Uwaga: w filmie przez jakiś czas utrzymuje się w tajemnicy właściwą tematykę scenariusza, a poniżej będzie o niej mowa.
Paryż.
Grupa młodych ludzi zamierza podłożyć parę bomb w mieście.
Opracowują więc szczegółowy plan i wkrótce wdrażają go w
życie. Nie obywa się bez komplikacji, niepożądanych wydarzeń,
ale większości z nich udaje się schronić w zamkniętym na noc
centrum handlowym. Zamierzają przeczekać tam zamieszanie wywołane
w Paryżu spowodowanymi przez nich wybuchami, ukryć się przed
organami ścigania przeczesującymi miasto w poszukiwaniu sprawców
tych aktów terrorystycznych. Planują opuścić sklep dopiero
następnego dnia wieczorem, do tego czasu w ogóle nie wychodząc na
zewnątrz.
„Nocturama”
to francusko-belgijsko-niemiecki thriller z elementami dramatu
wyreżyserowany przez Bertranda Bonello na podstawie jego własnego
scenariusza. Doceniony przez krytyków, uhonorowany nagrodą SIGNIS
na San Sebastian Film Festival minimalistyczny obraz traktujący o
radykalizacji młodzieży ujęty z perspektywy tejże w dosyć
eksperymentalny sposób. „Nocturamy” nie wyświetlono na
Festiwalu Filmowym w Cannes w 2016 roku z powodu delikatnie
politycznej treści zawartej w tej produkcji w zestawieniu z
zamachami, do których doszło w Paryżu w listopadzie 2015 roku.
„Nocturama”
to dosyć nietypowo skonstruowany thriller, obierający ryzykowną
perspektywę. Bertrand Bonello starał się bowiem umożliwić
odbiorcom „wejście w skórę” zradykalizowanych młodych ludzi
podkładających ładunki wybuchowe w Paryżu z wykorzystaniem wielce
enigmatycznych treści. Nie wyłuszczał z maniakalną
drobiazgowością okoliczności, które doprowadziły bohaterów,
albo raczej antybohaterów, filmu do punktu, w którym ostatecznie
się znaleźli. Dał widzom do zrozumienia, że haniebny czyn,
którego się dopuścili był podyktowany aktualnym stanem gospodarki
francuskiej – bezrobociem, brakiem zawodowych perspektyw, niskimi
pensjami etc. Akty terrorystyczne, których się dopuścili miały
być chyba formą protestu, sposobem na wyrażenie swojego
niezadowolenia, a wręcz wściekłości względem przedsiębiorców i
polityków. Taki wniosek można wysnuć z kilku słów rzuconych
przez niektóre zradykalizowane postacie, ale pewności mieć nie
można, bo jak już nadmieniłam scenarzysta w tej kwestii
poprzestaje na niewiele mówiących wtrętach, większość
zostawiając domysłom widza. Czym oczywiście wielce mnie zadowolił,
bo twórcy pokładający wiarę w inteligencję odbiorcy,
pozostawiający pole dla jego wyobraźni, pozwalający mu co nieco
sobie dopowiadać mają moje poparcie. Wiem jednak, że spora część
widzów nie przepada za taką narracją, woli mieć wszystko „podane
na tacy” - im radzę więc trzymać się z daleka od „Nocturamy”,
bo akurat w to grono odbiorców ten film nie celuje. W ogóle mam
wrażenie, że Bonello ukierunkowywał swój obraz na bardzo wąską
grupę odbiorców, że nie interesowała go szeroka publiczność
tylko pewna nisza, którą jak się okazało zasilają również
krytycy. I wielu zwykłych Amerykanów, bo w Stanach Zjednoczonych
jego obraz został całkiem dobrze przyjęty – ryzyko się opłaciło
i nie chodzi mi tutaj tylko o niedopowiedzenia w scenariuszu.
„Nocturama” wyraźnie dzieli się na dwie części. Pierwsza
przybiera eksperymentalną formę, która moim zdaniem szkodzi temu
obrazowi. Krótkie scenki z udziałem najróżniejszych postaci,
wyrwane z kontekstu, szybko następujące po sobie wydarzenia, w
których jeszcze wówczas trudno się rozeznać nie pozwoliły mi na
tym poziomie „wejść w tę opowieść”. Dezorientacja była tak
silna, że o zaangażowaniu się w tę historię nie mogło być
mowy, a na domiar złego tak mocno rozciągnięto cały ten proces w
czasie, że wkrótce musiałam walczyć z ogarniającą mnie
sennością. Twórcy bezlitośnie rozrzucają prawie kompletnie
niezrozumiałe nitki tej opowieści, wśród których znajdują się
też takie, których nijak nie można dopasować do innych wyrywkowo
zaserwowanych faktów. Później wszystko staje się jasne. UWAGA
SPOILER Okazuje się, że w pierwszej partii filmu unaoczniono
kilka okresów z życia czołowych postaci. Zaburzono chronologię
„wrzucając do jednego garnka” momenty, w których drogi
niektórych z nich po raz pierwszy się przecięły i dzień
realizacji ich haniebnego planu – a to wszystko układa się w
jedną całość podczas pokazanego pod koniec tej partii omawiania
przez nich całego planu, co z kolei należy umiejscowić pomiędzy
dwoma wcześniej liźniętymi okresami KONIEC SPOILERA. I od
tego momentu „Nocturamę” oglądało mi się wprost bajecznie,
ponieważ chaos został wyparty przez stabilną, powolną, wyciszoną
wręcz narrację, w której nie trzeba było już szukać żadnych
punktów zaczepiania, wątków pozwalających mi zakotwiczyć się w
tej opowieści, odnaleźć w niej, w pełni się w nią zaangażować.
Mam jednak podejrzenie graniczące z pewnością, że fani dynamicznych, efekciarskich produkcji, osoby pragnące właśnie takiego kina będą miały spore trudności z
dotrwaniem do napisów końcowych. Jeśli w ogóle im się to uda...
Nie
wydaje mi się, żeby znalazło się wielu długoletnich wielbicieli
horroru, którym druga partia „Nocturamy” nie nasunie na myśl
„Świtu żywych trupów” George'a Romero. Takie skojarzenie
powinno wypłynąć samoistnie, bez udziału woli, już podczas
pierwszych ujęć zamkniętego, skąpanego w bladym świetle centrum
handlowego – pomieszczeń, które przez jakiś czas mają być
schronieniem dla grupy radykałów. Młodych ludzi, którzy
zdetonowali w Paryżu kilka ładunków wybuchowych. Starali się
rozmieścić je w takich miejscach, aby nie pochłonęły one żadnych
ofiar. Zaplanowali natomiast jedno morderstwo z broni palnej, do
wykonania którego zobligował się najstarszy członek ich grupy.
Bertrand Bonello w swoim scenariuszu nie zdradził ilu ludzi w sumie
zginęło i zostało rannych – nie wiemy, ilu osobom bomby
podłożone przez zradykalizowaną młodzież wyrządziły jakąś
fizyczną krzywdę i czy komuś w ogóle. Mamy natomiast okazję
wejść w rozpaczliwą sytuację terrorystów, towarzyszyć im w
nocnym pobycie w zamkniętym centrum handlowym, do którego za sprawą
wygłuszonych ścian nie dociera nawet najgłośniejszy dźwięk z
zewnątrz. Wszystko przykrywa ciężka cisza, czasami rozpraszana
głośną muzyką puszczaną przez jednego z członków grupy oraz
nieustannie wychwytywany klimat zaszczucia, wzbogacany wieloma
nieprzesadnie ciemnymi kadrami i intensyfikowany intymną pracą
kamer. To ostatnie na dodatek sprawia, że gustujący w takich
powolnych narracjach widz, zbliża się do co poniektórych postaci.
Przed odpowiadającym za zdjęcia Leo Hinstinem postawiono doprawdy
trudne zadanie. Musiał sprawić, żeby odbiorców zaczął obchodzić
los kilku postaci, o których wiemy bardzo niewiele, dotychczasowego
życia których tak naprawdę nie znamy. Wiemy natomiast, że właśnie
dopuścili się strasznego czynu, że stworzyli poważne zagrożenia
dla mieszkańców Paryża, czym bez wątpienia zasłużyli sobie na
surową karę. I Leo Hinstin tego dokonał, a przynajmniej ja w
pewnym momencie przyłapałam się na sympatyzowaniu z dwoma
członkami grupy terrorystycznej. Reakcja wielce niewygodna,
wprawiająca w niemały dyskomfort. Perspektywa, którą można chyba
uznać za kontrowersyjną, dla niektórych być może nawet
oburzającą. Jeśli spojrzeć na to od tej strony to można chyba
wysnuć hipotezę, że „Nocturama” jest do pewnego stopnia kinem
obrazoburczym – twórcy w żadnym razie nie starają się sprawić,
abyśmy pochwalali czyn, którego dopuścili się bohaterowie
(antybohaterowie) filmu, ale już samo wytwarzanie więzi na linii
widz-terrorysta za takowe z pewnością można uznać. Odbiorca,
któremu nie uda się zbliżyć do żadnej postaci, pomimo doprawdy
solidnej pracy operatorów i oświetleniowców, pomimo niezwykle
intensywnych zdjęć, wprost emanujących potężnymi,
nieokiełznanymi emocjami, z pewnością nie będzie w napięciu
oczekiwał na rozwój wypadków. Nie będzie obserwował zamkniętych
w centrum handlowym postaci w poczuciu nieustannie czyhającego na
nich zagrożenia, w oczekiwaniu na, jak się wydaje, tragiczne
konsekwencje ich czynów. W poczuciu ciągłego zaszczucia,
znajdowania się w miejscu, które nie jest bezpieczną przystanią
tylko śmiertelnie niebezpieczną pułapką. W przeciwnym wypadku, a
wierzcie mi twórcy czynią wiele, żeby ową więź wytworzyć,
wszystkie wyżej wymienione emocje powinny im towarzyszyć, na
deficyt tychże nie powinni narzekać. Na nieudaną finalizację
również, bowiem zaproponowane przez Bonello zamknięcie tej
historii, pomijając wszystko inne, zmusza do dyskusji, do
zastanowienia się, czy UWAGA SPOILER aby w swoim dążeniu do
eksterminacji terrorystów nie posuwamy się stanowczo za daleko? Widać to na przykładzie zabicia bezdomnych zaproszonych
do centrum handlowego przez Davida KONIEC SPOILERA.
„Nocturama”
to minimalistyczne, zmuszające do myślenia i w pewnym stopniu
kontrowersyjne kino, niepróbujące przypodobać się szerokiej
publiczności. Odcinające się od stereotypów (terrorystami są
muzułmanie, że tych zbrodni dokonuje się w imię Allaha - fabuła nawet nie dotyka kwestii religii, wszyscy obywatele Bliskiego Wschodu to ci źli, a
wszyscy Europejczycy to ci dobrzy etc.) i wprawiające w niemały
dyskomfort obraną perspektywą. Klimatyczne, wprost przepełnione
różnego rodzaju, jakże silnymi emocjami, trzymające w napięciu
dziełko, które jednak nie jest pozbawione kilku wad. Które
zbliżyłoby się do ideału, gdyby nie ta nieszczęsna pierwsza
partia – długie, chaotyczne wprowadzenie, podczas którego
musiałam zmuszać się do utrzymania wzroku na ekranie. Nie mogę
więc pochwalić „Nocturamy” za całokształt, nie mogę wyrazić
swojego zachwytu nad całością, ale nad drugą partią już tak. Bo
wówczas istotnie byłam wprost oczarowana rezultatami pracy całej
ekipy.
Podjęłam się próby obejrzenia tego filmu...niestety nie udało się dotrwać do końca. Jednakże wg mnie o wiele ciekawsza jest część pierwsza...wspaniałe ujęcia Paryża pozwoliły mi jakoś dotrwać do połowy tego "dzieła". I to jedyne co mogę pozytywnie ocenić w tym filmie...
OdpowiedzUsuńFaktycznie ciężko jest dotrwać do chociażby połowy, ale wszytko to co się dzieje po zatrzymaniu się w centrum handlowym jest nad wyraz satysfakcjonujące, a od momentu zdania sobie sprawy, że naszych terrorystów czeka rychły koniec - mamy istny majstersztyk. Przez pierwszą połowę przy ekranie trzymała mnie chcę ujrzenia finalizacji planu naszych prota/antagonistów, a później wizja początkowej sielanki zamienionej w egzekucję. I cieszę się, że nie postawiono na "wojnę domową". Nie wybili się sami, wytrzymali razem do końca. A konflikty między nimi samymi to też byłby jakiś pomysł na rozwinięcie akcji. Pytanie, czy nie po najprostszej linii. Charakterystyka niektórych bohaterów jest naprawdę ciekawa, a pole do popisu dla naszych domysłów jest bardzo duże. Ja jako wielbiciel slasherów raduje się gdy na ekranie jest wiele twarzy do zaznajomienia. Raczej łatwo jest mnie przekabacić na stronę danego bohatera/bohaterów i tak też było tutaj. Z ciekawości: ta dwójka, której kibicowałaś to... O ile jeszcze pamiętasz :)
OdpowiedzUsuńUWAGA SPOILER Na pewno ten chłopak, który w pewnym momencie wybrał się na przechadzkę po mieście, ten co zaprosił bezdomnych, ale nie pamiętam jak miał na imię. Drugiej osoby nie mogę sobie przypomnieć - może ten najmłodszy, ten dzieciak, ale pewna nie jestem.
Usuń