wtorek, 12 grudnia 2023

„Służka” (2023)

 
Samidha 'Sam', uczennica amerykańskiego liceum pochodzenia wschodnioindyjskiego, niepokoi się zachowaniem swojej byłej przyjaciółki Tamiry, uparcie milczącej szkolnej outsiderki, nierozstającej się ze szklanym słoikiem. Istnieją podejrzenia, że to problem z asymilacją, ale Sam uważa, że za izolacją rówieśniczki kryje się coś więcej. W żadnym razie nie jest jednak przygotowana na niewiarygodne wyznanie Tamiry, podobno dręczonej psychicznie przez najprawdziwszego demona uwięzionego w szklanym naczyniu. W przypływie gniewu na opowiadającą bajki dziewczynę, z którą dorastała, Sam mimowolnie doprowadza do tragedii. Tamira znika, a demoniczne brzemię przechodzi na Sam.

Plakat filmu. „It Lives Inside” 2023, Brightlight Pictures, Neon, QC Entertainment

Nadnaturalny horror społeczny czerpiący z osobistych doświadczań reżysera i scenarzysty, debiutującego w pełnym metrażu Bishala Dutty. Historię wymyślił razem z Ashishem Mehtą, ale punktem wyjścia było zapamiętane poczucie rozdwojenia tożsamości, które szczególnie mocno doskwierało mu w szkole średniej. Świat binarny człowieka, który we wczesnym dzieciństwie wraz z rodziną przeniósł się z Indii do Ameryki Północnej. Imigranta, który w swój proces asymilacji kulturowej włączył kino grozy – jego podręcznikami były między innymi „Szczęki” Stevena Spielberga, „Lśnienie” Stanleya Kubricka i „Koszmar z ulicy Wiązów” Wesa Cravena. Na scenariusz „Służki” (oryg. „It Lives Inside”) ogromny wpływ miała też przerażająca opowieść jego dziadka, który w młodości poznał dziewczynkę rozmawiającą ze szklanym słojem. Naczynie na jego oczach zostało zniszczone, w środku niczego nie było, ale to zapoczątkowało najdziwniejszy okres w życiu antenata Bishala Dutty, któremu w pamięć szczególnie wryło się sprawozdanie dziadka z jedzenia orzeszków ziemnych. Za plecami świadka incydentu ze słoikiem jakiś czas później rozlegają się odgłosy przeżuwania, a kiedy się odwraca, nie ma już ani jednego orzeszka.

Wiadomość o zawiązaniu producenckiej współpracy między amerykańskimi firmami Neon i QC Entertainment przy wtenczas niezatytułowanym projekcie pod artystyczną dyrekcją Bishala Dutty, obiegła świat w październiku 2022, w pierwszy dzień prac na planie - w Vancouver w Kanadzie - debiutanckiego długometrażowego filmu fabularnego twórcy nagradzanych shortów. W marcu 2023 film pokazał się na South by Southwest Film Festival (światowa premiera), a parę miesięcy później ruszyła szeroko zakrojona dystrybucja kinowa. Polskim dystrybutorem diabelskich igraszek mięsożernego demona z mitologii hinduskiej i buddyjskiej jest M2 Films. Horror producentów „Uciekaj!” Jordana Peele'a, do którego Bishal Dutta chętnie dokręciłby ciąg dalszy, chętnie zaprezentowałby światu „It Lives Inside 2” , ale na razie większe nadzieje wiąże ze straszakiem postapokaliptycznym, który ma zostać wyprodukowany przez Jamesa Wana. Produkcja, która miała (haha) deptać po piętach, dyszeć w karki „Babadookowi” Jennifer Kent, „Coś za mną chodzi” Davida Roberta Mitchella, „Dziedzictwu. Hereditary” Ariego Astera i wspomnianemu „Uciekaj!” Jordana Peele'a, zdobywcy Oscara za scenariusz, choć w głównym zbiorniku z filmowymi wpływami były raczej takie pozycje, jak „Christine” Johna Carpentera, na podstawie powieści Stephena Kinga i „Zdjęcia Ginger” Johna Fawcetta, natomiast wygląd antagonisty to swego rodzaju skrzyżowanie „Hellraisera: Wysłannika piekieł” Clive'a Barkera, adaptacji/ekranizacji jego minipowieści pt. „The Hellbound Heart”, „Muchy” Davida Cronenberga, readaptacji opowiadania George'a Langelaana, „Coś” Johna Carpentera, readaptacji noweli Johna W. Campbella Jr. i zarazem remake'u „Istoty z innego świata” Christiana Nyby'ego i Howarda Hawksa, „Szczęk” Stevena Spielberga, adaptacji powieści Petera Benchleya, „Obcego - 8. pasażera Nostromo” Ridleya Scotta oraz „Dyniogłowego” Stana Winstona na motywach wiersza Eda Justina. A gdzie „The Ring” Gore'a Verbinskiego, remake horroru Hideo Nakaty z 1998 roku opartego na powieści Kôjiego Suzuki? Chód dziewczynki ze studni i UWAGA SPOILER siedmiodniowe zawieszenie wyroku śmierci KONIEC SPOILERA. Brakowało tylko majordomusa w pasiastym sweterku, lśniącego kucharza i trędowatego rudzielca z czerwonymi balonikami, zmiennokształtnego naganiacza u bram nawiedzonego domu z Naturom Demonto. Ale jest „upiorny” zeszyt, którego nie kupisz w dobrych księgarniach i „jeszcze straszniejszy”... szklany słoik. Jest i czerwona komnata, chyba pomyślana jako coś w rodzaju jądra surrealizmu, centrum pozornej krainy marzeń sennych ofiar pradawnego zła, ale ja, nie wiedzieć czemu, bardziej czułam się jak w domu schadzek. Myślę, że to początek długiej hollywoodzkiej przygody Bishala Dutty. Monstrualny potencjał komercyjny: rzecz skoczna, efekciarska, plastikowa. I oryginalna, bo wprowadzająca do gatunku nowego potwora. Ultra Boogeymana, zmiennokształtną demoniczną istotę z religii dharmicznych nazywaną Pishacha i Piśāca (właściwie to cała armia pazernych demonów), esencję zła wysysającą z ludzi energię. Stworzenie nieśpiesznie pożerające dusze najbardziej rozsmakowane w samotności, gniewie i smutku. „Służka” przestrzega przed zasypianiem z takimi emocjami, bo to przyciąga te wiecznie nienażarte bestie. Działa jak zaproszenie na darmową wyżerkę, ale główna bohaterka „Służki”, nastoletnia Samidha, która woli być nazywana Sam, wcześniej popełnia inny kardynalny błąd. Tłucze „lampę Aladyna” dziewczyny zachowującej się jak jedna z tytułowych postaci „Nocy żywych trupów” George'a A. Romero.

Plakat filmu. „It Lives Inside” 2023, Brightlight Pictures, Neon, QC Entertainment

Bishal Dutta w „Służce” chciał przywołać dobrze znane mu wrażenie uwięzienia między dwoma światami i związane z tym dążenie do zsyntetyzowania tożsamości, podpierając się przy tym magicznymi wspomnieniami z młodości – starał się wlać w tę opowieść cudowne emocje jakie towarzyszyły mu podczas wieczorów z duchami przy ognisku. Samidha 'Sam' (ładnie stopiona z postacią Megan Suri), centralna postać „Służki”, wzorowa uczennica Wooderson Grove High School, jedyne dziecko imigrantów z Indii Wschodnich, Poorny i Inesha („szkolna kreacja” Neeru Bajwy i odrobinę bardziej przekonujący, mniejszy udział Vika Sahaya), w przeciwieństwie do swojej przyjaciółki z dzieciństwa Tamiry (robiąca wrażenie Mohana Krishnan, został mi jednak spory niedosyt, bo rola niewielka), dopasowała się do amerykańskiego stylu życia. Właściwie Sam czuje się bardziej Amerykanką niż Hinduską, co bardzo nie podoba się jej mamie. Ojciec nie czyni jej z tego powodu wyrzutów, za to Poorna nie przepuści żadnej okazji do wyrażenia swojego niezadowolenia z przesadnej asymilacji kulturowej córki. Jeden z ulubionych tematów współczesnych filmowców od innej strony. Zderzenie z własną kulturą – poszukiwanie tożsamości narodowej (jakby powiedział duch Mufasy: zapomniała kim jest) w „nieswoim” kraju. Sam ma obywatelstwo amerykańskie, bo tutaj się urodziła – i wychowała – a Indie przypuszczalnie zna jedynie z opowieści rodziców i ich przyjaciół, ewentualnie z książek i filmów. „Jest oderwana od korzeni”, ale nie pojmuje dlaczego matka obwinia ją, a nie siebie i ojca. Chcieli Hinduski, mogli się nie przeprowadzać: mniej więcej tak zapatruje się na to nasza nastoletnia przewodniczka po niemrocznym lunaparku Pishachy. Demona izolującego, którego nie widać w świetle. A gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości co do jego/jej powiązań z Boogeymanem, nocami kreatura najchętniej przesiaduje w szafach. Oczy świecące w ciemności: skąd my to znamy? Nie mogło też zabraknąć scenki z lustrem, oczywiście dostosowanej do naszej wystawnej epoki, niekoniecznie z sensem, ale przecież w horrorze chodzi o to, by często robić „buu!”. Bishal Dutta proponuje więc obsesyjno-kompulsyjną zabawę włącznikiem światła, grę w pojawia się i znika stwór („Gdzie jest bobo? Tu jest!”: czyje to słowa?). Nie wiem, chciała spalić żarówkę? Za trudne dla mnie, przejdźmy zatem do innych znanych atrakcji. Kosmyk włosów ciągnięty przez niewidzialnego nieczłowieka, robimy hałas i puff, rozpłynęła się w powietrzu. Tandetnie wybrzuszająca się zasłona prysznicowa - ukłon w stronę „gumowych efektów specjalnych” z dawnych lat? W moim odczuciu raczej cyfrowa parodia. Zabawna, ale nie tak jak ostateczna(?) konfrontacja, kwintesencja horroru nowoczesnego. Mniej znaczy więcej? Bzdura! A teraz śmiertelnie poważnie: jedyny moment, który wpadł mi w oko, to bądź co bądź odtwórcza szarża pokracznej niby-mamusi, poprzedzona rzutem oka na okrutnie zapuszczoną lodówkę – doprawdy przeuroczy widok - i złowieszczą orkiestrą much (bzyczały i później, ale już mi się znudziło) kłębiących się w przetłuszczonym włosach postaci siedzącej przy stole. „Ludzie-pająki” chyba nigdy mi się nie znudzą, ale choćby nie wiadomo jak śmiało się jeszcze wyginały, opętanej Regan MacNeil z „Egzorcysty” Williama Friedkina w moich oczach pewnie nigdy nie dogonią. Bo będę się upierać, że mniej znaczy więcej. Poparzenia niesłoneczne, nienaturalne zgony, niezwykle realistyczny nawracający sen (może dlatego, że to nie jest sen?), natrętny złowrogi głos, przemykający cień czegoś z kolcami, mięsna dieta, klasyczna „pełna napięcia” akcja z otwieraniem drzwi frontowych i obowiązkowa burza z piorunami. Nawiedzony dom, w którym niedawno ktoś dokonał żywota i skąd nierozważnie wyniesiono „sekretny zeszyt” oraz przeklęte naczynie. Tyle napakowali w „Służkę”, a ja coś czuję, że zapamiętam tylko ten szklany słoik. Mała rzecz, a śmieszy. Szklana maskotka wyobcowanej licealistki: jak mniemam, tak to wygląda z boku, czyli tam, gdzie nie pozwolono mi stanąć. Podumać chwilę nad przypadkiem Tamiry, mieć wątpliwości. Innymi słowy, nie ma tutaj grama tajemnicy, żadnej pożywki dla wyobraźni. Energiczne wykładanie wszystkiego na tacy, koniec końców niebezpiecznie uginającej się pod naporem w zdecydowanej większości nieświeżych i co gorsza beznamiętnie dostawianych, rarytasów z królestwa horroru. Znaczy to miały być (nie)kulinarne specjały, ale ja przeważnie czułam się zupełnie jak wtedy, kiedy zaspokajałam swoją ciekawość odnośnie smaku papieru. W tych momentach, w których akurat nie zrywałam boków ze śmiechu – kabaret CGI.

Lękajcie się, bo do świata horroru przedarła się wyjątkowo groźna istota z piekła rodem. Ani Pazuzu, ani Boogeyman, tylko hybryda silniejsza od nich obu; że tak sobie sparafrazuję pewnego zmiennokształtnego z uniwersum „Underworld”. Demoniczny showman Bishala Dutty. Zapamiętajcie to nazwisko, gdyż wkrótce może być wymieniane jednym tchem z Jamesem Wanem. O ile już nie jest, bo „Służka”, jego pełnometrażowy debiut reżyserski oparty na własnym scenariuszu, niejedno serce już podbiła. Moje skrzętnie ominęła, dlatego polecać nie będę. Foch.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz