czwartek, 27 grudnia 2018

„Psychopatyczna eks” (2018)

Osierocona w dzieciństwie Kara Spencer mieszka ze swoim narzeczonym Tylerem. Pracują w tej samej wykwintnej restauracji i niedługo zamierzają wziąć ślub. Ponadto Kara świadczy usługi terapeutyczne w kościele, do którego od lat uczęszcza, co traktuje bardziej jak powołanie niż pracę. Wkrótce dowiaduje się, że jej najnowsza klientka to była dziewczyna jej narzeczonego, Isabelle 'Elle' Lloyd, która właśnie wróciła z odwyku. Szybko okazuje się, że nadal zależy jej na Tylerze i jest gotowa zrobić wiele, by go odzyskać. Na początek zatrudnia się w restauracji, w której pracują Kara i Tyler, po czym niezwłocznie przystępuje do zabiegania o względy swojego ukochanego. Mężczyzna odrzuca zaloty Elle, ale to bynajmniej jej nie zniechęca. Kobieta ma w zanadrzu mnóstwo sztuczek ukierunkowanych na zniszczenie jego związku z Karą. Ta ostatnia wkrótce nabiera przekonania, że Elle jest gotowa wyrządzić jej fizyczną krzywdę, byle dostać to, czego chce, że dla tej osoby nie istnieją absolutnie żadne granice.

Kanadyjski reżyser Philippe Gagnon od 2004 roku realizuje się głównie w telewizji. Kręci przede wszystkim filmy pełnometrażowe przeznaczone na małe ekrany, ale i serialami nie gardzi. „Druga strona medalu” (2009), „Zabójczy sekret” (2016), „W imię zła” (2017), „Uśpiony” (2018), to tylko niektóre z jego telewizyjnych produkcji. Thriller „Psychopatyczna eks” to również jego dzieło, zrealizowane na podstawie scenariusza Barbary Kymlickiej (m.in. „Śmiertelny pakt”, „Śnieżka: Letni koszmar”) i po raz pierwszy pokazane w maju 2018 roku w amerykańskiej telewizji.

Bardziej schematycznej opowieści o kobiecie mającej obsesję na punkcie pewnego mężczyzny, chyba nie da się już nakręcić. Kanadyjski thriller „Psychopatyczna eks” to jeden z tych tworów, którego rozwój, nawet tylko średnio zaznajomiony z gatunkiem, widz, najprawdopodobniej będzie znał już na początku seansu. Będzie wiedział, w jakim kierunku będzie podążał ten scenariusz, jakich posunięć ze strony czarnego charakteru powinien się spodziewać i jak będą na to reagować pozytywne postacie – osoby, na których antybohaterka zastawia swoje sidła. Będzie wiedział, nawet jeśli jakimś cudem, nie zetknął się jeszcze z tą konwencją (podobnych filmów bowiem trochę już powstało), bo twórcy „Psychopatycznej eks” niemalże wszystko, w aż nazbyt czytelny sposób, sygnalizują - tak że nie ma się żadnej wątpliwości, iż nie były to „wypadki przy pracy” tylko celowe zagrania. UWAGA SPOILER A ten jeden składnik fabuły, który starają się ukryć, ten ujawniony dopiero w ostatniej scence „Psychopatycznej eks”, prawdopodobnie niejednemu odbiorcy omawianego obrazu zaświta w głowie dużo wcześniej, bo to zaciemnianie prawdy niezbyt Philippe'owi Gagnonowi i jego ekipie wychodzi, ale z drugiej strony lepszy taki przewrót niż żaden KONIEC SPOILERA. Taki sposób prowadzenia historii dla niektórych może być nie do zniesienia i potrafię ich zrozumieć, bo mnie też ogarniało zniechęcenie tą jaskrawą wręcz przewidywalnością. W moim przypadku nie było ono jednak tak wielkie, żebym miała poważne trudności ze zwalczaniem tego stanu. Pomocne było to, że nie jestem typem widza, któremu bardzo zależy na innowacyjnych fabułach, i który nie widzi sensu w śledzeniu opowieści niemających dla niego praktycznie żadnych tajemnic. Przyznaję, że jestem już zmęczona thrillerami o stalkerach, ale tyczy się to wyłącznie prześladowców płci męskiej. Bo moja miłość do femme fatale bynajmniej nie osłabła – nadal fascynują mnie kobiece czarne charaktery tak w filmie, jak w literaturze. I właśnie obietnica obecności takiej postaci zawarta w skrótowym opisie fabuły „Psychopatycznej eks” znalezionym w Internecie i oczywiście w polskim tytule filmu, skłoniła mnie do obejrzenia tej produkcji. Drugą, ale już mniejszą zachętą, była obecność Elisabeth Harnois w obsadzie rzeczonej produkcji, ponieważ darzę ją pewną sympatią, ale akurat tutaj moją uwagę przyciągała przede wszystkim Kimberly-Sue Murray. I nie tylko dlatego, że kreowała ona postać psychopatycznej eks. W moim mniemaniu Murray grała bowiem lepiej od Harnois, jej warsztat był bardziej przekonujący, wręcz widać było, że dużo lepiej czuje w swojej roli. A co z Tylerem? Z Morganem Kellym wcielającym się w tę rolę? To samo, co z wieloma innymi tego typu postaciami, tj. mężczyznami, na punkcie których tak wiele niebezpiecznych kobiet dostaje na ekranie obsesji. Kelly musi ustępować pola płci żeńskiej, zadowalać się dużo mniejszą uwagą widza. O ile o w ogóle, bo jeśli o mnie chodzi to nie poświęcałam mu prawie żadnej uwagi. Był mi niemal całkowicie obojętny, czemu trudno się dziwić zważywszy na jego towarzystwo. Dwie rywalizujące ze sobą kobiety, silne jednostki, wiedzące czego chcą i gotowe zrobić wiele, by to dostać. A chciały Tylera, tego niczym niewyróżniającego się, zwyczajnego mężczyznę, który jeszcze niedawno tkwił w szponach niszczącego nałogu. Nieszukającego już kłopotów, odpowiedzialnego mężczyznę, chętnie korzystającego z rad swojej narzeczonej i na wszelkie sposoby starającego się ją uszczęśliwić. Pokusa jest jednak wielka, bo w końcu Tyler ma wiele miłych wspomnień związanych z Elle Lloyd, a jakby tego było mało kobieta nie szczędzi wysiłków by go przekonać, że może dać mu o wiele więcej niż Kara.

„Psychopatyczną eks” zrealizowano prawie w taki sam sposób, jak znakomitą większość współczesnych telewizyjnych dreszczowców. Atmosfera nie jest więc zadowalająco mroczna, a i mocno trzymających w napięciu scen raczej tutaj nie odnajdziemy. Kolory za to są przyblakłe, niezbyt żywe, na pewno nie plastikowe, ale czerni zdecydowanie mi brakowało. Dodałabym też więcej odcieni szarości. Na miejscu twórców starałabym się nadać płaszczyźnie technicznej bardziej ponury, posępny wymiar, tchnąć w to poczucie beznadziei, bo fabuła takie wrażenie ewidentnie starała się stworzyć. Kara i Tyler wydają się tkwić w sytuacji, z której nie ma bezpiecznego wyjścia. To znaczy takiego, które dałoby się stworzyć bez konieczności wyrządzenia dużej krzywdy ich prześladowczyni. Ona z kolei wydaje się być coraz bardziej przekonana, że jedynym sposobem na odzyskanie ukochanego jest wyeliminowanie jego narzeczonej, że to jedyna przeszkoda na drodze do jej szczęścia. Elle nazywa Karę Matką Teresą – wychodzi z założenia, że narzeczona Tylera jest typem kobiety, która czerpie przyjemność z pomagania potrzebującym, pełną empatii osobą, której brakuje pewności siebie. Biednym dziewczątkiem rozpaczliwie potrzebującym wsparcia swojego partnera, przekonanym, że bez niego nie będzie w stanie poradzić sobie w życiu. Natomiast siebie Elle uważa za zupełne przeciwieństwo Kary – za kobietę silną, niezależną, niebojącą się ryzyka, lubiącą niebezpieczne przygody i potrafiącą walczyć o to, na czym jej zależy. Isabelle ma więc podstawy, by przypuszczać, że bez trudu odzyska Tylera, że zniszczenie jego związku z Karą, z tą „szarą myszką”, to dla niej „bułka z masłem”. Ale, jak można się tego spodziewać, wcale nie okaże się to tak łatwe, jak antybohaterka „Psychopatycznej eks” zakładała. Kara i Tyler również nie będą mieli lekko, oni także będą musieli mocno się nagimnastykować by utrzymać swój związek. O ile będą tego jeszcze chcieli, bo Elle zdaje się doskonale wiedzieć, jak niszczy się związki, jak gra się w tę podłą grę. W przeciwieństwie do Kary, bo to w nią Elle wymierza wszystkie bolesne ciosy – na Tylerze odbija się to zaś rykoszetem, bo mężczyzna cierpi na widok krzywdy swojej ukochanej. A gdzie jest policja, pewnie zapytacie. Otóż, szybko okazuje się, że Elle jest córką komendanta policji. Tatuś roztacza nad nią parasol ochronny (sytuacja praktycznie z życia wzięta), czym oczywiście tylko jej szkodzi, bo wydaje się, że właśnie to poczucie bezkarności zachęca ją do przekraczania kolejnych granic. Może się oszukuje, może faktycznie jest głęboko przekonany o niewinności swojej córki, ale to nie usprawiedliwia wyjątkowego traktowania Elle w obliczu prawa i jak już wspomniałam na pewno nie pomaga Elle. Kara i Tyler wydają się więc być zdani wyłącznie na siebie, osamotnieni na polu walki z psychopatką powoli rujnującą ich wspólne życie... Jak to się rozwinie? Łatwo się domyślić – czy Tyler i Kara w końcu znajdą sojuszników wiadomo właściwie od początku „Psychopatycznej eks”, kto wygra tę wojnę też pewnie dla nikogo tajemnicą nie będzie, ale podejrzewam, że znajdzie się trochę osób, które dadzą się raz zaskoczyć. A i nie mam wątpliwości, że wśród tych, których nie spotka tego rodzaju przyjemność, znajdą się i tacy, którym doszczętnie nie zepsuje to sensu, którzy pomimo przewidywalności fabuły będą się na tym jako tako bawić. Pewnie bez zachwytów, ale wątpię, żeby ktokolwiek się tego spodziewał po współczesnych telewizyjnych thrillerach.

Kolejny niczym niewyróżniający się telewizyjny dreszczowiec, którego szczegóły zatarły się w mojej pamięci parę godzin po zakończeniu seansu. Wchodzi w miarę łatwo, ale też szybko z głowy wychodzi, tym samym robiąc miejsce na coś bardziej emocjonującego, klimatycznego, charakterystycznego, wciągającego i/lub bardziej zaskakującego. „Psychopatyczna eks” to dzieło na wskroś przeciętne, zwyklak jakich wiele, przeznaczony dla osób niemających dużych wymagań, potrafiących zadowolić się czymś tańszym, konwencjonalnym, niezmuszającym do myślenia i nieprzykładającym większej wagi do generowania napięcia. Tragicznie seansu „Psychopatycznej eks” Philippe'a Gagnona nie wspominam, jakoś się to oglądało, ale sądzę, że tylko dlatego, że nie potrzebuję wiele, by czas spędzony przed ekranem upłynął mi w miarę bezboleśnie. Ktoś pewnie powie, że potrafię odnaleźć się w byle czym... i w sumie będzie miał sporo racji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz