środa, 9 października 2024

„Strange Darling” (2023)

 
Na wiejskiej drodze w Hood River County w stanie Oregon uzbrojony mężczyzna ściga ranną kobietę. Po stracie samochodu jasnowłosa Dama wbiega do lasu, a Demon uparcie podąża za nią. Następnie ścigana szuka schronienia na posesji ekscentrycznych hipisów, starszego małżeństwa przygotowującego się na koniec świata. Kobieta znajduje ciasną kryjówkę w ich piętrowym domu i w napięciu wsłuchuje w dźwięki świadczące o obecności jej prześladowcy. Metodycznie przeszukującego odizolowaną nieruchomość i nieubłaganie zbliżającego się do upatrzonej ofiary. A w kuchni, w kałuży krwi, leżą ludzkie zwłoki.

Plakat filmu. „Strange Darling” 2023, Miramax, No Remake Pictures, Spooky Pictures

W 2021 roku twórcę westernu „Bandyci i aniołki” (2016), JT Mollnera, nawiedził intrygujący obraz kobiety w czerwieni wybiegającej z samochodu, final girl kierującej się do lasu. Obraz ciągle do niego powracał i nie miał wątpliwości, że jego hipnotyczna siła tkwi w charakterystycznym ubraniu nieznajomej Damy. Z tego pojedynczego zdjęcia szybko zrodziła się „gotowa” scena filmowa – w głowie Mollnera w kółko wyświetlał się oldschoolowo wystylizowany, szorstki filmik z biegnącą w zwolnionym tempie zakrwawioną dziewczyną w wyjątkowym wdzianku. Sekwencja z charakternym podkładem muzycznym. Mollnera niesamowicie ciekawiła historia tej bezimiennej postaci, chciał się dowiedzieć, jakie okoliczności doprowadziły tę tajemniczą kobietę do tego fatalnego punktu na mapie jej życia i jak to się skończy. Nie musiał uzbrajać się w cierpliwość – Dama w błyskawicznym tempie wyłożyła mu swoją niegodną pozazdroszczenia historię, a Mollner potrzebował tylko sześciu miesięcy na przekucie jej w scenariusz filmowy. Po zapoznaniu się z ofertami trzech różnych firm producenckich zainteresowanych jego projektem, JT Mollner najpierw umówił się na spotkanie z dyrektorem generalnym Miramax, Billem Blockiem, które trwało jakieś trzy minuty. Umowa został zawarta, a casting ruszył najwyżej miesiąc później.

Nakręcony w okolicy Portland w stanie Oregon – w tym w Mount Hood National Forest – nielinearny thriller w reżyserii i na podstawie scenariusza JT Mollnera, który zachwycił krytyków. Etap produkcji zajął trzydzieści dwa dni, nie uwzględniając niemal tygodniowej przerwy spowodowanej niezadowoleniem dyrektorów finansowych. Zarządzonej po zaledwie dwóch dniach pracy na planie, bez obietnicy wznowienia. A wytłumaczono to mniej więcej tak: „nienawidzimy wszystkiego w tym, co nam wysyłacie. W ogóle nam się to nie podoba. I nie jesteśmy pewni, czy to wypali”. Mollner nie ukrywa, że dla niego to było traumatyczne doświadczenie, okres wzmożonego niepokoju o swoją przyszłość w branży filmowej, bo przedwczesne zamknięcie produkcji prawie na pewno utrudniłoby mu rozwój w działalności reżyserskiej. Pertraktacje z hamulcowymi „Strange Darling” prowadzili producenci Roy Lee (m.in. „Nieznajomi” Bryana Bertino, „Nieproszeni goście” Charlesa i Thomasa Guardów, „Poltergeist” Gila Kenana, „To” i „To: Rozdział 2” Andy'ego Muschettiego, „Doktor Sen” Mike'a Flanagana) i Steven Schneider (m.in. „Naznaczony” Jamesa Wana, „Smętarz dla zwierzaków” Kevina Kölscha i Dennisa Widmyera, „Late Night with the Devil” Camerona i Colina Cairnesów), którzy przede wszystkim zwracali uwagę na pieniądze już zainwestowane w wizję JT Mollnera. Zmiana koncepcji groziła zmarnowaniem milionów dolarów dotąd włożonych w to przedsięwzięcie (całkowity budżet „Strange Darling” wyniósł od czterech do dziesięciu milinów dolarów) – prawdopodobnie to przekonało pierwszych antyfanów „sprytnego arcydzieła” według Stephena Kinga. Oficjalnie kierownictwo nad montażem objął, że tak to ujmę, sprawdzony człowiek Mollnera (patrz: jego „Bandyci i aniołki”), Christopher Robin Bell , ale po zakończeniu produkcji firma Miramax, bez konsultacji z autorem „Strange Darling”, zatrudniła innego montażystę, który miał ułożyć chronologicznie sześć rozdziałów, podobno od samego początku pomieszanych przez pomysłodawcę i głównego wykonawce melodyjnego utworu o seryjnym mordercy. Mollner uprzedził Billa Blocka, że nie podpisze się pod układem liniowym, a swoją groźbę wzmocnił małym pokazem testowym z wygumkowanym nazwiskiem scenarzysty i reżysera „Strange Darling”. Spór rozsądziła publiczność – entuzjastyczna reakcja właściwej widowni testowej, jak najbardziej pozytywne przyjęcie wersji JT Mollnera. Światowa premiera nietypowego serial killer thriller z mistrzowskimi występami Willi Fitzgerald (m.in. „Szczygieł” Johna Crowleya, serial „Krzyk” 2015-2019) i Kyle'a Gallnera (m.in. „Udręczeni” Petera Cornwella, „Zabójcze ciało” Karyn Kusamy, „Koszmar z ulicy Wiązów” Samuela Bayera, „Godzina oczyszczenia” Damiena LeVecka, „Krzyk” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta, „Uśmiechnij się” Parkera Finna, „Zapytaj matkę” Laurence'a Vannicelliego) odbyła się we wrześniu 2023 roku na Fantastic Film Fest w Austin w stanie Teksas, a w marcu 2024 roku prawo do dystrybucji „Strange Darling” na terenie Stanów Zjednoczonych nabyło Magenta Light Studios. Do kin – arena krajowa i międzynarodowa – obraz trafił w drugiej połowie sierpnia 2024 roku (dystrybucja w Polsce: Kino Świat) i (w zależności od państwa) we wrześniu, a do internetu na początku października 2024. W niektórych kręgach spekulowano nad faktycznym źródłem inspiracji dla „Strange Darling” - zapytany wprost, JT Mollner nie potwierdził ani nie wykluczył inspiracji prawdziwymi wydarzeniami; swoim „być może” skłonił niejednego internetowego detektywa do przeprowadzenia wnikliwego śledztwa, wygląda jednak na to, że historia jest całkowicie fikcyjna. Z filmowych wpływów nie tyle na treść, ile realizację (też sfera emocjonalna) Mollner wyszczególnił „Blue Velvet” Davida Lyncha, „Diabły” Kurta Russella, „Nierozłącznych” Davida Cronenberga oraz „Szepty i krzyki” Ingmara Bergmana, ale widzowie porównują „Strange Darling” przede wszystkim z twórczością Quentina Tarantino (podobna stylistyka).

Plakat filmu. „Strange Darling” 2023, Miramax, No Remake Pictures, Spooky Pictures

UWAGA SPOILERY

Historia toksycznej miłości w sześciu zapobiegliwie przemieszanych rozdziałach. JT Mollner miał świadomość, że wszelkie niespodzianki wynikają ze struktury narracji – miał pewność, bo zapoznał się z chronologicznym zapisem fikcyjnych zdarzeń na amerykańskiej prowincji, alegorycznej opowieści (toksyczna relacja damsko-męska i/lub zintensyfikowana, celowo przegięta dynamika niejednego teoretycznie zdrowego, rzekomo udanego związku miłosnego) o „klasycznej ofierze” i „klasycznym oprawcy”. Obejrzał do bólu konwencjonalną, nudną historyjkę i tym samym utwierdził się w przekonaniu, że jedyną słuszną drogą dla „Strange Darling” jest budowa nielinearna. Przetasowanie wstępu, rozwinięcia i zakończenia. Mollner zapewniał, że każda faza tego procesu twórczego (scenariusz, produkcja, postprodukcja) była drobiazgowo przemyślana – autor nie chciał uciekać się nawet do najdrobniejszych oszustw ani w jakikolwiek innych sposób ułatwiać sobie zadania. Grał uczciwie w niesłabnącej wierze w nieobliczalność „Strange Darling”. Niemal wszystkie utwory wokalne (poza wkładem mamy reżysera) pochodzą z albumu Elizabeth 'Z' Berg stworzonego specjalnie na potrzeby filmu, którą Craig DeLeon perfekcyjnie dopasował do warstwy wizualnej i dodał własne partie: instrumentalne. „Strange Darling” jest pełnometrażowym debiutem Giovanniego Ribisi w charakterze operatora głównego (kierownik zdjęć). W całości nakręcony na taśmie 35 mm dreszczowiec JT Mollnera poważnie naraził się pewnym grupom; wzbudził niekoniecznie planowane kontrowersje tak zwanym odwróceniem ról i hipotetycznym działaniem na szkodę ofiar przemocy. Podłym imputowaniem, że istnieją takie manipulantki, jak rzekoma bohaterka pojedynku na szosie... Od tego się zaczyna – no niezupełnie, bo mamy jeszcze przedmowę à la „Gwiezdne wojny”:), wspominaną już slow motion scene i dwa wyjątki z fatalnej randki (zbyt wiele mówiący wyraz twarzy Kyle'a Gallnera w drugim ujęciu, a przynajmniej ja odtąd byłam przygotowana na największy zwrot akcji) – ale „walka kochanków” nie ograniczy się do wąskiej drogi w amerykańskim hrabstwie Hood River. Po strzeleckim popisie Demona uciekniemy do pobliskiego lasu, skulimy się pod drzewem, uwolnimy od opatrunku (dość paskudna rana głowy) i poczekamy na odpowiedni moment do wznowienia szaleńczego biegu, oczywiście w nadziei, że drapieżnik nas nie wypatrzy. Zwierzę z dużą spluwą, które łatwo się nie podda. Nie przestraszy hipisów w jesieni życia, którzy na swoje nieszczęście ugoszczą Damę w opałach. Mama nie mówiła, żeby nie wpuszczać do domu obcych? Na pewno nie miała na myśli zakrwawionych kobiet uciekających przed mężczyznami. Rozprawa o ewentualnych zagrożeniach płynących ze stereotypowego myślenia pod płaszczykiem nieodkrywczego filmu gatunkowego, typowej serial killer story. Zwracanie uwagi na rzeczy, które powinny być oczywiste, ale nie są. W czym spora (największa?) „zasługa” kina. Mocno zakorzeniona w świadomości społecznej „kultura ofiar i oprawców”. Mitologizacja ról płciowych zwykle nazywana poprawnością polityczną. Demonizowanie niewinnych mężczyzn i pomijanie winnych kobiet? Tak czy inaczej, nie da się ukryć, że „Strange Darling” JT Mollnera płynie pod prąd – porusza obecnie nader drażliwe treści, stawia nie tylko niepopularne, ale dla niektórych wręcz obraźliwe tezy. W samochodzie na motelowym parkingu gdzieś w stanie Oregon chętny na przygodny seks mężczyzna usłyszy, że kobiety też chciałyby sypiać z nieznajomymi. To nie oziębłość, tylko ostrożność. Dla nich każda taka schadzka to śmiertelne ryzyko, z którym panowie liczyć się nie muszą. Dama ewidentnie sobie kpi. A w podtekście edukacja społeczna – uczulanie na zwykle pomijanie w debacie publicznej niebezpieczeństwa lub (w zależności od osobistych poglądów oglądającego/oglądającej) paszkwil o kobietach, a już zwłaszcza ofiarach przemocy seksualnej. „Strange Darling” miał być swoistą dekonstrukcją kina slash, a przynajmniej na początku myśli JT Mollnera krążyły wokół „Halloween” Johna Carpentera i jego archetypicznej final girl. The Electric Lady mrocznym alter ego Laurie Strode? Tak czy owak, doceniam wywrotowy, niegrzeczny charakter utworu - jaka epoka, takie video nasty:) - i gustowne opakowanie, ale w pamięć raczej to widowisko mi nie zapadnie. Emocje jakoś mną nie targały; napięcie drastycznie obniżone przewidywalnością. Nieznośnie czytelna strategia artystyczna.

KONIEC SPOILERÓW

Terapia wstrząsowa, szok kulturowy... Ot, nieprawomyślne dokonanie JT Mollnera. Serial killer thriller z drugim dnem. Tradycyjne polowanie w kinie grozy doprawione niemodną filozofią. Mąciciel popkulturowej wody, nonkonformistyczna bestia bez zębów. Mnie w każdym razie nie pogryzła; tego niestety się nie doczekałam. Niedostatecznie temperamentne, niezbyt pomysłowe, niezamierzenie obliczalne stworzenie w wysmakowanym wdzianku (grindhouse'owy szyk) – tak odebrałam „Strange Darling”, film, który szturmem wdarł się na listy przebojów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz