sobota, 24 grudnia 2022

Antologia „Duchy nocy wigilijnej”

 
JAN BARSZCZEWSKI, ALEKSANDR BESTUŻEW, JOHN MEADE FALKNER, ALFRED MCLELLAND BURRAGE, CATHERINE ANN CROWE, JEROME K. JEROME, BERNARD CAPES, FRANK COWPER

Duchy nocy wigilijnej” to szósty tom okolicznościowej serii wydawnictwa Zysk i S-ka w spójnej szacie graficznej, antologii klasycznych opowieści grozy, mrocznych baśni i innych fantastycznych historii wypuszczanych dwa razy w roku – zaczęło się od edycji świątecznej („Wigilia pełna duchów”, „Z duchami przy wigilijnym stole”, „Gwiazdka z duchami”), a potem do tego magicznego kłębuszka dodano nitkę letnią („Wakacje wśród duchów”, „Duchy Nocy Kupały”). „Duchy nocy wigilijnej”, jak sama nazwa wskazuje, to kolejna porcja niesamowitości proponowana na okres świąteczny. Dziewięć opowiadań, minipowieść i jeden wyjątek z dłuższego tekstu od siedmiu autorów i jednej autorki z innych epok (wiek XVIII, XIX i pierwsza połowa XX wieku). Teksty wybrał Tadeusz Zysk, tłumaczyli Tomasz Bieroń, Jerzy Łoziński, Janusz Ochab i Ewa Skórska, a nastrojową twardą okładkę zaprojektowała Urszula Gireń.

Na szczycie tych zaśnieżonych schodów stawiam „Zaginionego stradivariusa” Johna Meade Falknera pierwotnie wydaną w w 1895 roku jedną z jego trzech powieści (właściwie minipowieść) - obok „Moonfleet” (1898) i „The Nebuly Coat” (1903) - określaną jako psychic romance i przeniesioną na ekran w 1966 roku – jeden z odcinków serialu „Mystery and Imagination” (1966-1970), z którego zachowała się jedynie ścieżka audio; wszystkie znane kompletne kopie owego filmowego spektaklu przepadły. Literacki oryginał przybrał formę listu adresowanego do niejakiego Edwarda Maltraversa. Opowieść panny Sophii Maltravers z dodatkiem pana Gaskella. Ukochanej siostry i przyjaciela głównego podmiotu tych niecodziennych rozważań, Johna Maltraversa, biologicznego ojca Edwarda. Poprzedni dziedzic niemałej fortuny, w tym zabytkowej angielskiej posiadłości nazwanej Worth Maltravers, w okresie studiów mimowolnie wkroczył na nadzwyczaj grząski grunt. John, wielki pasjonat muzyki klasycznej, sam grający na skrzypcach, zaprzyjaźnił się z innym studentem melomanem, wspomnianym Gaskellem. Każdą wolną chwilę młodzieńcy wypełniali sobie wspólnym graniem w skromnej kwaterze Johna, po jakimś czasie zyskując niewidzialnego słuchacza. W każdym razie mieli podstawy przypuszczać, że jeden z wygrywanych przez nich utworów przyciąga jakąś tajemniczą obecność. Prawdziwe problemy zaczęły się po odnalezieniu przez Johna unikatowych skrzypiec Stradivariusa. Słodko-gorzki sekret najpewniej mający ścisły związek z bezcielesną istotą nawiedzającą ciasne studenckie lokum młodego Maltraversa. Początek osobliwych zmian zachodzących w ciele i duszy niegdyś bogobojnego, towarzyskiego, współczującego chłopca. Straceńcza ścieżka nadnaturalnością wybrukowana. Opowieść o patrzeniu w otchłań. Idealnie wyważona – pieczołowicie, z pietyzmem porozkładane środki ciężkości – sprytnie manipulująca atmosferą, pobudzająca ciekawość, po prostu pięknie opowiedziana prawdziwie mroczna historia.

Zaledwie stopień niżej zgromadziłam takich oto mocarzy „Duchów nocy wigilijnej”... „Ten, który zobaczył” Alfreda McLellanda Burrage'a, jednego z najlepszych angielskich autorów ghost stories według brytyjskiego badacza literatury Richarda Dalby'ego, którego doceniła też taka gwiazda klasycznej sceny literackiej jak Montague Rhodes James. Historia dawno niewidzianego, niepojawiającego się w towarzystwie autora esejów historycznych Simona Crutchleya, który swego czasu wybrał się do Francji celem zebrania materiałów o Joannie d'Arc. Zatrzymał się w nieobleganym hotelu w surowej miejscowości Rouen, wybierając pokój z widokiem na wiecznie zacieniony spłachetek ziemi. Tajemniczy, marny ogród. Nienaturalna cisza, deprymujący bezruch i wyraźnie pogrążona w rozpaczy dama regularnie przesiadująca w tym niepokojącym zakątku, której twarzy przyglądający się jej z hotelowego okna Crutchley nie jest w stanie dostrzec. Opowieść o swoistej klątwie, sile nieczystej, o modliszce, syrenie. Niepospolitej obsesji, wszechogarniającej pokusie, hipnotycznej mocy nieznanego. Całkiem gęsta aura niesamowitości i napięcie jak na drożdżach rosnące, w miarę zbliżania się potencjalnej postaci tragicznej do zdruzgotanej nieznajomej.

Bis Alfreda McLellanda Burrage'a. Opowiadanie pod tytułem „Tojak” zabiera nas do przepastnej nieruchomości, w której przed laty, podczas zabawy w chowanego, doszło do tragedii. Po wigilijnej wieczerzy mieszkańcy tego nieskromnego przybytku oraz ich goście nabierają ochoty na takie dziecięce igraszki. Jest jednak jeden wyjątek, mężczyzna, który przedstawia im inną wersję gry w chowanego, a zaraz potem dość szczegółowo wyjaśnia, dlaczego tak stanowczo odmawia wzięcia udziału w planowanej zabawie. Traumatyczne wspomnienia z innego, ale w gruncie rzeczy bardzo podobnego, wieczora w tej przeklętej rezydencji. Niepokojące zjawiska w trakcie tytułowej gry, będącej inną, bardziej rozbudowaną wersją zabawy w chowanego. Suspens w niemal egipskich ciemnościach. Finał oczywisty, ale napięcie naprawdę gładko się buduje. Pomysł wyjściowy też niczego sobie.
Pląs po podłodze” pióra bardzo płodnego, nagradzanego wiktoriańskiego literata Bernarda Edwarda Josepha Capesa podąża za fikcyjnym lekarzem więziennym, zaalarmowanym przez jednego z osadzonych. Wrażliwego, podobno widzącego więcej, zdesperowanego człowieka błagającego o przeniesienie. Jego przerażanie wzbudza sąsiednia cela, oficjalnie pusta, ale więzień upiera się, że ta koszmarna klitka w rzeczywistości ma lokatora. Zagadka zamkniętej celi, którą zaintrygowany doktor postanawia rozwiązać. Poznać, jak się wydaje, jeden z najpilniej strzeżonych sekretów tego depresyjnego obiektu. Niemrawo się zawiązuje, niekonsekwentnie, może ciut chaotycznie, ale w końcu nabiera rozpędu. W końcu wykluwa się bardziej mięsista, treściwa historia. O nieposkromionej ambicji, destrukcyjnej, toksycznej „substancji”. Tragikomiczna, kreatywna rzecz o nawiedzonym zakładzie karnym, a raczej jego maleńkim fragmencie. Duszącym pokoju za grubymi kratami.
Angielski żeglarz, dziennikarz, autor opowiadań i powieści, który odniósł komercyjny sukces dzięki swoim fikcyjnym opowieściom przygodowym i romantycznym, Frank Cowper, organizuje „Wigilię w nawiedzonym wraku”. Narrator odwiedza kolegę, wikariusza gminnej parafii, mieszkającego w odizolowanej wiosce. Samotne polowanie na raczej niegrubą zwierzynę doprowadza młodego mieszczucha nad rozlewisko, gdzie po chwili znajduje łódkę wiosłową. Ścigając biedne ptactwo drogą wodną, mężczyzna „nadziewa się” na ugrzęzły w trzęsawisku wrak statku. Wchodzi na ten zgniły pokład, w którym niestety zabawi dłużej, niż planował. Gęsta ciemność w zniszczonym „pływającym zamczysku”. Klaustrofobiczna pułapka, w której rozlegają się niepokojące dźwięki, odgłosy świadczące o jakiejś złowrogiej obecności. Piekielna noc w przepełnionym groźną energią, chorobliwie mrocznym wraku. Napięcie sięga zenitu!

Kroczek w dół. „Straszna wróżba” rosyjskiego poety, prozaika, krytyka literackiego z epoki romantyzmu Aleksandra Bestużewa koncentruje się na szaleńczo zakochanym dżentelmenie, pędzącym na wystawny bal w nadziei na ujrzenie kobiety, dla której bije jego biedne serducho. Po drodze zupełnie niechcący zahacza o rzekomo przeklęte ostępy i przaśną imprezę, na której pojawi się jeszcze jeden już niekoniecznie zbłąkany wędrowiec. Tajemniczy przybysz, który zaoferuje podwózkę naszemu nieszczęśliwie zakochanemu przewodnikowi po tym niepewnym świecie przedstawionym. Antypatyczny dobroczyńca, śliski wybawiciel, mocno wątpliwy altruista. O namiętności i żądzy krwi. Początek nazbyt chaotyczny jak dla mnie, ale stopniowo się klaruje. Zabawne, cierpki to jednak humor, nieoczyszczający, nieczysty, szatańsko zabarwiony. Z zaskakującym deserem. 
Catherine Ann Crowe, XIX-wieczna angielska autorka powieści, opowiadań i sztuk teatralnych, radzi wsłuchać się w „Opowieść przyjaciółki”. Od dawna wyczekiwane zwierzenia bliskiej osoby, która ma za sobą jakieś potworne doświadczenia. A jakże! Upiorna noc z duchem i późniejszy jakże cudowny zbieg okoliczności. Przypadkowe spotkanie z inną tymczasową lokatorką tego nawiedzonego domu. Zawrotne tempo akcji, na czym moim zdaniem straszliwie ucierpiał klimat. Ale tekst broni się fabułą – posiada składniki uwielbiane przez nieuleczalnych miłośników historii paranormalnych. Z nocnym intruzem na czele.
Człowiek nauki” od Jerome'a Klapki Jerome'a, angielskiego pisarza i humorysty żyjącego na przełomie XIX i XX wieku, to rozmowa w zacnym towarzystwie, która w pewnym momencie schodzi na spirytualizm. Jeden z mężczyzn dzieli się podobno autentyczną opowieścią o skrzywdzonym jegomościu wytrwale ścigającym swojego krzywdziciela. O Strachu i Nienawiści. Przynajmniej jedno z nich może pokonać nawet Śmierć. Pospolita, banalna historyjka, ale doprawdy lekko się czyta. Bez żywszych emocji, bez ogromnego zaciekawienia, bez brodzenia w gęstej atmosferze grozy, ale walory stricte rozrywkowe ta czytelnicza oferta z pewnością posiada.
Duch błękitnej komnaty”, również autorstwa Jerome'a K. Jerome'a, podąża za młodym mężczyzną spędzającym Święta Bożego Narodzenia w rezydencji swojego wuja, zarzekającego się, że w jednej z komnat każdej wigilijnej nocy zjawia się bezcielesny grzesznik. Stworzenie mające na sumieniu co najmniej dwa ludzkie żywoty i całą serię pomniejszych, ale też przykrych występków. Na przekór zamiarom wujaszka, w młodzieńcu budzi się pragnienie przenocowania w tym feralnym pokoju. A kiedy pojawia się zapowiedziany gość, protagonista wdaje się z nim w przyjacielską pogawędkę. Żartobliwie o zbrodniach. Interesujące przejawy czarnego humoru i niewiele ponadto. Pomysł niezły, ale nie udało mi się należycie zaangażować. Nazbyt lekka tonacja i w zasadzie wszystko sprowadza się do jednego nierozbudowanego motywu.

Prawie u samego dołu jestem zmuszona umieścić na szczęście najmniej liczną grupkę zebraną na tych wigilijnych schodach do nieba. Dłuższe opowiadanie polskiego i białoruskiego poety, prozaika i wydawcy z XVIII wieku, Jana Barszczewskiego, zatytułowane „Szlachcic Zawalnia”. Janko gości we dworze swojego stryja, zapalonego słuchacza opowieści wszelakich. Jego drzwi są otwarte dla każdego - nie wyłączając zupełnie obcych, strudzonych wędrowców - pod warunkiem, że odwdzięczy się jakąś, autentyczną bądź fikcyjną, historią. W przypadku większych grup, wystarczy by choć jeden albo jeszcze lepiej dwóch uiściło tę jakże rzadką opłatę. Tym razem także bratanek tytułowego szlachcica będzie mógł wsłuchać się w słowa paru podróżników. Opowieść pierwsza mówi o mężczyźnie, który zaprzedał duszę Złemu, aby uzyskać zgodę dziedzica na poślubienie nieodwzajemniającej jego uczuć urodziwej panienki. Opowieść druga traktuje o adoptowanym synu dobrego gospodarza, hultaju i zuchwalcu, który naraził się ojcu dopiero, kiedy wybrał sobie na żonę córkę kobiety przez miejscowych uważaną za najprawdziwszą wiedźmę. Opowieść trzecia to osobista tragedia pewnego łowczego, który ze zwykłej, ludzkiej pazerności „podpisał pakt”... z Diabłem? Opowiadanie szkatułkowe. Pomieszanie z poplątaniem – wyglądało jakby autor wrzucał do tego garnca wszystko, co tylko pod rękę podleci. Bez ładu i składu, bez choćby minimalnej dbałości o otoczkę, zero zainteresowania uwarunkowaniem atmosferycznym. Beznamiętne klepanie. 
Nawiedzony zamek w Sławięcicach” [Fragment „Nocnej strony natury”] Catherine Ann Crowe to suche fikcyjne sprawozdanie z pobytu dwóch zaprzyjaźnionych mężczyzn w tytułowej nieruchomości na Śląsku należącej do akurat nieobecnego księcia. Główną niezwykłą „atrakcją” w tym zimnym przybytku są latające przedmioty, najprawdopodobniej wprawiane w ruch przez przynajmniej jednego poltergeista. Monotematyczna bestyjka, która nie zawraca sobie głowy budowaniem dramaturgii. Płaska, bezuczuciowa, nijaka, wykrzyczana jakby na jednym wydechu.

Duchy nocy wigilijnej” zapraszają do wspólnego świętowania. Wszystkich umiłowanych zjadaczy nadnaturalnego chleba nie pierwszej świeżości. „Starożytne” upiorności z pewnością umilą Wam niejeden wieczór przy choince. I nie tylko, bo teksty zamieszczone w tym zbiorze nadają się na każdą porę roku. To samo zresztą można powiedzieć o wcześniejszych odsłonach tej wydawniczej serii. Nieśmiertelne opowieści niesamowite. Oryginalna stara szkoła straszenia. Tak bawiono się dawniej, tak bawmy się i dziś;)

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz