niedziela, 1 grudnia 2024

„Uwięziona Helena” (1993)

 
Po śmierci matki chirurg z Atlanty Nick Cavanaugh, będący w związku z oddaną mu kobietą Anne Garrett, podejmuje decyzję o przeprowadzce do wystawnej rezydencji, w której się wychował. Na pozór z tej okazji urządza przyjęcie, w rzeczywistości jednak liczy na odrodzenie romansu z okrutną Heleną, którą ostatnio miał nieprzyjemność ujrzeć w łóżku z innym. Podmiot pożądania jawnie gardzący swoim wielbicielem zjawia się na jego imprezie, rozwiewa nadzieje Anne na romantyczne oświadczyny i oddala się z kolegą Nicka. Nazajutrz Helena ma lecieć do Meksyku, ale w wyniku kolejnej intrygi beznadziejnie zauroczonego lekarza wraca w jego nieskromne progi. Do rezydencji w intymnym zakątku miasta, której szybko nie opuści. Jeśli w ogóle...

Plakat filmu. „Boxing Helena” 1993, Mainline Pictures

W drugiej połowie lat 80. XX wieku w klubie nocnym do osiemnastoletniej wówczas Jennifer Chambers Lynch, córki Wielkiego Davida nieplanującej iść w ślady ojca, podszedł nieznajomy zaintrygowany jej odczytem poezji. Przedstawił jej swój pomysł na film i zaproponował napisanie scenariusza. Dziewczyna odmówiła, a kiedy zapytał o powód, przedstawiła mu własną koncepcję. Powiedziała temu człowiekowi, że zawsze fascynowała ją Wenus z Milo i że jej historię zainspirowała ta marmurowa rzeźba. Później na forum publicznym wyznała, że wpływ na „Uwięzioną Helenę” (oryg. „Boxing Helena”) wywarło też jej trudne dorastanie – urodziła się ze stopami końsko-szpotawymi, które mocno rzutowały na jej samoocenę. Widziała siebie jako istotę „złamaną”, „zepsutą”, tlił się w niej jednak wątły płomyk nadziei na to, że pewnego dnia ktoś uzna ją za piękną. Płomyk podsycony historią Heleny. Debiutancki scenariusz Jennifer Chambers Lynch to mieszanka jej własnych pomysłów z wizją Philippe'a Calanda, w bardzo ogólnym zarysie ujawnioną jej w nieszczęsnym(?) nocnym klubie. Do przyjęcia tego zlecenia pannę Lynch skłoniły przede wszystkim rachunki, których wbrew powszechnemu mniemaniu nie opłacał jej bogaty tatuś. Już wtedy była niezależna finansowo i żadnej pracy się nie bała (sprzątała domy, sprzedawała wyjazdy do Las Vegas przez telefon). A powinna była...

Byłam dzieciakiem uwięzionym w świecie facetów w garniturach, którzy łajali mnie w sposób, jakiego nigdy się nie spodziewałam, a ja tylko próbowałam opowiedzieć historię” - tak twórczyni między innymi dobrze przyjętych pełnometrażowych thrillerów/kryminałów z 2008 i 2012 roku - „Surveillance” (pol. „Dochodzenie”) i „Chained” - Jennifer Chambers Lynch, wspomina swoje debiutanckie przedsięwzięcie filmowe. Współproducent „Uwięzionej Heleny”, Carl Mazzocone (m.in. „Repo! The Genetic Opera” Darrena Lynna Bousmana, „Torturowani” Roberta Liebermana, „Piła mechaniczna” Johna Luessenhopa, „Leatherface” Alexandre'a Bustillo i Juliena Maury'ego), przyznał, że w tym projekcie istotną rolę odegrało to, co dzisiaj nazywane jest poprawnością polityczną. Scenariusz skonstruowany przez nastoletnią córkę twórcy „Głowy do wycierania” (1977) musiał zostać zrealizowany pod kierownictwem kobiety – Mazzocone był pewien, że taka historia nie będzie miała szans u żeńskiej części publiczności, jeśli zostanie wyreżyserowana przez mężczyznę. Jennifer Lynch, mimo braku doświadczenia, była oczywistym wyborem, bo rzecz napisała. W tytułowej roli najpierw obsadzono ikonę popu Madonnę Louise Ciccone, ale w styczniu 1991 roku, tuż przed rozpoczęciem prac nad planie, złożyła rezygnację. Produkcję wstrzymano, a światełko w tunelu pojawiło się już w następnym miesiącu, po owocnym spotkaniu Lynch z Kim Basinger. Aktorka zgodziła się zagrać Helenę, wyznaczono nową datę produkcji... która znowu została wstrzymana. Tym razem z powodu poważnych zastrzeżeń do przyjętej roli. Kim Basinger poprosiła o wniesienie poprawek do scenariusza, które stawiały w korzystniejszym świetle jej bohaterkę. Niedoszłą, bo Basinger zerwała umowę po niezaakceptowaniu jej propozycji zmian w charakterze biednej Heleny. Sprawa skończyła się w sądzie, gdzie w marcu 1993 roku zapadł skrajnie niekorzystny dla aktorki wyrok – doprowadzona do bankructwa przez zasądzone odszkodowanie (ponad osiem milionów dolarów) za złamanie warunków umowy z twórcami „Uwięzionej Heleny”, który został uchylony przez sąd apelacyjny w 1994 roku. Sprawę definitywnie zakończyła ugoda zawarta później: niecałe cztery miliony dolarów odszkodowania dla powodów. Helenę ostatecznie wykreowała Sherilyn Fenn, znana chociażby z „Miasteczka Twin Peaks” (1990-1991), notabene serialu współtworzonego przez Davida Lyncha, którą zatrudniono w grudniu 1991 roku. Mniej więcej w tym czasie z obsady wypisał się Ed Harris, tłumacząc to potrzebą powrotu do swojego życia. Film kręcono, a w zasadzie główną (niejedyną) lokalizacją była ogromna posiadłość - piętnaście tysięcy metrów kwadratowych - prawnika z Atlanty, Eda Garlanda. Światowa premiera „Uwięzionej Heleny” Jennifer Chambers Lynch odbyła się w styczniu 1993 roku na Sundance Film Festival, gdzie film był nominowany do Grand Jury Prize, a dystrybucja kinowa ruszyła w czerwcu tego samego roku w Wielkiej Brytanii. W swoich rodzimych (amerykańskich) kinach film pojawił się we wrześniu 1993 w wersji skróconej o trzydzieści sekund (sceny seksu w nieokrojonej postaci wyświetlano w europejskich kinach), ponieważ twórcom zależało na uzyskaniu kategorii R od Motion Picture Association of America (MPAA).

Okładka DVD © EuroVideo Medien GmbH. „Boxing Helena” 1993, Mainline Pictures

Kompletna klapa młodej debiutantki? Bezlitosne recenzje krytyków, Złota Malina za najgorszą reżyserię przyznana w 1994 roku, gniew Narodowej Organizacji Kobiet (National Organization for Women, NOW) i kilkunastoletnia przerwa w karierze filmowej. „Uwięziona Helena” przez wielu została potraktowana jak ciężka zbrodnia popełniona przez młodą kobietę, która nie chciała nikogo skrzywdzić, tylko opowiedzieć historię, którą jedni ocenią pozytywnie, a inni negatywnie. Jennifer Chambers Lynch nie spodziewała się, że zostanie uznana za złego człowieka tylko dlatego, że nakręciła zły film. Oczywiście nie wszyscy tak uważali - „Uwięziona Helena” garstkę sympatyków znalazła nawet podczas niechcący wywołanej „burzy stulecia” - ale generalnie rzecz biorąc dziewczyna mocno naraziła się opinii publicznej. Skopali ją, ale nie złamali. Właściwie mam podejrzenie graniczące z pewnością, że wyszła z tego silniejsza, a na pewno bogatsza w przydatną wiedzę - wolność artystyczna w praktyce. „Uwięziona Helena” to thriller awangardowy, niebezpiecznie balansujący między artyzmem i tarturyzmem. Uduchowiony kicz. Przerysowana opowieść o mrocznej obsesji, kompleksach zakorzenionych w dzieciństwie i zmieniających się kanonach kobiecego piękna. Dość ciężkostrawne, jak dla mnie, połączenie psychologicznego-surrealistycznego dreszczowca voyeurystycznego z operą mydlaną i bezkrwawym body horrorem. Trochę Alfreda Hitchcocka i Briana De Palmy, trochę Davida Lyncha i Davida Cronenberga i sporo telenoweli brazylijskiej. Ułomny brat (a przynajmniej ja nie mogłam oprzeć się skojarzeniom) „Skóry, w której żyję” Pedro Almodóvara, filmowej adaptacji powieści Thierry'ego Jonqueta z 1984 roku, w Polsce wydanej pod tytułami „Tarantula” i „Czarna wdowa”. Podążamy za doktorem Nickiem Cavanaughem (egzaltowana kreacja Juliana Sandsa, m.in. „Gotyk” Kena Russella, „Czarnoksiężnik” Steve'a Minera i „Czarnoksiężnik II” Anthony'ego Hickoxa, „Arachnofobia” Franka Marshalla, „Nagi lunch” Davida Cronenberga, „Czerwona Róża” Craiga R. Baxleya, „Dziewczyna z tatuażem” Davida Finchera), głównym chirurgiem w dużym szpitalu w stolicy stanu Georgia, który nie wiadomo w jakich okolicznościach poznał femme fatale Helenę (zaryzykuję przyznanie, że urzekł mnie ten występ Sherilyn Fenn), niemniej nie ulega wątpliwości, że mieli kontakty seksualne i to on wyszedł z tego ze złamanym sercem. Poznajemy go jako ustatkowanego człowieka teoretycznie przymierzającego się do oświadczyn. Jedynego dziedzica okazałej posiadłości, do której planuje wprowadzić się razem z Anne, „nagrodą pocieszenia” po utracie prawdziwej miłości (według Nicka) i przedmiotu pożądania (według Heleny). Retrospekcje wskazują na traumatyczne dzieciństwo diabelnie zdeterminowanego adoratora tytułowej postaci – dysfunkcyjna rodzina z klasy wyższej – ale w szczegóły scenarzystka i zarazem reżyserka się nie wdawała. Kolejny wątek, który nie doczekał się satysfakcjonującego rozwinięcia, ale reminiscencja z podglądaniem naprowadziła mnie na UWAGA SPOILER kompleks Edypa KONIEC SPOILERA. Coś w tym jest czy wyobraźnia mnie poniosła? Decyzja o przeprowadzce zapada na widok samej Heleny (w barze), a decyzja o urządzeniu parapetówki na widok Heleny i jej aktualnego kochanka (podglądactwo z wykorzystaniem drzewa), „stuprocentowego samca” Raya O 'Malleya (przerysowane wcielenie Billa Paxtona; m.in. „Butcher, Baker, Nightmare Maker” Williama Ashera, „Kostnica” Howarda Avedisa, „Terminator” i „Obcy 2 – decydujące starcie” Jamesa Camerona, „Dziewczyna z komputera” Johna Hughesa, „Martwy mózg” Adama Simona, „Predator 2” Stephena Hopkinsa, „Włóczęga” Chrisa Walasa, „Blisko ciemności” Kathryn Bigelow). Nick wysyła dawnej kochance zaproszenie – wraz z bukietem kwiatów – która, jak wkrótce się okaże, nie ma za grosz szacunku do niego, zresztą nie liczy się z niczyimi uczuciami. Zjawia się na przyjęciu „żałosnego doktorka”, żeby zabawić się jego kosztem? Zaszaleć w fontannie – wirujący seks w slooow motion, kwintesencja południowoamerykańskich tasiemców z lat 90. XX wieku, jaskrawa tandeta, która niestety nie wyglądała mi na akcję prześmiewczą. To mogła być całkiem niezła parodia tanich romansideł i brawurowa satyra na pięknych i bogatych – ewentualnie zabójczo seksowna (paskudniejsza) bestia w rodzaju „Nagiego instynktu” Paula Verhoevena, nie wymagajmy jednak od początkującej reżyserki takiego kunsztu artystycznego – ale nawet jeśli akcenty humorystyczne (z patetycznym aktorstwem na czele) były zamierzone, to do mnie jakoś to nie docierało. Skłaniałabym się ku intencjonalnie utrzymanej w poważnej tonacji opowieści o toksycznej miłości, czy tam nieokiełznanym pożądaniu. Opowieści, która przed zaskakującym finałem - dla mnie fatalny skręt, bo ta minimalna siła jaką znalazłam w „Uwięzionej Helenie” w tym momencie wyparowała - zapuści się w zakazane rejony. Chore posunięcie? Karygodna niewrażliwość? A może odważne uzewnętrznianie się? Zawoalowana (katartyczna) opowieść o marzeniu dziewczynki, która czuła się brzydka?

Nie wiem, o co tyle krzyku. Też nie polubiłam „Uwięzionej Heleny” Jennifer Chambers Lynch, ale żeby robić z tego powodu wielką aferę? Bez przesady. Dobrze, przyznaję się: rżnę głupa. Wiem, że gniew jakiejś części publiczności wzbudził wychwycony przezeń przekaz mizoginistyczny - skandaliczne uprzedmiotowienie kobiety, z którą na dodatek trudno sympatyzować. Nieklasyczna piękność z brzydkim charakterem (przesadnie silnym?) w nieakceptowalnym, żeby nie powiedzieć odrażającym, stylu wielbiona przez niepewnego siebie, bojącego się kobiet przedstawiciela wyższej klasy średniej. Męczący eksperyment filmowy (mniej czy bardziej świadomy), jak dla mnie, ale o patologiczny wstręt do pań go nie posądzam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz