wtorek, 22 lipca 2014

„Kuba Rozpruwacz” (1988)


Rok 1888, dzielnica Whitechapel w Londynie. Prostytutka, Mary Ann Nichols, zostaje bestialsko zamordowana. Komisarz policji, Charles Warren, oddaje sprawę inspektorowi Frederickowi Abberline’owi, który nawet nie przypuszcza, że waz ze swoim asystentem, George’m Godley’em, stoi przed najtrudniejszym dochodzeniem w całej swojej karierze. Kiedy zaczynają ginąć kolejne prostytutki, a przerażeni ludzie wychodzić na ulicę Abberline, naciskany przez swojego przełożonego i premiera obstawia mundurowymi niemalże całą Whitechapel, co i tak nie przynosi pożądanego rezultatu. Korzystając z pomocy jasnowidza, Roberta Jamesa Leesa, inspektor trafia na trop aktora Richarda Mansfielda, który obecnie gra główną rolę w jakże pasującej do ówczesnego londyńskiego koszmaru, sztuce pt. Doktor Jekyll i pan Hyde”. Podejrzenia Abberline’a skupiają się również na George’u Lusku, który podżega londyńską biedotę do powstania przeciw władzy. Natomiast, kiedy inspektor zaczyna korzystać z pomocy wybitnego lekarza rodziny królewskiej, Sir Williama Gulla, jego uwagę zwraca stangret John Netley i zięć Gulla, doktor Acland. Jednak najbardziej przerazi go trop prowadzący do księcia Alberta, który wedle plotek często odwiedzał dom publiczny w Whitechapel.

Brytyjski „Kuba Rozpruwacz” Davida Wickesa powstał w setną rocznicę morderstw w dzielnicy Whitechapel w formie dwuodcinkowego miniserialu i jak dotychczas w moim mniemaniu stanowi najrzetelniejsze filmowe kompendium wiedzy o historycznych, acz jakże przerażających wydarzeniach z epoki wiktoriańskiej. Nagrodzony Złotym Globem za wspaniałą kreację Michaela Caine’a i Emmy za najlepsze fryzury. Ponadto nominowany do kolejnych dwóch Złotych Globów i Eddie’go. Po przeczytaniu kompletnej historii Kuby Rozpruwacza spisanej przez najpopularniejszego badacza tego przypadku, Paula Begga, byłam przekonana, że w zalewie tych wszystkich plotek, legend i faktów krążących wokół tej sprawy nie ma możliwości wiernie oddać tego wszystkiego na ekranie. I David Wickes, oczywiście sporo opuścił – na przykład zabrakło zeznań świadków przebywających na miejscach zbrodni chwilę przed i chwilę po którymś z morderstw. Ponadto twórcy nie wspomnieli o uporczywym przesłuchiwaniu marynarzy. I wreszcie zabrakło ważnego dla ówczesnego dochodzenia zatrzymania elegancko odzianego mężczyzny, w pobliżu miejsca zbrodni, którego jednak nie zdecydowano się zabrać na posterunek. To oczywiście niektóre z wydarzeń mających miejsce w trakcie śledztwa tropem Kuby Rozpruwacza zdaniem Paula Begga, ale to wcale nie znaczy, że to on przekazał opinii publicznej kompleksową prawdę. Być może bliższy faktów był właśnie David Wickes, który wspólnie z Derekiem Marlowe’m, jak sam twierdzi, napisał scenariusz w oparciu o oficjalne dokumenty Scotland Yardu, w finale oczywiście dodając coś od siebie.

W trakcie tego długaśnego seansu miałam nieodparte wrażenie, że tylko Brytyjczycy mogli w tak wiernym stylu oddać klimat czasów wiktoriańskich. W przeciwieństwie do amerykańskiego, płynnego pod kątem atmosfery „Z piekła rodem”, w „Kubie Rozpruwaczu” bez przerwy odczuwa się pewną angielską toporność. Widać ją w egzaltowanym aktorstwie, ostrych konturach, konserwatywnych kostiumach i oszczędnym, jak na XIX wiek brudzie. Absolutnie nie uświadczymy tutaj tej sławetnej rozdmuchanej, hollywoodzkiej aury. Brytyjskość tego kryminału przebija zewsząd, tworząc naprawdę miłe dla oka widowisko, które zapewne dla osób przyzwyczajonych do efekciarskich amerykańskich superhitów okaże się całkowicie niezjadliwe, ale z pewnością zadowoli koneserów tych osobliwych europejskich kryminałów. Klimat znacznie potęguje, w moim mniemaniu, mistrzowska, melancholijna ścieżka dźwiękowa, skomponowana przez Johna Camerona oraz rzecz jasna jakże zbliżona do historycznego tła tego feralnego dla Londynu roku 1888 rewolucyjna postawa jego mieszkańców. 

Cała akcja filmu skupia się na drobiazgowym śledztwie inspektora Fredericka Abberline’a, który wraz ze swoim asystentem, George’m Godley’em, systematycznie podąża od jednego podejrzanego do drugiego. Jego dochodzenie nabiera tempa po rozmowie z jasnowidzem, Leesem, z usług którego korzysta królowa Wiktoria. Mężczyzna zdradza mu, że miał wizję, w której ujrzał człowieka o dwóch twarzach. Ilustratorka, Emma Prentiss (znakomita Jane Seymour), z którą Abberline swego czasu miał romans i miejscowy dziennikarz zabierają Leesa na teatralną adaptację powieści Roberta Louisa Stevensona pt. „Doktor Jekyll i pan Hyde”. Wówczas to jasnowidz, ku swojemu przerażeniu widzi znanego aktora, Richarda Mansfielda, zmieniającego swoje oblicze na identyczne z jego wizji (bardzo przekonujące, płynne efekty komputerowe). To był pierwszy wątek, który pozytywnie mnie zaskoczył (notabene w 1990 roku Wickes wyreżyserował filmową adaptację książki Stevensona również z Caine’m w roli głównej). Otóż, filmy i książki zainspirowane działalnością Kuby Rozpruwacza na ogół opuszczają fakt zbieżności tego przedstawienia w Londynie z krwawymi mordami prostytutek (ostatnią książką, którą czytałam i która o tym wspomniała była „Autobiografia Kuby Rozpruwacza”, którą notabene zapewne napisał sam Paul Begg). Richard Mansfield, jak można się było tego spodziewać trafia na sam szczyt listy podejrzanych Abberline’a, ale inspektor sprawdza też kilka innych zamieszanych w sprawę osób. Przede wszystkim rewolucjonistę, George’a Luska. Jego liderska działalność była pretekstem dla twórców do oddania ówczesnych nastrojów londyńskiej społeczności, która w obawie przed nieuchwytnym psychopatą wyszła na ulicę. Cieszy mnie, że scenarzyści nie zapomnieli o tych wydarzeniach, bo właśnie owe strajki najsilniej przyczyniły się do nieśmiertelności tego seryjnego mordercy. Z uwagi na fakt, że prostytutki z Whitechapel były patroszone z chirurgiczną precyzją wielotorowe śledztwo Abberline’a skupiało się również na ludziach mających jakieś przeszkolenie z zakresu medycyny – studentów tego kierunku, rzeźników, lekarzy, artystów itp., co z czasem kazało mu szukać porady o najznakomitszego lekarza w Wielkiej Brytanii, który świadczył swoje usługi również rodzinie królewskiej. William Gull stał się dla Abberline’a kimś w rodzaju mentora, a nawet dzięki swoim teoriom na temat rozdwojenia osobowości kimś na kształt dzisiejszego profilera.

Zadziwiające, że Wickesowi w jeden trzygodzinny film udało się wtłoczyć wszystkie ważniejsze aspekty śledztwa tropem Kuby Rozpruwacza, ze szczególnym wskazaniem na głównych podejrzanych Abberline’a. Nie zapomniał nawet wspomnieć o chwilowych podejrzeniach księcia Alberta i teorii, że morderców tak naprawdę było dwóch. W trakcie seansu jedynie parę, mniej znaczących faktów opuszczono bądź odrobinę zmodyfikowano, ale w finale zaserwowano nam już czystą fantazję (choć niejednego propagatora teorii spiskowych może ona przekonać), co w tego rodzaju kryminale było chyba potrzebne. Wszak widzowie zawiedliby się, gdyby twórcy nie pokusili się o jakieś, choćby fikcyjne z punktu widzenia historii rozwiązanie tej zagadki. Wedle oficjalnych informacji Wickes nakręcił kilka różnych wariantów finału, a mnie przyszło zobaczyć UWAGA SPOILER ten znany mi już z „Z piekła rodem”, choć różniący się paroma szczegółami. Hmm, już wiem, skąd Hughesowie czerpali inspirację… KONIEC SPOILERA. No, i na koniec bardzo cieszyło mnie odżegnanie się twórców od plotek, że jakoby ostatnia ofiara Kuby Rozpruwacza była w ciąży. Wiele źródeł upiera się przy tej teorii, więc poważni „rozpruwaczologowie” mają spory problem z prostowaniem tych fantastycznych pogłosek.

Moim zdaniem ten obraz, poza zakończeniem, to całkiem wierne kompendium wiedzy o śledztwie tropem Kuby Rozpruwacza. Parę faktów oczywiście pominięto, co nieco dodano, a wiele rzeczy z punktu widzenia współczesnych śledczych się zdezaktualizowało (na przykład listy od mordercy oraz połowa nerki przesłana Luskowi, które wedle niektórych „rozpruwaczologów” albo nie miały miejsca, albo były fałszywkami), ale summa summarum obraz Davida Wickesa prezentuje się naprawdę zacnie. I to pod kątem prawdziwości historycznej, jak i klimatu i skrupulatności w podejściu do dochodzenia Abberline’a. Dla osób pasjonujących się przypadkiem Kuby Rozpruwacza jest to wręcz produkcja obowiązkowa, ale ci, którzy nie znają tej historii, a nie mają czasu na czytanie książek również mogą śmiało zacząć od tego obrazu. Choć radzę nikomu nie spodziewać się porywających efektów specjalnych, licznych zwrotów akcji, czy dynamicznej fabuły – to nie jest tego rodzaju kryminał!

1 komentarz:

  1. Widziałam go już bardzo dawno i muszę powiedzieć, że bardzo byłam zadowolona wtedy z tego, co zobaczyłam. Uwielbiam takie kryminały i nawet żadne efekty specjalne nie są mi w tym przypadku już potrzebne. Zdecydowanie polecam wszystkim, którzy pasjonują się historią Rozpruwacza.

    OdpowiedzUsuń