sobota, 16 grudnia 2023

„Pojednanie” (2020)

 
Ciężarna Ellie wraca do rodzinnego domostwa, żeby w spokoju skończyć pracę nad książką po burzliwym rozstaniu z narzeczonym. Spotkanie z nadopiekuńczą matką, zasadniczą kobietą imieniem Ivy szykującą do sprzedaży starą rezydencję, w której od lat mieszka tylko ze swoim niezdolnym do samodzielnej egzystencji mężem Jackiem, budzi stare demony. W Ellie ze zdwojoną siłą uderzają bolesne wspomnienia z dzieciństwa, które zakopała głęboko w podświadomości i ogarnia ją mniej lub bardziej uzasadniony lęk o bezpieczeństwo dziecka. Boi się, że prześladująca ją dziewczynka w różowej sukience nie jest tylko jaskrawym przypomnieniem koszmarnej przeszłości, że dręczy ją najprawdziwsza istota z zaświatów, w istnienie której najwyraźniej nie wierzy jej matka, niepozostawiająca swojej jedynej córce wątpliwości, że problemu upatruje wyłącznie w niej.

Plakat filmu. „Reunion” 2020, Greyshack Films, Miss Conception Films, Overactive Imagination

Największe z dotychczasowych przedsięwzięć reżyserskich Jake'a Mahaffy'ego, twórcy między innymi pełnometrażowych dramatów „Wellness” (2008) i „W istocie wolny” (2015), profesora nadzwyczajnego, wykładowcy w dziedzinie mediów i produkcji filmowej na University of Auckland w Nowej Zelandii, gdzie w 2013 roku przeprowadził się ze Stanów Zjednoczonych. Niskobudżetowy horror psychologiczny zrealizowany na podstawie jego własnego scenariusza, w opracowaniu którego pomagał mu niewymieniony w czołówce/napisach końcowych Tim van Dammen. Historię Mahaffy wymyślił już w roku 2010 roku, miejscem akcji czyniąc wówczas pokryty grubą warstwą śnieżnego puchu dom w Nowej Anglii, ale po zadomowieniu się w Nowej Zelandii postawił na miasto Upper Hutt i zrezygnował z aury zimowej. Finansowanie dla „Reunion” (pol. „Pojednanie”) pozyskał od Nowozelandzkiego Komitetu Filmowego (New Zealand Film Commission) oraz prywatnych partnerów ze Stanów Zjednoczonych, nie ukrywając, że w zebraniu niezbędnych funduszy najbardziej pomogło mu znane nazwisko w obsadzie – Mahaffy'emu udało się zaangażować w ten projekt zdobywczynię Nagrody Emmy Julię Ormond, którą fani kina grozy mogą kojarzyć choćby z „Wiem, kto mnie zabił” Chrisa Sivertsona. Według pomysłodawcy i reżysera „Pojednania” to „głęboko psychologiczny film z elementami horroru, realizmu magicznego i treści ezoterycznych”. Film, który swoją światową premierę miał w październiku 2020, w ramach Nighstream Film Festival, a regularną dystrybucję na terenie Polski otwarto dopiero w grudniu 2023 roku w usłudze CDA Premium.

Mroczna saga rodzinna zamknięta w archaicznych wnętrzach przepastnej nieruchomości z okazjonalnymi wycieczkami na przydomowe podwórko. Nowozelandzki slow burn horror podążający za młodą kobietą spodziewającą się pierwszego dziecka, niejako zmuszoną do powrotu na zimne łono rodziny. Ellie (przekonujący występ Emmy Draper) w niezbyt jasnych okolicznościach rozstała się z narzeczonym i też nie bardzo wiedząc czemu, uznała, że najlepszym miejscem na ukończenie książki historyczno-naukowej, będzie jej niespokojny dom rodzinny. Czołowa postać „Pojednania” Jake'a Mahaffy'ego wprawdzie ma spore luki w pamięci, wszystko jednak wskazuje na to, że zabytkowa rezydencja rodziców od dawna budzi w niej niezrozumiały strach. Widać, że z ciężkim sercem wkracza w te nieskromne progi po latach rozłąki najprawdopodobniej z jedynymi żyjącymi krewnymi. Do okrutnie zagraconej rezydencji w Nowej Zelandii, gdzie dorastała i skąd wyemigrowała, dotąd raczej nie oglądając się za siebie – wygląda na to, że Ellie nie utrzymywała kontaktu z rodzicami po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych. Nie pomagała matce w opiece nad schorowanym ojcem, który - być może podobnie jak Ellie - jest niezdolny do samodzielnej egzystencji. Niewykluczone, że oboje są całkowicie zależni od Ivy (frapująca kreacja Julii Ormond), surowej kobiety, która ciężkiej pracy się nie boi. I nie przepuści żadnej okazji, by przypomnieć jedynej córce, jak kruchą i nieobliczalną istotą jest. Młoda dama z poważnymi problemami psychicznymi, która już nie tylko dla własnego dobra, powinna wreszcie przyjąć to do wiadomości i oddać stery Ivy. Jeśli „córka marnotrawna” w dalszym ciągu będzie się upierać przy samodecydowaniu, to może zaszkodzić także niecierpliwie wyczekiwanemu wnukowi Ivy. Albo wnuczce. W domu rodzinnym Ellie nabiera pewności, że to będzie dziewczynka. Nie dlatego, że tak powiedział jakiś smutny pan (ani pani, skoro już przy tym jesteśmy) w kitlu – (anty?)bohaterka „Pojednania” wychodzi z założenia, że lekarze z reguły bardziej szkodzą, niż pomagają, w każdym razie nie ma do nich zaufania, w związku z czym nie poddała się ani jednemu badaniu ultrasonograficznemu – tylko jej własna podświadomość. Mówiąc wprost: Ellie przyśniło się, że będzie miała córkę i nie widzi powodu, by podawać to w wątpliwość. Czy Ivy pochwala mocne postanowienie Ellie o naturalnym prowadzeniu ciąży? Na pewno zaskoczyła ją ta wiadomość, ale czy niepokój, jaki wówczas odmalował się na jej twarzy nie był aby udawany? W sumie nie powinno jej to dziwić, bo nie takie pomysły tej pannicy przychodziły już do głowy. Nie chce czy nie potrafi zachowywać się normalnie? Tak czy inaczej, Ivy zawzięcie podtrzymuje w Ellie przekonanie, że nie jest osobą przystosowaną do życia w społeczeństwie. W każdej chwili może wybuchnąć, doprowadzić do jakiejś nieodwracalnej tragedii... chyba że wróci pod klosz zaradnej mamusi. Najgorsze, że Ivy może mieć racje, a przynajmniej Ellie jest gotowa zaakceptować niewygodne prawdy(?) o sobie. Przekonuje ją jasnowłosa dziewczynka w różowej sukience? Niezupełnie, bo nasza przewodniczka po tym ciasnym światku przedstawionym, wbrew staraniom matki, coraz szerzej otwiera się na nieznane. Z dnia na dzień rośnie w niej wiara w ducha i maleje wiara w siebie.

Plakat filmu. „Reunion” 2020, Greyshack Films, Miss Conception Films, Overactive Imagination

Dysfunkcyjna rodzina z wyższych sfer i desperacka walka z wewnętrznymi demonami, czyli kolejna opowieść o traumie w królestwie horroru. „Pojednanie” Jake'a Mahaffy'ego może być też klasyfikowane jako rodzinny dreszczowiec psychologiczny z potencjalnymi elementami paranormalnymi. Minimalistyczny w formie i pozostawiający trochę do życzenia w treści: niewyjaśnione zagadki umysłów stłoczonych w zagraconym domiszczu pewnie pamiętającym niejedną tragedię, ale naszą główną towarzyszkę, „niegodną zaufania narratorkę” trzeciego pełnometrażowego filmu fabularnego wykładowcy uniwersyteckiego, naturalnie, interesuje katastrofa z dzieciństwa. Fragmentaryczne, początkowo nieuporządkowane, stosownie niejasne wspomnienia – płaszczyzna retrospektywna wdzięcznie wcinająca się w teraźniejszość Ellie – z zimnego pałacu Ivy i Jacka (niezły popis aktorski Johna Bacha). Toksyczna więź Ellie i Cary (doskonały małoletni duet: odpowiednio Giny Laverty i Avy Keane). Obopólna zazdrość świadomie bądź nie podsycana przez opiekunów prawnych. Jedna faworyzowana przez matkę, druga przez ojca. Proces odzyskiwania wspomnień przez dorosłą Ellie uruchamia jej bezlitosna recenzentka, zaborcza matka z kasetą VHS, filmem z domowego archiwum, który ma jej przypomnieć szczęśliwe chwile z dziewczynką, którą rzekomo widuje. Beztroską zabawę, jak się okazuje, z dobrze znaną jej zjawą rodzinnej posiadłości przeznaczonej na sprzedaż. Ellie sama nie wie, czy ją to bardziej cieszy, czy smuci, Ivy sprawia jednak wrażenie absolutnie przekonanej, że tak bardzie najlepiej dla nich wszystkich. Pozbyć się tego przeklętego zamczyska, tych wszystkich zabytkowych szaf z niemożliwie cuchnącymi trupami i też nieprzyzwoicie drogich dywanów ze wstrętnymi brudami. Ellie może też wyolbrzymiać. Niedoinformowana - dotknięta amnezją? - członkini rodu, na domiar złego borykająca się z niezwykle realistycznymi koszmarami sennymi (jednego z nich pewnie nie powstydziłby się sam David Cronenberg, mistrz body horroru; obok fantazyjnych przejść, sporadycznych atrakcji monterskich ewidentnie zainspirowanych taśmami wideo i może zakończenia, które mnie wydało się przekombinowane, charakterystyczny składnik „Pojednania” Jake'a Mahaffy'ego) może ulegać zgubnym podszeptom swego przeciążonego umysłu. Wietrzyć spiski tam, gdzie ich nie ma. Przypisywać matce słowa, których nigdy nie wypowiedziała? Nieraz słyszymy jak żali się Gusowi (taka tam drugoplanowa, niepozwalająca się wykazać rólka Cohena Hollowaya) na dawno niewidzianą córkę, nie zawracając sobie przy tym głowy szukaniem jakiegoś ustronnego zakątka. Nawet nie sili się na szept – albo zależy jej na tym, by Ellie nie uroniła ani słowa z jej krytycznych elaboratów, albo wątpliwa bohaterka omawianego kameralnego „spektaklu” jest bestialsko oszukiwana przez własne zmysły. Jedną nogą na jawie, drugą w krainie marzeń sennych. Twarda rzeczywistość w onirycznej mgiełce. Niekomfortowe rodzinne gniazdo skąpane w nieustępliwym cieniu. Mroczne wnętrza i jeszcze mroczniejsze korytarze umysłów jakby zmuszonych do przebywania pod jednym dachem, do niecieszenia się towarzystwem krewnych. Ale przecież Ivy zarzeka się, że chętnie przyjmie pod swoje nadopiekuńcze skrzydła problematyczną córką i maleństwo, o którym nie śmiała marzyć. To najprawdziwszy cud, który w zaistniałych okolicznościach należytą opiekę znajdzie tylko u babci. Po niemądrym lub wręcz przeciwnie rozstaniu z ojcem dziecka, dorosła kobieta, która nie potrafi zadbać nawet o siebie powinna być wdzięczna matce za gotowość do zaopiekowania się jej bezcenną latoroślą. Nie wiadomo co zaszło między Ellie i jej narzeczonym – matka na początku gratuluje jej ucieczki od przemocowego mężczyzny (wystarczy na nią spojrzeć, by przekonać się jak łajdak ją traktował), ale z teoretycznych zwierzeń na użytek Gusa wynika, że niedoszły zięć był ofiarą, że za rozpad tego związku całkowitą winę ponosi Ellie. Może chce zniechęcić znajomego mężczyznę do flirtowania z jej córką? Nie dość, że to członek klasy robotniczej - według niej za wysokie progi dla szeregowego stolarza? - to na dodatek ma opinię kobieciarza, najpewniej więc złamie serce jej obsesyjnie pielęgnowanej córeczce z poręcznym dzwoneczkiem. Jak w dzieciństwie - wystarczy potrząsnąć, by przywołać, w odróżnieniu od Ellie, radzącą sobie ze wszystkim matulę. Pościeli, nakarmi, posprząta, ale nie napisze za nią książki. Nawet gdyby potrafiła, za żadne skarby świata nie zajmowałaby się takimi głupotami. Niebezpieczna pożywka dla i tak rozbestwionej wyobraźni Ellie. Ezoteryka, zabobony, pamięć genetyczna, baśnie, mity, legendy i inne paskudztwa, którymi nie wiedzieć czemu od lat z lubością napycha się jej córka. Czas położyć temu kres? To się okaże, a tymczasem przyjrzymy się paru skromnym manifestacjom nieznanego i mniej skromnym wędrówkom po wyśnionym skarbcu rodzinnych wspomnień. A wszystko kręci się wokół frapującej relacji matki i córki: wątek przewodni, który moim zdaniem wymagał dopracowania, dopięcia paru, bądź co bądź, maleńkich guziczków. Większym problemem były nużące przestoje w środkowej partii, klasyczne zapychacze niezmiennie podpowiadające, że zabrakło pomysłu na ciekawsze wypełnienie danego odcinka wyczerpującej emocjonalnie trasy Ellie.

Wieje nijakością, ale da się obejrzeć. Nawet nieco rozerwać w tym rodzinnym piekiełku zaprojektowanym przez Jake'a Mahaffy'ego, Amerykanina osiadłego w Nowej Zelandii. Wolne spalanie w patologicznym domu położonym w ustronnym zakątku miejskiej dżungli. Niezainteresowanej losem niegdyś bogatych i wpływowych, a teraz już tylko bogatych. Sekrety upadłej szlachty w niemrożącym krew w żyłach horrorze, czy jak kto woli thrillerze psychologicznym o straumatyzowanej jednostce wracającej do nawiedzonego domu. Klaustrofobicznej rezydencji rodem ze średnio wydajnej opowieści gotyckiej. W każdym razie według mnie przeciętniak z tego „Pojednania”, który może okazać się nie do zniesienia dla entuzjastów skocznych straszaków, ale zwolennicy tak zwanej nowej fali kina grozy mogą docenić przynajmniej niektóre elementy tutejszego świata przedstawionego. Dlatego nie odradzam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz