Osierocona
w dzieciństwie Kara Spencer mieszka ze swoim narzeczonym Tylerem.
Pracują w tej samej wykwintnej restauracji i niedługo zamierzają
wziąć ślub. Ponadto Kara świadczy usługi terapeutyczne w
kościele, do którego od lat uczęszcza, co traktuje bardziej jak
powołanie niż pracę. Wkrótce dowiaduje się, że jej najnowsza
klientka to była dziewczyna jej narzeczonego, Isabelle 'Elle' Lloyd,
która właśnie wróciła z odwyku. Szybko okazuje się, że nadal
zależy jej na Tylerze i jest gotowa zrobić wiele, by go odzyskać.
Na początek zatrudnia się w restauracji, w której pracują Kara i
Tyler, po czym niezwłocznie przystępuje do zabiegania o względy
swojego ukochanego. Mężczyzna odrzuca zaloty Elle, ale to
bynajmniej jej nie zniechęca. Kobieta ma w zanadrzu mnóstwo
sztuczek ukierunkowanych na zniszczenie jego związku z Karą. Ta
ostatnia wkrótce nabiera przekonania, że Elle jest gotowa wyrządzić
jej fizyczną krzywdę, byle dostać to, czego chce, że dla tej
osoby nie istnieją absolutnie żadne granice.
Kanadyjski
reżyser Philippe Gagnon od 2004 roku realizuje się głównie w
telewizji. Kręci przede wszystkim filmy pełnometrażowe
przeznaczone na małe ekrany, ale i serialami nie gardzi. „Druga
strona medalu” (2009), „Zabójczy sekret” (2016), „W imię
zła” (2017), „Uśpiony” (2018), to tylko niektóre z jego
telewizyjnych produkcji. Thriller „Psychopatyczna eks” to również
jego dzieło, zrealizowane na podstawie scenariusza Barbary
Kymlickiej (m.in. „Śmiertelny pakt”, „Śnieżka: Letni
koszmar”) i po raz pierwszy pokazane w maju 2018 roku w
amerykańskiej telewizji.
Bardziej
schematycznej opowieści o kobiecie mającej obsesję na punkcie
pewnego mężczyzny, chyba nie da się już nakręcić. Kanadyjski
thriller „Psychopatyczna eks” to jeden z tych tworów, którego
rozwój, nawet tylko średnio zaznajomiony z gatunkiem, widz,
najprawdopodobniej będzie znał już na początku seansu. Będzie
wiedział, w jakim kierunku będzie podążał ten scenariusz, jakich
posunięć ze strony czarnego charakteru powinien się spodziewać i
jak będą na to reagować pozytywne postacie – osoby, na których
antybohaterka zastawia swoje sidła. Będzie wiedział, nawet jeśli
jakimś cudem, nie zetknął się jeszcze z tą konwencją (podobnych
filmów bowiem trochę już powstało), bo twórcy „Psychopatycznej
eks” niemalże wszystko, w aż nazbyt czytelny sposób, sygnalizują
- tak że nie ma się żadnej wątpliwości, iż nie były to
„wypadki przy pracy” tylko celowe zagrania. UWAGA SPOILER
A ten jeden składnik fabuły, który starają się ukryć, ten
ujawniony dopiero w ostatniej scence „Psychopatycznej eks”,
prawdopodobnie niejednemu odbiorcy omawianego obrazu zaświta w
głowie dużo wcześniej, bo to zaciemnianie prawdy niezbyt
Philippe'owi Gagnonowi i jego ekipie wychodzi, ale z drugiej strony
lepszy taki przewrót niż żaden KONIEC SPOILERA. Taki sposób
prowadzenia historii dla niektórych może być nie do zniesienia i
potrafię ich zrozumieć, bo mnie też ogarniało zniechęcenie tą
jaskrawą wręcz przewidywalnością. W moim przypadku nie było ono
jednak tak wielkie, żebym miała poważne trudności ze zwalczaniem
tego stanu. Pomocne było to, że nie jestem typem widza, któremu
bardzo zależy na innowacyjnych fabułach, i który nie widzi sensu w
śledzeniu opowieści niemających dla niego praktycznie żadnych
tajemnic. Przyznaję, że jestem już zmęczona thrillerami o
stalkerach, ale tyczy się to wyłącznie prześladowców płci
męskiej. Bo moja miłość do femme fatale bynajmniej nie osłabła
– nadal fascynują mnie kobiece czarne charaktery tak w filmie, jak
w literaturze. I właśnie obietnica obecności takiej postaci
zawarta w skrótowym opisie fabuły „Psychopatycznej eks”
znalezionym w Internecie i oczywiście w polskim tytule filmu,
skłoniła mnie do obejrzenia tej produkcji. Drugą, ale już
mniejszą zachętą, była obecność Elisabeth Harnois w obsadzie
rzeczonej produkcji, ponieważ darzę ją pewną sympatią, ale
akurat tutaj moją uwagę przyciągała przede wszystkim Kimberly-Sue
Murray. I nie tylko dlatego, że kreowała ona postać
psychopatycznej eks. W moim mniemaniu Murray grała bowiem lepiej od
Harnois, jej warsztat był bardziej przekonujący, wręcz widać
było, że dużo lepiej czuje w swojej roli. A co z Tylerem? Z
Morganem Kellym wcielającym się w tę rolę? To samo, co z wieloma
innymi tego typu postaciami, tj. mężczyznami, na punkcie których
tak wiele niebezpiecznych kobiet dostaje na ekranie obsesji. Kelly
musi ustępować pola płci żeńskiej, zadowalać się dużo
mniejszą uwagą widza. O ile o w ogóle, bo jeśli o mnie chodzi to
nie poświęcałam mu prawie żadnej uwagi. Był mi niemal całkowicie
obojętny, czemu trudno się dziwić zważywszy na jego towarzystwo.
Dwie rywalizujące ze sobą kobiety, silne jednostki, wiedzące czego
chcą i gotowe zrobić wiele, by to dostać. A chciały Tylera, tego
niczym niewyróżniającego się, zwyczajnego mężczyznę, który
jeszcze niedawno tkwił w szponach niszczącego nałogu.
Nieszukającego już kłopotów, odpowiedzialnego mężczyznę,
chętnie korzystającego z rad swojej narzeczonej i na wszelkie
sposoby starającego się ją uszczęśliwić. Pokusa jest jednak
wielka, bo w końcu Tyler ma wiele miłych wspomnień związanych z
Elle Lloyd, a jakby tego było mało kobieta nie szczędzi wysiłków
by go przekonać, że może dać mu o wiele więcej niż Kara.
„Psychopatyczną
eks” zrealizowano prawie w taki sam sposób, jak znakomitą
większość współczesnych telewizyjnych dreszczowców. Atmosfera
nie jest więc zadowalająco mroczna, a i mocno trzymających w
napięciu scen raczej tutaj nie odnajdziemy. Kolory za to są
przyblakłe, niezbyt żywe, na pewno nie plastikowe, ale czerni
zdecydowanie mi brakowało. Dodałabym też więcej odcieni szarości.
Na miejscu twórców starałabym się nadać płaszczyźnie
technicznej bardziej ponury, posępny wymiar, tchnąć w to poczucie
beznadziei, bo fabuła takie wrażenie ewidentnie starała się
stworzyć. Kara i Tyler wydają się tkwić w sytuacji, z której nie
ma bezpiecznego wyjścia. To znaczy takiego, które dałoby się
stworzyć bez konieczności wyrządzenia dużej krzywdy ich
prześladowczyni. Ona z kolei wydaje się być coraz bardziej
przekonana, że jedynym sposobem na odzyskanie ukochanego jest
wyeliminowanie jego narzeczonej, że to jedyna przeszkoda na drodze
do jej szczęścia. Elle nazywa Karę Matką Teresą – wychodzi z
założenia, że narzeczona Tylera jest typem kobiety, która czerpie
przyjemność z pomagania potrzebującym, pełną empatii osobą,
której brakuje pewności siebie. Biednym dziewczątkiem rozpaczliwie
potrzebującym wsparcia swojego partnera, przekonanym, że bez niego
nie będzie w stanie poradzić sobie w życiu. Natomiast siebie Elle
uważa za zupełne przeciwieństwo Kary – za kobietę silną,
niezależną, niebojącą się ryzyka, lubiącą niebezpieczne
przygody i potrafiącą walczyć o to, na czym jej zależy. Isabelle
ma więc podstawy, by przypuszczać, że bez trudu odzyska Tylera, że
zniszczenie jego związku z Karą, z tą „szarą myszką”, to dla
niej „bułka z masłem”. Ale, jak można się tego spodziewać,
wcale nie okaże się to tak łatwe, jak antybohaterka
„Psychopatycznej eks” zakładała. Kara i Tyler również nie
będą mieli lekko, oni także będą musieli mocno się
nagimnastykować by utrzymać swój związek. O ile będą tego
jeszcze chcieli, bo Elle zdaje się doskonale wiedzieć, jak niszczy
się związki, jak gra się w tę podłą grę. W przeciwieństwie do
Kary, bo to w nią Elle wymierza wszystkie bolesne ciosy – na
Tylerze odbija się to zaś rykoszetem, bo mężczyzna cierpi na
widok krzywdy swojej ukochanej. A gdzie jest policja, pewnie
zapytacie. Otóż, szybko okazuje się, że Elle jest córką
komendanta policji. Tatuś roztacza nad nią parasol ochronny
(sytuacja praktycznie z życia wzięta), czym oczywiście tylko jej
szkodzi, bo wydaje się, że właśnie to poczucie bezkarności
zachęca ją do przekraczania kolejnych granic. Może się oszukuje,
może faktycznie jest głęboko przekonany o niewinności swojej
córki, ale to nie usprawiedliwia wyjątkowego traktowania Elle w
obliczu prawa i jak już wspomniałam na pewno nie pomaga Elle. Kara
i Tyler wydają się więc być zdani wyłącznie na siebie,
osamotnieni na polu walki z psychopatką powoli rujnującą ich
wspólne życie... Jak to się rozwinie? Łatwo się domyślić –
czy Tyler i Kara w końcu znajdą sojuszników wiadomo właściwie od
początku „Psychopatycznej eks”, kto wygra tę wojnę też pewnie
dla nikogo tajemnicą nie będzie, ale podejrzewam, że znajdzie się
trochę osób, które dadzą się raz zaskoczyć. A i nie mam
wątpliwości, że wśród tych, których nie spotka tego rodzaju
przyjemność, znajdą się i tacy, którym doszczętnie nie zepsuje
to sensu, którzy pomimo przewidywalności fabuły będą się na tym
jako tako bawić. Pewnie bez zachwytów, ale wątpię, żeby
ktokolwiek się tego spodziewał po współczesnych telewizyjnych
thrillerach.
Kolejny
niczym niewyróżniający się telewizyjny dreszczowiec, którego
szczegóły zatarły się w mojej pamięci parę godzin po
zakończeniu seansu. Wchodzi w miarę łatwo, ale też szybko z głowy
wychodzi, tym samym robiąc miejsce na coś bardziej emocjonującego,
klimatycznego, charakterystycznego, wciągającego i/lub bardziej
zaskakującego. „Psychopatyczna eks” to dzieło na wskroś
przeciętne, zwyklak jakich wiele, przeznaczony dla osób niemających
dużych wymagań, potrafiących zadowolić się czymś tańszym,
konwencjonalnym, niezmuszającym do myślenia i nieprzykładającym
większej wagi do generowania napięcia. Tragicznie seansu
„Psychopatycznej eks” Philippe'a Gagnona nie wspominam, jakoś
się to oglądało, ale sądzę, że tylko dlatego, że nie
potrzebuję wiele, by czas spędzony przed ekranem upłynął mi w
miarę bezboleśnie. Ktoś pewnie powie, że potrafię odnaleźć się
w byle czym... i w sumie będzie miał sporo racji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz