wtorek, 12 lipca 2016

„Łowcy umysłów” (2004)


Jake Harris prowadzi szkolenie kandydatów na agentów FBI do sekcji behawioralnej. Ostatnie ćwiczenie ma mieć miejsce na niezamieszkałej wyspie należącej do wojska. Grupa zostaje tam przetransportowana, aby rozwikłać symulowaną przez Harrisa zagadkę wielokrotnych mordów. Do ich grona dołącza zewnętrzny obserwator, Gabe, którego zadaniem jest zapoznanie się z metodami szkoleniowymi Harrisa. Po dotarciu na miejsce instruktor oddala się od grupy, aby z ukrycia obserwować ich poczynania. Pierwszego wieczora początkujący profilerzy aklimatyzują się na wyspie, a nazajutrz znajdują pierwsze ciało będące częścią symulacji Harrisa. Na miejscu zbrodni znajduje się jednak pułapka, w którą wpada jeden z nich, tracąc życie. Pozostali uświadamiają sobie, że na wyspie znajduje się prawdziwy morderca, który poluje na nich wszystkich i najprawdopodobniej jest jednym z nich. Aby przeżyć muszą właściwie odczytać podsuwane przez niego wskazówki i obserwować wszystkie poczynania kolegów.

„Łowcy umysłów” to thriller wyreżyserowany przez Renny’ego Harlina, twórcę między innymi „Koszmaru z ulicy Wiązów 4: Władcy snów” i „Egzorcysty: Początek”, który dla tej produkcji zrezygnował z pracy nad adaptacją opowiadania Raya Bradbury’ego „I uderzył grom”. Scenariusz „Łowców umysłów” spisali Wayne Kramer i Kevin Brodbin – ich wkład był bodaj najczęściej krytykowany przez widzów, dostrzegających niespójności w fabule. Film kręcono w Holandii, ale etap postprodukcyjny przeprowadzono w Anglii, celem zminimalizowania kosztów. Pomimo tego zabiegu suma, jaką przeznaczono na realizację filmu była spora, szacuje się bowiem, że budżet jakim dysponowali twórcy opiewał na dwadzieścia siedem milionów dolarów.

Elementem, który odróżnia „Łowców umysłów” od niezliczonych dreszczowców o seryjnych mordercach jest miejsce akcji. Niewielka wyspa, będąca szkoleniowym obiektem wojskowym, pełnym manekinów udających ludność, odpowiednio urządzonych budynków oraz kotów przemykających po ulicach i tutejszych łąkach. Całość przedstawia sobą naprawdę smętny, należycie mroczny widok, z miejsca dający poczucie wyobcowania. Bohaterowie, grupa osób szkoląca się na agentów FBI, czuje się nieswojo w tym otoczeniu - co zrozumiałe przygnębiające, wyludnione krajobrazy budzą w nich dyskomfort praktycznie zaraz po wylądowaniu, ale dobrze wiedzą, że to przemyślany zabieg ich instruktora (zadowalająca kreacja Vala Kilmera), pragnącego sprawdzić ich przydatność w każdych warunkach. Egzystowanie w warunkach kontrolowanych, świadomość, że to jedynie część nadzorowanego szkolenia pomaga im odsunąć na bok emocje i spokojnie, niemalże na chłodno przystąpić do oględzin pierwszego miejsca zbrodni stworzonego przez Jake’a Harrisa. Napisałam „niemalże”, bo w przypadku głównej bohaterki, Sary Moore (przyzwoity występ Kathryn Morris) nie można mówić o całkowitej kontroli nad emocjami. Pomimo, że kobieta ma świadomość, iż ma do czynienia jedynie z symulacją, widok działalności wymyślonego przez Harrisa Lalkarza, zakrwawionego manekina wiszącego nad podłogą w formie groteskowej marionetki, początkowo ją paraliżuje, tak jakby na chwilę dała się ponieść złudzeniu. Właściwa akcja filmu zawiązuje się wkrótce po wkroczeniu bohaterów na pierwsze miejsce zbrodni, kiedy ich przywódca wpada w przemyślną pułapkę aktywującą ciekły azot. Sposób, w jaki ginie mężczyzna, dosłowne rozkawałkowanie jego zmrożonego ciała daje do zrozumienia, że twórcy „Łowców umysłów” postawili na efektowne, pomysłowe mordy, choć nie bez ingerencji komputera, która dzięki swojej oszczędności nie wpływa nazbyt negatywnie na realizm. Obserwując inne, nieukrywane przed wzrokiem widza zgony protagonistów, będące dowodem dużej inwencji scenarzystów nasuwały mi się skojarzenia z dobrymi slasherami, w których pomysłowe eliminowanie ofiar odgrywa bardzo ważną rolę. Stoczenie się na podłogę głowy siedzącego przy stole mężczyzny po szturchnięciu go, stylizacja ciała na „hasającą” marionetkę, eksplozja pistoletu dziurawiąca odłamkami twarz i dłoń nieszczęśnika, przebicie spadającymi z nagła z góry prętami szyi i klatki piersiowej, czy moje ulubione przeżarcie kwasem organizmu kobiety od wewnątrz, pokazane we wszystkich drastycznych szczegółach. Wymyślne pułapki, które prowadzą do tego rodzaju widowiskowych zgonów dla widza są łatwo dostrzegalne tuż przed tragedią, ale początkujący profilerzy nie są tak czujni. Zauważalnie dają sobą manipulować, niczym ćmy lecące do ognia, zgodnie z przewidywaniami tajemniczego sprawcy ślepo wchodzą w każdą zastawioną pułapkę. Morderca tymczasem zdaje się być wszechmocny, przygotowany na niemalże wszystkie okoliczności i jak się okazuje do pewnego stopnia słusznie przekonany, że każda osoba zginie w dokładanie taki sposób i w tej minucie, w której to sobie zaplanował. No dobrze, niemalże każda, bo nieprzewidywalnym pierwiastkiem jest czarnoskóry Gabe (moim zdaniem najbardziej wyróżniająca się kreacja w wykonaniu LL Coola J), zewnętrzny obserwator, który przez długi czas wydawał mi się jedyną trzeźwo myślącą osobą w całym tym gronie. Pomimo, że protagoniści ubiegają się o posady profilerów w FBI, pomimo, że mają już za sobą serię szkoleń mających uczulić ich na fortele seryjnych morderców dają się „wyprowadzać w pole”, sprawiając raczej wrażenie postaci jakby żywcem wyjętych z jakiegoś slashera, aniżeli rasowego thrillera. Moje zamiłowanie do filmów slash sprawiło, że bez większej irytacji obserwowałam ich nieprzemyślane zachowania i pozorną wszechmoc mordercy, ale jestem w stanie zrozumieć utyskiwania bardziej wymagających odbiorców. Dlatego też zastanawiam się, czy pomysł na scenariusz nie odnalazłby się lepiej w czysto slasherowej konwencji, bez usilnego wtłaczania go w ramy thrillera. Czy wówczas nie spotkałby się z mniejszą krytyką uczulonych na detale widzów, niepotrafiących zaakceptować gapowatości postaci, których charakter powinien generować większą przenikliwość i takich ogromnych talentów seryjnego mordercy.

Rozgrywka pomiędzy zaszczutymi początkującymi profilerami i tajemniczym seryjnym mordercą doskonale odczytującym słabości swoich ofiar, cechuje się dużą ilością pomysłowych zgonów, wtłoczonych w scenariusz w najbardziej pożądanych momentach, dzięki czemu w warstwę fabularną nie wkrada się marazm. Wspomniane odizolowane, posępne miejsce akcji wzbogaca całą potyczkę zachwycającą aurą wyalienowania, wprowadzając klaustrofobiczną atmosferę śmiertelnie niebezpiecznej pułapki i niemożności zwrócenia się o pomoc do nikogo z zewnątrz, o opuszczeniu wyspy już nie wspominając. Ale oprócz tego atmosferę zaszczucia znacząco potęgują wzajemne podejrzenia, usilne poszukiwanie sprawcy we własnym gronie i oskarżanie każdego, kto uczyni bądź powie coś, co pozostałym wyda się podejrzane. Uważnym widzom natomiast przedwczesne rozszyfrowanie tożsamości mordercy nie powinno nastręczyć większych kłopotów, aczkolwiek podczas pierwszego seansu zmylił mnie przewrotny zabieg zastosowany w końcowym pojedynku, więc może nawet odbiorcy, którym uda się trafnie wytypować winnego mają szansę na odrobinę zaskoczenia. Zdając sobie chyba sprawę z naciągnięcia co poniektórych wątków, scenarzyści pod koniec postanowili dokładnie objaśnić widzom charakter środków, które dopomogły sprawcy w częściowym osiągnięciu jego celu, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jego plan nie był tak dokładnie opracowany, jak chcieliby tego scenarzyści, że w pewnej mierze wynikał ze zwykłego szczęścia nie wiem, czy nie nazbyt dużego. Za przykłady niech posłużą samotna paczka papierosów rzucająca się w oczy kobiety starającej się zerwać z nałogiem, czy nieodskoczenie mężczyzny od butli z ciekłym azotem, w ułamku sekundy, w którym zdał sobie sprawę z zagrożenia.

Mam wrażenie, że w „Łowcach umysłów” całkowicie odnaleźć mogą się osoby nieprzykładające większej wagi do naciągania niektórych aspektów fabularnych w thrillerach o seryjnych mordercach. Po swojej pozytywnej reakcji na ten obraz wnoszę, że istnieje spora szansa, iż ta pozycja spodoba się również fanom slasherów nawykłych do pozornej wszechmocy oprawców i nieprzemyślanych zachowań ich ofiar. Ale nie wykluczam, że entuzjaści rasowych dreszczowców również zdołają przymknąć oko na te elementy i po prostu cieszyć się nieustającą akcją, oddaną w znakomitym klimacie odizolowanej mrocznej wyspy oraz docenić kilka naprawdę pomysłowych scen mordów.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz