JAN
BARSZCZEWSKI, ALEKSANDR BESTUŻEW, JOHN MEADE FALKNER, ALFRED
MCLELLAND BURRAGE, CATHERINE ANN CROWE, JEROME K. JEROME, BERNARD
CAPES, FRANK COWPER
„Duchy
nocy wigilijnej” to szósty tom okolicznościowej serii wydawnictwa
Zysk i S-ka w spójnej szacie graficznej, antologii klasycznych
opowieści grozy, mrocznych baśni i innych fantastycznych historii
wypuszczanych dwa razy w roku – zaczęło się od edycji
świątecznej („Wigilia pełna duchów”, „Z duchami przy
wigilijnym stole”, „Gwiazdka z duchami”), a potem do tego
magicznego kłębuszka dodano nitkę letnią („Wakacje wśród
duchów”, „Duchy Nocy Kupały”). „Duchy nocy wigilijnej”,
jak sama nazwa wskazuje, to kolejna porcja niesamowitości
proponowana na okres świąteczny. Dziewięć opowiadań, minipowieść
i jeden wyjątek z dłuższego tekstu od siedmiu autorów i jednej
autorki z innych epok (wiek XVIII, XIX i pierwsza połowa XX wieku).
Teksty wybrał Tadeusz Zysk, tłumaczyli Tomasz Bieroń, Jerzy
Łoziński, Janusz Ochab i Ewa Skórska, a nastrojową twardą
okładkę zaprojektowała Urszula Gireń.
Na
szczycie tych zaśnieżonych schodów stawiam „Zaginionego
stradivariusa” Johna Meade Falknera pierwotnie wydaną w w
1895 roku jedną z jego trzech powieści (właściwie minipowieść)
- obok „Moonfleet” (1898) i „The Nebuly Coat” (1903) -
określaną jako psychic romance i przeniesioną na ekran w
1966 roku – jeden z odcinków serialu „Mystery and Imagination”
(1966-1970), z którego zachowała się jedynie ścieżka audio;
wszystkie znane kompletne kopie owego filmowego spektaklu przepadły.
Literacki oryginał przybrał formę listu adresowanego do niejakiego
Edwarda Maltraversa. Opowieść panny Sophii Maltravers z dodatkiem
pana Gaskella. Ukochanej siostry i przyjaciela głównego podmiotu
tych niecodziennych rozważań, Johna Maltraversa, biologicznego ojca
Edwarda. Poprzedni dziedzic niemałej fortuny, w tym zabytkowej
angielskiej posiadłości nazwanej Worth Maltravers, w okresie
studiów mimowolnie wkroczył na nadzwyczaj grząski grunt. John,
wielki pasjonat muzyki klasycznej, sam grający na skrzypcach,
zaprzyjaźnił się z innym studentem melomanem, wspomnianym
Gaskellem. Każdą wolną chwilę młodzieńcy wypełniali sobie
wspólnym graniem w skromnej kwaterze Johna, po jakimś czasie
zyskując niewidzialnego słuchacza. W każdym razie mieli podstawy
przypuszczać, że jeden z wygrywanych przez nich utworów przyciąga
jakąś tajemniczą obecność. Prawdziwe problemy zaczęły się po
odnalezieniu przez Johna unikatowych skrzypiec Stradivariusa.
Słodko-gorzki sekret najpewniej mający ścisły związek z
bezcielesną istotą nawiedzającą ciasne studenckie lokum młodego
Maltraversa. Początek osobliwych zmian zachodzących w ciele i duszy
niegdyś bogobojnego, towarzyskiego, współczującego chłopca.
Straceńcza ścieżka nadnaturalnością wybrukowana. Opowieść o
patrzeniu w otchłań. Idealnie wyważona – pieczołowicie, z
pietyzmem porozkładane środki ciężkości – sprytnie
manipulująca atmosferą, pobudzająca ciekawość, po prostu pięknie
opowiedziana prawdziwie mroczna historia.
Zaledwie
stopień niżej zgromadziłam takich oto mocarzy „Duchów nocy
wigilijnej”... „Ten, który zobaczył” Alfreda
McLellanda Burrage'a, jednego z najlepszych angielskich autorów
ghost stories według brytyjskiego badacza literatury Richarda
Dalby'ego, którego doceniła też taka gwiazda klasycznej sceny
literackiej jak Montague Rhodes James. Historia dawno niewidzianego,
niepojawiającego się w towarzystwie autora esejów historycznych
Simona Crutchleya, który swego czasu wybrał się do Francji celem
zebrania materiałów o Joannie d'Arc. Zatrzymał się w nieobleganym
hotelu w surowej miejscowości Rouen, wybierając pokój z widokiem
na wiecznie zacieniony spłachetek ziemi. Tajemniczy, marny ogród.
Nienaturalna cisza, deprymujący bezruch i wyraźnie pogrążona w
rozpaczy dama regularnie przesiadująca w tym niepokojącym zakątku,
której twarzy przyglądający się jej z hotelowego okna Crutchley
nie jest w stanie dostrzec. Opowieść o swoistej klątwie, sile
nieczystej, o modliszce, syrenie. Niepospolitej obsesji,
wszechogarniającej pokusie, hipnotycznej mocy nieznanego. Całkiem
gęsta aura niesamowitości i napięcie jak na drożdżach rosnące,
w miarę zbliżania się potencjalnej postaci tragicznej do
zdruzgotanej nieznajomej.
Bis
Alfreda McLellanda Burrage'a. Opowiadanie pod tytułem „Tojak”
zabiera nas do przepastnej nieruchomości, w której przed laty,
podczas zabawy w chowanego, doszło do tragedii. Po wigilijnej
wieczerzy mieszkańcy tego nieskromnego przybytku oraz ich goście
nabierają ochoty na takie dziecięce igraszki. Jest jednak jeden
wyjątek, mężczyzna, który przedstawia im inną wersję gry w
chowanego, a zaraz potem dość szczegółowo wyjaśnia, dlaczego tak
stanowczo odmawia wzięcia udziału w planowanej zabawie.
Traumatyczne wspomnienia z innego, ale w gruncie rzeczy bardzo
podobnego, wieczora w tej przeklętej rezydencji. Niepokojące
zjawiska w trakcie tytułowej gry, będącej inną, bardziej
rozbudowaną wersją zabawy w chowanego. Suspens w niemal egipskich
ciemnościach. Finał oczywisty, ale napięcie naprawdę gładko się
buduje. Pomysł wyjściowy też niczego sobie.
„Pląs
po podłodze” pióra bardzo płodnego, nagradzanego
wiktoriańskiego literata Bernarda Edwarda Josepha Capesa podąża za
fikcyjnym lekarzem więziennym, zaalarmowanym przez jednego z
osadzonych. Wrażliwego, podobno widzącego więcej, zdesperowanego
człowieka błagającego o przeniesienie. Jego przerażanie wzbudza
sąsiednia cela, oficjalnie pusta, ale więzień upiera się, że ta
koszmarna klitka w rzeczywistości ma lokatora. Zagadka zamkniętej
celi, którą zaintrygowany doktor postanawia rozwiązać. Poznać,
jak się wydaje, jeden z najpilniej strzeżonych sekretów tego
depresyjnego obiektu. Niemrawo się zawiązuje, niekonsekwentnie,
może ciut chaotycznie, ale w końcu nabiera rozpędu. W końcu
wykluwa się bardziej mięsista, treściwa historia. O
nieposkromionej ambicji, destrukcyjnej, toksycznej „substancji”.
Tragikomiczna, kreatywna rzecz o nawiedzonym zakładzie karnym, a
raczej jego maleńkim fragmencie. Duszącym pokoju za grubymi
kratami.
Angielski
żeglarz, dziennikarz, autor opowiadań i powieści, który odniósł
komercyjny sukces dzięki swoim fikcyjnym opowieściom przygodowym i
romantycznym, Frank Cowper, organizuje „Wigilię w
nawiedzonym wraku”. Narrator odwiedza kolegę, wikariusza
gminnej parafii, mieszkającego w odizolowanej wiosce. Samotne
polowanie na raczej niegrubą zwierzynę doprowadza młodego
mieszczucha nad rozlewisko, gdzie po chwili znajduje łódkę
wiosłową. Ścigając biedne ptactwo drogą wodną, mężczyzna
„nadziewa się” na ugrzęzły w trzęsawisku wrak statku. Wchodzi
na ten zgniły pokład, w którym niestety zabawi dłużej, niż
planował. Gęsta ciemność w zniszczonym „pływającym
zamczysku”. Klaustrofobiczna pułapka, w której rozlegają się
niepokojące dźwięki, odgłosy świadczące o jakiejś złowrogiej
obecności. Piekielna noc w przepełnionym groźną energią,
chorobliwie mrocznym wraku. Napięcie sięga zenitu!
Kroczek
w dół. „Straszna wróżba” rosyjskiego poety,
prozaika, krytyka literackiego z epoki romantyzmu Aleksandra
Bestużewa koncentruje się na szaleńczo zakochanym dżentelmenie,
pędzącym na wystawny bal w nadziei na ujrzenie kobiety, dla której
bije jego biedne serducho. Po drodze zupełnie niechcący zahacza o
rzekomo przeklęte ostępy i przaśną imprezę, na której pojawi
się jeszcze jeden już niekoniecznie zbłąkany wędrowiec.
Tajemniczy przybysz, który zaoferuje podwózkę naszemu
nieszczęśliwie zakochanemu przewodnikowi po tym niepewnym świecie
przedstawionym. Antypatyczny dobroczyńca, śliski wybawiciel, mocno
wątpliwy altruista. O namiętności i żądzy krwi. Początek nazbyt
chaotyczny jak dla mnie, ale stopniowo się klaruje. Zabawne, cierpki
to jednak humor, nieoczyszczający, nieczysty, szatańsko zabarwiony.
Z zaskakującym deserem.
Catherine
Ann Crowe, XIX-wieczna angielska autorka powieści, opowiadań
i sztuk teatralnych, radzi wsłuchać się w „Opowieść
przyjaciółki”. Od dawna wyczekiwane zwierzenia bliskiej
osoby, która ma za sobą jakieś potworne doświadczenia. A jakże!
Upiorna noc z duchem i późniejszy jakże cudowny zbieg
okoliczności. Przypadkowe spotkanie z inną tymczasową lokatorką
tego nawiedzonego domu. Zawrotne tempo akcji, na czym moim zdaniem
straszliwie ucierpiał klimat. Ale tekst broni się fabułą –
posiada składniki uwielbiane przez nieuleczalnych miłośników
historii paranormalnych. Z nocnym intruzem na czele.
„Człowiek
nauki” od Jerome'a Klapki Jerome'a, angielskiego pisarza i
humorysty żyjącego na przełomie XIX i XX wieku, to rozmowa w
zacnym towarzystwie, która w pewnym momencie schodzi na
spirytualizm. Jeden z mężczyzn dzieli się podobno autentyczną
opowieścią o skrzywdzonym jegomościu wytrwale ścigającym swojego
krzywdziciela. O Strachu i Nienawiści. Przynajmniej jedno z nich
może pokonać nawet Śmierć. Pospolita, banalna historyjka, ale
doprawdy lekko się czyta. Bez żywszych emocji, bez ogromnego
zaciekawienia, bez brodzenia w gęstej atmosferze grozy, ale walory
stricte rozrywkowe ta czytelnicza oferta z pewnością posiada.
„Duch
błękitnej komnaty”, również autorstwa Jerome'a K.
Jerome'a, podąża za młodym mężczyzną spędzającym Święta
Bożego Narodzenia w rezydencji swojego wuja, zarzekającego się, że
w jednej z komnat każdej wigilijnej nocy zjawia się bezcielesny
grzesznik. Stworzenie mające na sumieniu co najmniej dwa ludzkie
żywoty i całą serię pomniejszych, ale też przykrych występków.
Na przekór zamiarom wujaszka, w młodzieńcu budzi się pragnienie
przenocowania w tym feralnym pokoju. A kiedy pojawia się
zapowiedziany gość, protagonista wdaje się z nim w przyjacielską
pogawędkę. Żartobliwie o zbrodniach. Interesujące przejawy
czarnego humoru i niewiele ponadto. Pomysł niezły, ale nie udało
mi się należycie zaangażować. Nazbyt lekka tonacja i w zasadzie
wszystko sprowadza się do jednego nierozbudowanego motywu.
Prawie
u samego dołu jestem zmuszona umieścić na szczęście najmniej
liczną grupkę zebraną na tych wigilijnych schodach do nieba.
Dłuższe opowiadanie polskiego i białoruskiego poety, prozaika i
wydawcy z XVIII wieku, Jana Barszczewskiego, zatytułowane „Szlachcic
Zawalnia”. Janko gości we dworze swojego stryja,
zapalonego słuchacza opowieści wszelakich. Jego drzwi są otwarte
dla każdego - nie wyłączając zupełnie obcych, strudzonych
wędrowców - pod warunkiem, że odwdzięczy się jakąś,
autentyczną bądź fikcyjną, historią. W przypadku większych
grup, wystarczy by choć jeden albo jeszcze lepiej dwóch uiściło
tę jakże rzadką opłatę. Tym razem także bratanek tytułowego
szlachcica będzie mógł wsłuchać się w słowa paru podróżników.
Opowieść pierwsza mówi o mężczyźnie, który zaprzedał duszę
Złemu, aby uzyskać zgodę dziedzica na poślubienie
nieodwzajemniającej jego uczuć urodziwej panienki. Opowieść druga
traktuje o adoptowanym synu dobrego gospodarza, hultaju i zuchwalcu,
który naraził się ojcu dopiero, kiedy wybrał sobie na żonę
córkę kobiety przez miejscowych uważaną za najprawdziwszą
wiedźmę. Opowieść trzecia to osobista tragedia pewnego łowczego,
który ze zwykłej, ludzkiej pazerności „podpisał pakt”... z
Diabłem? Opowiadanie szkatułkowe. Pomieszanie z poplątaniem –
wyglądało jakby autor wrzucał do tego garnca wszystko, co tylko
pod rękę podleci. Bez ładu i składu, bez choćby minimalnej
dbałości o otoczkę, zero zainteresowania uwarunkowaniem
atmosferycznym. Beznamiętne klepanie.
„Nawiedzony
zamek w Sławięcicach” [Fragment „Nocnej strony natury”]
Catherine Ann Crowe to suche fikcyjne sprawozdanie z pobytu dwóch
zaprzyjaźnionych mężczyzn w tytułowej nieruchomości na Śląsku
należącej do akurat nieobecnego księcia. Główną niezwykłą
„atrakcją” w tym zimnym przybytku są latające przedmioty,
najprawdopodobniej wprawiane w ruch przez przynajmniej jednego
poltergeista. Monotematyczna bestyjka, która nie zawraca sobie głowy
budowaniem dramaturgii. Płaska, bezuczuciowa, nijaka, wykrzyczana
jakby na jednym wydechu.
„Duchy
nocy wigilijnej” zapraszają do wspólnego świętowania.
Wszystkich umiłowanych zjadaczy nadnaturalnego chleba nie pierwszej
świeżości. „Starożytne” upiorności z pewnością umilą Wam
niejeden wieczór przy choince. I nie tylko, bo teksty zamieszczone w
tym zbiorze nadają się na każdą porę roku. To samo zresztą
można powiedzieć o wcześniejszych odsłonach tej wydawniczej
serii. Nieśmiertelne opowieści niesamowite. Oryginalna stara szkoła
straszenia. Tak bawiono się dawniej, tak bawmy się i dziś;)
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz