Studentka, Kylie Atkins, po śmierci ojca pragnie pomóc finansowo swojej
matce. W tym celu przyjmuje propozycję właściciela strony internetowej
GirlHouse, na którą nieustannie przekazywany jest obraz z kamer,
rozmieszczonych w domu pełnym dziewcząt, pokazujących użytkownikom swoje
wdzięki. Kylie wprowadza się do strzeżonego domu, którego adres nawet przed nią
utrzymywany jest w tajemnicy. Wkrótce potem nawiązuje kontakt przez czat z
odwiedzającym GirlHouse podpisującym się nickiem „Kochaś”. Na co dzień
nieradzący sobie z kobietami mężczyzna dostaje obsesji na punkcie Kylie, która
zważywszy na jego zbrodniczą przeszłość jest śmiertelnie niebezpieczna zarówno
dla niej, jak i dla jej współlokatorek.
Kanadyjski slasher początkującego
reżysera Trevora Matthewsa. Pokaz premierowy odbył się w 2014 roku na
International Film Festival w Ottawie, ale do szerokiego obiegu trafił dopiero
w roku 2015. „GirlHouse” na podstawie scenariusza niedoświadczonego Nicka
Gordona nie pozyskał zbyt dużych funduszy na realizację, ale Matthewsowi udało
się to zręcznie ukryć profesjonalną, jak na tego typu obraz realizacją.
Kino grozy już nieraz poruszało tematykę reality show – wystarczy sobie
przypomnieć chociażby „Kolobos”, „Morderstwo w sieci”, „Halloween: Powrót”, czy
„Szkołę przetrwania”. Ale nie przypominam sobie slashera, który eksploatowałby motyw „Porno Big Brothera”. A biorąc
pod uwagę fakt, że seks kamerki we współczesnych czasach są dochodowym biznesem
i cieszą się sporym zainteresowaniem rzeszy poszukującej niezobowiązującego
cyber stosunku, aż dziwi, że filmowcy jeszcze nie „rozłożyli na czynniki
pierwsze” owej problematyki. W nurcie slash
Matthews zrobił to jako pierwszy (chyba, że coś przegapiłam), a efekt był na
tyle zadowalający, że podejrzewam, iż niedługo podobni mu twórcy podchwycą
temat. Fabułę zawiązuje prolog z lat 80-tych XX wieku, w którym widzimy chłopca
terroryzowanego przez narcystyczne rówieśniczki. Sekwencję kończy krwawy odwet
na jednej z nich, po czym akcja przeskakuje do czasów współczesnych. Poznajemy
studentkę Kylie Atkins (przyzwoita aktorsko Ali Cobrin), która z powodu
kłopotów finansowych wprowadza się do monitorowanego domu pełnego dziewcząt.
Jej zadaniem jest, co jakiś czas przeprowadzać rozbierane sesje przed swoim
laptopem na użytek odwiedzających stronę GirlHouse, na którą nieustannie, w
czasie rzeczywistym wysyłany jest sygnał z kamer, rozmieszczonych w całym domu.
Pomysłodawca i właściciel tego biznesu nie wymaga od dziewcząt masturbacji, czy
stosunków seksualnych, pozostawiając to w ich gestii. Współlokatorki Kylie nie
mają oporów przed bardziej pikantnymi sesjami, ale nasza bohaterka, dopiero
wchodząca w ten biznes ogranicza się jedynie do pozbywania się ubrania, co
notabene ze względu na jej urok osobisty i tak gwarantuje jej największą
oglądalność. Długi, pozbawiony mordów wstęp chcący bądź niechcący przekazuje
widzom ważne treści. Rozpaczliwą sytuację finansową, zmuszającą niektóre
dziewczęta do sprzedawania, choćby tylko wirtualnego, swojego ciała,
lekceważący stosunek niektórych z nich do tego procederu i oczywiście problem
dobrowolnego zrzeczenia się swojej prywatności. To ostatnie najlepiej obrazuje
scena wejścia Kylie na wykład, kiedy kątem oka możemy zobaczyć posyłane jej
lubieżne spojrzenia mężczyzn oraz jej związek ze znajomym z dzieciństwa, który
właśnie za pośrednictwem GirlHouse ją odnajduje i wyraźnie nie czuje się
najlepiej ze świadomością, że każdy może obejrzeć jego dziewczynę bez ubrania.
Tymczasem sama Kylie szybko wyzbywa się początkowego wstydu. Obcując z bardziej
wyzwolonymi kobietami dochodzi do wniosku, że w pokazywaniu każdemu
zainteresowanemu swojego ciała nie ma nic złego, że przecież nic na tym nie
traci – wręcz przeciwnie szybko się wzbogaca. Reżyser nie formułuje żadnych
własnych wniosków z tych obserwacji niektórych kręgów młodych ludzi,
pozostawiając to w gestii widzów. A do właściwej akcji filmu, czyli
umiarkowanie krwawych mordów przechodzi dopiero w końcówce, wcześniej starając
się, z miernym skutkiem, stopniować atmosferę sporadycznym obrazowaniem życia
znanego nam z prologu, teraz dorosłego geniusza komputerowego, bojącego się
płci pięknej.
Tożsamość sprawcy znamy od początku, więc w „GirlHouse” nie będzie żadnej
zabawy ze zgadywaniem kto jest mordercą. Za to Matthews sporo uwagi poświecił
innym typowym motywom slasherów. A
więc mamy tu multum golizny, którą akurat w pełni uzasadnia scenariusz (choć
Cobrin nie zdecydowała się zbyt wiele pokazać), nieprzemyślanych zachowań ofiar
i scen ich eliminacji. Kiedy morderca, dzięki swoim informatycznym uzdolnieniom
wchodzi do domu i przejmuje kontrolę nad systemem akcja gna do przodu w
zawrotnym tempie. Wygląda to trochę tak, jakby twórcy troszkę zagapili się
podczas statecznej pierwszej połowy produkcji, a potem dążyli do jak najszybszego
zamknięcia tej historii. Ale tylko pozornie, ponieważ scenariusz uniemożliwiał
wcześniejszy atak zabójcy i systematyczne, rozciągnięte na cały seans zabijanie
dziewcząt. W końcu monitoring szybko zdemaskowałby jego obecność. Tak, więc
Gordon był zmuszony rozpisać właściwą akcję filmu na ostatnich stronach
scenariusza. Ale choć na mordy trzeba długo czekać, wcześniejsza warstwa
dramatyczna jest na tyle interesująca, że można całkiem bezboleśnie ją
przyswajać. Same zabójstwa natomiast, jak na slasher przystało nie epatują zbyt wielkim rozlewem krwi i są
całkiem pomysłowe. Miażdżenie głowy drzwiami, dildo w roli knebla i wreszcie
najbardziej charakterystyczna scena „GirlHouse” z obcinaniem palców dziewczynie
na wizji. Jej późniejsze próby wklepania na klawiaturze adresu miejsca, w
którym przebywa również robiły spore wrażenie, przy okazji umiejętnie
stopniując napięcie. Choć podczas pierwszej połowy seansu zabrakło klimatu
drugą w miarę potęguje nie tylko rosły zamaskowany sprawca, który z
determinacją pozbawia życia każdego, kto zastąpi mu drogę, ale również chłopak
Kylie i jego współlokator. Tego drugiego, w przeciwieństwie do innych
odwiedzających portal zaalarmowało okaleczenie blondynki na wizji i za namową
swojego przyjaciela, pragnącego ratować ukochaną przystąpił do prób zdobycia
adresu, w którym właśnie ma miejsce rzeź. Ciekawym wybiegiem było utrzymywanie
w tajemnicy przez twórców strony lokalizacji monitorowanego przybytku, nawet
przed Kylie, co uniemożliwiło zawiadomienie policji (o wiele bardziej pomysłowy
akcent niż oklepany brak zasięgu). Chociaż pozostałe dziewczęta, a przynajmniej
blondynka z obciętymi palcami już adres znały. W każdym razie rozpaczliwe próby
ratowania Kylie przez jej chłopaka i jego przyjaciela w zadowalającym stopniu
potęgują napięcie, a w końcówce dostarczają nawet trochę dowcipu – na widok
finalnego mordu chłopak stwierdza, że już nigdy nie zajrzy na
stronę porno;)
Choć „GirlHouse” nie udało się uniknąć kilku przestojów, a w pierwszej
połowie seansu zdecydowanie zabrakło klimatu myślę, że to całkiem udana
produkcja slash, w której odnajdą się
przede wszystkim wielbiciele tego nurtu. Jeśli oczywiście nie będą porównywać
jej do poziomu slasherów z lat
80-tych. Dobry pomysł na scenariusz, dająca się lubić główna bohaterka i kilka
pomysłowych scen mordów gwarantują może nie niezapomniany, ale na pewno
bezbolesny seans entuzjastom takich niewymagających myślenia rąbanek.
Gdzieś chyba mi ten tytuł mignął przed oczami. Jestem ciekawa tej produkcji. Na pewno kiedyś obejrzę :)
OdpowiedzUsuńHej Buffy, może napisałabyś post o horrorach z czarownicami/wiedźmami w roli głównej? Oprócz Blair Witch Project to mam wrażenie, że powstało mało takich filmów. W ogóle trudno jest chyba stworzyć scenariusz, że ta wiedźma była przerażająca, a fabuła nie kiczowata. No może jeszcze "The Wicked", ale to był dość kiepski film.
OdpowiedzUsuńBardzo mało takich filmów widziałam. Tak mało, że chyba nie da się z tego zrobić zestawienia. Jak nadrobię zaległości w tego rodzaju filmach to spróbuję coś sklecić, ale nie wiem, kiedy to nastąpi.
UsuńPrzymierzam się na ten film, bo na slasher zawsze jestem chętna, ale w kraju, gdzie mieszkam, zdobyć grozową nowość to impreza wymagająca niezgoła wysiłku :(
OdpowiedzUsuńfajny film, można pooglądać a i cycki pokazują
OdpowiedzUsuń