sobota, 21 grudnia 2024

„Po północy” (1989)

 
Cztery opowieści z dreszczykiem napisane i wyreżyserowane przez braci ze Stanów Zjednoczonych, Kena i Jima Wheatów, których natchnął wpływowy brytyjski film antologiczny z 1945 roku, „U progu tajemnicy” (oryg. „Dead of Night”) Alberto Cavalcantiego, Charlesa Crichtona, Basila Deardena i Roberta Hamera. Współscenarzyści „Koszmaru z ulicy Wiązów: Władcy snów” Renny'ego Harlina i „Muchy 2” Chrisa Walasa (później będą pracować chociażby przy „Ptakach II” Ricka Rosenthala, samodzielnej kontynuacji filmowej adaptacji opowiadania Daphne du Maurier z powodzeniem popełnionej przez Alfreda Hitchcocka i „Pitch Black” Davida Twohy'ego, otwarciem dochodowej franczyzy science fiction) pod pewnym względem pragnęli powtórzyć przygodę z „Lies” („Kłamstwa”), thrillerem z 1983 roku, w pełni będącym ich dziełem. Co prawda na podstawie własnego scenariusza wyreżyserowali też „ Ewoks: The Battle for Endor” (pol. „Ewoki: Bitwa o Endor”), ale ten wypuszczony w 1985 roku obraz należy do uniwersum stworzonego przez kogoś innego („Star Wars” George'a Lucasa). Wheatowie mieli małe trudności ze znalezieniem dystrybutora dla „Po północy” („After Midnight”), w tym światku panowało bowiem przekonanie – bynajmniej bezpodstawne – że filmy antologiczne nie są towarem szczególnie pożądanym. Wietrzono kolejną klapę finansową, ale argumentem decydującym był „The Silent Scream” (pol. „Cichy krzyk”), slasher z 1979 roku wyreżyserowany przez Denny'ego Harrisa na podstawie scenariusza między innymi braci Wheat, który odniósł kasowy sukces. Ten fakt przekonał amerykańską firmę medialną Metro-Goldwyn-Mayer do zaangażowania się w projekt „After Midnight”. Zrealizowany za mniej więcej trzy i pół miliona dolarów antologiczny obraz Kena i Jima Wheatów zaliczył udany start – w weekend otwarcia, na początku listopada 1989 roku (kina amerykańskie), zarobił prawie sześćdziesiąt tysięcy dolarów - ale potem spełniły się kasandryczne przepowiednie niedoszłych dystrybutorów „After Midnight”; całkowite wpływy z biletów wyniosły trochę ponad siedemdziesiąt sześć tysięcy dolarów. Zaledwie.

Plakat filmu. „After Midnight” 1989, High Bar Productions

Ponowna współpraca Kena i Jima Wheatów z kompozytorem muzycznym Markiem Donahue, który stworzył ścieżkę dźwiękową do ich skromnego dreszczowca z 1983 roku i wtedy jeszcze mało znanym operatorem filmowym Phedonem Papamichaelem, przez dzisiejszych miłośników mroczniejszych klimatów kojarzonym chociażby z „Trującym bluszczem” Katt Shea i „Tożsamością” Jamesa Mangolda. Montaż „Po północy” bracia Wheat zlecili Phillipowi Linsonowi i Quinniemu Martinowi Jr. Wyjątkiem segment „All Night Operator" zmontowany przez Cari Coughlin. Na osobach, które nie widziały „U progu tajemnicy” (1945), największe wrażenie może zrobić „Allison's Story”, klamra kompozycyjna w utworze „Po północy” (1989). Tytułową postać poznajemy jako pełną złych przeczuć studentkę, przekonująco odegraną przez Jillian McWhirter (m.in. „Potomstwo” i „Dentysta 2” Briana Yuzny, „Strangeland” Johna Pieplowa), która kierownika zdjęć, Phedona Papamichaela, mogła poznać na planie „Nowhere to Run” Carla Franklina. Dziewczyna wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką Cheryl (Pamela Adlon, m.in. „Brama 2” Tibora Takáca) zapisała się na zajęcia z psychologii strachu (The Psychology of Fear), które ma prowadzić nowy wykładowca Edward Derek (niezły popis aktorski Ramy'ego Zady). Tuż przed pierwszym wykładem, jak się okaże zwolennika niekonwencjonalnych metod nauczania, Allison ma niejasne wrażenie, że niebawem stanie się coś złego. Nie potrafi tego wyjaśnić, zwierza się jednak Cheryl ze swoich obaw w związku z tymi zajęciami, której niestety bardzo zależy na poznaniu profesora Dereka i jego równie tajemniczego programu nauczania. Allison niechętnie ulega namowom przyjaciółki i... Praktyczne podejście do psychologii strachu. Nauka przez doświadczenie. Makabryczna lekcja pana Edwarda, w swoich czasach pewnie kompletnie nieobliczalnego, ale współczesnych widzów raczej nie zaskoczy/zaszokuje. Zwłaszcza, jeśli widzieli „Martwy krzyk” Matta Cantu i Lance'a Kawasa – swoją drogą, ciekawe, czy twórcy tego slashera z 2005 roku „zaliczyli kurs” upiornego Edwarda Dereka przed stworzeniem swojego profesora psychologii.

Ekwiwalent opowieści przy ognisku. Historie snute przed północą - a rozrywające się, przynajmniej w zasadniczej części (punkty kulminacyjne) po północy - w niezbyt przytulnym domu. W salonie młodych gości witają paskudne grafiki (sztuka turpistyczna), potem rozpętuje się burza z piorunami (ulewny deszcz niektórych napada już w drodze do tej ponurej nieruchomości) i gasną światła, a temperatura zaczyna spadać. Ciemność rozproszą świeczki znalezione w kuchni, a właściwie wskazane przez dziewczynę-zagadkę - cudnie frapujący finał poszukiwań podejrzanego gospodarza i przelęknionych młodych ludzi, nielicznych śmiałków, którzy przyjęli zaproszenie w gruncie rzeczy obcego mężczyzny. Bo uzależnił ich od strachu? Teoretycznie bezpiecznego uwalniania pierwotnego instynktu, prawdziwego „ja”. Mechanizm działania gatunku horroru (tj. jego skutecznych przedstawicieli) z premedytacją „ujawniony” przez Kena i Jima Wheatów, „podkradziony” przez jedną z czołowych postaci „Po północy”? Tak, trudno oprzeć się wrażeniu, że to dziełko (drugie dno) zostało pomyślane jako coś w rodzaju analizy fenomenu strasznych historii. Pierwsza „opowieść przy ognisku” zostaje przedstawiona przez gospodarza wieczoru. Segment „The Old Dark House” o koszmarnych urodzinach Kevina, podkuszonego przez ukochaną diablicę Joan (przyzwoite występy Marca McClure'a, z „Dziwnych zachowań” Michaela Laughlina, który później zamelduje się między innymi we „Włóczędze” Chrisa Walasa oraz Nadine Van der Velde). Żonę, która niczego się nie boi:) Po romantycznej kolacji Joan namawia męża na powrót do domu okrężną drogą, praktycznie nieuczęszczaną już trasą przebiegającą obok niesławnej nieruchomości (w rzeczywistości złożonej z czterech różnych budynków, posesji). Posępne domiszcze w stylu Norman and Norma Bates, w którym przed laty doszło do potwornych zbrodni, dotąd skutecznie odstraszających potencjalnych kupców. A przynajmniej wydaje się, że rezydencja w końcu znalazła nabywców, którzy zdaniem Joan mogą przydać się im w nagłej potrzebie. Uratować przemarzniętych „rozbitków”. Kevin wolałby godzinami sterczeć na poboczu, usilnie wypatrując jakiegoś samochodu, niż prosić o pomoc jedynych mieszkańców tej „martwej dzielnicy”, ale Joan nie ma zamiaru tkwić tu jak kołek, gdy na wyciągnięcie ręki może być telefon. Sama czy z Kevinem, ale z pewnością wejdzie do tego domu. Odwrócenie tradycyjnych ról w królestwie horroru, bo w tym gatunku większą ostrożnością, podejrzliwością wykazują się kobiety. W tym wspaniale klimatycznym świecie przedstawionym damski instynkt najwidoczniej sromotnie zawodzi. Wyraźnie rozbawiona zabobonnym(?) strachem męża przed zaniedbanym domem, Joan idzie na żywioł. Twardo zmierza... do nawiedzonego domu? Tak czy inaczej, takiej perełki się nie spodziewałam. Tak niesamowicie przebiegłej.

Pewien chłopak podzieli się podobno autentyczną opowieścią o czterech przyjaciółkach, które gubią się w przemysłowej części Los Angeles. „A Night on the Town” otwiera nieskuteczna próba wejścia do modnego klubu podjęta przez rzeczone dziewczyny, Jennifer, Lisę, Amy i Kelly (Judie Aronson, Monique Salcido, Tracy Wells, która debiutowała w „Gremliny rozrabiają” Joe Dantego i Penelope Sudrow „prosto” z „Koszmaru z ulicy Wiązów: Wojowników snów” Chucka Russella – moją uwagę skradła ta pierwsza; aktorka znana choćby z takich pozycji, jak „Piątek trzynastego IV: Ostatni rozdział” Josepha Zito i „Dziewczyna z komputera” Johna Hughesa). Wracają do samochodu, ale przez mądre zarządzanie pieniędzmi zazdrośnie strzegącej kierownicy Amy, muszą szybko poszukać stacji benzynowej. Obojętnie jakiej. Proś, a będzie ci dane. Nie ma benzyny, ale stacja jest:) Zdewastowany przybytek, który oczywiście musi zostać dokładnie obejrzany. Grzech nie zwiedzić. Właściwie szukamy mapy, bo na taki luksu jak telefon (oczywiście stacjonarny) nie ma co liczyć. Szukaj, a znajdziesz. Oblecha z wiernymi kompanami. Wybuchowa przygoda w obskurnej dzielnicy. Nic szczególnego, ale w napięciu jako tako trzyma. I smutno się kończy...

Okładka DVD © Metro-Goldwyn-Mayer. „After Midnight” 1989, High Bar Productions

Gotowi na absolutnie piekielną historię? W każdym razie przyjaciółkę zastanawiająco zachowującej się Allison na samą myśl o nieszczęsnej operatorce telefonicznej przechodzą ciarki. Cheryl zaręcza, że to będzie jej pierwszy raz. W niebezpiecznym domu niegodnego zaufania „mistrza ceremonii” roztrzęsiona studenta, zapewne łamiącym się głosem, po raz pierwszy opowie o koszmarnej „cmentarnej szychcie” kobiety ze złamaną nogą. „All Night Operator” skupia się na przedstawicielce już praktycznie wymarłego zawodu (sekretarka nieautomatyczna) imieniem Alex (cudna kreacja Marg Helgenberger; m.in. „Stukostrachy” Johna Powera, „Gatunek” Rogera Donaldsona, „Gatunek 2” Petera Medaka), która po powrocie z totalnie nieudanego wypadu na narty dowiaduje się, że jej szefowa z ciężkim sercem przeprowadziła radykalną redukcję etatów. Alex zachowała posadę, ale dopóki firma się nie odkuje - albo padnie, co właścicielce tego jeszcze niedawno świetnie prosperującego biznesu wydaje się dużo bardziej prawdopodobne – będzie musiała sama pracować na nocnej zmianie. Niby nic strasznego, ale Alex nie przywykła do takich przygód. W wielkim budynku, w którym znajduje się klaustrofobiczna siedziba upadającej działalności gospodarcze świadczącej całodobowe usługi telefoniczne, wprawdzie jest ochrona (ochroniarz Ray), Alex czuje się jednak na tyle niepewnie, by zaraz po wyjściu przełożonej zabezpieczyć drzwi. Zaraz potem odbiera telefon od straszliwie zniecierpliwionego natręta, o którym przed wyjściem wspomniała jej sympatyczna szefowa. Dzwoniący przypomina jej, że ma obowiązek odbierać przed trzecim sygnałem i wyraża nadzieję na właściwe załatwienie jego niezwykle ważnej sprawy. Mężczyzna jest dobrej myśli, bo Alex ma przyjemny głos, ale musi zagęścić ruchy, bo nie uśmiecha mu się tkwić w budce telefonicznej przez całą noc. Stalker Richard (bezbłędna kreacja Alana Rosenberga pierwszego męża Marg Helgenberger, z którą parę lat później wystąpi we wspomnianej już adaptacji powieści science fiction Stephena Kinga, miniserialu „Stukostrachy” Johna Powera) musi przekazać wiadomość jednej z klientek feralnej firmy telekomunikacyjnej, Vanessie Birch. I oczekuje odpowiedzi, bo jak nie... Sprawnie zagęszczająca się atmosfera zaszczucia w jakby opustoszałym molochu. Szalenie mrocznym i dziwnie cichym (halo, jest tu kto?!) labiryncie, dzielnie pokonywanym przez charyzmatyczną bohaterkę z nogą w gipsie. Zakończenie idealne.

UWAGA SPOILER [Dla tych, którzy oglądali „U progu tajemnicy” Alberto Cavalcantiego, Charlesa Crichtona, Basila Deardena i Roberta Hamera oraz dla tych, którzy oglądali „Po północy Kena i Jima Wheatów i planują seans „U progu tajemnicy”] Nie widziałam spiritus movens „Allison's Story”, finał omawianego zbiorku krótkich utworów w pierwszym odruchu uznałam więc za najmocniejszy element tej wysoce funkcjonalnej i wydajnej konstrukcji filmowej. Zwątpiłam, kiedy już się dokształciłam, tj. trochę poczytałam o przebojowym filmie antologicznym z lat 40. XX wieku . W sumie zdania na temat zakończenie soczyście zagadkowego doświadczenia Allison (miażdżącego rozwiązania kluczowej tajemnicy) nie zmieniłam, ale przestałam w duchu bić brawo za tę konkretną kreatywność braciom Wheat KONIEC SPOILERA.

Starannie pospinane, solidne krótkie horrory realistyczne, a przynajmniej w większości pozbawione czynników nadprzyrodzonych/elementów fantastycznych. Nieszczęścia, które mogą dotknąć każdego. „Po północy” w reżyserii i na podstawie scenariusza Kena i Jima Wheatów to jedna z lepszych antologii filmowych, na jakie w życiu natrafiłam. A że wiele ich nie było, to dodam, że siedem na dziesięć spokojnie temu dziełku bym dała. Antologia nieróżnych autorów albo zwarty zbiór filmów krótkometrażowych – jak zwał tak zwał, grunt, że działa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz