środa, 30 lipca 2014

Guillermo del Toro, Chuck Hogan „Wirus”


Na lotnisku JFK w Nowym Jorku ląduje samolot pasażerski z Berlina. Ale nikt nie opuszcza pokładu. Niemożność nawiązania kontaktu z pilotem zmusza kontrolerów do wezwania organów porządku publicznego. Kiedy dostają się do środka odkrywają, że wszyscy pasażerowie są martwi. Brak jakichkolwiek śladów bytności terrorystów sugeruje jakiegoś wirusa, który w błyskawicznym tempie zabił ponad dwieście osób. Na miejsce zostaje wezwana grupa lekarzy z Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom (CDC), którą kieruje wybitny Ephraim Goodweather. Agencja wyklucza obecność wirusa bądź gazu w powietrzu, a spokojne twarze pasażerów każą im podejrzewać, że zmarli nagle. Sprawa zaczyna się jeszcze bardziej komplikować, gdy na pokładzie lekarze znajdują czworo ocalałych, a w luku bagażowym antyczną skrzynię wypełnioną ziemią, która nie widnieje w spisie. Pracę Goodweathera zakłóca okultacja, którą przez parę minut zachwycają się nowojorczycy, nie wiedząc jeszcze, że to pierwszy zwiastun czekającej ich apokalipsy.

„Jesteśmy na krawędzi ogólnoświatowej pandemii. Może zdarzyć się coś, co doprowadzi do wyginięcia ludzkości. A ktoś robi wszystko, żeby tak właśnie się stało.”

Wielokrotnie nagradzany reżyser, producent i scenarzysta Guillermo del Toro, twórca między innymi nagrodzonego trzema Oscarami „Labiryntu fauna” oraz doceniany przez krytykę amerykański pisarz Chuck Hogan połączyli siły, tworząc nową trylogię wampiryczną. Powstanie książek tak naprawdę wymusił rynek. W zamyśle del Toro „Wirus” miał być serialem, ale bezowocne poszukiwania nabywcy natchnęły go do napisania powieści. Sukces trylogii zaowocował upragnionym przez del Toro serialem, którego odcinek pilotażowy ukazał się w telewizji FX w lipcu tego roku. Pierwsza część trylogii del Toro i Hogana ukazała się już na polskim rynku w 2010 roku, nakładem wydawnictwa Nasza Księgarnia, ale jak dotychczas nie przełożono dwóch kolejnych części na język polski. Dopiero nowy projekt wydawnictwa Zysk i S-ka, Chimaera, daje nadzieję na całą trylogię. Ta nowa, obiecująca seria wydawnicza skierowana do wielbicieli fantastyki i horroru jest chyba najlepszą inicjatywą rynku wydawniczego w ostatnich kilku latach i chociaż Zysk i S-ka nie obiecuje kontynuacji „Wirusa” popularność emitowanego właśnie serialu na motywach tej powieści powinien zachęcić wydawnictwo do sprostania wymaganiom fanów pióra del Toro i Hogana.

„Dla Neevy jasność była talizmanem przeciwko ciemności. Noc jest prawdziwa. Nie jest chwilowym brakiem światła, lecz w rzeczywistości to dzień jest krótkim wytchnieniem od ciemności…”

Moje ulubione powieści o wampirach to „Dracula” Brama Stokera, „Miasteczko Salem” Stephena Kinga i „Trupia otucha” Dana Simmonsa, a del Toro i Hogan w „Wirusie” łączą wszystkie te książki w jedną całość, dodając również coś od siebie. Początek to właściwie kwintesencja Guillermo, znana nam z jego filmów. Dusząca atmosfera intrygującej tajemnicy, zarysowanej za pośrednictwem samolotu-widmo i oczywiście dojrzałemu warsztatowi autorów. Pokład pełen ciał, wyglądających jakby spali i grupa bezradnych naukowców, która podejrzewa jakiś nowoczesny wirus, ale początkowo nie potrafi rozszyfrować jego natury. Lekarze mają nadzieję, że tę zagadkę pomoże im rozwiązać czwórka ocalałych, których szyje szpecą długie cięcia, a organizmy borykają się z niedoborem krwi. Nastrój dodatkowo potęguje antyczna skrzynia wypełniona ziemią stojąca w luku bagażowym, która w pewnym momencie nagle znika oraz zbliżająca się do Nowego Jorku okultacja. Kiedy tajemnica zgonów pasażerów samolotu z Berlina zostaje wyjaśniona klimat się zmienia. Nie mamy już do czynienia z aurą tajemnicy tylko większą dosłownością w epatowaniu makabrą, ale z poszanowaniem reguł budowania mrocznej atmosfery. Niczym Stephen King w „Miasteczku Salem” del Toro i Hogan sporo miejsca poświęcają rozwojowi choroby w mieście, skupiając się na drugoplanowych bohaterach – mieszkańcach Nowego Jorku. Jednak w przeciwieństwie do powieści Kinga akcja „Wirusa” rozgrywa się w metropolii, nie w małym odciętym od cywilizacji miasteczku. To pociąga za sobą sporo rozgrywek politycznych (jak to zwykle w tego rodzaju literaturze bywa rządzący miastem dbają jedynie o wizerunek, nie czując potrzeby alarmowania społeczeństwa) i oczywiście zdobyczy nowoczesnej technologii. Choć ogólny rys fabularny mocno czerpie z arcydzieła Brama Stokera (niektóre wątki są wręcz żywcem skopiowane z tej ponadczasowej powieści) to w szczegółach „Wirus” jest już znakiem naszych czasów. Del Toro i Hogan chyba zdawali sobie sprawę, że mistyczne powstawanie z martwych nie przekona dzisiejszego pokolenia, więc uciekli się do konwencji znanej nam z filmów i książek o żywych trupach. No, bo co najbardziej przeraża dzisiejsze społeczeństwo? Z pewnością jakaś nowa, groźna choroba, na którą nie ma lekarstwa. I właśnie specyfika del torowskich i hoganowskich wampirów obok mrocznego klimatu jest najsilniejszym elementem tej pozycji.

„…Bestia, która wychodzi z Czeluści, wyda im wojnę, zwycięży ich i zabije. A zwłoki ich [leżeć] będą na placu wielkiego miasta, które duchowo zwie się: Sodoma…” Apokalipsa świętego Jana

Do zarażenia dochodzi z chwilą przedostania się choćby jednego nicienia, których mnóstwo krąży w ciałach krwiopijców do organizmu człowieka. Może to nastąpić w następstwie ugryzienia przez Wiecznie Żywego, albo po jego śmierci, która uwalnia owe pasożytujące robaki, szukające nowego żywiciela. Wampiry w „Wirusie” do pożywiania się ludzką krwią i zarażania nowych osobników nie wykorzystują zębów. Ich narzędziem zbrodni jest żądło wychodzące z ich ust w chwilach atakowania ofiar. Wewnątrz ich organizmy opanowują nowotwory, które przejmują kontrolę nad organami, a z zewnątrz przypominają bezpłciowe postacie, które z czasem zaczynają nabierać nadludzkich sił. Jak można się tego spodziewać kilkuset zarażonym pasażerom samolotu zajmie zaledwie kilka dni opanowanie całego Nowego Jorku. Tym bardziej, że jedynymi świadomymi rychłej apokalipsy nie są władze tylko dwóch lekarzy i staruszek. Eph Goodweather, jego koleżanka z pracy, Nora Martinez i współczesny Van Helsing, profesor Abraham Setrakian, którego pierwsze spotkanie z wampirem w obozie koncentracyjnym mocno czerpie z „Trupiej otuchy” Dana Simmonsa. Nasi protagoniści oczywiście przyjmą brzemię współczesnych Łowców Wampirów. Będą przemierzać opanowany przez zarazę Nowy Jork i przy wykorzystaniu nowoczesnej broni (lampy UVC, lasery i konwencjonalne miecze ze srebrnymi ostrzami) tępić nieumarłych, starając się również odnaleźć sprawcę tego całego zamieszania – długowiecznego Mistrza, którego historia sięga polskiej monarchii. Przeszłość Mistrza wprowadziła jeszcze jeden bardzo ciekawy wątek, obracający się wokół wierzeń i legend Europy wschodniej. W dodatku obecność wszechpotężnego klanu długowiecznych krwiopijców, chociaż tutaj nie została zbytnio wykorzystana, zapowiada ciekawą lekturę sequela „Wirusa”.

Nie spodziewałam się wiele po współczesnej powieści o wampirach (te wszystkie zmierzchopodobne twory uczuliły mnie na ten gatunek), ale skusiło mnie nazwisko Guillermo del Toro, który jak doskonale wiemy nie interesuje się cukierkowymi opowiastkami. I cieszę się, że zaryzykowałam, bo ta powieść łączy w sobie klasyczny rys literatury wampirycznej z nowoczesnością i robi to z tak wielkim poszanowaniem klimatu i reguł horroru, że nic tylko czytać. I oczywiście czekać na kolejne części, które mam nadzieję pojawią się w serii Chimaery.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

6 komentarzy:

  1. To mówisz, że dobra?
    Jakoś mnie ta okładka odrzuca. :( Wiem, że nie ocenia się po okładce, ale dużo we mnie wzrokowca i jakoś tak brrrr!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem bardzo dobra. Łączy w sobie klasycyzm z nowoczesnością, konwencjonalizm z oryginalnością. W dodatku czyta się jak marzenie, a bo warsztat świetny. Jak lubisz powieści o złych wampirach to śmiało sięgaj, olej okładkę;)

      Usuń
  2. Wiem, że nie ocenia się książek po okładce ale jakoś ta okładka wyjątkowo mnie odrzuca , aż ciarki przechodzą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam, ale serial The strain oglądam i jest świetny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Serial zacny. A co do okładki - stare wydanie ma mniej kontrowersyjną, i można je upolować za grosze na allegro albo w dyskontach

    OdpowiedzUsuń
  5. Może jak będę starsza, bo nie sądzę aby mama pozwoliłaby to kupić zwłaszcza ze względu na okładkę, w moim wieku, ale ciekawa :)
    Ja też polecam osobiście "Pompeje" choć to nie jest horror, ale jest to o walkach gladiatorów, i wtedy wybucha ogromny wulkan, i wszyscy się próbują uratować przed śmiercią.
    Świetny film, polecam , a do książki pomyśle ;-)

    OdpowiedzUsuń