Po wielu próbach Davidowi udaje się namówić koleżankę z pracy, Emily, aby
spędziła z nim trochę czasu. Kobieta zgadza się, aby odwiózł ją do domu po
firmowym przyjęciu. Jednak plany Davida krzyżuje jego przyjaciel, Corey, który
postanawia zabrać się z nimi. W trakcie nocnej jazdy Corey skłania pozostałych
do zjedzenia kolacji w pizzerii, ale przedtem każe Davidowi zatrzymać się przy
jakimś bankomacie. Kiedy już wybierają pieniądze uświadamiają sobie, że wpadli
w pułapkę, zastawioną przez zakapturzonego psychopatę, który nie pozwala im opuścić
budki z bankomatami.
XXI wiek nie jest dla slasherów
łaskawy, a właściwie można śmiało powiedzieć, że w ostatnich kilkunastu latach
ten nurt dogorywa, pomimo usilnych prób twórców jego wskrzeszenia. Powodem takiego
stanu rzeczy są między innymi wygórowane oczekiwania widzów. Nowego pokolenia
nie zadowala już tak popularna w latach 70-tych i 80-tych moda na proste
fabularnie, umiarkowanie krwawe i celowo nielogiczne rąbanki. Dzisiejsi
odbiorcy krwawych horrorów, wychowani na torture
porn, oczekują większej brutalności i daleko idącej logiki, nie rozumiejąc,
że jej brak jest częścią składową konwencji jednego z najpopularniejszych
podgatunków filmowego horroru. Chociaż twórcy nadal od czasu do czasu kręcą
jakiś godny uwagi slasher („Kłamstwo”,
„Wszyscy kochają Mandy Lane”) to zdobywanie przychylności niemalże tylko i
wyłącznie zagorzałych wielbicieli tego nurtu przy równoczesnej krytyce masowych
odbiorców zniechęca ich do dalszego eksperymentowania ze slasherami. Jakim takim zainteresowaniem cieszą się jedynie
uwspółcześnione sylwetki kultowych antybohaterów filmów slash, dlatego też twórcy często decydują się na niezliczone remake’i,
rebooty, crossovery i sequele, wskrzeszające tak znane persony popkultury, jak
Jason Voorhees, Freddy Krueger, Michael Myers, Leatherface, czy Laleczka Chucky.
Próby stworzenia nowych postaci typowych slasherowych
morderców również w XXI wieku się zdarzały. Przykładem choćby Victor
Crowley z „Topora”, który notabene zgromadził w obsadzie odtwórców ról Jasona,
Freddy’ego i Candymana, aczkolwiek nawet taka inicjatywa nie otworzyła dzisiejszemu
pokoleniu oczu na potencjał drzemiący w filmach slash. Lata 80-te odeszły bezpowrotnie i nic nie wskazuje, że slasher mógłby jeszcze przeżyć boom
porównywalny do tego sprzed ponad trzech dekad. Fani nurtu mogą jedynie liczyć
na z rzadka pojawiające się w miarę dobre slashery,
które przez wzgląd na nieubłaganą krytykę osób nierozumiejących ich konwencji
nie zapowiadają zdecydowanego powrotu tego podgatunku.
Takim „przebłyskiem” okazał się dla mnie kandyjsko-amerykański „Bankomat”,
wyreżyserowany przez producenta późniejszego „The Den”, Davida Brooksa, który
miał w sobie niemalże wszystko, co tylko dobry slasher mieć powinien. To zdanie już powinno być sygnałem dla
masowych odbiorców, poszukujących maksymalnie krwawych i logicznych obrazów,
aby trzymać się od tej produkcji z daleka, bo Brooks z całą pewnością nie
nakręcił jej z myślą o antyfanach filmów slash.
Już samo miejsce akcji zachwyca pomysłowością, wszak dotychczas niedane mi
było zobaczyć budki z bankomatami w charakterze pułapki, do której nieopatrznie
trafia trójka kolegów z pracy. Ciapowaty David, który daje się wykorzystywać swojemu
wygadanemu przyjacielowi, Corey’owi i blondwłosa Emily, do której nasz główny
bohater zapałał głębszym uczuciem. Jak na film z tak niewielkim budżetem
zaskakuje dosyć wysoki poziom aktorski. Brian Geraghty i Josh Peck byli tak przekonujący,
jak tylko można być, ale niestety przy ich warsztacie Alice Eve zauważalnie
pozostawała nieco w tyle – głównie przez niewprawną mimikę. Wydawać by się
mogło, że skoro lwia część fabuły rozgrywa się w ciasnej budce fabuła szybko
skłoni się w stronę monotonii, ale nic bardziej mylnego. Chociaż zakapturzony psychopata
niezmiennie tkwił na zewnątrz, unikając bliskiego kontaktu ze swoimi ofiarami
(chyba, że ci w rzadkich momentach decydowali się wyjść do niego) przez ciągle utrzymujące
się napięcie, relacje pomiędzy protagonistami i przede wszystkim „niespodzianki
podrzucane” przez oprawcę do ich schronienia, Brooksowi udało się pozyskać moje
zainteresowanie. Ale oczywiście, taki zabieg nie zdałby egzaminu, gdyby nie
innowacyjne modus operandi sprawcy,
który podobnie jak Jason przez cały film nie wypowiada nawet słowa i co więcej
nie biegnie za ofiarą tylko idzie szybkim krokiem – niczym w najlepszych
rąbankach z dawnych lat!. Z początku tylko stoi z twarzą zwróconą w stronę
przeszklonej budki z bankomatami, ani myśląc wejść do środka. Chociaż nasi
protagoniści podejrzewają, że za takim zachowaniem kryje się jakiś podstęp z
czasem zaczynają myśleć, że zimne wnętrze tej klitki jest nie tylko pułapką,
ale również schronieniem – bezpieczną przystanią, do której morderca nie może
(drzwi można otworzyć tylko kartą, co każe im podejrzewać, że zabójca jej nie
ma) lub nie chce wejść. Akcja nabiera tempa już chwilę po uwięzieniu naszych
bohaterów, kiedy to psychopata na ich oczach zabija mężczyznę, który wyszedł na
spacer z psem. Zarówno to morderstwo (rozwalenie głowy o bruk), jak i pozostałe
nie odznaczają się jakąś większą oryginalnością (co nie jest typowe dla slashera), czy porażającym rozlewem krwi
(co już typowe jest), ale właśnie ten pierwszy mord najsilniej mnie poruszył –
przez chwytające za serce późniejsze zachowanie psa, który kładł się obok trupa
swojego pana. Z czasem oczywiście posypie się więcej równie konwencjonalnie
zabitych osobników, ale to nie sceny mordów najmocniej przyciągają uwagę tylko
usilne próby wydostania się protagonistów z tej przemyślnej pułapki. Owe zabiegi
oczywiście mają w sobie sporą dozę głupoty, co akurat jest swego rodzaju
wizytówką filmów slash. Najbardziej
zastanawiało mnie, dlaczego nie zdecydowali się rozbiec w trzech różnych
kierunkach – wówczas przynajmniej dwoje z nich miałoby szansę przeżyć. Twórcy rzecz
jasna wyjaśnili to uporem Davida, który nie chciał ryzykować życiem któregokolwiek
z nich, a już na pewno nie zamierzał zostawić dziewczyny, która z czasem
zaczęła wpadać w histerię, deklarując, że nie zamierza wyściubiać nosa na
zewnątrz. Ale takie tłumaczenia były dla mnie niezadowalające, co wcale nie
znaczy, że nielogiczne postępowanie bohaterów jakoś szczególnie mnie raziło –
fani slasherów w końcu akceptują
takie wstawki, jako części składowe konwencji. Skoro zdezorientowanie mordercy
bieganiną po placu zostaje przez nasze towarzystwo odrzucone skupiają się oni
na próbach powiadomienia policji. Pełen napięcia sprint Davida do samochodu, w
którym odnajduje telefon, próby uruchomienia czujników dymu zainstalowanych w
budce i wreszcie demolowanie bankomatów w nadziei zaalarmowania ochrony banku.
A to wszystko w iście ekstremalnych zimowych warunkach – w trzaskającym mrozie,
z czasem spotęgowanym powodzią w ich pozornej kryjówce.
Fabuła, napięcie, modus operandi
sprawcy, rysy psychologiczne protagonistów i przede wszystkim miejsce akcji –
to wszystko stworzyło slasher, od
którego nie potrafiłam oderwać wzroku. Ale skłamałabym, gdybym oddała Brooksowi
nieprzewidywalność, bo takie zakończenie, które w zamyśle twórców miało zaskakiwać
przy tego rodzaju scenariuszach biorę pod uwagę od czasu seansu UWAGA SPOILER „Boogeymana 2” KONIEC SPOILERA. Chociaż z drugiej
strony lepsza taka wtórność, aniżeli próby wyjaśnienia motywów mordercy, co
mogłoby doprowadzić do absurdów. Więc z dwojga złego twórcy chyba postawili na
najlepszy z możliwych finał, choć oczywiście do bólu przewidywalny.
„Bankomat” polecam wszystkim wielbicielom slasherów, bo podejrzewam, że tylko oni dostrzegą niezaprzeczalny
urok w nim drzemiący, równocześnie akceptując chwilami nielogiczne zachowania
bohaterów, które pamiętajmy zawsze było częścią składową konwencji tego nurtu.
Jak dla mnie to prawdziwie trzymające w napięciu kino, nakręcone z myślą o nas,
fanach filmów slash;)
Oglądałam dawno temu i też mi się podobał. Dużo się dzieje, fajny pomysł na lokacje.
OdpowiedzUsuńilsa
Dodaje "Bankomat" do listy filmow do obejrzenia. ;)
OdpowiedzUsuń"(...)Najbardziej zastanawiało mnie, dlaczego nie zdecydowali się rozbiec w trzech różnych kierunkach – wówczas przynajmniej dwoje z nich miałoby szansę przeżyć." - pewnie każdy z nich zdawał sobie sprawę z tego, że może być tym jedynym, który nie przeżyje (o ile pozostali zdążyliby uciec.
OdpowiedzUsuńO czym mówię w kolejnym zdaniu - tuż po tym zacytowanym przez Ciebie.
UsuńW takim razie jakie wyjście by cię zadowoliło w takiej sytuacji? Bardziej nielogiczne?
UsuńTo, że bohaterowie stali i czekali na mordercę "jak kaczki na strzelnicy" zamiast uciekać mnie jakoś szczególnie nie raziło, bo akceptuję nielogikę w slasherach. Ale, że to było nielogiczne zachowanie nie mam wątpliwości - ja tam przed mordercą bym uciekała, a nie stała i czekała, aż do mnie przyjdzie. Niepotrzebnie twórcy próbowali to tłumaczyć, bo owe tłumaczenie było dla mnie niezadowalające (taka logika - nie będę uciekał, bo wtedy morderca może mnie złapać, a na pewno tego nie zrobi jak postoję). W slasherach lepiej brak logiki pozostawić jako część konwencji.
UsuńAle Ty możesz mieć swoje zdanie, nie musisz zgadzać się z moim, więc nie rozumiem skąd te wonty. Czyżbyś odmawiał/a mi prawa do własnego zdania?
Lubię tego typu filmy. Zawsze podziwiam twórców że pomimo tak skąpej scenografii i liczby bohaterów potrafią przyciągnąć widza i nie pozwalają się oderwać .
OdpowiedzUsuńdobra recenzja, musze to zobaczyc...
OdpowiedzUsuńPodczas oglądania "Bankomatu" człowiekowi ciśnie się na usta wiele niecenzuralnych słów ;) ale mimo wszystko film jest dość ciekawy i całkiem fajnie się ogląda.
OdpowiedzUsuńKim był w końcu ten morderca?
OdpowiedzUsuńCzy to chodziło o to, że to była jakby tylko próba? Te plany w scenach w trakcie napisów? Przepraszam za spojlerowanie, ale nie daje mi to spokoju.
OdpowiedzUsuńSPOILER O ile pamiętam to tak - wprawka do właściwego uderzenia, z przewidywaną dużo większą liczbą ofiar.
Usuń