Reuben
organizuje przyjęcie przedślubne w odizolowanej posiadłości
odziedziczonej po matce artystce. Zaprasza przyjaciół z liceum i
czasów studenckich: popularną influencerkę Nikki, buddystkę Mayę,
uprawiającą sztukę RGB Brooke, rasowego imprezowicza Dennisa i
uzależnionego od internetowego porno Cyrusa, który przyjeżdża ze
swoją dziewczyną Shelby. Zaproszenie dostaje też dawno niewidziany
Forbes, skreślony z listy studentów za przyprowadzenie na mocno
zakrapianą imprezę swoją wówczas nieletnią siostrę, ale
organizator przedślubnego spotkania z dawną paczką nie robi sobie
większej nadziei na zjawienie się tego niegdyś niesamowicie
rozrywkowego gościa. Forbes jednak przybywa na wezwanie Reubena i
jak zawsze rozkręca imprezę, ale nie w taki sposób do jakiego
przyzwyczaił swoich znajomych. W zwyczajnej walizce, którą modnie
spóźniony Forbes wnosi do domu przyszłego pana młodego znajduje
się innowacyjna maszyna do zamiany ciał. Wynalazek idealny dla
zapalonych graczy.
|
Plakat filmu. „It's What's Inside” 2024, Such Content, Edith Productions, Boldly Go Productions
|
W
2016 roku, po jakiejś dekadzie bezowocnych starań o pozyskanie
finansowania dla którego ze swoich większych projektów,
amerykański twórca filmów krótkometrażowych, Greg Jardin,
stwierdził, że prędzej zadebiutuje w pełnym metrażu z historią
niewymagającą dużych nakładów pieniężnych, a wraz z tym
postanowieniem zrodziła się myśl o jednym domu i jednej nocy. Po
głowie od początku chodził mu „Wielki chłód” Lawrence'a
Kasdana. Nie pamięta, skąd wziął się pomysł na walizkę, ale
jej wyjątkową zawartość podsunęła mu gra w „Mafię” albo
„Wilkołaka”, w której uczestniczył na przyjęciu urodzinowym
przyjaciela. Pracę nad scenariuszem „It's What's Inside” (pol.
„Liczy się wnętrze”) Jardin rozpoczął z myślą o zwykłej
komedii science fiction, ale muzyka, której zaczął słuchać
podczas tej radosnej twórczości – ścieżka dźwiękowa
„Sobowtóra” Richarda Ayoade – nakłoniła go do zmiany
gatunkowego kursu. Nie zrezygnował z elementów humorystycznych, ale
odtąd świadomie zmierzał w stronę thrillera/horroru
psychologicznego. W listopadzie 2022 roku opinia publiczna została
poinformowana o zakończeniu produkcji niezależnego filmu Grega
Jardina, która trwała zaledwie osiemnaście dni – „Liczy się
wnętrze” nakręcono w Portland w stanie Oregon, a budżet
oszacowano na dwa i pół miliona dolarów. Światowa premiera odbyła
się dopiero w styczniu 2024 roku na Sundance Film Festival, a
niedługo potem firma Netflix zawarła największą umowę w tej
edycji rzeczonego festiwalu – kupiła prawa do dystrybucji
pierwszego długometrażowego osiągnięcia Grega Jardina za
siedemnaście milionów dolarów. W usłudze Neflix film jest
dostępny od 4 października 2024.
Pastiszowy
dreszczowiec kolorystycznie natchniony sztuką Francesco Rugiego i
Silvii Quintanilli duetu działającego pod pseudonimem Carnovsky,
artystów z Mediolanu zajmujących się wzornictwem przemysłowym i
projektowaniem graficznym. I kinem giallo, a zwłaszcza
„Suspirią” Dario Argento. Połączenie stylu nowoczesnego z
klasycznym (wariacja na temat drugiej części VII Symfonii Ludwiga
van Beethovena), niebolesne zderzenie krzykliwego, pieczołowicie
wygładzonego, przepuszczonego przez filtry upiększające klimatu
mediów społecznościowych ze stonowanym, brudnym, mglistym klimatem
retro. Romans kina plastikowego z kinem obskurnym. Popkultura
współczesna doprawiona naturalizmem lat 70. i campowością lat 80.
XX wieku. Niebanalne zdjęcia Andrew Hewitta, charakterna ścieżka
dźwiękowa Kevina Fletchera i i zaskakująco efektowny, dynamiczny
montaż Grega Jardina. Motyw zamiany ciał wyższy level. „Liczy
się wnętrze” Grega Jardina otwiera krępujący moment w pożyciu
niemałżeńskim Cyrusa i Shelby (James Morosini i Brittany O'Grady)
– przyłapany na masturbacji przez półnagą dziewczynę w peruce
i co gorsza niewykazujący takiej gotowości na seks, jak jego długo
namawiana do rozpoczęcia współżycia partnerka. Następnie
wjeżdżają plansze tytułowe w stylu retro (trzy „tabliczki”:
It's-What's-Inside) i już siedzimy w samochodzie prowadzonym przez
rozgadanego Cyrusa – bezwładny potok słów kierowany do milczącej
pasażerki z rosnącą zazdrością przeglądającej profil
internetowej celebrytki Nikki (Alycia Debnam Carey, m.in. „Dotyk diabła” Christiana E. Christiansena, „Profil śmierci” Simona
Verhoevena), byłej dziewczyny Cyrusa, którą Shelby po raz pierwszy
ma spotkać u celu ich podróży. Na domowej imprezie Reubena (Devon
Terrell), jedynego dziedzica imponującej posiadłości na odludziu,
oryginalnie urządzonej rezydencji z dużym ogrodem trawiastym. Gdzie
Shelby zostanie zaatakowana przez ptaka – scenarzysta i reżyser
„Liczy się wnętrze” postarał się o to, by reakcje (przesada
Shelby i obojętność Cyrusa otwarcie oskarżającego ją o
wymyślanie bajeczek) na ten drobny incydent wiele mówiły o jedynej
oficjalnej parze na przyjęciu Reubena. Wygląda na to, że Shelby
skrycie marzy o prowadzaniu tak intratnej działalności w mediach
społecznościowych, jaką szczyci się przyklejona do telefonu
blondynka, która w ocenie aktualnej dziewczyny Cyrusa, dalece
przewyższa ją urodą. Zdjęcia Nikki nie kłamią – jej
internetowy wizerunek, zapewne wbrew nadziejom Shelby, nie odbiega od
prawdziwego. Od wyglądu zewnętrznego, zawiedziona dziewczyna Cyrusa
ani przez chwilę nie wierzy bowiem we wzniosłe deklaracje swojej
niepewnej konkurentki. Nie ma wątpliwości, że akcje charytatywne
prowadzone przez Nikki są wstrętnie wystudiowaną pozą, w gruncie
rzeczy modnym sposobem na promowanie siebie. Marketing
społeczno-środowiskowy niezawodną metodą na gromadzenie
followersów. Cyniczne podejście do arcyważnych spraw w sferze
publicznej, granie na emocjach, egoistyczne wykorzystywanie
potrzebujących, żerowanie na różnego rodzaju tragediach i dobroci
serc jakiejś części globalnej społeczności... Czyli zero szans
na wspaniałą damską przyjaźń? Na pewno zdecydowanie lepiej
rokuje relacja Shelby z Mayą (Nina Bloomgarden, m.in. „Jane”
Sabriny Jaglom) i Brooke (Reina Hardesty), której ulubiona sztuka
znajduje przełożenie w sztuce Grega Jardina – czerwony, niebieski,
zielony z premedytacją wprowadzone do fantazyjnego „labiryntowego
domu” w intymnym, leśnym zakątku.
|
Materiał promocyjny © Netflix. „It's What's Inside” 2024, Such Content, Edith Productions, Boldly Go Productions |
Ze
wszystkich postaci zebranych w artystycznym sanktuarium poprzedniej
właścicielki, największe podobieństwo do swojego stwórcy
wykazuje Shelby. Osobowość niespokojna, którą Greg Jardin już
jakiś czas temu „zdiagnozował” u siebie. Oaza spokoju na
zewnątrz, a wewnątrz mieszanka stresu, lęku i gniewu. Reżyser i
scenarzysta „Liczy się wnętrze”, podobnie jak Shelby, nie jest
miłośnikiem imprez, a już zwłaszcza w gronie nieznajomych. W
najlepszym razie czuje się mocno nieswojo, a w najgorszym gotuje ze
złości. Złości na szczelnie otaczający go, zbyt głośny tłum,
na ludzi przekrzykujących się nawzajem, na osobę, która
zaciągnęła go w takie koszmarne miejsce, ale przede wszystkim na
siebie, bo zawsze mógł odmówić. Twardo obstać przy swoim
stanowisku, wykazać asertywnością, ewentualnie ostro pokłócić
czy ledwie posprzeczać choćby z najbliższą mu osobą wychodzącą
z taką przerażającą propozycją na wieczór. Shelby nie ukrywała
swojego negatywnego nastawienia do przyjęcia przedślubnego Reubena,
wyraźnie dała do zrozumienia Cyrusowi, że nie ma najmniejszej
ochoty „bawić się” z jego przyjaciółmi, ale w końcu
ustąpiła. Jak zawsze. Człowiek, z którym Shelby pragnie stanąć
na ślubnym kobiercu, kompromis w związku rozumie jako spełnianie
wyłącznie jego woli i przymykanie oczu na infantylne zachowania
partnerki. Shelby na przykład panicznie boi się pająków. Wielu
zabiłoby ją śmiechem, ale nie Cyrus – on tylko od czasu do czasu
pośmieje się z tej przypadłości irytująco nadwrażliwej
kobietki. Robiącej wielki problem z jego nieszkodliwego nałogu.
Powinna się cieszyć, że nie ciągnie jej do łóżka, że
preferuje inną (całkowicie bezpieczną) metodę rozładowywania
napięcia seksualnego, bo przecież panie nie przepadają za tak
zwaną miłością fizyczną. Gdyby było inaczej, to by ciągle nie
odmawiały, prawda? Tak czy inaczej, Shelby rękami i nogami
wzbraniała się przed skonsumowaniem ich związku, a gdy Cyrus
uszanował jej wolę, wyskoczyła z pretensjami. I jeszcze te
krzywdzące podejrzenia, wymyślanie jakichś kretyńskich spisków
miłosnych. Nierdzewiejąca miłość do Nikki? Sekretny romans z
„pustą lalką”? Wielu by się obraziło, ale nie Cyrus – on
jest wyjątkowo wyrozumiały. On tak się postrzega, ale jak widzą
go inni? To może ujawni maszyna przyniesiona przez dziwnie
wyciszonego Forbesa (David Thompson), enigmatycznego i alarmująco
się uśmiechającego przybysza, w którym zaszła ogromna zmiana, co
wnosimy choćby z niekonwencjonalnie zilustrowanej - ekspozycja
zainspirowana czarno-białymi fotografiami ślubnymi z fleszem, a
przez Grega Jardina nazywana Photoshopem na cracku - na
bieżąco poprawianej opowieści przed kolacją; radosnego
plotkowania o przyjęciu urodzinowym, aferze z zagadkowym udziałem
ciągle nieustatkowanego Dennisa (Gavin Leatherwood), która
zakończyła edukację Forbesa, niegdyś prawdziwej duszy
towarzystwa. Mężczyzna z walizką... Nie wiedzieć czemu moje myśli
krążyły wokół opowiadania Richarda Mathesona z 1970 roku, pt.
„Button, Button” (pol. „Guzik, guzik”), po raz pierwszy
przeniesionego na ekran w roku 1986 – jeden odcinek „Strefy
mroku” (1985-1989), zaktualizowanej wersji kultowego serialu
telewizyjnego Roda Serlinga z lat 1959-1964. Tekst doczekał się też
pełnometrażowej adaptacji filmowej w gwiazdorskiej obsadzie: „The
Box. Pułapka” Richarda Kelly'ego. Bynajmniej pierwsze –
uprzedziło je „Raz, dwa, trzy, umierasz ty” Roberta Heatha - ale
chyba najsilniejsze skojarzenie, które przyjemnie nawiedziło mnie w
teledyskowym świecie Grega Jardina. „Liczy się wnętrze” opiera
się na starym, wielokrotnie wykorzystywanym w kinie motywie zamiany
ciał, muszę jednak przyznać, że z takim podejściem do tego
tematu dotąd się nie spotkałam - zrobienie z tego gry
towarzyskiej, w której udział bierze aż osiem osób. Nie
wspominając już o gwałtownym zwrocie akcji. Nie do wiary, że
wcześniej nikt na to nie wpadł. A może coś przegapiłam? W każdym
razie niepospolita zabawa. intencjonalnie dezorientująca, ale
chwilami... Myślę, że nie zaszkodziłoby wydłużyć „wieczorek
zapoznawczy”, należycie przedstawić graczy, w tym Mistrza
Podziemi, przed pierwszym etapem (retro plansze z numerami rund)
niebezpiecznie wciągającej rozgrywki w czarodziejskim klimacie -
efekt wielkiej miłości Grega Jardina do oświetlenia
ekspresjonistycznego.
Orzeźwiająca
atrakcja wymyślona i zbudowana pod kierownictwem człowieka
niemającego doświadczenia w dużej architekturze filmowej.
Kreatywny pełnometrażowy debiut Grega Jardina. Kontrolowane
szaleństwo w Nowoczesnym Domu Giallo. Kameralna produkcja robiąca
wielki hałas. „Liczy się wnętrze” to całkiem stylowy
dreszczowiec z niemałym dystansem do siebie. Kino komercyjne z
artystycznym zacięciem, bynajmniej zadęciem. Cudak łączący
pokolenia - pokolenie VHS z pokoleniem VOD:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz