W
1876 roku podczas bitwy nad rzeką Little Bighorn dziesięcioletni
Siuks Paha Sapa w swoim przekonaniu zostaje opętany przez ducha
białego człowieka George'a Armstronga Custera, podpułkownika
dowodzącego zdziesiątkowanym wówczas 7. Regimentem Kawalerii.
Zdesperowany chłopiec z niezwykłą zdolnością patrzenia wstecz i
naprzód ratunku szuka u świętych mężów plemienia Lakotów,
wśród których jest jego ukochany opiekun, przyszywany dziadek
Kulawiec. Tym sposobem Paha Sapa naraża się legendarnemu
wojownikowi Szalonemu Koniowi.
W
1936 roku Paha Sapa czyni ostatnie sekretne przygotowania do
uroczystego odsłonięcia popiersia prezydenta Thomasa Jeffersona
wykutego w najświętszej górze. Siuks należy do zespołu Gutzona
Borgluma, nieustępliwego rzeźbiarza mającego nader ambitne plany w
związku z rozbudową pomnika demokracji nazwanego Mount Rushmore.
Jego najbardziej pracowity strzałowy Paha Sapa nie tylko zamierza je
udaremnić, ale także bezpowrotnie zniszczyć efekty kilkuletniej
pracy setek mężczyzn: niewybaczalną profanację arcydzieła Matki
Natury.
|
Okładka książki. „Czarne Góry”, Vesper 2023
|
Nadnaturalna
powieść egzystencjalna w realiach historycznych. Od Zagłady Indian
do Zagłady Żydów. Krwawa historia ludzkości z perspektywy
rdzennego mieszkańca Ameryki Północnej z „małymi wizjami
dotykającymi wstecz” i „małymi wizjami dotykającymi naprzód”,
Siuksa pewnego, że w życiowej wędrówce towarzyszy mu niewidzialny
wasicun. Nie pierwsza („Terror” wszczęty w 2007 roku) i
nie ostatnia („Abominacja” szerząca się od roku 2013) fikcja
historyczna wielokrotnie nagradzanego amerykańskiego pisarza Dana
Simmonsa. Powieść „Black Hills” (pol. „Czarne Góry”) swoją
światową premierę miała w roku 2010, a pierwsze polskie wydanie
pojawiło się trzynaście lat później w ofercie wydawnictwa Vesper
– edycja w twardej oprawie wdzięcznie zagospodarowanej przez
Macieja Kamudę i w finezyjnym tłumaczeniu Tomasza Chyrzyńskiego.
„Mitologia faktograficzna” Wielkiego Dana Simmonsa, jak zwykle
kompleksowo przygotowanego do wzniesienia niebanalnej budowli
literackiej; korzystającego z rozlicznych źródeł historyczny. I
przepowiadającego przyszłość przynajmniej w zakresie twórczości
własnej - „Piąty kier”, który pokaże się, nomen omen, pięć
lat po pierwszym wydaniu „Czarnych Gór”.
„Najbardziej
samotny człowiek jakiego poznałaś albo mogłaś kiedykolwiek
poznać […] człowiek, który stracił swoje imię, krewnych,
honor, żonę, syna, swoich bogów, przyszłość, nadzieję i
wszelką powierzoną mu świętość”. Paha Sapa (Czarne Góry)
vel Billy Powolny Koń vel Billy Slovak z plemienia Lakotów. Po raz
pierwszy spotykamy go Na Śliskiej Trawie w roku 1876. Ostatni
Bastion Custera lub Ostatnia Wielka Bitwa Indian, która odcisnęła
trwałe piętno na chłopcu, który nad rzeką Little Bighorn
zaliczył swój pierwszy cios. Niespełna jedenastoletni Siuks, który
nigdy nie marzył o zostaniu wojownikiem, zwietrzył okazję do
pomyślnego przejścia próby odwagi – wypatrzył Długie Włosy,
dowódcę Regimentu Kawalerii armii białych najeźdźców, właśnie
ponoszącego historyczną porażkę głównie za sprawą
współplemieńców Paha Sapy. Podpułkownik/generał George
Armstrong Custer w przekonaniu głównego bohatera „Czarnych Gór”
Dana Simmonsa też wykorzysta okazję. Niechcący bądź naumyślnie
wniknie w ciało wychowanka Kulawca, czyli jednego z najbardziej
szanowanych członków lakockiej grupy mężnie walczącej z wasichu
(Simmons nie szczędzi mowy
Siuksów), Złodziejami Tłuszczu, białymi i w mniejszości
czarnymi najeźdźcami; plemionami wasicunów, posługujących
się między innymi „językiem anielskim” i - zasłyszane przez
małoletniego protagonistę książki - plamieniem Czarnuchów.
Niechciany współlokator ciała Naturalnej Wolnej Istoty Ludzkiej
Paha Sapy, też posługuje się tą egzotyczną anielską mową.
Niezrozumiałą dla małego Indianina mimowolnie zaglądającego w
przeszłości i w przyszłość, ale z irytującego słowotoku
domniemanego ducha, Czarne Góry wyławia parę powtarzających się
obcych wyrazów, które niedokładnie przekazuje mądrzejszym
członkom szczepu, w naiwnej nadziei na uwolnienie go od największego
problemu, któremu po piętach depczą małe wizje, niepokojąca
zdolność do przyswajania cudzych wspomnień (z obecnych i
przyszłych akt w danym ludzkim banku pamięci) poprzez dotyk. Przy
czym nie każdy kontakt cielesny sprowadza na Paha Sapę lawinę
obrazów i dźwięków, których najpewniej nie zatrze bezwzględny
Czas, który w swojej wszechmocy ustępuje chyba tylko Sześciu
Dziadkom. Dlaczego najstraszniejszą z Wizji zesłali na tak zawodną
istotę jak jedenastoletni podopieczny czcigodnego Kulawca? Dlaczego
tak niegodne, okrutnie rozczarowujące - w swojej ocenie - stworzenie
jak Paha Sapa zostało obarczone tak monstrualną odpowiedzialnością?
Brzemię niezadowolonego z siebie chłopca i tajna misja mężczyzny
w podeszłym wieku. Z wtrąceniami hipotetycznego generała George'a
Armstronga Custera i okresem pomiędzy Incydentem Na Śliskiej Trawie
i Górą Rushmore. Nieuporządkowany ciąg wydarzeń,
niechronologiczne zapisy „w dzienniku prowadzonym w dwóch epokach
Ameryki Północnej”. Fragmentaryczna biografia rdzennego
mieszkańca Nowego Świata, naszpikowana „niebezpieczeństwami” w
postaci drobiazgowych opisów architektonicznych czy nawet
indiańskich, zwyczajów, obrzędów, rytuałów. Nie wspominając
już o projekcie Mount Rushmore, artystycznych pracach budowlanych na
wysokościach: rzeźbieniu dłutem i dynamitem. Oferta może nie
wyłącznie dla pasjonatów, ale obawiam się, że niejeden czytelnik
da za wygraną przy którymś z tych długich przystanków. Właściwie
„Czarne Góry” to w moim poczuciu jeden z najmniej treściwych
utworów Dana Simmonsa, jakie przeczytałam. Najdłużej czytana,
choć nie najdłuższa powieść tego Wielkiego Literata, z jaką
dotychczas się spotkałam. Pasjonująca i męcząca – szalenie
nierówna przygoda w czasach niekoniecznie bezpowrotnie minionych,
historia bowiem lubi się powtarzać. To dobrze czy źle?
|
Okładka książki. „Black Hills”, Reagan Arthur 2011
|
Wiedza
czasami jest przekleństwem, najgorszym co człowiekowi może się
przytrafić. Bohater tragiczny „Czarnych Gór” Dana Simmonsa
przekonuje się o tym już w dzieciństwie, tak naprawdę jeszcze
przed okropnym darem bogów, przed pierwszą Wizją. Wrodzony talent
do sięgania wstecz i naprzód, małe wizje Paha Sapy, pierwsze
pokazały jak ekstremalnie niewygodna potrafi być wiedza. Zwłaszcza
gdy nie wiesz, jak ją wykorzystać. Młody Siuks wychodzi z
założenia, że nic i nikt nie jest w stanie zawrócić biegu
historii. Fatalista i niewdzięczny wybraniec bogów. Nigdy nie
marzył o takim zaszczycie, tak jak nie marzył o pójściu śladami
takich historycznych postaci, jak choćby Szalony Koń czy Siedzący
Byk. A już przede wszystkim nie widział siebie jako podwładnego
białego człowieka. Gutzon Borglum, kolejna autentyczna postać tej
na poły fikcyjnej opowieści, generalnie rzecz biorąc nie jest
osobą szczególnie lubianą nawet wśród swoich (tj. białych ludzi
ze skradzionej, przemocą zagrabionej Ameryki Północnej).
Nieskłonny do kompromisów rzeźbiarz z rozbuchanym ego, który
wprawdzie nie jest najgorszym pracodawcą w karierze Paha Sapy, ale
prawdopodobnie najgorszym człowiekiem. Zbezcześcił najświętsze
pasmo górskie, trwale okaleczył naturalną świątynię jego
plemienia. Kamienne kolosy, mordercy bizonów dotarły do Czarnych
Gór. Wszystkiemu winni są biali ludzie ze Starego Kontynentu? Rasa
czy gatunek? Indianie, Żydzi... kto następny? Od holocaustu do
holocaustu. Paha Sapa w swoim długim życiu zobaczył dość, by
nabrać absolutnej pewności, że niszczenie jest domeną
białoskórych. Niekończące się igrzyska śmierci dynamizowane tak
zwanym postępem i pożywnym tłuszczem. Betonoza i kult bydła.
„Ranczerzy wasichu
(wraz ze swoimi wiernymi indiańskimi towarzyszami) wybili resztkę
pozostałych drapieżników – ostatnie wilki, ostatnie
niedźwiedzie, ostatnie lwy górskie – i wypowiedzieli wojną innym
gatunkom, takim jak pieski preriowe (dominujący mit głosi, że
bydło łamie sobie nogi w dziurach jam), a nawet nienarzucające się
kojoty […] miliony mosiężnych łusek nabojów wystrzelonych do
tych wszystkich gatunków, których zbrodnią było wejście w
paradę... bydło”. Rodzisz się, masz jakieś marzenia, coś
tam budujesz, a potem życie tak daje ci w kość, że marzysz już
tylko o śmierci. Nadzieja nie tyle gaśnie, ile zostaje pożarta.
Kawałek po kawałku. W latach 30. XX wieku Paha Sapa powoli już
żegna się z tym łez padołem. Usłyszał już wyrok śmierci –
nowotwór złośliwy – ale ma nadzieję odejść na własnych
zasadach. Spełniając swoją świętą powinność. Szumne
odsłonięcie popiersia Thomasa Jeffersona, uroczystość z udziałem
prezydenta Franklina Delano Roosevelta, twarzy Nowego Wału... to
znaczy Ładu. Typowa polityczna szopka, ale jeśli wszystko pójdzie
zgodnie ze ściśle tajnym planem Paha Sapy, zapisze się w historii
jako trumf Czarnych Gór nad Górą Rushmore. Ostatnie zwycięstwo
Naturalnych Wolnych Istot Ludzkich, większe niż sławna bitwa nad
Little Bighorn, ale wciąż ledwie ukucie dumnych Złodziei Tłuszczu.
Czy jeden z nich faktycznie utknął w ciele Siuksa? Inna sprawa, czy
George Armstrong Custer vel Długie Włosy, przez najbardziej
zaangażowanego przewodnika po nieubłaganie zmieniającym się
świecie przedstawionym (wstecz i naprzód, naprzód i wstecz) w
niezupełnie odartych z nadziei, ale dość pesymistycznych „Czarnych
Górach”, po tych wszystkich latach wspólnej tułaczki jest
traktowany bardziej jak wróg aniżeli przyjaciel? Tak czy owak,
jeśli duch Custera nie jest wymysłem nietwardo stąpającego po
ziemi stworzenia, Naturalnej Istoty szeroko otwartej na sferę
mistyczną, to na tym świecie mogła zatrzymać go solenna obietnica
dana ukochanej żonie Elizabeth 'Libby' Bacon Custer. Skandaliczne
wspominki amerykańskiego bohatera? Niektórych odbiorców „Czarnych
Gór”, oburzyły/zniesmaczyły intymne wyznania postaci, która w
rzeczywistości prowadziła przecież, jak na tamte czasy, dosyć
pikantną, pełną seksualnych aluzji, czy tam dwuznacznych uwag
korespondencję z życiową wybranką, nieugiętą obrończynią
dobrego imienia ukochanego oficera kawalerii amerykańskiej,
wcześniej w miarę możliwości dotrzymującej mu towarzystwa na
Wielkich Równinach. Miłość dzika i stateczna, pieprzna i słodka.
Obie doprawione gorzkim smakiem przemijania. Miłość George'a
Armstronga Custera i miłość Paha Sapy. Można się wzruszyć,
można też ubolewać nad narracją rozproszoną. Skutecznie
rozpraszającą, niepożądanie usypiającą moją uwagę. W
przegrzewającym się wehikule czasu – najczęściej tak się
czułam w tych historycznych realiach przepuszczonych przez
wyobraźnię Dana Simmonsa. Imponująco bogatą, ale tego nie
dowiedziałam się z „Czarnych Gór”.
Subiektywnie:
spadek formy wybitnego pisarza. Obiektywnie: skarbnica informacji o
rdzennych mieszkańcach Ameryki Północnej, ze wskazaniem na
Siuksów, o ekspansji kolonialnej mieszkańców Europy dokonywanej w
Ameryce Północnej w XIX wieku; kompendium wiedzy o Moście
Brooklińskim i Mount Rushmore. Fikcyjna opowieści w stroju
historycznym. Brutalizm i mistycyzm, sacrum i profanum, przeszłość
i przyszłość... I tak na moje niewprawne oko nielekko, ociężale,
ospale toczy się ta machina. Koło widokowe Dana Simmonsa,
nieoszałamiające „Czarne Góry”.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Pierwsze słyszę.
OdpowiedzUsuń