Firma
Home Group zarządzana przez narcystycznego Neda Grooma posiada
kilkanaście modnych klubów w różnych zakątkach świata, ale
największe nadzieje kierownictwo wiąże z Island Home, luksusowym
kurortem u wybrzeży Anglii długo szykowanym na weekend
inauguracyjny. Trzydniowe przyjęcie w okresie halloweenowym, na
które zaproszono starannie wyselekcjonowanych członków elitarnego
klubu Home, skupiającego sławnych i bogatych. Wielu dałoby się
pokroić za udział w tym wydarzeniu, a zwykłej dziewczynie z
Londynu, Jess Wilson, udaje się zdobyć posadę kierowniczki działu
sprzątania praktycznie w przededniu imprezy inauguracyjnej na
niewielkiej wyspie. Imprezy dla elity, z której nie wszyscy wyjdą
żywi.
|
Okładka książki. „Klub”, Czwarta Strona 2023
|
Druga
wspólna powieść małżeństwa mieszkającego w Londynie, Collette
Lyons i Paula Vlitosa, publikującego pod pseudonimem Ellery Lloyd.
Mężczyzna na rynku literackim zadebiutował w 2007 roku powieścią
„Welcome To The Working Week” - samodzielną twórczość
podpisuje prawdziwym nazwiskiem – a ponadto prowadzi program
edukacyjny (literatura angielska i kreatywne pisanie) na University
of Surrey. Kobieta była dziennikarką i redaktorką, dyrektorką ds.
treści w brytyjskim magazynie Elle i dyrektorką redakcyjną w Soho
House. Jej teksty ukazywały się w takich pismach, jak „The
Guardian”, „The Daily Telegraph” oraz „The Sunday Times”.
Pierwsza powieść Ellery Lloyd - thriller „People Like Here”
(pol. „Influencerka”) - pojawiła się w roku 2021 i została
wybrana przez Richard and Judy Book Club. W kolejnym roku swoją
światową premierę miał dreszczowiec „The Club” (pol. „Klub”),
wybrany przez Reese Witherspoon Book Club. Pierwsza polskojęzyczna
edycja tego drugiego pokazała się w roku 2023 w wyniku działalności
wydawnictwa Czwarta Strona. W miękkiej okładce zaprojektowanej
przez Magdę Bloch i tłumaczeniu Piotra Grzegorzewskiego.
Lockdownowa
powieść - jak lubi żartować Paul Vlitos - Berta i Erniego z Ulicy
Sezamkowej. Tak zwana zagadka zamkniętego pokoju zainspirowana
autentyczną izolacją społeczną tłumaczoną walką ze
śmiercionośnym wirusem. Większy wpływ na fabułę „Klubu”
mogły mieć jednak osobiste doświadczenia Collette Lyons,
miłośniczki twórczości Gillian Flynn, bodaj najbardziej
kojarzonej z bestsellerową „Zaginioną dziewczyną” (2012),
przeniesioną na ekran przez Davida Finchera. No, może nie tyle
praktyka, ile teoria – wiedza nabyta podczas hotelarskiej i
klubowej przygody zawodowej, atmosfera panująca w ekskluzywnych
ośrodkach wypoczynkowych. Ludność „Klubu” i zbrodnie dokonane
w tym świecie przedstawionym to już czysta fikcja. Nie dokonywane,
tylko dokonane, bo główna oś fabularna bardziej przypomina
płaszczyznę retrospekcyjną aniżeli umowną teraźniejszość. Za
sprawą „materiałów prasowych”, obszernego artykułu (wszystko
wskazuje na to, że czytelnikom „Klubu” Ellery Lloyd udostępniono
jedynie fragmenty), który ukazał się (oczywiście nie w prawdziwym
świecie) w „Vanity Fair” niedługo po makabrycznym weekendzie na
malej wyspie zagospodarowanej przez firmę Home Group, której
dyrektorem generalnym jest (był?) Ned Groom, nader przedsiębiorcza
jednostka z ewidentnym Kompleksem Boga. Nieobliczalny narcyz
traktujący życie jak podniecającą grę, w której jest
niedoścignionym mistrzem. Wyjątki z gorącego dodatku do znanego
brytyjskiego magazynu uprzedzają fakty (sztuczka, z której korzysta
choćby Stephen King: prosty przepis na suspens), objaśniają i nade
wszystko dają szerszy kontekst. Spadkobierca zdecydowanej większości
udziałów w modnym, ale niezbyt dochodowym londyńskim lokalu
wcześniej prowadzonym przez jego dziadka, Ned Groom, z czasem
przekształcił rodzinną markę w prawdziwe imperium. Otworzył w
sumie jedenaście luksusowych klubów nie tylko w Wielkiej Brytanii,
a wisienką na torcie ma być wyspiarski kurort u wybrzeży Anglii,
niedaleko stolicy, ale bezpośrednio sąsiadujący z wioską
Littlesea – mała społeczność bardzo niezadowolona z tutejszej
inwestycji krwiożerczego kapitalisty. Island Home, najnowsze zacisze
sław. Wystawne domki i górująca nad nimi Rezydencja, wzniesiona w
XVIII wieku przepastna budowla w stylu elżbietańskim, sprzedana
braciom Groom przez starsze małżeństwo (w pakiecie z gruntem, z
nieużytkami dookoła zabytkowej nieruchomości, naturalnie z
wyłączeniem odgrodzonej części nienależącej do nich). Bo ich
jest dwóch, przy czym młodszy Adam, posiada zaledwie dziesięć
procent udziałów w Home Group, ale nawet gdyby dziadek przepisał
mu więcej, to i tak pewnie podporządkowałby się charyzmatycznemu
Nedowi. Tak było od kiedy Adam sięga pamięcią, jednakże jego
żona Laura przed tym feralnym weekendem postawiła mu ultimatum:
albo ona, albo Ned. Kobieta ma już dość „trzymania na smyczy”
jej życiowego wybranka, spełniania przez młodszego Grooma
zachcianek starszego. Nie chodzi jej o zerwanie kontaktu z Nedem,
tylko z jego firmą. Adam, dyrektor do spraw projektów specjalnych w
Home Group, mógłby założyć własną działalność gospodarczą
– coś skromniejszego, na przykład pub – zamiast trwać w tej
toksycznej niby spółce. Marzenie nie tylko Laury, ale i jej męża,
popychadła, wiecznego „chłopca do bicia” sadystycznego
czarusia. Najbardziej pożądanego przyjaciela celebrytów? Annie
Spark, dyrektorka działu członkowskiego w imperium Neda, należąca
do wyjątkowo wąskiego grona pracowników Home z długim stażem –
i nosząca się jak Effie Trinket z „Igrzysk śmierci” Suzanne
Collins – nie używa tego słowa. Kiedyś brzmiało dumnie, ale z
czasem zyskało pejoratywny wydźwięk. Obecnie celebrytami nazywa
się też znanych nieutalentowanych, a Annie obraca się w
zacniejszych kręgach. Na bieżąco aktualizuje listę aktywnych
członków klubu Home (reszta siedzi w długiej poczekalni), czyli
mogących korzystać z szykownych enklaw prywatności wymyślonych
przez wybuchowego Neda Grooma. Wielka rodzina dysfunkcyjna założona
przez niebezpiecznie kreatywnego dziedzica.
|
Okładka książki. „The Club”, Mantle/Harper 2022
|
Po
zabójczej wyspie Ellery Lloyd oprowadzają: kierowniczka działu
sprzątania Jess Wilson, osobista asystentka dyrektora generalnego
Nicola 'Nikki' Hayes, dyrektorka działu członkowskiego Annie Spark
oraz dyrektor do spraw projektów specjalnych i udziałowiec Adam
Groom. Komplet długodystansowych pracowników Home Group (prezesa
nie liczymy) plus świeże spojrzenie kobiety nienawykłej do takich
luksusów. Przedstawicielka klasy robotniczej, doświadczenie
zawodowe zbierająca w londyńskich hotelach, panna Wilson, nie może
uwierzyć w swoje szczęście, gdy zostaje przyjęta do globalnej
sieci elitarnych klubów. Zostaje rzucona na głęboką wodę –
zapewnia, że nie zna lepszego sposobu wdrażania się w dane zajęcie
– bo nie dość, że nie ma czasu na przeprowadzenie należytego
szkolenia, to na dodatek świeżo zatrudniona kierowniczka
konserwatorów powierzchni płaskich Island Home, ma zacząć od
największej imprezy w historii Home Group: długo wyczekiwanego
otwarcia wyspiarskiego kurortu, niedostępnego dla „zwykłych
śmiertelników”. Olimp idoli. Przywitany przez imponująco pewną
siebie kobietę, niebojący się wyzwań, ambitny narybek Home, który
dostał większą szansę niż może się wydawać. Tego pierwszego
dnia na przeklętej wyspie Jess z niekłamanym podziwem patrzy na
Annie. Normalnie najmocniej wyróżniającą się strojem ... i
żałosnym nadskakiwaniem gościom. Nie wspominając już o szefie.
Tak ją widzi Nikki Hayes – i najprawdopodobniej nie jest to
jednostkowa opinia na temat Annie Spark – najwyraźniej ulubiona
pracownica Neda Grooma. Nie dyskutuje, tylko natychmiast wykonuje i
co najważniejsze nie próbuje przypisywać sobie jego zasług. Nikki
na tyle długo pracuje w Home Group, by wiedzieć, że nawet własne
prace należy podpisywać imieniem i nazwiskiem prezesa. W przeciwnym
razie wylecisz z hukiem z tej patologicznej „rodziny”. Od samego
początku wiadomo, że niektórzy nie przeżyją inauguracji Island
Home. Mało tego, autorzy „Klubu” nie zwlekają z ujawnieniem
tożsamości jednej z ofiar, a przynajmniej osoby zaginionej. To może
być jedyny poszkodowany – albo sprawca – nie zmienia to jednak
faktu, że to nadzwyczaj smakowity kąsek dla dziennikarzy i
internetowych detektywów. Gruba sprawa, bo z różowego firmamentu,
a nie szarej ziemi. Nie byłabym sobą, gdybym nie doceniła szczerej
recenzji podobno cywilizacji rozwiniętej. Czyli takiej, w której
wszyscy są wybitnymi znawcami wszystkich możliwych (niemożliwych
też) tematów. („Nagle każdy użytkownik Twittera stał się
ekspertem od systemów bezpieczeństwa elektrycznego land rovera
defendera 2020, a każdy na Facebooku – od prądów i pływów u
ujścia rzeki Blackwater”). Czyli takiej, w której „domorośli
detektywi z internetu” mają niezłą zabawę z tragedii
bliźnich. „Zapominają, że jesteś człowiekiem, który
opłakuje swoich przyjaciół, realną osobą borykającą się z
traumą, kimś, kto wbrew zdrowemu rozsądkowi googluje informacje na
swój temat […] A może nie. Może wcale nie zapominają. Może
kręci ich to, że to widzisz, że cię to boli, to cały sens
ich...”. Radosne kopanie leżących. Przeżywasz żałobę, a
wszystkowiedzący, nieomylni, idealni wirtualni sędziowie mówią
ci, że to twoja wina. Czasami poprzestają na niewybrednych żartach
ze śmierci także dzieci i to oni w tej naszej iście orwellowskiej
rzeczywiści są posiadaczami najtwardszych kręgosłupów moralnych.
A przynajmniej na takich zwykli kreować się najzjadliwsi
komentatorzy wydarzeń bieżących. Najgorzej mają osoby publiczne?
Tak czy inaczej, w „Klubie” na internetową wokandę właśnie
trafiła kryminalna zagadka gwiazdorskiego kurortu na wyspie.
Najnowszego azylu ludzi ze świecznika, desperacko szukających
wytchnienia od wszędobylskich kamer. Wielu oddałoby wszystko, by
się z nimi zamienić, ale autorzy „Klubu” nie są zainteresowani
podsycaniem tego dla większości nieosiągalnego marzenia –
prędzej gaszeniem. Annie Spark wspomina strasznych nudziarzy,
wspaniałe życiorysy tak naprawdę nijakich ludzi, niemających
wiele do powiedzenia, niepamiętających interesujących anegdot i
nieprzejawiających ciekawych dziwactw. Narkomanów, alkoholików,
drapieżców seksualnych, egoistów i obywateli skrajnie
niezaradnych, mających ludzi od wszystkiego. Ubiorą, wykąpią,
nakarmią, nawet wypowiedzą się w ich imieniu. Naturalnie są
wyjątki, ale generalnie rzecz biorąc w show biznesie łatwo o
nieliche cofnięcie w rozwoju. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że
niemal wszyscy proszeni goście mogą pozazdrościć dojrzałości
siedmioletniej „pasażerce na gapę”. Zresztą nie tylko goście,
bo wystarczy spojrzeć na strzelającego fochy właściciela tej
luksusowej piaskownicy. Brudne sekrety nieciekawych ludzi, które
stopniowo będą się odsłaniać przed tą największą tragedią. W
gruncie rzeczy nieznaną katastrofą, która ponad wszelką
wątpliwość zbliża się do niepodzielnego królestwa Neda Grooma.
Sprawdzona sceneria klaustrofobiczna. Chwytliwe miejsce akcji i
intrygujące postacie prowadzące. Nieoczywiste, dynamiczne i
zaskakująco (bo stosunkowo niedługa to opowieść) szczegółowe
portrety psychologiczne. Towarzystwo zamaskowane i jatka zmyślnie
(suspens) zapowiadana. Potężnych niespodzianek w „Klubie”
Ellery Lloyd nie uświadczyłam, ale niewątpliwie wsiąkłam. Urzekł
mnie klimat, urzekły tajemnice.
Zabójczy
weekend na nieprzyzwoicie wyszykowanej wyspie. Cuchnące wysokie
progi. Rajski „Klub” Ellery Lloyd (właściwie Collette Lyons i
Paul Vlitos). Zamierzenie niewesoła, według mnie godna uwagi,
zabawa w rzekomo doborowym towarzystwie. Brudy pod czerwonym dywanem.
Fałszywi bogowie bez botoksu. Stylowy kryminalny thriller
psychologiczny, który może zabić Wasze marzenia:) Sława jest
przereklamowana, a w elitarnych klubach przewijają się iście
dantejskie sceny. Prestiżowe lokale czy zwykłe meliny? Oto jest
pytanie.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz