piątek, 3 października 2014

Brian Freeman „Cmentarzysko”


Pewnej zimowej nocy w niewielkim amerykańskim mieście, Grand Rapids w stanie Minnesota, w tajemniczych okolicznościach znika jedenastomiesięczna dziewczynka. Dziecko spędzało noc w towarzystwie ojca, bogatego chirurga, Marcusa Glenna. Miejscowe biuro szeryfa prosi o poprowadzenie sprawy spędzającego urlop w Grand Rapids porucznika Jonathana Stride’a i jego dziewczynę, również policjantkę Serenę Dial. Tymczasem w pobliskim mieście Duluth, partnerka Stride’a, Maggie Bei, prowadzi sprawę seryjnego mordercy, który atakuje kobiety mieszkające na farmach leżących na obrzeżach miastach, ukrywając ich ciała przed policją. Tej samej nocy, podczas której porwano dziecko Glennów policjantka, Kasey Kennedy, zagubiła się we mgle w trakcie podróży samochodem. Nieopodal Grand Rapids zaskoczyła mężczyznę ścigającego przerażoną kobietę, ale pomimo starań nie zdołała uratować jej życia. Po tym traumatycznym wydarzeniu Kasey postanawia pomóc Maggie w dochodzeniu, tym bardziej, że zwróciła uwagę poszukiwanego seryjnego zabójcy na swoją osobę. Zespół porucznika Stride’a stara się rozwiązać obie sprawy zanim dojdzie do kolejnych tragedii, nawet nie podejrzewając, że coś łączy porwanie dziecka i seryjne morderstwa kobiet.

Amerykański autor thrillerów psychologicznych, Brian Freeman debiutował w 2005 roku, pierwszą powieścią z serii o poruczniku Jonathanie Stride’zie, pt. „Twarze zła”, za którą został uhonorowany nagrodą Macavity. „Cmentarzysko” jest piątą odsłoną cyklu, której zrozumienie, jak to zwykle w tego typu literackich seriach bywa, nie wymaga znajomości poprzednich tomów z Jonathanem Stride’m w roli głównej. Choć książki Freemana wielokrotnie trafiały na listy bestsellerów i przekładano je na kilkanaście języków w Polsce nie cieszą się takim uznaniem, na jakie ten autor bez wątpienia zasługuje. Dziwi mnie to, bo początek „Cmentarzyska” uświadomił mi, że Freeman jest pisarzem z wyższej półki, a dalsza lektura tylko utwierdzała mnie w tym przekonaniu.

„Bezpieczeństwo. Ochrona. To były puste pojęcia. Można było zaszyć się w fortecy, a i tak nie ustrzec się przed potworami. Wszelkie czujniki, systemy alarmowe, zamki i rygle tworzyły przede wszystkim iluzję. Jeśli ktoś naprawdę chciał dostać się do środka, mógł tego dokonać. Tacy ludzie […] zawsze znajdowali jakiś sposób na pokonanie zabezpieczeń. Czasami działali jedynie dla chorej zabawy, żeby móc się pochwalić, że weszli tam, gdzie nikt się ich nie spodziewał. Ale zdarzało się, że robili to zabójcy.”

W „Cmentarzysku” mamy dwie sprawy kryminalne: zniknięcie niespełna rocznej dziewczynki, Callie Glenn i seryjne morderstwa kobiet. Tą pierwszą prowadzi porucznik Jonathan Stride we współpracy ze swoją dziewczyną Sereną Dial. Głównym podejrzanym szybko staje się ojciec dziewczynki, znany chirurg Marcus Glenn. Jego żona Valerie, tej feralnej nocy pozostawała poza domem, a jej córeczka w tym czasie była pod opieką ojca. Z czasem śledztwo ujawnia brudne sekrety Marcusa, który bez skrupułów przez lata zdradzał swoją żonę oraz problemy psychiczne Valerie. Pomimo bogactwa kobieta borykała się z depresją, aż do narodzin upragnionego dziecka. Życie z niezdolnym do okazywania uczuć, narcystycznym Marcusem było dla niej piekłem, z którego jedynie Callie była w stanie ją wyciągnąć. Tego typu oparte na policyjnym śledztwie fabuły powieści zwykle rozwijają się na jeden z dwóch sposobów – poprzez badania kryminalistyczne bądź przepytywanie osób zamieszanych w sprawę. Freeman skorzystał z tego drugiego sposobu. Śledczy powoli dochodzą do prawdy dzięki rozmowom z mieszkańcami Grand Rapids, którzy w pewnym momencie życia zetknęli się z Glennami i którzy skrywają przed światem własne grzeszki. Takie podejście do fabuły pozostawiło Freemanowi miejsce na stricte obyczajowe, acz mocno intrygujące wątki nie tylko wśród drugoplanowych postaci, ale również śledczych. Borykający się z atakami paniki po niedawnym wypadku, Jonathan Stride, który jest obiektem westchnień swojej partnerki Maggie Bei, ale spotyka się z moim zdaniem najlepszą, a bo najtwardszą osobowościowo bohaterką, Sereną Dial, z niepokojem przyjmuje kryzys swojego związku. Nie będąc w stanie zwierzyć się swojej dziewczynie z problemów psychicznych oraz coraz bardziej zbliżając się do jej konkurentki i zarazem przyjaciółki zdaje sobie sprawę, że wkrótce będzie musiał dokonać wyboru, ale odkłada to do momentu zakończenia śledztwa. Owe rozterki egzystencjalne głównego bohatera znakomicie współgrają z wątkami stricte thrillerowymi oraz traumatycznym życiem Valerie Glenn, której tragedię Freeman zarysował z niezwykłą dojrzałością.

„W jakim wieku można było przyjąć ze zrozumieniem otwarte wyznanie własnego ojca, że żałuje, iż jego dziecko przyszło na świat? […] Jaki był najlepszy wiek na to, aby zrozumieć, że nie ma ludzi niewinnych, a zdrada jest na porządku dziennym?”

Wydawać by się mogło, że w zestawieniu z tak mistrzowsko zarysowanym wątkiem porwania bądź morderstwa Callie Glenn drugie dochodzenie prowadzone przez Maggie Bei usunie się w cień. Nic bardziej mylnego. Policja z Duluth od jakiegoś czasu bezskutecznie tropi seryjnego mordercę kobiet mieszkających na pobliskich farmach, który ukrywa przed nimi ciała. Nadzieją na zwrot w śledztwie przypadkiem staje się młoda policjantka Kasey Kennedy, która pewnej zimowej nocy jest świadkiem mordu jednej z kobiet oraz zamienia kilka słów z jej oprawcą. Teraz psychopata wkracza w jej życie, zostawiając na miejscach zbrodni wiadomości adresowane do Kasey i włamując się do jej domu. Zastraszona policjantka postanawia pomóc Maggie odnaleźć zabójcę, zanim osunie się w otchłań szaleństwa. Siłą obu wątków (porwania i seryjnych mordów) są liczne zwroty akcji, serwowane w taki sposób, aby uniemożliwić czytelnikowi odłożenie książki. Niemalże każdy wątek kończy się jakąś sugestią mającej za chwilę wybuchnąć bomby, co Freeman odwleka nagłym przeskokiem do innego wątku, który z kolei również kończy się jakimś zaskakującym zwrotem akcji. Autor bez wątpienia jest mistrzem suspensu, któremu nie jest w stanie dorównać chyba żaden żyjący pisarz thrillerów psychologicznych. Taka narracja wymusza na czytelnikach wygospodarowanie sobie większej ilości wolnego czasu, zanim zasiądą do lektury, bo jestem przekonana, że nie będą w stanie oderwać się od niej, aż do wstrząsającego zakończenia. Niemożność przewidzenia czegokolwiek, odnalezienia punktów wspólnych dwóch toczących się w powieści spraw kryminalnych i te liczne zaskakujące zwroty akcji sprawiły, że zaczęłam żałować, iż nie potrafię czytać szybciej. Byłam jak dziecko we mgle, łapiące się pozornie niezwiązanych ze sobą tropów i niepotrafiące sklecić ich w jedną wspólną całość. Zresztą nic w tym dziwnego, bo Freeman obmyślił diablo skomplikowaną zagadkę, która w finale udowadnia czytelnikom, że niepożądany dla autorów tego rodzaju powieści zbieg okoliczności, będący wypadkową całej osi fabularnej, można ukazać w przekonującym świetle. W moim mniemaniu już sam ten zabieg przesądza o geniuszu Freemana, a nie zapominajmy o jego dojrzałym warsztacie, barwnych bohaterach i mocno trzymającym w napięciu suspensie. Wszystko to składa się na książkę idealną, której się nie czyta tylko pożera.

„Trzy kobiety, nagie, przywiązane do starych szkolnych krzesełek. Miały skórę całkiem białą, bezkrwistą, przynajmniej w tych miejscach, w których jeszcze okrywała ciało. Bo większość skóry została już pożarta, przez co oczom ukazywały się mięśnie, organy wewnętrzne i kości.”

„Cmentarzysko” to jeden z najlepszych thrillerów psychologicznych, jakie dane mi było przeczytać w życiu, który rozbudził we mnie głód do pozostałej twórczości Briana Freemana. Na pewno zapoznam się z wcześniejszymi przygodami porucznika Jonathana Stride’a, bo na tak utalentowanych pisarzy nieczęsto się natrafia. Szczerze polecam każdemu poszukiwaczowi mocnych wrażeń, z zastrzeżeniem, że „Cmentarzysko” jest jak narkotyk – jak już zagłębisz się w fabułę tej powieści nie oderwiesz się od niej, aż do zaskakującego, drobiazgowo spinającego wszystko w jedną wspólną całość, zakończenia. A potem zapragniesz więcej prozy Freemana. Perła w swoim gatunku, obok której nie można przejść obojętnie!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

3 komentarze:

  1. Kurczę, Ty to umiesz człowieka skusić!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam, że kiedyś trafiła mi przypadkiem w ręce jego książka i byłam bardzo mile zaskoczona. "Twarze zła" czyli część pierwsza bardzo mi się podobała, natomiast druga, "Rozebrana", trochę mniej. Dalszych jeszcze nie czytałam ale widzę po Twojej recenzji, że jest naprawdę dobrze::)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zachęca do przeczytania albo przesłuchania jako audiobook ;)

    Polecam: optyka

    OdpowiedzUsuń