czwartek, 19 lutego 2015

„Strach na wróble” (1995)


Claire po długiej nieobecności wraca do rodzinnego, rolniczego miasteczka, którego założycielami są jej przodkowie. Po dotarciu na miejsce poznaje Dillona pracownika jej ojca, burmistrza Goodmana. W nocy dwóch przyjaciół będąc pod wpływem alkoholu jeździ po polu kukurydzy. Nieopatrznie łamią pieczęć, którą mieszkańcy miasta przed laty zabezpieczyli kości czarnoksiężnika. Teraz jego duch wstępuje w stracha na wróble i rozpoczyna polowanie na rodzinę Goodmanów.

Slasher Jeffa Burra, który fanom kina grozy dał się poznać dzięki kontynuacjom znanych tytułów - dwójki „Ojczyma”, trójki „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”, czwórki i piątki „Władcy lalek” oraz dwójki „Dyniogłowego”. Oparty na scenariuszu Reeda Steinera i Dana Mazura „Strach na wróble” nie żeruje na popularności innej produkcji, nie jest sequelem tylko autorskim przedsięwzięciem klasy B, chociaż krytycy (głównie przez charakter antagonisty) porównywali go z telewizyjną „Mroczną nocą stracha na wróble” z 1981 roku.

Wbrew obiegowym opiniom w slasherach kluczowej roli nie odgrywają roznegliżowane panienki tylko postać mordercy oraz sceny mordów, które powinny odznaczać się, jak największą pomysłowością. Antagonista Jeffa Burra, choć już w latach 90-tych nie mógł pochwalić się innowacyjnością zadowala dopracowanym kostiumem. Jutowy worek na twarzy, będący integralną częścią stroju każdego szanującego się stracha na wróble i wystająca zewsząd słoma, skutecznie przykrywająca ciało przywdziewającego kostium aktora, Howarda Swaina. Niemałą rolę w specyfice mordercy odgrywa jego poczucie humoru – rzucane od czasu do czasu na użytek ofiar dowcipne kwestie, co nasuwało mi skojarzenia z równie rozgadanym Freddym Kruegerem. Podejrzewam, że o wiele bardziej demonicznie i niewymuszenie morderczy strach na wróble prezentowałby się, jako milczące monstrum a la Jason Voorhees i Michael Myers. Twórcy jednak, zgodnie z panującą w latach 90-tych modą, celowo natchnęli go humorystycznymi cechami, które najprawdopodobniej miały zasygnalizować widzom celową lekkość scenariusza, niepodchodzącego na poważnie do prezentowanej fabuły. Ma to też swoje plusy – w końcu pełen patosu wydźwięk mógłby nieprzyjemnie kontrastować z prostą fabułką, zauważalnie przedstawioną jedynie w celach czysto rozrywkowych. Natomiast drugi integralny dla slasherów element, sceny mordów, zasługuje na najwyższe pochwały. Krwawe żniwo rozpoczyna rozerwanie na strzępy mężczyzny za pomocą kombajnu. Co prawda, jak to w większości slasherów niedane nam będzie dokładnie przyjrzeć się efektom działań szybko obracającego się ostrza, ale w krótkich migawkach możemy podejrzeć całkiem realistyczne ujęcia zagłębiania się w ciało. Kolejną ciekawą krwawą sekwencją jest zaszywanie ust pastorowi. Tutaj operator pokazuje dużo więcej, co prawda nie są to jeszcze tortury na miarę obrazów exploitation, ale i tak można dokładnie przyjrzeć się wnikaniu igły w ciało mężczyzny. Później robi się jeszcze ciekawiej. Otóż, nasz antagonista posiadł zdolność obsiewania wnętrzności swoich ofiar, które w efekcie są rozrywane od środka grubymi pędami. Najlepiej zobrazowała to scena śmierci kuzynki Claire, z ciała której w dosyć długiej sekwencji przebijają się mordercze rośliny. Jedyny błąd twórców w tym konkretnym momencie to zbyt długie utrzymywanie się kobiety w pełnej świadomości: krzyczy nawet wówczas, gdy całe jej ciało jest w strzępach, a usta zapychają oślizgłe pędy. Ponadto strach na wróble może przemieniać swoje ofiary w podobne do niego kreatury – taki „przeklęty” nieszczęśnik umiera w trakcie wyrastania z jego ciała niezliczonej ilości słomy. Podsumowując: jest w miarę krwawo (na tyle, na ile może być w modelowym slasherze), jest oryginalnie i całkiem realistycznie, więc jedno z ważniejszych założeń tego nurtu, w moim mniemaniu zostało przez Burra całkowicie wypełnione.

Historia spinająca te wszystkie wyżej wymienione elementy nie odznacza się niczym nadzwyczajnym, ale za to ciekawie ją opowiedziano. Mamy główną bohaterkę, domniemaną final girl, która wraca do rodzinnego miasteczka. Jej ojciec, burmistrz Goodman, jako najstarszy z licznego rodzeństwa odziedziczył po rodzicach te ziemie, które mniej więcej sto lat temu zostały zasiedlone dzięki ich antenatom. Z córką łączą go raczej napięte stosunki. Mężczyzna nie jest w stanie zaakceptować jej frywolnego, rozwiązłego trybu życia, ponieważ może on skompromitować go w oczach mieszkańców. Tymczasem Claire, nic sobie z tego nie robiąc, zaraz po przyjeździe zaczyna umawiać się z pracownikiem swojego ojca, Dillonem i jak można się tego spodziewać wspólnie z nim stanie do walki ze strachem, który eliminuje jej rodzinę w zemście za dawne krzywdy. Scenarzyści idealnie zrównoważyli tę stateczną opowieść z dynamicznymi ujęciami mordów. I choć nie ustrzegli się drobnych niedorzeczności (na przykład Claire i Dillon zbyt szybko dają wiarę fantastycznej opowieści jej wuja, pastora-erotomana, posiadającego wyraźne zapędy kaznodziejskie – jakby nawiedzenie stracha na wróble przez ducha czarnoksiężnika było czymś naturalnym) całość ogląda się całkowicie bezboleśnie. Ot, taki przyjemny horrorek na nudny wieczór (oksymoron zamierzony) z licznymi, jakże widowiskowymi scenami mordów i odpowiednio mroczną, typową dla kina grozy lat 90-tych atmosferą. Obsada, również w większości spisała się przyzwoicie. Poza manieryczną odtwórczynią roli głównej, Elizabeth Barondes, która nawet nie potrafiła przekonująco krzyczeć, a brak tej zdolności akurat w tym nurcie razi tak samo, jak nieumiejętność całowania się kluczowej postaci romansu.

Wielbiciele slasherów w mojej ocenie mogą bezpiecznie sięgnąć po „Stracha na wróble”. Nie jest to jakieś super widowisko, ale Jeff Burr zdaje się na tyle rozumieć konwencję tego podgatunku i co ważniejsze przyzwoicie przedstawić ją na ekranie, że raczej grupa docelowa tego typu obrazów nie powinna się nudzić. Gorzej z antyfanami produkcji klasy B i krwawego kina grozy w ogóle – dla nich tego filmu nie nakręcono, więc im radzę trzymać się od niego z daleka.

1 komentarz:

  1. Szukałam tego filmu już bardzo długo pamiętam go z dzieciństwa jak rodzice oglądali i uważam do tej pory że stare horrory są najlepsze

    OdpowiedzUsuń