środa, 25 października 2023

„Night of the Hunted” (2023)

 
Pracownicy firmy farmaceutycznej, Alice i jej kolega John, w środku nocy ruszają w samochodową podróż powrotną z konferencji. Zatrzymują się na odludnej stacji benzynowej, gdzie się rozdzielają: mężczyzna zostaje na zewnątrz, by zatankować, a kobieta przekracza próg pogrążonego w ciszy sklepu. Początkowo nic nie budzi jej podejrzeń, to się jednak zmienia, gdy w końcu podchodzi do kasy, przy której nie zastaje ekspedienta. Nikt też nie reaguje na jej nawoływania, ale w popłoch Alice wpada dopiero na widok krwi. A natychmiastową ucieczkę uniemożliwiają jej strzały.

Plakat filmu © Shudder. „Night of the Hunted” 2023, Getaway Films, Cinestesia, Heavy Rainfall

W 2015 roku swoją światową premierę miał mało znany hiszpański thriller w reżyserii Davida R.Losady „La noche del ratón” (tytuł międzynarodowy: „Night of the Rat”). A we wrześniu 2023 roku na Fantasy Filmfest w Niemczech zadebiutowało jako amerykańsko-francuskie odświeżenie: „Night of the Hunted” Francka Khalfouna, twórcy między innymi takich obrazów, jak „Poziom -2” (2007), „Maniac” (2012), czyli remake krwawej historii Williama Lustiga z 1980 roku, „Amityville: Przebudzenie” (2017) i „Prey” (2019). Scenariusz napisał Glen Freyer, oczywiście w oparciu o tekst Davida R.L. oraz Rubéna Ávily Calvo, a kiedy na pokład wskoczył Khalfoun, opowieść zyskała kolejne warstwy – finalnie nie tylko reżyser, ale i współscenarzysta remake'u „La noche del ratón”, którego jednym z głównych producentów został Alexandre Aja,twórcy choćby takich filmów grozy, jak „Blady strach” (2003), „Wzgórza mają oczy” (2006), czyli remake horroru Wesa Cravena z 1977 roku, „Lustra” (2008), czyli amerykańska przeróbka koreańskiego obrazu Sung-ho-Kima z 2003 roku, „Pirania” (2010), czyli remake kultowego animal attacku Joe Dantego z 1978 roku, „Rogi” (2013), na podstawie powieści Joe Hilla oraz „Pełzająca śmierć”(2019). Szeroka dystrybucja „Night of the Hunted” Francka Khalfouna ruszyła w październiku 2023 roku w internetowej strefie Shudder.

Stara stacja benzynowa z dawnym garażem przerobionym na jadłodajnię: takie miejsce ekipa „Night of the Hunted” wypatrzyła dla swojej produkcji. Plan zdjęciowy, zgodnie z wolą reżysera, najpierw dokumentnie oczyszczony, a potem staranie meblowany pod nocny pojedynek kobiety i tajemniczego snajpera. Tę ciasną przestrzeń Franck Khalfoun podobno powitał mniej więcej takimi słowami: „Wow, mój następny film rozegra się w szafie, bo plan jest coraz mniejszy”, rzecz jasna mając na myśli „Poziom -2”, dreszczowiec zamknięty na podziemnym parkingu. A wspomniane urządzenie, a właściwie projektowanie, tego miejsca było jednym z największych wyzwań; przedsięwzięciem wymagającym pomyślunku, co czołowy twórca „Night of the Hunted” w przestrzeni publicznej porównał do układania puzzli. Zależało mu na tym, by wszystkie części tej układanki w odpowiednim czasie zgrabnie, bez narażania się na śmieszność, wskakiwały na swoje miejsca. „Pod ostrzałem” Ryûhei Kitamury w scenerii „Ciernia” Toby'ego Wilkinsa. A tak naprawdę przeróbka kameralnej produkcji hiszpańskiej. Zamiana milczącego polowania na merytoryczną debatę o kondycji współczesnego świata. Rolę główną powierzono Camille Rowe, którą miłośnicy kinematografii grozy mogą kojarzyć choćby z „The Deep House” Alexandre'a Bustillo i Juliena Maury'ego. Wymagającą rolę Alice. Co prawda to nie jest „teatr jednej aktorki”, niezupełnie, ale większość ciężaru tej, bądź co bądź, nieskomplikowanej opowieści aktorka musiała dźwigać praktycznie w pojedynkę. Idealnie odegrana nieidealna protagonistka. Aktorka według mnie kompletnie zespolona z fikcyjną postacią. Żoną niejakiego Erika, który najwidoczniej niecierpliwie czeka na nią w domu. Alice jest częścią zespołu ds. marketingu w dużej firmie farmaceutycznej, która właśnie zakończyła konferencję na jakimś wygwizdowie. Ku niezadowoleniu jej kierowcy, a właściwie kolegi z pracy imieniem John (przekonujący Jeremy Scippio), kobieta uparła się przy nieczekaniu z powrotem do rana. Lepiej wyruszyć wcześniej, choćby po to by uniknąć wzmożonego ruchu na drogach. Półprzytomny mężczyzna siada za kierownicą, a marząca o kawie kobieta zajmuje miejsce pasażera i choć dopiero co zakończyła wideorozmowę z mężem, Erik znowu szuka z nią kontaktu. Typ kontrolujący czy kryje się za tym coś więcej? Tak czy inaczej, w samochodzie Johna panuje dość niezręczna atmosfera, niepewność podsycana wibrującym telefonem Alice. W sumie od początku wiadomo, o co chodzi, ale na szczegóły trzeba trochę poczekać. Na zwierzenia jednostki osaczonej na „wysepce paliwowej”. Ciekawe, czy panu Aja przypomniała się praca nad „Bladym strachem”, domniemanym częściowym plagiatem powieści Deana Koontza pt. „Intensywność”? Masakra na stacji benzynowej. Ukryty strzelec wyborowy i „kobieta w klatce” (w nawiązaniu do wybornego dreszczowca Waltera Eliotta Graumana z 1964 roku). Szkoła przetrwania w ostrzeliwanym sklepie z artykułami różnymi. Kameralny spektakl niewiejący taniością. Dopieszczone zdjęcia (zero tandety i najwyżej odrobina supernowoczesnego plastiku) powstałe pod kierownictwem Steevena Petitteville'a, zgrabnie posklejane przez „ekipę monterską” pod przewodnictwem Stéphane'a Roche i okraszone czarownymi dźwiękami Mathieu Carratiera – cudownie posępny, zaraźliwie markotny muzyczny temat przewodni. Całkiem klimatyczna produkcja minimalistyczna, z nie do końca wykorzystanym potencjałem klaustrofobicznym. Jakość „Obłędu” Romana Polańskiego to na pewno nie jest. Niedostatecznie dusząca izolacja z uzbrojonym napastnikiem w najbliższym sąsiedztwie. Wróg u bram szklanej pułapki.

Plakat filmu. „Night of the Hunted” 2023, Getaway Films, Cinestesia, Heavy Rainfall

W scenariuszu Glena Freyera kandydatowi na reżysera „Night of the Hunted” najbardziej spodobało się zdanie „the future generations will inherit my ability to not give a f-ck”. Myśl fikcyjnego snajpera, którą Franck Khalfoun w przestrzeni publicznej nazwał niezwykle głęboką, a przy tym autentycznie przerażającą. Zanik empatii, nieuchronna całkowita utrata bezcennej zdolności do wczuwania się w sytuację innych stworzeń. Proces, który jak wynika z osobistych obserwacji reżysera i współscenarzysty „Night of the Hunted”, nie tylko już się zaczął, ale co gorsza postępuje w zatrważającym tempie. A wszystko przez media społecznościowe? To pewnie byłoby spore uproszczenie, ale według mnie te sugestie rozgadanego snajpera nie są kompletnie odklejone od rzeczywistości. W końcu właśnie tam odbywa się najbardziej wytężona działalność ukierunkowane na wkładanie bliźnich do ciasnych szufladek. Interlokutor Alice nie ukrywa, że to zjawisko doprowadza go do wściekłości. Przemożna potrzeba etykietowania ludzi. Nazywano go już prawakiem, antymaseczkowcem antyszczepionkowcem, mówiono, że z takimi poglądami pewnie kwestionuje legalność wyborów prezydenckich i poważnie rozważa atak na Kapitol. Czy któryś z tych pseudoprofilerów wstrzymał się z osądami do czasu zebrania dostatecznej ilości informacji na jego temat? Zadali sobie trud, żeby lepiej go poznać? No oczywiście, że nie! A czy on zadał sobie trud, by lepiej poznać „seryjną trucicielkę”? Gorzej: osobę, która reklamuje szprycowanie się lekami. Wmawia innym, że będą żyć długo i szczęśliwie, jeśli codziennie całymi garściami będą łykać piguły i dawać się kuć „zbrodniarzom w kitlach”. Mniej więcej taką opinię o Alice wyrobił sobie faktyczny zabójca z małego świata przedstawionego w „Night of the Hunted”. Bo szufladkowanie (coś jak znakowanie bydła?) dobywa się po dwóch stronach światopoglądowej barykady. Lewaki, libki, pro-maseczkowcy, wściekłe macice, ekonaziści i te pazerne konowały. Kobieta zniewolona zostaje włożona do tej ostatniej szufladki – wprawdzie nie jest lekarką tylko marketingowcem, ale realizuje się najprawdopodobniej w najbardziej znienawidzonej przez jej oprawcę branży farmaceutycznej. Przez niewygodnego rozmówcę Alice. Snajpera, któremu zebrało się na zwierzenia. Może doskwiera mu samotność? Quid pro quo – jak w „Milczeniu owiec” Jonathana Demme'a, obsypanej Oscarami ekranizacji poczytnej powieści Thomasa Harrisa. Nie żeby Alice interesowało to, co mam jej do powiedzenia niewidzialny strzelec, który w każdej chwili może stracić cierpliwość, któremu niebawem może znudzić się ta zabawa w chowanego, a wtedy... Alice desperacko szuka sposobu na wydostanie się ze „szklanego pudełka” wypełnionego przeróżnym towarem. Artykuły spożywcze, chemiczne, farmaceutyczne, elektryczne, plastyczne, alkoholowe i co tam jeszcze podróżnym się przyda. Przy takim zatrzęsieniu przedmiotów mniej i bardziej przydatnych tylko czekać na popularny motyw MacGyvera, czy jak kto woli Kevina McCallistera. Twórcy „Night of the Hunted”, ku mojej uldze, nie poszli tą drogą, a przynajmniej nie przesadzili z wynalazkami damy w opałach, która może napytać sobie wrogów. Zamiast pójść po linii najmniejszego oporu i postawić na krystalicznie czystą, pozbawioną najmniejszych skaz osobowość, na utopijną wizję człowieka bez grzechu, któremu generalnie rzecz biorąc łatwiej się kibicuje, zaryzykowano z mniej oczywistą istotą ludzką. W gruncie rzeczy nieporównywalnie bardziej realistyczną od tych wszystkich „idealnych ofiar”, które tak ukochał sobie światek filmowy. Podobny problem co poniektórzy mogą mieć z niewątpliwym zabójcy. Seryjnym lub masowym zabójcą nieubłaganie przedstawiającym sterroryzowanej kobiecie argumenty, według niego, w pełni usprawiedliwiające jego zbrodnie. Wybuch przemocy w kraju słynącym z takich akcji. Raj dla miłośników broni palnej i koszmar rodziców posyłających swoje dzieci do szkół przypominających więzienia, z których mogą już nigdy nie wrócić. Kiedy Stany Zjednoczonej obiegnie wiadomość o rzezi na stacji benzynowej w jakiejś „dziurze zabitej dechami” chwilowo(?) bezimienny snajper awansuje na celebrytę. W mediach społecznościowych pod jego zdjęciami pewnikiem posypią się „lajki”, a ofiary zostaną nienależycie rozliczone. Czarny charakter „Night of the Hunted” Francka Khalfouna z jakiegoś sobie tylko znanego powodu chyba próbuje przekonać Alice, że jest głęboko rozczarowany błyskawicznie postępującą znieczulicą społeczną, a wręcz do szału doprowadza go gloryfikacja przemocy i piętnowanie, wyśmiewanie wszelkich odruchów sumienia. Chyba, bo naprawdę trudno było mi nadążyć za jego tokiem rozumowania. Debata polityczna, społeczno-obyczajowa i psychologiczna w ogniu walki o życie. Całkiem emocjonujące i jak na dzisiejsze standardy, dość brutalne starcie kobiety pozornie wyzwolonej i mężczyzny rzekomo prawdziwie wolnego. Szkoda tylko, że nie wykorzystano okazji do dokręcenia śruby w ostatniej partii „Night of the Hunted” i UWAGA SPOILER że Alice nie spróbowała wymknąć się bokiem. Po co pchać się na środek sceny, w światło reflektorów, gdy można ukryć się, prześliznąć w gęstych ciemnościach i bujnej roślinności? Wysoka trawa przegrywa z bezużytecznym – tak, tak, Alice w przeciwieństwie do widzów o tym nie wie – samochodem KONIEC SPOILERA.

Najpierw podziemny parking, teraz stacja benzynowa. Był „Poziom -2”, pora na „Night of the Hunted”, amerykańsko-francuski remake hiszpańskiego thrillera „La noche del ratón”. Tak izoluje się Franck Khalfoun. I w moim poczuciu jest w tym coraz lepszy. Jest progres w tych niespokojnych zamknięciach. Z większym zainteresowaniem przyglądałam się zmaganiom Alice z ukrytym strzelcem, niemniej liczyłam na większą duchotę niż w najgorszą noc Angeli Bridges. Klimat zbliżony, choć przestrzeń mniejsza. Pole dla sadystycznej zabawy niewidzialnego snajpera. Thriller ze środkowej półki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz