W
wypadku drogowym Alex doznał urazu czaszkowo-mózgowego, co wpłynęło
na jego mowę i pamięć. Licząc na zwalczenie amnezji, opiekująca
się nim żona Sofia organizuje wspólny pobyt w jego od dawna
niezamieszkanej rodzinnej posiadłości, gdzie kobieta niebawem
znajdzie intrygujący autoportret z 1937 roku przedstawiający
przodka Alexa, diabolicznego Calvina DuBose. Genialnego artystę i
nikczemnego człowieka, po którym małżonek Sofii najwidoczniej
odziedziczył wygląd zewnętrzny. Uderzające podobieństwo, którego
kobieta nie jest w stanie zweryfikować, nie udaje jej się bowiem
znaleźć oryginalnych fotografii mrocznego Calvina. Informacji na
jego temat dostarcza jej najbliższa sąsiadka, kuzynka Alexa
imieniem Mags, nieukrywająca swojej fascynacji tą szaloną
postacią. Sofia początkowo sceptycznie zapatruje się na jej
opowieści o zdeprawowanym malarzu, podważając nawet świadectwo
własnych zmysłów, ale pod naporem dowodów nieubłaganie kruszy
się niewiara poważnej pani naukowiec w sferę nadprzyrodzoną.
|
Plakat filmu. „The Portrait” 2023, David Griffiths Films, Ambassador Film Group, Bad Batch Films
|
Brytyjsko-amerykański
thriller psychologiczny z drobnymi elementami horroru będący
pełnometrażowym debiutem reżyserskim Simona Rossa, który pracował
na scenariuszu Davida Griffithsa, między innymi autora „Nożownika”
nieodżałowanego Williama Friedkina, twórcy wybitnego „Egzorcysty”
z 1973 roku. Kameralna opowieść nawiązująca do tradycji
gotyckiej, opowieść o patologicznej żałobie i teoretycznie
nawiedzonym obrazie. Marriage thriller w konwencji - dzieła
sztuki o niezwykłych właściwościach - której czołowym
przedstawicielem jest „Portret Doriana Graya” Oscara Wilde'a,
arcydzieło literatury światowej z XIX wieku. „The Portrait”
Simona Rossa po raz pierwszy pokazał się w drugiej połowie
października 2023 roku na San Diego International Film Festival, a
swoją europejską premierę miał kilkanaście dni później:
Halloween z Raindance Film Festival, gdzie wziął udział w
konkursie (nominacja) na najlepszy brytyjski film fabularny 2023.
Regularna dystrybucja ruszyła (najpierw Stany Zjednoczone i Kanada,
następnie Wielka Brytania) ponad miesiąc później na platformach
streamingowych.
Przeraźliwie
płaski dreszczowiec o nawiedzonym domu. „The Portrait” Simona
Rossa otwiera gwałtowna scena z 1937 roku: furia „mężczyzny bez
twarzy”, niedługo tajemniczego oprawcy młodej kobiety. Bezrozumna
przemoc i płynne przejście do czasów współczesnych. Widok stary
jak świat – albo jak „Lśnienie” Stanleya Kubricka:) -
samochodowa podróż z lotu ptaka, małżeńska wyprawa do rodzinnej
rezydencji mężczyzny. W zasadzie to wyłączna inicjatywa życiowej
wybranki tego najwyraźniej niezdolnego do podejmowania jakichkolwiek
decyzji, milczącego dżentelmena z pustym spojrzeniem –
przykuwająca uwagę kreacja Ryana Kwantena, któremu w „The
Portrait” partneruje Natalia Cordova-Buckley, według mnie w
przeciętnym stylu wcielająca się w bardziej wymagającą postać z
potężnymi wyrzutami sumienia. Z jej wspomnień – też krainy
marzeń sennych – szybko dowiadujemy się, że Sofia niechcący
„wrzuciła Alexa pod pędzący samochód”. Sprzeczka pary
naukowców, która skończyła się tragicznie. Wygląda na zwykły
wypadek, ale czy możemy ufać pamięci Sofii? Obwinia się za
niecelowe działanie, za mimowolne skrzywdzenie męża, w
rzeczywistości mogło to jednak wyglądać inaczej. Wyparcie?
Zasłona niepamięci, klasyczna obrona mózgu przed potencjalnie
druzgocącą prawdą. Nie tyle przypadkowy ruch wzburzonej jednostki,
ile próba zabójstwa. Bardziej impuls niż premedytacja, nagła
przemożna chęć pozbycia się aroganckiego partnera, popchnięcie w
afekcie na widok zbliżającego się pojazdu? Jakkolwiek to
wyglądało, nasza przewodniczka po smętnym świecie przedstawionym
w „The Portrait” Simona Rossa, zapamiętała to jako ożywioną
dyskusję małżonków chwilowo niezwracających stosownej uwagi na
drogę. Tak naprawdę wystarczył ułamek sekundy, by zrujnować
życie obojga. Osobowość wymazana i dusza oblężona. Alexa już
nie ma, jest tylko pusta skorupa, zimna powłoka cielesna, pusta
kartka, którą Sofia desperacko usiłuje wypełnić. Odblokować
wspomnienia okrutnie poszkodowanego człowieka, który stracił
wszystko. Z wyjątkiem żony, z jednej strony trzymającej się
nadziei na odzyskanie ukochanego, a z drugiej coraz bardziej
pogrążającej w patologicznej żałobie. Grzęźnie w bajorze
rozpaczy, gubi na depresyjnych mokradłach, w perspektywie być może
mając już tylko całkowite zanurzenie, definitywne uwolnienie od
męki istnienia. Mogła zdać się na pomoc specjalistów, zamknąć
niezdolnego do samodzielnej egzystencji małżonka w jakimś ośrodku,
ale w jej przekonaniu to przesądziłoby o śmierci Alexa. Cała
nadzieja w Sofii, osobie najbardziej zdeterminowanej w walce z
okropną amnezją i chyba też odbierającej to jako częściową
spłatę ogromnego długu zaciągniętego u człowieka, który miał
przed sobą świetlaną przeszłość, a teraz nawet nie wie, kim
jest. Pokuta Sofii: zredukowanie życia do nieobliczalnej istoty
wymagającej praktycznie całodobowej opieki i mocne postanowienie
poprawy jego kondycji zdrowotnej. Powrót do rodzinnego domu miała
przysłużyć się misji Sofii – w tym skromnym przedsięwzięciu
upatrywała największej szansy na wydobycie choćby marnej garstki
wspomnień Alexa z przepastnej gardzieli niepamięci, ale natrafiła
na niezwyczajną przeszkodę. Uwagę głównej (anty?)bohaterki
rozproszyło tytułowe znalezisko, niepokojący obraz przechowywany w
mrocznym pokoiku będącym częścią niebagatelnego spadku jej
ubezwłasnowolnionego małżonka.
|
Materiał promocyjny. „The Portrait” 2023, David Griffiths Films, Ambassador Film Group, Bad Batch Films |
Obok
pomysłu wyjściowego (według mnie zmarnowanego beznamiętnym
prowadzeniem fabuły) w „The Portrait” Simona Rossa wyróżnić
najbardziej pragnę drugoplanową postać, w którą wcieliła się
„dobra znajoma miłośników kina grozy” Virginia Madsen (m.in.
„Candyman” Bernarda Rose'a, „Nawiedzony” Jana de Bonta,
„Udręczeni” Petera Cornwella, „Egzorcyzmy siostry Ann”
Daniela Stamma). Podejrzana kuzynka Alexa przedstawiająca się jako
Mags, która odziedziczyła mniej wystawną nieruchomość na
malowniczej posesji będącej w posiadaniu ich rodu od czasów
najczarniejszej owcy Calvina DuBose. Sławnego artysty i niesławnego
zbrodniarza, który podobno rozpłynął się w powietrzu.
Niewyjaśnione zaginięcie, Mags ma jednak wyrobione zdanie na ten
temat. Wyjaśnienie, którego ścisły umysł Sofii nie jest w stanie
ot tak przyjąć. Uwierzy jak zobaczy? Niezupełnie, bo czołowa
postać pierwszego pełnometrażowego obrazu pana Rossa, zaczyna
kwestionować własne zdrowie psychiczne. Bo tak jest łatwiej?
Łatwiej pogodzić się z obłędem niż nadnaturalną obecnością w
ponurym domu? Jej terapeutka i zarazem najlepsza przyjaciółka
tłumaczy to dojmującym smutkiem, co zrozumiałe, nieodstępującym
ją od wypadku, w którym jej mąż doznał poważnego urazu głowy,
brzydko mówiąc zamieniając się w chodzącą roślinkę - nie ma
wątpliwości, że to porównanie uparcie tłucze się też w
nielicho poharatanej głowie Sofii, że kobieta nie może pozbyć się
tej bolesnej myśli - co jego żona uważa za los dalece gorszy od
śmierci. Zaufana psycholożka wolałaby, żeby Sofia zdała się na
lekarzy, żeby nie wyciągała Alexa ze szpitala, nie ganiała za
jego wspomnieniami i przede wszystkim nie rezygnowała z własnego
życia. A im dłużej przyjaciółka przebywa w tym „krzyczącym
ciszą” domiszczu, tym bardziej terapeutka utwierdza się w
przekonaniu, że Sofia kroczy ścieżką autodestrukcji. Zrozpaczona
opiekunka Alexa gotowa się z nią zgodzić, ale niegotowa na
poszukanie innej drogi. I mimo wszystko ciągle myśli o tym
przeklętym portrecie, „idealnej kopii Alexa podającej się za
jego antenata Calvina DuBose”. Niebezpiecznego człowieka, który
znalazł kamień filozoficzny? Płotno sposobem na nieśmiertelność.
To konkretne czy wszystkie? Nieważne – nie gdy coś za tobą
chodzi. Zamazana sylwetka wyrastająca za plecami udręczonej
gospodyni (obejrzyj się, to zniknę), być może tłukąca cenne
przedmioty i zmyślnie uszczuplająca rodzinny album, w sadystycznym
dążeniu do zdestabilizowania psychiki znienawidzonej kobiety.
Sprawczyni jego nieszczęścia? Calvin czy Alex? A może Alex stał
się Calvinem? Wyskoczył duch z obrazu, kiedy opustoszałe ciało
samo do niego przyszło? A raczej gdy zostało przyprowadzone przez
kobietę, której intencją była pomoc temu, którego w swoim
mniemaniu potwornie skrzywdziła. Coraz mniej zaciekle walczącą z
wewnętrznymi demonami, niechętnie godzącą się z porażką, coraz
częściej myślącą o wywieszeniu białej flagi. Znieczulającą
się alkoholem – wódka jej kapryśną pocieszycielką – w
oczekiwaniu na pożarcie przez demony. Senna melodia małżeńska.
Apatyczna produkcja utrzymana w dostatecznie mrocznej kolorystyce, z
której jednak niewiele wynika. Barwy, które powinny wprowadzać w
iście minorowy nastrój i miejsce akcji, które powinno gwarantować
prawdziwie klaustrofobiczne doznania, harmonizujące z zagrożeniami
uwzględnionym w scenariuszu. Ewentualnymi niebezpieczeństwami z
tego i tamtego świata – nieprzyjazny duszek Calvin, zdesperowana
żona Sofia, nieprzewidywalny mąż Alex, nawiedzona kuzynka Mags,
jej duże dzieciątko i alarmująco serdeczny ogrodnik. Powinno
działać, ale w moim odczuciu ta bądź co bądź prosta historia
przerosła reżysera doświadczonego w krótszym metrażu. To
niestety widać, a przynajmniej ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu,
że Simon Ross nie zdołał najefektywniej wykorzystać tego dobrze
rokującego towarzystwa. Pomimo starań nie udało mi się w
zadowalającym stopniu wczuć w ludność maleńkiego światka
zaprojektowanego przez może niespecjalnie kreatywnego, ale coś mi
mówi, że bardziej skoncentrowanego na postaciach, scenarzystę. Nie
wiedzieć czemu brnęłam przez tę suchą opowieść w poczuciu
spłaszczenia oryginalnych charakterów na etapie produkcji. Instynkt
czy jakaś inna ulotna cholera szeptały, że w scenariuszu
odmalowano pełniejsze, bardziej szczegółowe portrety
psychologiczne, złożone modele osobowości, których jedynie
frustrujący przedsmak dał mi kierownik przenoszenia tego
zamieszania na ekran. Męczącego błądzenia we mgle – przeważnie
wstrętnie mi obojętnych przeżyć w odludnym zakątku z piekła
rodem.
Strach,
klaustrofobia, paranoja. Nie, to nie ten film. Pierwsza
długometrażowa przygoda reżyserska Simona Rossa, minimalistyczny
thriller psychologiczny romansujący z horrorem nadprzyrodzonym,
neogotycka symfonia połączonych sztabów brytyjskich i
amerykańskich, jeśli o mnie chodzi, okazała się dość
przygnębiającym doświadczeniem. Zmarnowany potencjał, prędzej
kołysanka niż emocjonujące kino o monstrualnych problemach pewnego
małżeństwa. Niekonkretnie nawiedzony „The Portrait” w
składającym puste obietnice „przykrytym grubą warstwą ciszy”
domu nie na wzgórzu. Domu niemiłosiernie smęcącym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz