Czternastoletnia córka pastora z Kronviken, Cecilia Stahl, zostaje
zamordowana. Sprawę prowadzi inspektor kryminalna Maria Wern. Już na wstępnym
etapie śledztwa policja odkrywa, że lista podejrzanych jest długa. Ofiara po
stracie matki przed laty walczyła o uwagę ojca ze swoją macochą, Reidun –
znajdowała przyjemność nie tylko w ranieniu jej, ale również nauczycieli i
rówieśników. Z czasem sprawę dodatkowo komplikują tropy, prowadzące do
nielegalnego imigranta z Egiptu, z którym Cecilia miała się spotkać tuż przed
śmiercią.
„Kupowany
czas jest taki ubogi dla duszy. Wyzuty z wartościowych treści. Zjawisko to
można nazwać wzmagającym się konsumpcjonizmem. Siła przyzwyczajenia staje się ogromna,
dawki wzrastają wraz z cenami, a czas staje się towarem deficytowym. Deficyt
czasu, deficyt miłości, deficyt snu i wartościowych treści, by wymienić tylko
kilka chorób współczesnej cywilizacji.”
Po zapoznaniu się z pierwszą wydaną w Polsce częścią kryminalnej serii
szwedzkiej pisarki, Anny Jansson, która doczekała się swojej serialowej
adaptacji, wiedziałam, że na dłużej zatrzymam się przy jej prozie. W zalewie
tych wszystkich skandynawskich kryminałów naprawdę ciężko jest znaleźć coś, co
wyróżniałoby się na tle innych. Taką innowacyjność odnalazłam w „Ofiarach z Martebo” i liczyłam, że w kolejnej części Jansson podejdzie do problematyki
swojej książki w równie zaskakującym, jak na tego rodzaju literaturę, stylu. Za
to w najśmielszych marzeniach nie podejrzewałam, że „Kruchy lód” przebije
fabularnie poprzedni tom przygód inspektor kryminalnej Marii Wern.
Oryginalność Anny Jansson tkwi przede wszystkim w narracji, która w
przeciwieństwie do innych kryminałów więcej miejsca poświęca osobom zamieszanym
w śledztwo, aniżeli prowadzącej owo dochodzenie. Taki zabieg w połączeniu z wnikliwym
spojrzeniem na rzeczywistość, uosabianym przez często wtrącane w akcję
umoralniające wywody autorki, wymaga od czytelników tego rodzaju prozy
całkowicie innego nastawienia, niż to, do którego przywykli. Poza finałem nie ma
tutaj porywających zwrotów akcji, czy gęsto ścielących się trupów. Jest
spokojne, chwilami wręcz leniwe dochodzenie, w którym najważniejszą rolę odgrywają
głębokie charakterologicznie postaci, które skrywają przed światem swoje prawdziwe
oblicza.
„Jak
daleko można się posunąć w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania dotyczące kwestii
egzystencjalnych? Gdzie przebiega granica normalności? Co jest chore, a co
zdrowe?”
Oto mamy małe, senne miasteczko Kronviken w iście skandynawskiej zimowej
scenerii. Przez pierwsze sto stron autorka najsilniej skupia się na rodzinie
Stahlów. Pastorze Johanessie, który po śmierci swojej pierwszej żony nie wahał
się przed rozpieszczaniem córki, dając jej wszystko, czego zapragnie. Takie
metody wychowawcze w mniemaniu jego drugiej wybranki życiowej, Reidun, zepsuły
dziewczynę. Teraz, kiedy Cecilia weszła w okres dojrzewania zaczęła
wykorzystywać swoje szerokie oddziaływanie na ojca, rówieśników i nauczycieli. Dom
Stahlów zamienił się w pole bitwy, w której terroryzowana przez pasierbicę
Reidun stanęła na straconej pozycji, bowiem Johaness nie dopuszczał do siebie
myśli, że jego córeczka mogłaby komukolwiek zaszkodzić. Tymczasem jej kłamstwa
pozbawiły właśnie pracy nauczyciela wychowania fizycznego, Svante Henningssona.
Niesłusznie oskarżony o pedofilię, wyrzucony z pracy i borykający się z
ostracyzmem mieszkańców Kronviken zdecydował się na ten ostatni samobójczy
krok. Kolejnym celem nastoletniej manipulantki ma być opóźniony umysłowo, wychowywany
przez babcię, Rune Villman , który niczym bohater „Pachnidła” Patricka Suskinda
z upodobaniem oddaje się swojemu kontrowersyjnemu hobby – śledzi młode
dziewczyny, wabiony ich zapachami, bowiem dzięki swojemu wrażliwego węchowi
czuje feromony uwalniane przez pory ich skóry. Zdenerwowana jego zachowaniem
Cecilia postanawia zasugerować społeczeństwu, że podobnie jak Svante chłopak ma
wyraźne zapędy pedofilskie. Przy okazji tych wątków Jansson zauważa jak łatwo
jest w dzisiejszych histerycznych czasach zniszczyć niewinnego człowieka. W
końcu wystarczy plotka, aby oskarżony został odrzucony przez społeczeństwo, bez
możliwości całkowitego oczyszczenia się z zarzutów. Przed wymiarem
sprawiedliwości może tak, ale według autorki „raz zasiane ziarno zwątpienia” w
umysłach społeczeństwa już zawsze będzie kiełkować. Kiedy otruta cyjanowodorem
Cecilia zostaje rozczłonkowana przez pędzący pociąg akcja tylko czasowo będzie
się skupiać na pracy i życiu rodzinnym inspektor Marii Wern. W zgodzie ze swoim
nowatorskim podejściem Jansson najwięcej uwagi poświęci postaciom
drugoplanowym, przede wszystkim najbliższej przyjaciółce ofiary, Amandzie
Myrbacke. Dziewczyna, która u boku Cecilii cieszyła się dużą popularnością w
szkole teraz została odrzucona przez rówieśników. Aby jakoś zrehabilitować się w
ich oczach nawiązuje kontakt na Lunarstorm, szwedzkim portalu społecznościowym,
z osobą podpisującą się nickiem Yourlove. Wie, że jej przyjaciółka przed
śmiercią prowadziła z nim długie rozmowy internetowe i ten fakt ostatecznie
przekonuje ją, że ten ponoć siedemnastoletni chłopak mówi prawdę, obiecując jej
karierę w modelingu. Kiedy postanawia się z nim spotkać czytelnik już wie, że
oto mamy do czynienia z seryjnym mordercą, wykorzystującym zdobycze techniki w
polowaniu na dziewczyny. Pytanie tylko, kto jest sprawcą? Anna Jansson ma tę
rzadką zdolność niewyobrażalnego wręcz mnożenia podejrzanych. Im więcej osób z
otoczenia panny Stahl spotyka Maria tym bardziej utwierdza się w przekonaniu,
że właściwie wszyscy mieli motyw. Czy to zauroczony nią wychowawca, czy żona niesłusznie
oskarżonego o pedofilię Svante, czy wreszcie terroryzowana macocha i nielegalny
imigrant z Egiptu. Każdy miał powody, aby pozbyć się wyrachowanej nastolatki,
ale osoba, którą ostatecznie wybrała autorka zaskakuje nie tylko swoją tożsamością,
ale również najsilniejszym, umykającym mi przed zakończeniem motywem, uwiarygodniającym
jej zbrodnie.
„Kruchy lód” to podobnie jak „Ofiary z Martebo” idealna propozycja dla osób
poszukujących ambitnych kryminałów, które tak samo jak na śledztwie skupiają się
na zwyczajnych problemach prostych ludzi w aktualnych realiach tej chorej
rzeczywistości. Absolutnie nie jest to lektura dla sympatyków typowych thrillerów
detektywistycznych – styl Jansson pretenduje do czegoś głębszego, a przy tym
bardziej innowacyjnego. Według mnie proza tej pani znacznie wyróżnia się na tle
innych skandynawskich kryminałów i choćby za to należą się Jansson brawa, a
przecież powodów do aplauzu jest więcej…
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
No właśnie byłam ciekawa jak wypadła nowa książka Jansson.
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie książka dla mnie:)
OdpowiedzUsuńJestem zaciekawiona :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego nowego bloga : http://zaczytanamarzycielka8.blogspot.com/