sobota, 26 lipca 2014

„Seed 2: The New Breed” (2014)


Cztery przyjaciółki wracają do Chicago po spędzonej w Las Vegas imprezie panieńskiej. Aby umilić sobie podróż wybierają drogę przez pustynię w Nevadzie. Po drodze natrafiają na policjantkę, która utrzymuje, że zepsuł jej się samochód. Kiedy dziewczyny decydują się podwieźć kobietę do najbliższego miasteczka ich camper nie chce zapalić. Policjantka wraz z dwiema dziewczynami rusza na skróty przez pustynię, podczas gdy pozostałe podróżniczki zostają w samochodzie. Pech chce, że na tym odizolowanym terenie grasuje psychopatyczny morderca, Seed, wraz ze swoją zdegenerowaną rodziną.

Kanadyjski „Seed: Skazany na śmierć” Uwe Bolla cieszył się sporym zainteresowaniem wśród widzów, którzy po seansie w przeważającej większości nie szczędzili krytyki, wymierzonej w brutalność scenariusza. I rzeczywiście, jak na slasher „Seed” był aż nazbyt dosłowny, choć wielbicieli nurtu exploitation pewnie ubawiły owe utyskiwania na spory rozlew krwi.  Teraz, po siedmiu latach, twórca niskobudżetówek Marcel Walz „wskrzesza” psychopatycznego Seeda, przenosząc akcję na pustynię w Nevadzie, na modłę „Wzgórz mających oczy”.  Sequel z pierwowzorem łączy jedynie postać mordercy, więc można domniemywać, że to podpięcie się pod obraz Bolla było jedynie chwytem marketingowym.

„Seed 2” konwencją najbardziej zbliża się do nurtu slash, choć scenografią twórcy próbowali zasugerować widzom, że postanowili poeksperymentować również z survivalem. Jak się okazało bez powodzenia, bo poza samym miejscem akcji nic tego filmu z tym podgatunkiem nie łączy – brakuje klimatu wyalienowania i rozpaczliwej walki z siłami Natury. Za to nie brakuje chwilami wręcz niemożliwej do wytrzymania amatorszczyzny. Horrory niskobudżetowe rzadko mogą pochwalić się profesjonalną realizacją, ale ich twórcy przynajmniej próbują zatuszować wszelkie niedoróbki i w wielu przypadkach choćby klimatem deklasują hollywoodzkie superprodukcje. Tutaj mamy do czynienia raczej z uwypuklaniem taniochy, przez pozbawionego wizji i wyczucia gatunku reżysera. Coś na modłę wyświetlanych od czasu do czasu na TV4 rąbanek klasy Z, typu „Śnieżka: Letni koszmar”, czy „Szkoła przetrwania”. 

Już pierwsza koszmarnie nakręcona scena daje nam przedsmak tego, czym będziemy ranić swoje zmysły przez cały seans. Widzimy dwie przerażone kobiety kulące się na łóżku w camperze i zamaskowanego mordercę gwałcącego lufą pistoletu jedną z nich. Po kilku pchnięciach ukazują się szybkie migawki przeplatające ten osobliwy akt seksualny z ujęciami leżącej na półce Biblii (beznadziejny montaż), po czym oprawca naciska spust. Akcja przeskakuje do momentu podróży czterech przyjaciółek, wracających do domu z Las Vegas. Główna bohaterka, Christine, niedługo ma wyjść za mąż, a więc znajome spędzały razem z nią wieczór panieński. Kiedy już nastawimy się na przydługi „wieczorek zapoznawczy” twórcy zaskoczą nas nagłym przeskokiem akcji do momentu rzezi. Z czasem fabuła rozszczepi się na trzy części. Początkowy akt z podróży protagonistek, środkowy zawierający epizody z autostopowiczami i końcowy obrazujący regularną rzeź. Co jest pewnym novum jak na slasher, traktujący o grupie przyjaciół, która gdzieś tam wyjeżdża Walz przeplata te trzy części fabuły bez poszanowania ciągu przyczynowo-skutkowego i bez uprzedniego zawiadomienia widza o zmianie czasu akcji. Plusem takiego zabiegu jest zrównoważenie momentów zawiązywania akcji i krwawych punktów kulminacyjnych, przez co spragnieni szybkiego rozlewu krwi widzowie będą mieli okazję szybko „wejść w sam środek rzezi”. Ale minusów jest więcej. Walz pewnie domyślił się, że tendencyjne przedstawienie tak schematycznej fabuły może zirytować nastawionych na oryginalność odbiorców, dlatego też postawił na tę w jego mniemaniu lekką komplikację. Szkoda tylko, że zamiast owego utrudnienia w efekcie mamy daleko idącą chaotyczność, która nie dość, że dezorientuje, a co za tym idzie uniemożliwia właściwe utożsamienie się z protagonistkami to jeszcze nie pozostawia miejsca na zaskoczenie kilkoma zwrotami akcji – a bo niemalże wszystkiego dowiadujemy się już w pierwszych minutach projekcji. Nawet największy zwrot akcji, mający miejsce w końcówce filmu i wyjawiający nam personalia dodatkowego oprawcy przez liczne podrzucane wcześniej przez scenarzystę Walza tropy nikogo chyba nie zaskoczy.

Jedynym elementem tego filmu, który jako tako przypadł mi do gustu to postać głównej bohaterki, Christine. Odtwórczyni tej roli, Natalie Scheetz operuje równie topornym warsztatem aktorskim, jak pozostała część obsady (choć doświadczenie w kinie grozy już ma – „Madison County”), ale charakterologia jej postaci wyróżnia się na tle innych slasherów. Początkowo wydaje się być materiałem na final girl – poważna, zrównoważona, niepijąca itd. Ale z czasem możemy świadkować jej skrywanym przed przyjaciółkami problemom psychicznym – zażywa leki, wycina sobie krzyże na torsie i złości się bez konkretnego powodu. Oprócz tego dowiadujemy się również, że jedna z podróżujących z nią koleżanek miała kiedyś romans z jej przyszłym mężem, co nadal uwiera Christine. Podobnie jak brak kontaktu z jej biologicznymi rodzicami, którzy ani myślą przyjechać na ślub. Gdyby „Seed 2” zrealizowano, choć odrobinę znośniej, a rolę Chrissi powierzono by bardziej utalentowanej aktorce ta postać mogłaby okazać się dla filmowego slashera równie intrygująca, co UWAGA SPOILER Mandy Lane KONIEC SPOILERA, ale niestety Walz nie miał tak wygórowanych ambicji. Dysponując śmiesznym budżetem nie poszedł w ślady Sama Raimi’ego i jego „Martwego zła”, który niedoróbki realizatorskie przykrył nie tylko rozlewem krwi, ale również duszącym klimatem. Walz chciał jedynie nakręcić zwykłą, maksymalnie sztuczną wizualnie rąbankę, która w efekcie prezentuje się gorzej, aniżeli filmiki kręcone przez nastolatków za pośrednictwem kamerek w telefonach komórkowych. No, bo cóż z tego, że jego film epatuje daleko idącą makabrą i cóż z tego, że kilka mordów może pochwalić się sporą pomysłowością skoro podano to w tak ciężkostrawnym stylu? Widzimy jak zdegenerowana rodzinka przenosi ranną dziewczynę w środek usypanego z kamieni na piasku krzyża, a Seed zabiera się za wbijanie gwoździ w jej dłonie i stopy, oczywiście pod czujnym okiem kamery, nieprzepuszczającej żadnego uderzenia młotkiem. Zapachniało odstręczającą rzezią? Pewnie tak, ale kiedy to zobaczycie nawet nie pomyślicie o zniesmaczeniu – realizacja ze szczególnym wskazaniem na sztuczną posokę o kolorze i konsystencji taniej farby (która jak przysycha jeszcze bardziej razi amatorką) skutecznie przypomina, że to tylko film, w którym nie ma miejsca na szok, co najwyżej politowanie (do braku talentu reżysera, nie protagonistek). Z takich pomysłowych scen mordów można jeszcze wyróżnić wspomniany strzał w pochwę, duszenie chłopaka jego jelitem i wreszcie przypomnienie sławetnej sceny zatłuczenia ofiary młotkiem z pierwowzoru. Chociaż to bardziej wygląda na parodię i nie pomagają nawet migawki z pierwszej części wtłoczone w nowe miażdżenie głowy chłopakowi w jakże przejaskrawionej scenie, pełnej bryzgającej na wszystkie strony żałosnej wizualnie posoki.

Jak się okazuje „wskrzeszenie” Seeda było podyktowane jedynie chęcią szybkiego zarobku, bez zaoferowania czegoś od siebie. Ten film to tak wielka porażka realizacyjna (i fabularna zresztą też), że nawet nie mam sumienia polecać jej masochistom. Widziałam już wiele tanich rąbanek raniących oczy, ale ta z pewnością trafi do pierwszej dziesiątki mojego rankingu gniotów wszech czasów.

3 komentarze:

  1. No i kolejny raz jestem rozczarowana, albo już nieco podłamana. Szukam cały czas jakiś dobrych horrorów, a póki co natrafiam na bardzo słabe produkcje. Poszperam na Twoim blogu i byc może znajdę jakiś dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. syf jakich mało...

    OdpowiedzUsuń
  3. Za nagranie takiego syfu powinno się iść do wiezienia na jakieś 5 lat by się zastanowić nad sobą ...A jak nie do wiezienia to niech idzie po rozum do ojca ehh..Najgorszy film jaki widziałem ...Mogę tylko zaznaczyć że pierwszą cześć oglądało mi bardzo dobrze ..po za sceną autentyczną z zabijaniem zwierząt ..Ale ten filmik nie był nagrany przez reżysera tylko wklejony ..

    OdpowiedzUsuń