wtorek, 10 grudnia 2024

„Krazy House” (2024)

 
Rok 1990. Na cukierkowym amerykańskim przedmieściu mieszka sobie idealna rodzina Christanów: fatalnie zajmujący się gospodarstwem domowym, głęboko religijny doradca życiowy z niewyczerpaną skarbnicą cytatów z książek, nieznośnie wylewny Bernie, jego nadmiernie skupiona na karierze zawodowej żona Eva, usilnie szukająca chłopaka, uzależniona od gum balonowych nastoletnia córka Sarah i niepokojąco zafascynowany nauką nastoletni Adam. Ach, nie zapominajmy o Angel, czworonożnej towarzyszce rodziny. W domu Christianów dzień święty bezwzględnie się święci, ale przed Świętami Wielkanocnymi, po porannej niedzielnej Mszy Świętej zwyczaje sitcomowej familii zaczynają się zmieniać. Wszystko przez awarię hydrauliczną i nagłą niedyspozycję Evy, zaufanej złotej rączki, decyzją zdesperowanego męża, zastąpionej przez niesprawdzonych fachowców z Rosji: Dmitriego, jego młodszego brata Igora i ich przemocowego ojca Piotra. Fachowców demolujących dom i demoralizujących jego mieszkańców.

Plakat filmu. „Krazy House” 2024, Kaap Holland Film

Wulgarna mieszanka horroru/thrillera, czarnej komedii i filmu akcji zrodzona z potrzeby „zburzenia tradycyjnego formatu i rytmu sitcomów”. Satyra na amerykańskie seriale komediowe z dogranym śmiechem publiczności popełniona przez niezależnych holenderskich filmowców, nonkonformistów Steffena Haarsa i Flipa Van der Kuila, w dzieciństwie i okresie dorastania „skazanych” na takie popołudniowe oferty telewizyjne - oczywiście do porzygania powtarzane - jak „Family Ties” (1982-1989), „Who's the Boss?” (1984-1992), „Pełna chata” (1987-1995) i wreszcie „Świat według Bundych” (1987-1997), główne źródło inspiracji scenarzystów i reżyserów „Krazy House”. Też współproducentów, poza tym Flip Van der Kuil zasilił zespół montażystów. Produkcja ruszyła w styczniu 2022 roku w Amsterdamie, a zakończyła w lutym tego samego roku, tuż przed zawiązaniem współpracy, na European Film Market, z niezależną amerykańską firmą XYZ Films – właściwie sprzedaż prawa do dystrybucji na ternie Ameryki Północnej. „Krazy House” Steffena Haarsa i Flipa Van der Kuila otrzymał finansowe wsparcie z Netherlands Film Production Incentive, Netherlands Film Fund i Abraham Tuschinski Fund Foundation. Światowa premiera filmu odbyła się 20 styczniu 2024 roku na Sundance Film Festival, holenderska osiem dni później na International Film Festival Rotterdam, a polska 25 października 2024 na Splat!FilmFest – International Fantastic Film Festival. W maju 2024 roku „Krazy House” trafił do kin w swojej rodzimej Holandii, a szeroka dystrybucja (internet) w Stanach Zjednoczonych ruszyła w pierwszym tygodniu października 2024.

Co by było, gdyby w zabawnie bezpiecznym sitcomowym świecie coś poszło mocno nie tak? Takie pytanie zadali sobie holenderscy filmowcy w pewnym sensie wychowani na banalnych amerykańskich serialach komediowych. Steffen Haars i Flip Van der Kuil pragnęli rozwalić ten jawnie zakłamany świat. Ale najpierw trzeba było go zrekonstruować. Uroczy domek Christianów na idyllicznym amerykańskim przedmieściu (w rzeczywistości w stolicy Holandii) zaprojektowano w oparciu o dwa kultowe seriale. Plan piętra, schody wewnętrzne i drzwi wejściowe „wyjęto” ze „Świata według Bundych”, a kuchnię Christianów zainspirował „ALF” (1986-1990). W roli głównej obsadzono angielskiego komika, aktora, scenarzystę i producenta filmowego, Nicka Frosta (właściwie Nicholas John Frost), przedstawionego jego fanom, Steffenowi Haarsowi i Flipowi Van der Kuilowi („Wysyp żywych trupów” Edgara Wrighta to jeden z ich ulubionych filmów), przez dyrektora z XYZ Films, Todda Browna. Frost akurat miał okienko – przesunięcie terminu produkcji, w którą wcześniej się zaangażował – i spodobał mu się scenariusz nowych znajomych, bez dłuższego namysłu zgodził się więc wcielić w „kreskówkową głowę rodziny” Bernarda 'Berniego' Christiana; mnie do złudzenia przypominającego Petera Griffina z „Family Guy” Setha MacFarlane'a, serialu animowanego dla dorosłych. Kolejnym spełnionym marzeniem niegrzecznego duetu filmowców była praca z Alicią Silverstone, ich idolką od czasu słynnej „teledyskowej trylogii” - występy w klipach amerykańskiego zespołu rockowego Aerosmith z lat 90. XX wieku – która swoim udziałem w „Zabiciu świętego jelenia” Yórgosa Lánthimosa ponad wszelką wątpliwość udowodniła im, że nie boi się angażować w niekonwencjonalne projekty filmowe; dlatego Steffen Haars i Flip Van der Kuil ośmielili się wysłać swój obrazoburczy scenariusz tej wielce szanowanej przez nich artystce, która z radością wskoczyła na ich wariacki pokład i przerosła oczekiwania reżyserów. Aktor z Anglii i aktorka ze Stanów Zjednoczonych doskonale bawili się w Amsterdamie... w ekstremalnym środowisku. W każdym razie warunki pracy, formalnie rzecz biorąc, drastycznie odbiegały od ideału. Było potwornie brudno i dość niebezpiecznie (eksplozje materiałów wybuchowych wokół aktorów i groźniejsza sztuczna krew, którą dwóch członków obsady boleśnie oberwało w oczy). Każdą scenę „Krazy House” filmowano przynajmniej czterema kamerami (niekiedy pięcioma), rzecz jasna - tak dyktowała logika - w porządku chronologicznym.

Plakat filmu. „Krazy House” 2024, Kaap Holland Film

Pierwsza partia „Krazy House” Steffena Haarsa i Flipa Van der Kuila to rzetelna rekonstrukcja (perfekcyjna stylizacja) architektury amerykańskiego sitcomu z lat 80. i 90. XX wieku. Popularne widowisko telewizyjne [odmiana serialu komediowego ponoć wywodząca się z amerykańskiego wodewilu i minstrel shows z elementami metadramy w postaci reakcji niewidzialnej publiczności (głosy z offu) – niektóre situation comedy nagrywano z udziałem prawdziwej widowni, ale chyba częściej stawiano na dźwięki z taśmy: postprodukcyjna obróbka] o typowej rodzince z raju na ziemi. Zabawne perypetie totalnie nierealnych postaci w niezmiennej scenerii – przytulny domek na bezwstydnie wyidealizowanym przedmieściu, a naprawdę trójścienna atrapa w studiu filmowym - z obowiązkową radosną czołówką. Przerysowany serial dla całej rodziny pod tytułem „Krazy House” realizowany z udziałem publiczności, a przynajmniej tak się reklamujący. Krzykliwe kolory, radosny soundtrack i przedobrzone kreacje aktorskie – intencjonalnie koszmarna, skrajnie nieprzekonująca gra Nicka Frosta, Alicii Silverstone, Gaite Jansen i Walta Klinka. Wyważona sztuka prześmiewcza, udana satyra w pudełkowym formacie (1.33 : 1), która później wymknie się spod kontroli. Mocno przegięta druga partia (obraz panoramiczny) „Krazy House” Steffena Haarsa i Flipa Van der Kuila, pomieszanie z poplątaniem... i precz z subtelnościami! Obleśny humor w domku zdemolowanym przez przebrzydłych Rosjan. Niemających wstydu (wielkanocne sranie na widoku, seks publiczny) brudasów żłopiących bezdotykową wódę. Kochany papa Piotr (komicznie poważna kreacja Jana Bijvoeta) i jego worki treningowe, przy czym zdecydowanie częściej dostaje się młodszemu synkowi, nastoletniemu ćpunowi Igorowi (niezgorsza karykatura w wykonaniu Mattiego Stookera), nowemu przyjacielowi chłopaka wypatrującego zielonego stworka (campowy kosmita). Natomiast nieprzesadna duma Piotra, starszy syn Dmitri natychmiast wpadnie w oko - miłość od pierwszego wejrzenia - „perwersyjnej Sharon Spitz”. Prymus odkrywający „magiczne zioło” i recepturę na coś mocniejszego („Breaking Bad” w pokoju nastoletniego chemika), nieśmiała „aparatka” niestopniowo przeobrażająca się w wampa i pracoholiczka, zasadnicza, przynajmniej w swoim przekonaniu odpowiedzialna mamusia napalająca się na zatwardziałego kryminalistę. A biedna ciamajda w twarzowym sweterku z Jezusem Chrystusem zalicza czołowe zderzenie kulturowe. Kontakt z zupełnie obcą cywilizacją we własnej ojczyźnie. Imigrancka zaraza w roku 1990 dotarła na sitcomowe przedmieście. Komuchy atakują! Poprawność polityczna chyba nie obejmuje Rosjan? A może powinnam pisać ruskich? Tak czy inaczej, w „Krazy House” nie brakuje rzeczy, które mogą zostać uznane za mowę nienawiści/przejaw dyskryminacji ze względu na narodowość (Amerykanie) i wyznanie (chrześcijaństwo). Potencjalna dwukrotna (co najmniej) - za polskim kodeksem karnym - obraza uczuć religijnych. Finał sceny z wielkim krzyżem i gwałt analny - w szczegóły wolę się nie wdawać się, bo grozi za to do dwóch lat więzienia. W moim poczuciu bardzo grubo ciosana czarna komedia zmiksowana z tanią akcyjką i jeszcze tańszym horrorem czy krwawym thrillerem, znienacka i bezpowrotnie (nie licząc napisów końcowych, powiedzmy z niehigieniczną puentą) wykopująca porządną opowieść satyryczną. Zawzięte patroszenie piętrowego domu jednorodzinnego, absurdalne wybebeszanie cudzej nieruchomości, zwykły wandalizm lub niezwykłe poszukiwania jakiegoś skarbu. Narkotyczne wizje, rozmowy z Jezusem, kuriozalne negocjacje z agentami FBI, ciąża (urojona?) UWAGA SPOILER, doprawdy pomysłowy poród i przezabawne przyjęcie do rodziny „gumowego niemowlaka” oraz upiorne znaleziska za ścianą – przerażająca, tylko lekko naciągana, historia pewnego noworodka i już kompletnie niewiarygodne miejsce wiecznego spoczynku matki. Wychodzi na to, że dzielni stróże prawa ukryli ludzkie zwłoki w domu Christianów, ale z jakiego powodu? Nie mam bladego pojęcia KONIEC SPOILERA. Wiem, że nie powinnam doszukiwać się w tym sensu, ale jakąś minimalną spójność, logikę (choćby pokrętną) wewnętrzną świata przedstawionego „wypadałoby” zachować. Choćby po to, aby uniknąć podejrzeń o wrzucanie „do tego garnka” wszystkiego, co wpadnie w ręce, wymyślanie na bieżąco, improwizowanie przed kamerami albo pisanie na kolanie, wrzucanie do scenariusza co do głowy wpadnie, bez zawracania sobie głowy dopasowywaniem do reszty. Bezładna zbieranina zniekształconych, wykoślawionych elementów. Według mnie nadmiernie rozpędzona, toporna maszyna rozjeżdżająca bezbłędny pierwszy „akt”.

Operatywne naśladownictwo stylu amerykańskich sitcomów z ostatnich dwóch dekad XX wieku i radykalna dezorganizacja systemu, stylistyczny i fabularny bajzel. Niekonsekwentny persyflaż holenderskich twórców, Steffena Haarsa i Flipa Van der Kuila. Karczemny humor w dziwacznie rozpadającym się gniazdku rodzinnym, w prawdziwym „Krazy House”. Stereotypowa rodzina z amerykańskiego przedmieścia, patrioci i chrześcijanie, nasiąkający obcą kulturą. Przybysze ze wschodu deprawujący praworządnych obywateli. Prowokacja artystyczna bez ładu i składu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz