niedziela, 25 września 2016

Jonathan Holt „Carnivia. Rozgrzeszenie”


Na jednej z weneckich plaż zostaje znalezione okaleczone ciało mężczyzny w zagadkowej masce na twarzy. Prowadząca śledztwo kapitan Kat Tapo szybko odkrywa, że ofiara została zamordowana zgodnie ze starym masońskim rytuałem, przewidzianym dla zdrajców, ale niepraktykowanym w legalnych lożach. Kat stara się odnaleźć mordercę w kręgach wolnomularskich, w skład których wchodzą również wysoko postawieni Włosi, ale jej przełożeni nie są zadowoleni z kierunku, w jakim prowadzi swoje pierwsze samodzielne śledztwo. Tymczasem podporucznik Holly Boland w rzeczach ojca znajduje dokumenty, świadczące o tym, że tuż przed wylewem natrafił na jakiś szeroko zakrojony spisek, którego próbował zdekonspirować. Jej śledztwo z czasem zazębia się z dochodzeniem kapitan Kat Tapo i problemami uzdolnionego matematycznie programisty, Daniele Barbo, który odkrył, że w stworzonej przez niego wirtualnej Wenecji, zwanej Carnivią, grasuje haker dżihadysta, który próbuje wykorzystać stronę do własnych, niecnych celów.

Miałam nadzieję, że angielski pisarz Jonathan Holt porzuci zamiar stworzenia trylogii spod znaku „Carnivii” i zdecyduje się kontynuować koncept w kolejnych odsłonach, ale wszystko wskazuje na to, że poprzestanie na „Bluźnierstwie”, „Herezji” i „Rozgrzeszeniu”, co zważywszy na niemałą poczytność, jaką cieszy się niniejszy cykl jest wyrazem sporego zdyscyplinowania. Ale to wcale nie umniejsza mojego niedosytu – w końcu jak już wsiąknie się w jakąś literacką kilkutomową opowieść bardzo ciężko się z nią rozstać i chciałoby się, żeby jej autor rozszerzył ją o kolejne wątki w następnych odsłonach, nawet jeśli istnieje ryzyko przekombinowania. Ale cóż, pozostaje przynajmniej nadzieja, że przyszłe powieści Jonathana Holta niezwiązane z „Carnivią” (zakładając, że takowe powstaną) dorównają poziomem trylogii, dzięki której zaistniał w światku literackim.

„Mamy tylko prawo. Wobec korupcji, zorganizowanej przestępczości, knowań obcych mocarstw, polityków napychających sobie kieszenie, biurokratów, którym chodzi tylko o utrzymanie swoich emerytur, i rządów gorszych niż cała reszta razem wzięta… Prawo nie jest może doskonałe. Ale to wszystko, co nam pozostało. […] Tylko jeśli tacy ludzie jak my o nie walczą.”

Ostatni tom „Carnivii” zatytułowany „Rozgrzeszenie” cechuje się największym stopniem skomplikowania i najpokaźniejszą liczbą pozornie niezwiązanych ze sobą wątków o zabarwieniu spiskowym, które jak można się tego spodziewać z czasem zaczną się ze sobą zazębiać, aby finalnie przedstawić czytelnikom moim zdaniem jedną z najszerzej zakrojonych fikcyjnych intryg w historii literatury. Zanim jednak to nastąpi Jonathan Holt sportretuje trzy oddzielne dochodzenia, a każde będzie prowadzone przez innego członka czołowej trójcy „Carnivii”. Podporucznik amerykańskiej armii Holly Boland w poszukiwaniu człowieka, który w jej mniemaniu odpowiada za kalectwo jej ojca natrafi na trop siatki Gladio, struktury bojowej działającej na rzecz prawego skrzydła włoskiej polityki, stworzonej niegdyś w celu walki z komunizmem, a która jak się okazuje działa nadal realizując jakieś budzące podejrzenia zadania. Aby podnieść wiarygodność prezentowanego fikcyjnego dochodzenia Holt sięgnął do historycznych korzeni, co zresztą często czynił na kartach wszystkich trzech tomów „Carnivii”. Ten sam zabieg zastosował w przypadku poszukiwania przez Daniele Barbo hakera dżihadysty, grasującego w stworzonej przez niego wirtualnej Wenecji. Charakter napastnika, planującego zmasowane ataki terrorystyczne znajduje odbicie we współczesnych wydarzeniach – jest okazją do przedstawienia jednego z największych zagrożeń dzisiejszego świata, ale z dwóch perspektyw, gdzie z jednej przebija swego rodzaju przekora, uwidaczniająca się w próbie postawienia czytelnika na miejscu przyszłego terrorysty podczas szczątkowego zarysowywania jego młodzieńczych dziejów. Pisząc o bezdusznych włoskich rządach, które niegdyś oddały uchodźców w ręce libijskich służb, a ci z kolei na oczach małego chłopca poddali niewyobrażalnym torturom jego rodzinę, Holt bez wątpienia starał się czasowo wejść w skórę tak znienawidzonych przez wielu Europejczyków ludzi uciekających przed śmiercią w nadziei, że tak zwany cywilizowany, demokratyczny świat zapewni im bezpieczeństwo. Zważywszy na nastroje dominujące obecnie w Europie w kwestii uchodźców Holt portretując ten wątek wykazał się sporą odwagą, dając dowody swojego własnego (a przynajmniej tak to odebrałam), być może odrobinę kontrowersyjnego postrzegania rzeczywistości. Zresztą nie tylko w tym przypadku, bo nie należy zapominać o polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych tak gloryfikowanej przez wiele krajów Europy. Holt mówi wprost, że rządzący Amerykanie potajemnie wpływają na sprawy wewnętrzne Włoch (ja bym to rozciągnęła na niemalże wszystkich ich sojuszników) i są gotowi do największych zbrodni, aby skłonić inne państwa do przyłączenia się do wojny z terroryzmem. Gdzieś między słowami przebija z tego teza, że tak wywyższana w Europie polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych niewiele się różni od demonizowanych poczynań Rosjan. Oba mocarstwa starają się siłą narzucić innym wyznawane przez siebie wartości i własny ustrój, nawet kosztem wieloletniej wojny, po której zostają głównie zgliszcza i masa cywilnych ofiar. Ale to ostatnie to jedynie podtekst, wniosek, który sama wysnułam podczas obcowania z „Rozgrzeszeniem”. Autor wszak nie artykułuje tej tezy wprost, dobitnie demonizując Stany Zjednoczone w oparciu o inne rewelacje – te fikcyjne (np. rola Stanów Zjednoczonych w zamachach terrorystycznych) i te rzeczywiste (np. wyznanie Edwarda Snowdena), w ten sposób stając się jednym z nielicznych głosów, które nie boją się stanąć w opozycji do zachwytów wielu krajów Europy nad „wspaniałą działalnością rządów Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej”. Oczywiście, w ogólnym zarysie są to jedynie fikcyjne teorie spiskowe, ale utkane ze strzępów faktów, które jakoś umykają wielu Europejczykom.

„ Bo uznaliśmy, że możemy siłą narzucić reszcie świata naszą politykę zagraniczną. Bo zamieniliśmy przeciwnika za Uralem na przeciwnika za Bosforem, prawie bez żadnej przerwy. Bo gdzieś po drodze przestaliśmy być optymistycznym i młodym supermocarstwem z dawnych czasów, a staliśmy się zmęczonym, paranoicznym olbrzymem, jakim jesteśmy dzisiaj.” 

W „Rozgrzeszeniu” Jonathan Holt nie ogranicza się do polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych i terroryzmu, delikatnie zarysowując również wątek masoński, rozpracowywany przez kapitan Kat Tapo, która szczerze powiedziawszy straciła pazur. Nie zauważyłam w jej zachowaniu tyle samozaparcia i aż tak wyraźnego sprzeciwiania się przełożonym, jak w poprzednich częściach „Carnivii”. Co gorsza Holt nazbyt często zbaczał w stronę jej aktualnego romansu, którego przebieg na domiar złego wskazywał na zamiar porzucenia przez Kat dawnego stylu życia, polegającego na sypianiu z przełożonymi, który tak bardzo wyróżniał ją na tle zwyczajowych bohaterek literackich thrillerów. Wątek wolnomularzy w porównaniu do pozostałych części składowych zakrojonego na szeroką skalę spisku pisarz sportretował nazbyt pobieżnie, nieprzewidując jakiejś spektakularnej roli dla tego ruchu. Na szczęście pozostałe elementy intrygi wyłuszczył na tyle wyczerpująco, żeby stworzyć w moim umyśle całościowy, niezwykle złożony, acz spójny obraz okrutnych knowań bezwzględnych organizacji. A trzytorowa narracja jaką obrał, każdorazowo mająca swój początek w miejscach zdających się niczym nie zazębiać z pozostałymi odnogami, sprawiła, że zostałam niejako zmuszona do śledzenia w maksymalnym skupieniu wszystkich, nawet pozornie mało istotnych detali oraz nieustannego zastanawiania się, jak do diabła to wszystko ze sobą połączyć. Niepotrzebnie się wysilałam, bo jak się okazało Jonathan Holt zespolił trzy dochodzenia w punktach, których chyba nie sposób samodzielnie, bez pomocy autora rozpracować i jak zwykle uczynił to z maksymalną dbałością o napięcie, które sukcesywnie rośnie, nawet wówczas, kiedy jeszcze nie znamy istoty tego doskonałego spisku. Na koniec serwując nam iście przygnębiający morał – wydarzenie, które nie tylko pozostawi wielbicielom trylogii nieszczęśliwy finał „Carnivii”, ale również zmusi ich do przemyśleń na temat kondycji współczesnego, na wskroś zakłamanego, szemranego świata oraz zapytania, czy warto przeciwstawiać się systemowi choćby nawet w imię dobra ogółu.

Podejrzewam, że po lekturze „Rozgrzeszenia” niejeden zwolennik baz NATO w Polsce zmieni swoje zapatrywania na tę kwestię, a przynajmniej mam taką nadzieję. Ufam również, że spojrzenie Jonathana Holta chociaż jedną osobę zmusi do przemyśleń na temat polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych, a ściślej niektórych jej aspektów, bo należy pamiętać, że chociaż spisek zaprezentowany na kartach tej powieści w paru miejscach wyrasta z prawdziwych wydarzeń jego finalny kształt jest jedynie owocem przebogatej wyobraźni Jonathana Holta. Doskonałego pisarza, który ofiarował czytelnikom trzytomowy kawał naprawdę znakomitej prozy!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz