niedziela, 15 grudnia 2024

„Pierniczek okrutniczek” (2005)

 
Nieobliczalny przestępca Millard Findlemeyer urządza napad z bronią w ręku na ciastkarnię w małym amerykańskim miasteczku należącą do rodziny Leigh. Zabija współwłaściciela i niemal wszystkich pracowników, w tym jego syna Jeremy'ego, ale oszczędza córkę Sarah. Dwa lata później Findlemeyer zostaje stracony na krześle elektrycznym, a jego prochy, w pudełku podpisanym „przyprawa do pierniczków”, trafiają do ostatniego sterroryzowanego przezeń lokalu, upadającego biznesu prowadzonego przez Sarah Leigh i jej nadużywającą alkoholu matkę Betty. Młodsza kobieta zostaje po godzinach, by dokończyć przygotowywanie towaru na następny dzień, a zaczyna od ulepienia piernikowego ludzika z masy zawierającej prochy szalonego zabójcy i krew zapalonego wielbiciela wrestlingu, młodego specjalisty od wyrobu ciast i słodyczy Bricka Fieldsa. Z tej mieszanki powstaje Pierniczek Okrutniczek, słodkie ciasteczko z doszczętnie zdegenerowaną duszą.

Plakat filmu. „The Gingerdead Man” 2005, Talos Entertainment, Shoot Productions, Full Moon Features

Ambitny projekt”, który ruszył około 2001 roku, gdy późniejszy twórca „Domu szaleńców” (oryg. „Madhouse”, 2004), William Butler, przygotował scenariusz horroru z niepoważnym czarnym charakterem, który miał zostać wygenerowany komputerowo i przypominać, znaną jako Pillsbury Doughboy i Poppin' Fresh, maskotkę reklamową amerykańskiej firmy Pillsbury Company, swego czasu jednego z największych na świecie producentów ciast i innych artykułów spożywczych. Później mocno przerobiono scenariusz Butlera, a z czarnego charakteru zrobiono Piernikowego Ludzika, „ożywienie” którego powierzono wielkiemu artyście zajmującemu się efektami specjalnymi, niekwestionowanemu ekspertowi od makijażu protetycznego, nieżyjącemu już Johnowi Carlowi Buechlerowi, który pracował choćby przy takich produkcjach, jak „Ghoulies” Luci Bercoviciego i „Ghoulies 2” Alberta Banda, „Potwór z kosmosu” Teda Nicolaou, „Zza światów” i „Lalki” Starta Gordona”, „Koszmar z ulicy Wiązów 4: Władca snów” Renny'ego Harlina, „Halloween 4: Powrót Michaela Myersa” Dwighta H. Little'a, „Narzeczona Re-Animatora” Briana Yuzny, „Szatańskie zabawki” Petera Manoogiana, „Topór” Adama Greena, a wyreżyserował między innymi takie perełki, jak „Troll” (1986), „Mieszkaniec podziemi” (1987) i „Piątek trzynastego VII: Nowa krew” (1988). „Pierniczka okrutniczka” (oryg. „The Gingerdead Man”) wyreżyserował Charles Band – też główny producent filmu – znana postać w światku horroru (dość powiedzieć, że stworzył takie „arcydzieła”, jak „Pasożyt” 1982, „Alchemik” 1983, „Trancers 2: Powrót Jacka” 1991, „Krwawe lalki” 1999, „Evil Bong” 2006, „Władca lalek 10: Powstanie osi” 2012, legendą stał się jednak głównie dzięki swojej imponująco energicznej działalności producenckiej). Scenarzyści „Pierniczka okrutniczka”, William Butler i Domonic Muir, w czołówce „występują” pod pseudonimami: odpowiednio Silvia St. Croix i August White. Dystrybucja (rynek DVD) tego uroczego potworka ruszyła w listopadzie 2005 roku w jego rodzimych Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. W sierpniu 2024 to piernikowe cudo zaprezentowano na Octopus Film Festival w Gdańsku, a w grudniu tego samego roku ruszył projekt VHS Hell – pokazy specjalne w wybranych kinach „Pierniczka okrutniczka” zorganizowane we współpracy z niezależnym dystrybutorem filmowym Velvet Spoon.

Pierniczek okrutniczek” nie był kręcony z myślą o sequelach, ale prawie dwa lata po uwolnieniu tego taniego horroru komediowego ogłoszono, że w przygotowaniu jest kolejna opowieść o morderczym ciasteczku, roboczo zatytułowana „Gingerdead Man 2: Bakery of Blood” - ostatecznie film wypuszczono pod nazwą „Gingerdead Man 2: Passion of the Crust” w 2008 roku. Reżyserię powierzono „ojcu chrzestnemu serii”, współautorowi scenariusza Williamowi Butlerowi (znowu jako Silvia St. Croix), a Charles Band tym razem zadowolił się produkcją. Podobny układ zawarto przy „Gingerdead Man 3: Saturday Night Cleaver” aka „Gingerdead Man 3: Roller Boogie Man” wydanym w 2011 roku, ale pracami na planie crossovera „Gingerdead Man vs. Evil Bong” (2013) pokierował już pan Charles Robert Band – początek zbrodniczej działalności Pierniczka Okrutniczka w innym uniwersum niezwykle pracowitego filmowca, który w 2023 roku poślubił swoje bodaj największe odkrycie aktorskie. W każdym razie Charles Band już w 2004 roku, w trakcie prac nad „Pierniczkiem okrutniczkiem” nabrał przekonania, że Robin Sydney ma prawdziwy talent i tak zaczęła się długa współpraca zawodowa/artystyczna założyciela nieistniejącej już firmy Empire International Pictures i Full Moon Features z aktorką poza tym znaną choćby z takich dzieł, jak „The Lost” Chrisa Sivertsona, czyli filmu opartego na głośnej powieści nieodżałowanego Jacka Ketchuma (właściwie Dallas William Mayr) i „Prawa do śmierci” Roba Schmidta, dziewiątego odcinka drugiego sezonu wspaniałej antologii „Mistrzowie horroru” (2005-2007). W „Pierniczku okrutniczku” Robin Sydney wcieliła się w pierwszoplanową postać Sarah Leigh, straumatyzowanej młodej kobiety z niewielkiej amerykańskiej miejscowości, która przeżyła masakrę w rodzinnej piekarni-cukierni „U Betty” urządzoną przez Millarda Findlemeyera, obłąkanego synalka podobno najprawdziwszej czarownicy, bezbłędnie wykreowanego przez Gary'ego Buseya (m.in. „Srebrna kula” Daniela Attiasa, „Zabójcza broń” Richarda Donnera, „Obcy w domu” Matthew Patricka, „Predator 2” Stephena Hopkinsa, „Firma” Sydneya Pollacka, „Zagubiona autostrada” Davida Lyncha, „Tygrys ludojad” Gary'ego Yatesa). W prologu tytułowemu zabójcy Busey „użyczył ciała”, a potem już tylko głosu, za co miał dostać zaledwie dwadzieścia pięć tysięcy dolarów, ale wieść niesie, że był gotowy zagrać za darmo, ponieważ szalenie spodobała mu się ta historia, tj. scenariusz przesłany jego agentowi przez Charlesa Banda. Właściwa akcja „Pierniczka okrutniczka” zaczyna się w drugą rocznicę śmierci bliskich zdesperowanej final girl, „niedokończonej roboty” diabolicznego Millarda. Morderca został schwytany po krwawym ataku na wówczas wyśmienicie prosperujący biznes Jamesa i Betty Leigh, częściowo pokazanym w początku filmu. Masowe morderstwo w biały dzień dokonane na oczach sparaliżowanej ze strachu Sarah Leigh, córki właścicieli pechowej ciastkarni, którą niezamaskowany bandyta bierze na muszkę jako ostatnią. W usłanym ludzkimi zwłokami lokalu świadkujemy jedynie zabójstwu jej brata Jeremy'ego, ale fanów kina gore bardziej może zainteresować „jeden z trupów” - zbliżenie na realistycznie się prezentującą ranę postrzałową głowy.

Plakat filmu. „The Gingerdead Man” 2005, Talos Entertainment, Shoot Productions, Full Moon Features

Wypisz-wymaluj horror klasy B z lat 80. XX wieku. Cudownie absurdalna historyjka w przepysznym obskurny klimacie, która pewnie nie przypadkiem i nie z konieczności (niski budżet) upodobniła się do bezpretensjonalnych, wariackich, magicznie kiczowatych obrazów z najbardziej urodzajnej/kreatywnej dekady w historii filmowego horroru. Innymi słowy, podejrzewam celową stylizację retro, w której moim zdaniem jedną z najistotniejszych ról odegrał Keith J. Duggan, odpowiadający za - wymownie przybrudzone - zdjęcia. Niezbyt charakterystyczną ścieżkę dźwiękową skomponował Roger Ballenger, a montażem (też projektant dźwięku) z powodzeniem pokierował Danny Draven, którego miłośnicy gatunku mogą kojarzyć chociażby z antologią uwolnioną w 2016 roku pod tytułem „Patient Seven”. Istnieją podejrzenia, że „Pierniczek okrutniczek” miał być parodią „Laleczki Chucky” Toma Hollanda, za czym dobitnie przemawia powstanie tytułowego antagonisty – dusza wielokrotnego zabójcy za sprawą czarnej magii wnika w materię normalnie nieożywioną – i jego specyficzne poczucie humoru (podobnym „Natura” obdarzyła Freddy'ego Kruegera), ja jednak skłaniam się ku małemu hołdowi dla niestarzejącego się przeboju twórcy „Postrachu nocy” (1985). Debiutancki występ ekstremalnie niebezpiecznego piernikowego ludzika, który zrobi też nieoszałamiającą karierę w branży komiksowej (dwie serie Brocktona McKinneya i Sergio Riosa: „The Gingerdead Man: Baking Bad”, luźna kontynuacja pierwszego „Pierniczka okrutniczka” ignorująca jego filmowe sequele oraz „The Gingerdead Man Meets Evil Bong”, cykl inspirowany „Gingerdead Man vs. Evil Bong” Charlesa Banda), w całości odbywa się w małym przedsiębiorstwie spożywczym, nad którym wisi widmo bankructwa. Krótki (po wykrojeniu napisów nie uzbiera się nawet godzina), ale intensywny występ kuriozalnego złoczyńcy, kolegi cuchnącego drania Ricka Popko i Dana Westa („Gówniany horror” z 2003 roku), bezlitosnej opony Quentina Dupieux („Mordercza opona” z 2010 roku) i maniakalnej sofy Berniego Rao („Killer Sofa” z 2019 roku). Uroczej pacynki czarodzieja Johna Carla Buechlera, niechcący ożywionej przez młodą kobietę przygniecioną poczuciem rodzinnego obowiązku i przede wszystkim tęsknotą za bliskimi. Sarah Leigh (przekonująca w swoim niemal permanentnym przygnębieniu Robin Sydney; trzeba przyznać, oryginalny pomysł na final girl – konkurs na najbardziej markotną, oszołomioną, zatopioną we własnych myślach slasherową protagonistkę na pewno by wygrała) rozpaczliwie stara się utrzymać biznes od podstaw stworzony i pięknie rozkręcony przez jej ojca oraz upilnować matkę, która po stracie męża i syna „wybrała ucieczkę w alkohol”. Betty Leigh (boska Margaret Blye) po pijaku daje popalić sąsiadom. Paraduje ze swoją ukochaną strzelbą i... W zasadzie staruszka dokucza jedynie Jimmy'emu Deanowi, przemądrzałemu przedsiębiorcy, który, jak by nie patrzeć, wywołał tę sąsiedzko-gospodarczą wojenkę. Z premedytacją lub przypadkiem wciągając w nią swoją rozpieszczoną córkę Lornę, startującą w lokalnym konkursie piękności i prowadzającą się z Amosem Cadburym, „księciem z bajki” kreującym się na bad boya. Zabawnie miotająca się, niezdecydowana (zupełnie jakby miała rozdwojenie jaźni) włamywaczka ze śliczną – przynajmniej w swoim mniemaniu – buzią. I już niezaprzeczalnie ślicznie szczurkiem:) Wszystko wskazuje na to, że wypiekaniem „U Betty” zazwyczaj zajmuje się Brick Fields, a najczęściej pomaga mu przyjaciółka i zarazem przełożona, która w pewien piątkowy wieczór wypuszcza chłopaka wcześniej - niedługo po dostarczeniu wyczekiwanej przesyłki, rzekomej przyprawy do pierniczków, Sarah zwalnia swojego ulubionego pocieszyciela, który najbliższe godziny ma zamiar spędzić na Gali Zapaśniczej, natomiast opiekę nad niesforną mamusią powierza też potrafiącej poprawić jej humor, gadatliwej kelnerce Julii, niemal dosłownie skaczącej z radości na wieść o egzekucji Millarda Findlemeyera. Najpierw posadzili go na Starej Iskierce, potem włożyli do pieca krematoryjnego, a na końcu do pieca przemysłowego w boleśnie znanej mu norze. Jak nic robota największej (jedynej?) miłości jego życia, podstępnej damy w czerni, której rzadkich zdolności przecież nie ukrywał. Ostrzegał durną dziewuchę przed wiedźmą! Dobra, przechwalał się, ale Sarah mogła słuchać szaleńca, zamiast „płakać nad rozlanym mlekiem”. Tak naprawdę była w szoku i opłakiwała drogich zmarłych, Pierniczek Okrutniczek takimi „bzdetami” kruchej główki zaprzątać sobie jednak nie zamierza. Zajęty jest. Rzucaniem się na staruszki (dawaj paluszek), przygotowywaniem wyjątkowego wypieku (piernikowe świntuszenie), zastawianiem pułapek à la Kevin McCallister (nóż w głowie) i przede wszystkim polowaniem na kobietę, której wcześniej z jakiegoś niepojętego powodu nie potrafił zetrzeć z powierzchni ziemi. Porażka zwyrodnialca, którą jest zdecydowany przekuć w zwycięstwo. W swoim ułomnym, mikrym i niestety (albo stety) smacznym ciele. Ostateczna konfrontacja, a konkretnie jedna postać, nasunęła mi przyjemne skojarzenia z „Buffy: postrach wampirów” Jossa Whedona,.

Mam dziwną słabość do złych filmów, a „Pierniczek okrutniczek” Charlesa Banda podobno jest jednym z najgorszych, więc... Właściwie zaskoczyła mnie jakość tego utworu, bo poważnie potraktowałam przestrogi niejednego recenzenta i przygotowałam się na kompletny chłam. Na film klasy Z, a to tylko B. Czyli nie taki diabeł słaby, jak go malują. Głupiutki, ale siłę ma. Moc przyciągania takich beznadziejnych przypadków jak ja. Beznadziejnie zakochanych w tandecie. Piernikowa demolka „U Betty” - odlotowy horror campowy;)

Za seans bardzo dziękuję dystrybutorowi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz