadku budzącym pożądany wstręt. W
każdym razie jak na dzisiejsze - wydelikacone - standardy, dosyć
mocny to filmik. Ciasny, brutalny, ponury i wzruszający. Dystopia
dla jednych i utopia dla innych. Zabłąkany kontener w hipotetycznej
przyszłość. Obraz w mojej ocenie trochę nierówny, ale i tak
cieszę się, że na niego trafiłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz