Grupa
więźniów od kilkudziesięciu lat przemierza przestrzeń kosmiczną
na pokładzie Nadira, statku, którym przez cały czas steruje
komputer. Skazańcy są jedynymi pasażerami. Nie znają celu tej
podróży, nie mogą nawet być pewni, że dokądś zmierzają.
Wiedzą jedynie, że to kara za zbrodnie popełnione na Ziemi, na
którą prawie na pewno nigdy już nie powrócą. Jednym z pasażerów
Nadira jest Logan Millfox, oczytany mężczyzna, który pewnego dnia
zostaje wezwany na dolny pokład przez samozwańczego przywódcę
tego latającego obiektu. Okazuje się, że dokonał on niepokojącego
odkrycia. Odkrycia mogącego świadczyć o tym, że na pokładzie
Nadira jest szpieg, że wśród nich jest ktoś pracujący dla rządu.
Nieformalny przywódca statku jest zdeterminowany by poznać
tożsamość tej osoby, a w tym celu zamierza wykorzystać Logana.
Nie trzeba długo czekać, aż poszukiwania szpieg zamienią się w
poszukiwania bezwzględnego mordercy. Człowieka, który z jakiegoś
sobie tylko znanego powodu kolejno eliminuje przymusowych pasażerów
Nadira.
Pierwsza
powieść, pt. „Wolność urojona”, polskiego autora piszącego
pod pseudonimem Edward Strun ukazała się w 2014 roku, a na kolejną
jego fanom przyszło czekać aż pięć lat. Absolwent Wydziału
Budownictwa Politechniki Śląskiej i zapalony miłośnik hard
science fiction, czerpiąc inspirację z „Symetrii” Konrada
Niewolskiego i „Robota” Adama Wiśniewskiego-Snerga skonstruował
opowieść będącą połączeniem jego ulubionego gatunku z nie tak
znowu klasycznym kryminałem. Nasuwający co prawda skojarzenia z
„Morderstwem w Orient Expressie” Agathy Christie, ale tylko w
szczegółach. W ogólności „Nadir” kroczy inną ścieżką.
Ścieżką, która w zasadzie powinna połączyć „dwa
(nie)zwaśnione rody” - fanów science fiction i miłośników
kryminałów.
Seryjny
morderca na pokładzie statku kosmicznego. I nie jest to ósmy
pasażer „Nostromo” tylko prawdopodobniej homo sapiens.
Przypuszczalnie jeden z przestępców skazanych na tę międzygwiezdną
podróż... donikąd? To możliwe, ale równie prawdopodobne jest to,
że tytułowy statek kosmiczny w końcu gdzieś wyląduje. Na Ziemię
już raczej nie wróci, a w każdym razie przymusowi pasażerowie
Nadira zdają się być już pogodzeni z tą myślą. Kiedy ich
poznajemy mają już za sobą prawie pięćdziesiąt lat przeprawy
przez przestrzeń kosmiczną. Aktualnie znajdują się mniej więcej
czterdzieści lat świetlnych od domu i przynajmniej na razie nie
mają powodów, by sądzić, że w najbliższym czasie wydostaną się
ze swojego więzienia. Bo Nadir w gruncie rzeczy jest ich więzieniem.
Więzieniem, na który w zupełności sobie zasłużyli? Edward Strun
stawia swoich czytelników przed tym dylematem, aczkolwiek nie
powiedziałabym, że to najtrudniejsza kwestia, jaką porusza w
omawianej powieści. Nie, nie najtrudniejsza. To niewłaściwe słowo.
Trafniejsze pewnie będzie „najbardziej niewygodna”. Bo autor
„Nadira”, najczęściej ustami niejakiego Franka, formułuje
tezy, które osobom przekonanym o wspaniałości gatunku ludzkiego (a
takowych jest zaskakująco wielu), o niezmierzonym miłosierdziu
chrześcijańskiego Boga i w ogóle całej naszej ziemskiej
egzystencji, mogą dać do myślenia. Albo nielicho zbulwersować.
Nie należy przez to rozumieć, że Strun przelał na karty „Nadira”
jakieś szerzej nieznane twierdzenia, ale na pewno wciąż budzące
kontrowersje. Strun nie narzuca nam jakichś swoich poglądów na
świat i człowieka przekonanego, że Ziemia jest jego własnością
(Matka Natura pewnie pęka ze śmiechu). Wyraźnie „nie opowiada
się po żadnej stronie”, już prędzej zadaje pytania, na które
sami, jeśli zechcemy, musimy sobie tak czy inaczej odpowiedzieć.
Zaprasza nas do dyskusji, zamiast robić z siebie jakiegoś guru,
pokroju na przykład pierwszego lepszego polskiego polityka. Frank
formułuje swoje, dla niektórych pewnie śmiałe, przemyślenia, ale
my wcale nie musimy się z nimi zgadzać. Nie tylko dlatego, że
padają one z ust mordercy, a więc człowieka niekoniecznie godnego
zaufania. Po prostu możemy z nim polemizować. Strun zostawia nam
taką przestrzeń, samemu będąc kimś w rodzaju arbitra. Narrator
Logan Millfox wprawdzie nie wdaje się z Frankiem w zażarte dysputy,
ale czyni nieśmiałe uwagi, które można nazwać opozycyjnymi. Ale
to taka opozycja z niższej półki – niezbyt zaangażowana, też
raczej niegodna zaufania, niemniej mogąca stanowić swego rodzaju
kotwicę dla osób patrzących na świat w mniej czarnych barwach od
Franka. Pewności jednak nie mam, bo... Miałam ten komfort, że nie
musiałam stawać przeciwko Frankowi w tych niezbyt długich
dyskusjach o, ogólnie rzecz ujmując, tak zwanym człowieczeństwie.
Owszem, zdarzało się, ale to były raczej detale. Nie mogę
powiedzieć, że udzielał mi się jego skrajnie pesymistyczny ogląd
świata, że zaraził mnie swoim, jak by na to nie patrzeć,
przygnębiającym spojrzeniem na rzeczywistość, bo generalnie
wyrażał to, co już dawno zdążyłam sama zaobserwować. Człowiek
to drapieżnik, a życie to niekończące się pasmo cierpień –
swego rodzaju (o)błędne koło. Zakaźna choroba śmiertelna.
Bezsensowny, marny żywot naznaczony złudną nadzieją pokładaną w
kolejnych pokoleniach. Może nasze dzieci odwrócą tę złą passę,
może będą uczyć się na naszych błędach, może wyciągną
trafne wnioski z krwawej historii ludzkości. Cóż, Frank w to nie
wierzy, a Logan... Logan od zadręczania swojego umysłu rzeczami,
których i tak nie może zmienić, woli podziwiać niecodzienne
widoki rozciągające się za iluminatorami Nadira i znajdywać
piękno tam, gdzie niewielu jest w stanie je dostrzec. Logan jest
wszak turpistą obdarzonym niemałą inteligencją, aczkolwiek bardzo
możliwe, że na pokładzie tytułowego statku, oprócz Franka, jest
ktoś przewyższający go, nawet jeśli nie inteligencją, to na
pewno sprytem.
(źródło: https://www.facebook.com/Edward-Strun-618379494938309/?fref=tag) |
„Nadir”
dzieli się na dwie niezbyt rozbudowane części. I to jest mój
główny zarzut do tej powieści. Naprawdę chciałoby się, żeby ta
historia trwała dużo dłużej. Nie tylko w celu przedłużania
między innymi mojej przyjemności płynącej z obcowania z tą nader
interesującą i w miarę klimatyczną opowieścią będącą
idealnie wyważoną mieszanką science fiction i kryminału. Jak już
nadmieniłam utworem delikatnie kojarzącym się z „Morderstwem w
Orient Expressie” Agathy Christie, aczkolwiek sam autor zastrzega,
że podobieństwa są zupełnie przypadkowe, że natchnęły go inne
dzieła. „Obcego – 8. pasażera Nostromo” Ridleya Scotta
nie wymienia, ale przypuszczam, że niejeden odbiorca „Nadira”
pomyśli też o tej ponadczasowej historii. Ale raczej nie będzie
upierał się przy tym, że w tym blaszanym więzieniu przebywa
pozaziemski organizm wrogo nastawiony do swoich współpasażerów.
Wróg najprawdopodobniej jest człowiekiem z krwi i kości.
Podejrzewa się, że mordów dopuszcza się któryś z przestępców
skazanych na Nadira, ale czytelnik musi brać też pod uwagę inną
możliwość. Na pierwszy rzut oka może wydać się ona nieco
naciągana, ale z drugiej strony... Dolny pokład. A ściślej
zamknięte pomieszczenie znajdujące się na najniższej kondygnacji
Nadira. Co jeśli za tymi tajemniczymi drzwiami umieszczono kogoś
jeszcze? Kogoś, kto albo sam znalazł sposób na wydostanie się z
tego pomieszczenia, albo po prostu od początku miał być wykonawcą
ostatecznej kary przewidzianej dla przestępców osadzonych w tej
klaustrofobicznej maszynie. Tak czy inaczej skazańcy, jeśli chcą
przeżyć, muszą jak najszybciej znaleźć najprawdopodobniej
człowieka, dla którego stali się zwierzyną łowną. Wszyscy? To
się okaże. Na pewno jednak każdy z nich byłby do tego zdolny. Tę
niewesołą gromadkę tworzą bowiem ludzie, którzy dopuścili się
przeróżnych odrażających zbrodni. Czy w takim razie powinniśmy
im kibicować w tej nieoczekiwanej walce na śmierć i życie z
doprawdy tajemniczym osobnikiem? W sumie byłam rozdarta. Śmierć z
jednej strony nie wydawała mi się nazbyt surową karą za czyny,
których ci ludzie dawno temu dopuścili się na Ziemi. Ale miałam
wątpliwości, czy wszystkie te postacie naprawdę można wrzucić do
worka z napisem „zwyrodnialcy”. Rzecz nie w „mitycznej”
resocjalizacji (szczery żal za grzechy, nie tyle mocne postanowienie
poprawy, ile faktyczna zmiana na lepsze), ile w pewnych ziarnach
wątpliwości najpewniej celowo zasiewanych przez autora. Mówiąc
wprost nie miałam absolutnej pewności co do winy jednej z postaci
wykreowanych na potrzeby „Nadira”. Nie miałam wprawdzie powodów
by wątpić w to, że ta osoba dopuściła się przynajmniej jednego
zabójstwa, ale czy tego chciała? Nie wiedziałam, a przez to moje
nastawienie do tego mężczyzny było dosyć rozproszone.
Niejednoznaczne. Była jeszcze kwestia ofiary: człowieka od lat
gwałconego przez przynajmniej jednego ze współpasażerów,
człowieka maltretowanego, poniżanego, będącego czołowym „workiem
treningowym” na Nadirze. Nie wiem, co do niego czułam. Może i
było to współczucie, może i Strunowi udało się uruchomić moją
empatię, ale znając zbrodnicze czyny mężczyzny, którego
cierpienia odmalowywał... Powiedzmy, że nie potrafiłam patrzeć na
niego całkowicie litościwym okiem. A jego oprawcy byli jeszcze
gorsi – ludzie już do szczętu zepsuci, istoty doprawdy skrajnie
antypatyczne, postacie o los, których niepodobna zadrżeć. Strun
potrafi jednak wykrzesać z tej niecodziennej sytuacji niemało
napięcia. Bez widocznego trudu wciągnął mnie w rozgrywkę
pomiędzy złem i... jeszcze większym złem? Frank zapewne
powiedziałby teraz, że nie ma czegoś takiego jak zło i dobro, że
w naturze taki podział nie funkcjonuje, że to nazbyt uproszczone,
wręcz kłamliwe hasła. Szufladki, do których zwykliśmy wrzucać
drapieżników, bo tak jest wygodniej. Tak, drapieżników, bo według
Franka wszyscy nimi jesteśmy. My ludzie. Ssaki, zwykłe zwierzęta,
którym nałożono niezbyt silne kajdany w postaci nakazów i
zakazów. Bo według Franka człowiek nie jest stworzony do takiego
życia, jakiego oczekuje się w tak zwanych cywilizowanych krajach.
Jego natura jest inna. Jakkolwiek strasznie może to zabrzmieć w
uszach co poniektórych, naturalniejsze dla człowieka może być
(Frank uważa to za pewnik) prawo dżungli, które notabene panuje na
Nadirze. Czy rozum może przezwyciężyć tę hipotetyczną zwierzęcą
naturę? Strun naturalnie nie udzieli Wam na to odpowiedzi. Nawet nie
będzie Was usilnie przekonywać do racji Franka. I chyba dobrze,
prawda? Filozoficzne, socjologiczne, psychologiczne i teologiczne
wynurzenia, to jedno, ale „Nadir” to także mroczny,
nieprzewidywalny kryminał osadzony w kosmicznej scenerii oraz
science fiction, z jakim jeszcze się nie spotkałam. Strun co prawda
kompletnie nie unika klasycznych, dobrze znanych motywów, ale
ujawniony dopiero w drugiej części „Nadira” (w dalszej partii
książki) fundament tej opowieść jest w najgorszym razie mało
pospolity. Czy oryginalny pewna być nie mogę – mogę powiedzieć
jedynie tyle, że jeszcze się z czymś takim nie spotkałam. Nie
oznacza to, że ów fortel zastosowany przez autora przyniósł mi
wyłącznie korzyści. Dla mnie zwrot akcji był nazbyt drastyczny.
To znaczy niełatwo było mi się tak nagle przestawić na te inne
tory, a gdy wreszcie udało mi się na powrót w „Nadira”
zaangażować niewiele już go zostało. I w ten oto sposób wracamy
do początku tego akapitu: największym grzechem popełnionym tutaj
przez Edwarda Struna, moim zdaniem, jest niewystarczające
rozwinięcie tej powieści. Sądzę, że to materiał na zdecydowanie
obszerniejszą publikację. Podkreślić jednak muszę, że wcale nie
uważam, iż Strun go zaprzepaścił, że w takim kształcie „Nadir”
żadnej wartości sobą nie przedstawia. Wręcz przeciwnie: myślę,
że na uwagę tak amatorów science fiction, jak kryminałów utwór
ten jak najbardziej zasługuje.
Fani
science fiction i fani kryminałów łączcie się nad powieścią
„Nadir” pióra polskiego pisarza tworzącego pod pseudonimem
Edward Strun. Nie musisz przepadać za oboma tymi gatunkami, by dać
się wciągnąć w mroczną podróż na pokładzie tytułowego
Nadira. Wystarczy sympatia do jednego z nich, by odnaleźć się w
tej niebanalnej, przystępnie rozpisanej intrydze rozgrywającej się
dziesiątki lat świetlnych od Ziemi. Stańcie u boku skazańców i
weźcie udział w starciu na śmierć i życie z seryjnych mordercą
przyczajonym na pokładzie sterowanego przez komputer statku. Śmiało,
wejdzie do środka i przeżyjcie to niejako na własnej skórze.
Edward Strun zaprasza, a ja pozwolę sobie dopisać się do tego
zaproszenia. A więc... w drogę międzygwiezdni podróżnicy!
Za
książkę bardzo dziękuję jej autorowi
Oficjalny
fanpage Edwarda Struna:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz