Katie
od czasu gdy została zgwałcona prowadzi bardzo ubogie życie
towarzyskie. Posiada tylko jedną przyjaciółkę, Debbie, kobietę,
z którą pracuje, ale po zakończeniu zmiany Katie zazwyczaj spędza
czas samotnie. To się zmienia, gdy poznaje aktora Jaya. Mężczyzna
bierze udział w filmie kręconym w miasteczku, w którym mieszka
Katie, ale po zakończeniu zdjęć wróci do Los Angeles. Kiedy ten
moment następuje Katie decyduje się spędzić kilka dni u niego. W
jego mieszkaniu w starej kamienicy. Jay nie zwleka z wprowadzeniem
jej w świat, w którym żyje. Wręcza jej drogie ubrania i zabiera
na wystawne przyjęcie, gdzie przedstawia jej swoich znajomych. Katie
czuje się trochę zagubiona w tej obcej dla niej rzeczywistości,
ale czerpie też z tego sporo przyjemności. Źródłem jej szczęścia
jest Jay, mężczyzna, w którym ma oparcie, jej bratnia dusza,
człowiek, którego darzy bardzo głębokim uczuciem. Ale z czasem
Katie zaczyna czuć się bardzo nieswojo. W kamienicy, w której Jay
wynajmuje mieszkanie dzieje się coś dziwnego, a przynajmniej jego
dziewczynie tak się wydaje. Sama Katie nie jest pewna, czy
niepokojące zjawiska, którym świadkuje są prawdziwe, czy
rozgrywają się wyłącznie w jej głowie.
„Rozpacz”
to reżyserski debiut aktora i producenta Davida Moscowa, oparty na
scenariuszu Craiga Walendziaka („Contracted: Phase II”) i Matthew
McCarty'ego. Prace nad filmem rozpoczęły się w 2014 roku.
Początkowo projekt nosił tytuł „A Dying Art”, ale później
zmieniono go na „Desolation” (w 2017 roku ukazał się jeszcze
jeden film o takiej nazwie, thriller/horror w reżyserii Sama
Pattona). Największym problemem było sfinansowanie tego
przedsięwzięcia (twórcy szukali pomocy między innymi na stronie
internetowej Kickstarter), ale w końcu udało się zebrać potrzebną
sumę. Premierowy pokaz „Rozpaczy” odbył się w 2017 roku na
American Film Festival, a do szerszego obiegu wszedł w roku
następnym.
Podczas
szukania informacji na temat „Rozpaczy” moją uwagę zwróciły
dwa tytuły widniejące w jednym z tekstów na temat omawianego filmu
- „Dziecko Rosemary” Romana Polańskiego i „Sliver” Phillipa
Noyce'a (notabene obie te produkcje powstały na kanwie utworów Iry
Levina). To znalezisko bardzo mnie ucieszyło, ponieważ już
zaczęłam myśleć, że coś sobie uroiłam. Bo naprawdę oglądając
„Rozpacz” nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że scenarzyści
naoglądali się tych dwóch filmów (zwłaszcza „Slivera”), choć
nie ukrywam, że pomyślałam też o „Czwartym piętrze” Josha
Klausnera, „Żarze” Craiga R. Baxleya i „Lokatorze” Romana
Polańskiego. Innymi słowy pomysłodawcy „Rozpaczy” podpięli
się pod znany motyw budynku wielorodzinnego, w którym dzieje się
coś dziwnego. Ich film najbardziej kojarzy się jednak ze
„Sliverem”, ponieważ łączy go z nim pewien charakterystyczny
dla tamtego obrazu szczegół, coś więcej niźli tylko nieruchomość
z wieloma mieszkaniami, w której osobie zajmującej pierwszy plan
grozi jakieś niebezpieczeństwo. A przynajmniej może tak być, bo
David Moscow jak wielu przed nim, postanowił nakręcić film, w
którym rzeczone niebezpieczeństwo równie dobrze może czaić się
wewnątrz, nie na zewnątrz. Czyli w głowie głównej bohaterki,
Katie, w którą wcieliła się całkiem przekonująca Dominik
Garcia-Lorido. Zagrożony może być jej umysł bez względu na to,
gdzie akurat przebywa – może my, odbiorcy „Rozpaczy”, śledzimy
tutaj proces osuwania się kobiety w otchłań szaleństwa („Wstręt"?), a nie jak
to, moim zdaniem, najwyraźniej daje się nam do zrozumienia spisek
zawiązany przez przynajmniej niektórych z pozostałych lokatorów
starej kamienicy w Los Angeles. Ale najpierw początek –
przedstawienie postaci, wprowadzenie we właściwą akcję i pierwsze
dni pobytu głównej bohaterki w mieszkaniu jej nowego chłopaka,
aktora Jaya (niezła kreacja Brocka Kelly'ego). Według mnie to
najlepsze momenty „Rozpaczy”. Partie, w których tak naprawdę
niewiele się dzieje, które nie wywlekają jeszcze na światło
dzienne całej grozy (w zamyśle, niekoniecznie efektywnym)
przygotowanej przez filmowców, bo nacisk kładzie się tutaj na
budowanie aury tajemniczości – zasiewa się w widzach ziarna
wątpliwości, zmusza ich do podejrzliwego przyglądania się zarówno
Jayowi, jak i Katie i w ogóle podejmowania prób w rozeznaniu się w
całej tej, jak jesteśmy przekonani, tylko na pozór zwyczajnej
sytuacji. Chociaż z tą zwyczajnością to trochę przesadziłam, bo
historia rodem z „Kopciuszka” nie zdarza się na co dzień –
większość kobiet może jedynie pomarzyć o związku z bożyszczem
tłumów, o tak diametralnej zmianie jaka nagle zachodzi w życiu
Katie. Zamknięta w sobie, unikająca kontaktów towarzyskich (z
wyjątkiem przyjaciółki Debbie), zmagająca się z traumatycznymi
wspomnieniami główna bohaterka „Rozpaczy” nagle wkracza w
zupełnie inny świat, w którym nie jest łatwo jej się odnaleźć.
Ale ma się przeczucie, że znalazłaby tutaj szczęście, że w Los
Angeles u boku swojego ukochanego wreszcie pozbyłaby się trawiącego
ją smutku, że mogłaby wreszcie odstawić leki psychotropowe,
pozostawić straszną przeszłość za sobą i cieszyć się
teraźniejszością. Tak, mogłoby tak być, gdyby nie zjawiska,
które już wkrótce zaczną zachodzić w otoczeniu Katie. W leciwej
kamienicy, która prezentuje się całkiem mrocznie, a nawet
obskurnie (korytarze), w budynku, w którym Katie czuje się coraz
mniej bezpiecznie.
Według
mnie na największe pochwały zasłużyli sobie operatorzy i
oświetleniowcy. Powolna praca kamer, dłuższe zbliżenia na
poszczególne postacie i fragmenty głównego miejsca akcji i w miarę
wyważone zagęszczanie ciemności w scenach bezpośrednio
poprzedzających jakieś uderzenie – słowem widać, że twórcom
zależało na intensywności, że ich celem było stworzenie
thrillera, w którym widz mógłby leniwie popływać, a nie sprintem
przemierzać całą trasę. A przynajmniej przez jakiś czas mogło
kierować nimi właśnie takie pragnienie, bo później scenariusz
narzucał duże tempo, powiedziałabym nawet, że w obraz ten wkradł
się totalny chaos. Sekwencje z małą dziewczynką przemykającą po
starej kamienicy były dla mnie nośnikiem największego napięcia,
to one najmocniej windowały emocje, choć ich kulminacje były tak
samo rozczarowujące, jak w przypadku pozostałych scenek z
dreszczykiem. To znaczy taki był zamiar Davida Moscowa, ale kontakty
Katie z innymi postaciami podczas jej pobytu w Los Angeles w taki
nastrój już mnie nie wprowadzały. Nie żeby były mi całkowicie
obojętne, ale cała ich otoczka i sposób, w jaki mnie przez nie
przeprowadzano (szybciej i mniej intensywnie niż w sekwencjach z
udziałem tajemniczej dziewczynki) utrzymywały napięcie na stałym,
średnim poziomie. Chociaż nie, drgnęło ono w scence z
policjantami rozgrywającej się w mieszkaniu Jaya. Zaraz potem
jednak powróciło do poprzedniego niezbyt zadowalającego poziomu.
Gdyby tylko twórcy „Rozpaczy” w dalszych partiach filmu
utrzymali styl obrany przez nich wcześniej i gdyby scenarzyści nie
powrzucali tylu tropów nakierowujących mnie na rozwiązanie tej
zagadki na długo przed jej ujawnieniem to „Rozpacz” w moich
oczach znacznie zyskałaby na wartości. Pewnie nie urosłaby do
rangi arcydzieła, pozycji obowiązkowej dla każdego wielbiciela
kina grozy (bez znaczenia czy thrillerów, czy horrorów, bo nie
sposób nie zauważyć tutaj także pewnych ucieczek w stronę tego
drugiego gatunku), ale myślę, że za jeden z lepszych dreszczowców
ostatnich lat w takim wypadku bym go uważała. A tak... no cóż.
potencjał był, ale moim zdaniem nie został w całości
wykorzystany.
Mimo
wad, których dopatrzyłam się w „Rozpaczy” (subiektywnym okiem)
będę miała na uwadze rozwój reżyserskiej kariery Davida Moscowa,
oczywiście jeśli takowy będzie następował. Bo tym obrazem dał
mi do zrozumienia, że interesuje go tworzenie minimalistycznych,
intensywnych filmów, w które widz powoli, acz nieuchronnie będzie
mógł się wtapiać, zamiast bez tchu pędzić wraz z bohaterami
przez coraz to bardziej efekciarskie wydarzenia. Idealnie mu to nie
wyszło, z czasem zaczęło go ponosić, ale (może naiwnie) ufam, że
nabierze większej wprawy w tworzeniu takich kameralnych dreszczowców
albo horrorów, bo wydaje mi się, że zbyt dużego wysiłku wkładać
w to nie będzie musiał. Odpowiednie predyspozycje ma, przydałby
się jeszcze tylko lepiej napisany scenariusz i wolniejsze tempo w
dalszych partiach filmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz