Po
śmierci matki chirurg z Atlanty Nick Cavanaugh, będący w związku
z oddaną mu kobietą Anne Garrett, podejmuje decyzję o
przeprowadzce do wystawnej rezydencji, w której się wychował. Na
pozór z tej okazji urządza przyjęcie, w rzeczywistości jednak
liczy na odrodzenie romansu z okrutną Heleną, którą ostatnio miał
nieprzyjemność ujrzeć w łóżku z innym. Podmiot pożądania
jawnie gardzący swoim wielbicielem zjawia się na jego imprezie,
rozwiewa nadzieje Anne na romantyczne oświadczyny i oddala się z
kolegą Nicka. Nazajutrz Helena ma lecieć do Meksyku, ale w wyniku
kolejnej intrygi beznadziejnie zauroczonego lekarza wraca w jego
nieskromne progi. Do rezydencji w intymnym zakątku miasta, której
szybko nie opuści. Jeśli w ogóle...
|
Plakat filmu. „Boxing Helena” 1993, Mainline Pictures
|
W
drugiej połowie lat 80. XX wieku w klubie nocnym do
osiemnastoletniej wówczas Jennifer Chambers Lynch, córki Wielkiego
Davida nieplanującej iść w ślady ojca, podszedł nieznajomy
zaintrygowany jej odczytem poezji. Przedstawił jej swój pomysł na
film i zaproponował napisanie scenariusza. Dziewczyna odmówiła, a
kiedy zapytał o powód, przedstawiła mu własną koncepcję.
Powiedziała temu człowiekowi, że zawsze fascynowała ją Wenus z
Milo i że jej historię zainspirowała ta marmurowa rzeźba. Później
na forum publicznym wyznała, że wpływ na „Uwięzioną Helenę”
(oryg. „Boxing Helena”) wywarło też jej trudne dorastanie –
urodziła się ze stopami końsko-szpotawymi, które mocno rzutowały
na jej samoocenę. Widziała siebie jako istotę „złamaną”,
„zepsutą”, tlił się w niej jednak wątły płomyk
nadziei na to, że pewnego dnia ktoś uzna ją za piękną. Płomyk
podsycony historią Heleny. Debiutancki scenariusz Jennifer Chambers
Lynch to mieszanka jej własnych pomysłów z wizją Philippe'a
Calanda, w bardzo ogólnym zarysie ujawnioną jej w nieszczęsnym(?)
nocnym klubie. Do przyjęcia tego zlecenia pannę Lynch skłoniły
przede wszystkim rachunki, których wbrew powszechnemu mniemaniu nie
opłacał jej bogaty tatuś. Już wtedy była niezależna finansowo i
żadnej pracy się nie bała (sprzątała domy, sprzedawała wyjazdy
do Las Vegas przez telefon). A powinna była...
„Byłam
dzieciakiem uwięzionym w świecie facetów w garniturach, którzy
łajali mnie w sposób, jakiego nigdy się nie spodziewałam, a ja
tylko próbowałam opowiedzieć historię” - tak twórczyni
między innymi dobrze przyjętych pełnometrażowych
thrillerów/kryminałów z 2008 i 2012 roku - „Surveillance”
(pol. „Dochodzenie”) i „Chained” - Jennifer Chambers Lynch,
wspomina swoje debiutanckie przedsięwzięcie filmowe. Współproducent
„Uwięzionej Heleny”, Carl Mazzocone (m.in. „Repo! The Genetic
Opera” Darrena Lynna Bousmana, „Torturowani” Roberta
Liebermana, „Piła mechaniczna” Johna Luessenhopa, „Leatherface”
Alexandre'a Bustillo i Juliena Maury'ego), przyznał, że w tym
projekcie istotną rolę odegrało to, co dzisiaj nazywane jest
poprawnością polityczną. Scenariusz skonstruowany przez
nastoletnią córkę twórcy „Głowy do wycierania” (1977) musiał
zostać zrealizowany pod kierownictwem kobiety – Mazzocone był
pewien, że taka historia nie będzie miała szans u żeńskiej
części publiczności, jeśli zostanie wyreżyserowana przez
mężczyznę. Jennifer Lynch, mimo braku doświadczenia, była
oczywistym wyborem, bo rzecz napisała. W tytułowej roli najpierw
obsadzono ikonę popu Madonnę Louise Ciccone, ale w styczniu 1991
roku, tuż przed rozpoczęciem prac nad planie, złożyła
rezygnację. Produkcję wstrzymano, a światełko w tunelu pojawiło
się już w następnym miesiącu, po owocnym spotkaniu Lynch z Kim
Basinger. Aktorka zgodziła się zagrać Helenę, wyznaczono nową
datę produkcji... która znowu została wstrzymana. Tym razem z
powodu poważnych zastrzeżeń do przyjętej roli. Kim Basinger
poprosiła o wniesienie poprawek do scenariusza, które stawiały w
korzystniejszym świetle jej bohaterkę. Niedoszłą, bo Basinger
zerwała umowę po niezaakceptowaniu jej propozycji zmian w
charakterze biednej Heleny. Sprawa skończyła się w sądzie, gdzie
w marcu 1993 roku zapadł skrajnie niekorzystny dla aktorki wyrok –
doprowadzona do bankructwa przez zasądzone odszkodowanie (ponad
osiem milionów dolarów) za złamanie warunków umowy z twórcami
„Uwięzionej Heleny”, który został uchylony przez sąd
apelacyjny w 1994 roku. Sprawę definitywnie zakończyła ugoda
zawarta później: niecałe cztery miliony dolarów odszkodowania dla
powodów. Helenę ostatecznie wykreowała Sherilyn Fenn, znana
chociażby z „Miasteczka Twin Peaks” (1990-1991), notabene
serialu współtworzonego przez Davida Lyncha, którą zatrudniono w
grudniu 1991 roku. Mniej więcej w tym czasie z obsady wypisał się
Ed Harris, tłumacząc to potrzebą powrotu do swojego życia. Film
kręcono, a w zasadzie główną (niejedyną) lokalizacją była
ogromna posiadłość - piętnaście tysięcy metrów kwadratowych -
prawnika z Atlanty, Eda Garlanda. Światowa premiera „Uwięzionej
Heleny” Jennifer Chambers Lynch odbyła się w styczniu 1993 roku
na Sundance Film Festival, gdzie film był nominowany do Grand Jury
Prize, a dystrybucja kinowa ruszyła w czerwcu tego samego roku w
Wielkiej Brytanii. W swoich rodzimych (amerykańskich) kinach film
pojawił się we wrześniu 1993 w wersji skróconej o trzydzieści
sekund (sceny seksu w nieokrojonej postaci wyświetlano w
europejskich kinach), ponieważ twórcom zależało na uzyskaniu
kategorii R od Motion Picture Association of America (MPAA).
|
Okładka DVD © EuroVideo Medien GmbH. „Boxing Helena” 1993, Mainline Pictures |
Kompletna
klapa młodej debiutantki? Bezlitosne recenzje krytyków, Złota
Malina za najgorszą reżyserię przyznana w 1994 roku, gniew
Narodowej Organizacji Kobiet (National Organization for Women, NOW) i
kilkunastoletnia przerwa w karierze filmowej. „Uwięziona Helena”
przez wielu została potraktowana jak ciężka zbrodnia popełniona
przez młodą kobietę, która nie chciała nikogo skrzywdzić, tylko
opowiedzieć historię, którą jedni ocenią pozytywnie, a inni
negatywnie. Jennifer Chambers Lynch nie spodziewała się, że
zostanie uznana za złego człowieka tylko dlatego, że nakręciła
zły film. Oczywiście nie wszyscy tak uważali - „Uwięziona
Helena” garstkę sympatyków znalazła nawet podczas niechcący
wywołanej „burzy stulecia” - ale generalnie rzecz biorąc
dziewczyna mocno naraziła się opinii publicznej. Skopali ją, ale
nie złamali. Właściwie mam podejrzenie graniczące z pewnością,
że wyszła z tego silniejsza, a na pewno bogatsza w przydatną
wiedzę - wolność artystyczna w praktyce. „Uwięziona Helena”
to thriller awangardowy, niebezpiecznie balansujący między artyzmem
i tarturyzmem. Uduchowiony kicz. Przerysowana opowieść o mrocznej
obsesji, kompleksach zakorzenionych w dzieciństwie i zmieniających
się kanonach kobiecego piękna. Dość ciężkostrawne, jak dla
mnie, połączenie psychologicznego-surrealistycznego dreszczowca
voyeurystycznego z operą mydlaną i bezkrwawym body horrorem.
Trochę Alfreda Hitchcocka i Briana De Palmy, trochę Davida Lyncha i
Davida Cronenberga i sporo telenoweli brazylijskiej. Ułomny brat (a
przynajmniej ja nie mogłam oprzeć się skojarzeniom) „Skóry, w której żyję” Pedro Almodóvara, filmowej adaptacji powieści
Thierry'ego Jonqueta z 1984 roku, w Polsce wydanej pod tytułami
„Tarantula” i „Czarna wdowa”. Podążamy za doktorem Nickiem
Cavanaughem (egzaltowana kreacja Juliana Sandsa, m.in. „Gotyk”
Kena Russella, „Czarnoksiężnik” Steve'a Minera i
„Czarnoksiężnik II” Anthony'ego Hickoxa, „Arachnofobia”
Franka Marshalla, „Nagi lunch” Davida Cronenberga, „Czerwona
Róża” Craiga R. Baxleya, „Dziewczyna z tatuażem” Davida
Finchera), głównym chirurgiem w dużym szpitalu w stolicy stanu
Georgia, który nie wiadomo w jakich okolicznościach poznał femme
fatale Helenę (zaryzykuję przyznanie, że urzekł mnie ten
występ Sherilyn Fenn), niemniej nie ulega wątpliwości, że mieli
kontakty seksualne i to on wyszedł z tego ze złamanym sercem.
Poznajemy go jako ustatkowanego człowieka teoretycznie
przymierzającego się do oświadczyn. Jedynego dziedzica okazałej
posiadłości, do której planuje wprowadzić się razem z Anne,
„nagrodą pocieszenia” po utracie prawdziwej miłości (według
Nicka) i przedmiotu pożądania (według Heleny). Retrospekcje
wskazują na traumatyczne dzieciństwo diabelnie zdeterminowanego
adoratora tytułowej postaci – dysfunkcyjna rodzina z klasy wyższej
– ale w szczegóły scenarzystka i zarazem reżyserka się nie
wdawała. Kolejny wątek, który nie doczekał się
satysfakcjonującego rozwinięcia, ale reminiscencja z podglądaniem
naprowadziła mnie na UWAGA SPOILER kompleks Edypa KONIEC
SPOILERA. Coś w tym jest czy wyobraźnia mnie poniosła? Decyzja
o przeprowadzce zapada na widok samej Heleny (w barze), a decyzja o
urządzeniu parapetówki na widok Heleny i jej aktualnego kochanka
(podglądactwo z wykorzystaniem drzewa), „stuprocentowego samca”
Raya O 'Malleya (przerysowane wcielenie Billa Paxtona; m.in.
„Butcher, Baker, Nightmare Maker” Williama Ashera, „Kostnica”
Howarda Avedisa, „Terminator” i „Obcy 2 – decydujące
starcie” Jamesa Camerona, „Dziewczyna z komputera” Johna
Hughesa, „Martwy mózg” Adama Simona, „Predator 2” Stephena
Hopkinsa, „Włóczęga” Chrisa Walasa, „Blisko ciemności”
Kathryn Bigelow). Nick wysyła dawnej kochance zaproszenie – wraz z
bukietem kwiatów – która, jak wkrótce się okaże, nie ma za
grosz szacunku do niego, zresztą nie liczy się z niczyimi
uczuciami. Zjawia się na przyjęciu „żałosnego doktorka”, żeby
zabawić się jego kosztem? Zaszaleć w fontannie – wirujący seks
w slooow motion, kwintesencja południowoamerykańskich
tasiemców z lat 90. XX wieku, jaskrawa tandeta, która niestety nie
wyglądała mi na akcję prześmiewczą. To mogła być całkiem
niezła parodia tanich romansideł i brawurowa satyra na pięknych i
bogatych – ewentualnie zabójczo seksowna (paskudniejsza) bestia w
rodzaju „Nagiego instynktu” Paula Verhoevena, nie wymagajmy
jednak od początkującej reżyserki takiego kunsztu artystycznego –
ale nawet jeśli akcenty humorystyczne (z patetycznym aktorstwem na
czele) były zamierzone, to do mnie jakoś to nie docierało.
Skłaniałabym się ku intencjonalnie utrzymanej w poważnej tonacji
opowieści o toksycznej miłości, czy tam nieokiełznanym pożądaniu.
Opowieści, która przed zaskakującym finałem - dla mnie fatalny
skręt, bo ta minimalna siła jaką znalazłam w „Uwięzionej
Helenie” w tym momencie wyparowała - zapuści się w zakazane
rejony. Chore posunięcie? Karygodna niewrażliwość? A może
odważne uzewnętrznianie się? Zawoalowana (katartyczna) opowieść
o marzeniu dziewczynki, która czuła się brzydka?
Nie
wiem, o co tyle krzyku. Też nie polubiłam „Uwięzionej Heleny”
Jennifer Chambers Lynch, ale żeby robić z tego powodu wielką
aferę? Bez przesady. Dobrze, przyznaję się: rżnę głupa. Wiem,
że gniew jakiejś części publiczności wzbudził wychwycony
przezeń przekaz mizoginistyczny - skandaliczne uprzedmiotowienie
kobiety, z którą na dodatek trudno sympatyzować. Nieklasyczna
piękność z brzydkim charakterem (przesadnie silnym?) w
nieakceptowalnym, żeby nie powiedzieć odrażającym, stylu
wielbiona przez niepewnego siebie, bojącego się kobiet
przedstawiciela wyższej klasy średniej. Męczący eksperyment
filmowy (mniej czy bardziej świadomy), jak dla mnie, ale o
patologiczny wstręt do pań go nie posądzam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz