Po zdaniu matury do Niny i jej przyjaciół przychodzi sms od nieznanego
nadawcy mówiący, że zginą w ciągu trzech dni. Młodzi ludzie poczytują to za
zwykły żart, dopóki nie znika chłopak Niny, Martin. Nazajutrz znajdują jego
ciało w jeziorze i łączą jego zabójstwo z wiadomościami, które otrzymali. Niedługo
potem Nina zostaje porwana, ale udaje jej uciec, przedtem dostrzegając oblicze
oprawcy. Dziewczyna jest przekonana, że gdzieś już widziała tego mężczyznę, ale
nie może sobie przypomnieć w jakich okolicznościach. Kiedy kolejna osoba
zostaje zamordowana młodzi ludzie za namową przedstawicieli organów ścigania próbują
zgłębić swoją przeszłość, aby znaleźć w niej osobę, która mogłaby chcieć ich
skrzywdzić.
Film „Zginiesz w ciągu 3 dni” to jeden z nielicznych austriackich slasherów. Reżyser Andreas Prochaska
wespół z Thomasem Baumem napisał scenariusz ściśle osadzony w konwencji
rozpowszechnionej przez Amerykanów, z myślą o komercyjnym sukcesie, a nie jak
to często bywa z austriackim kinem wysublimowanych wrażeniach wizualnych. Akcję
umiejscowili w Salzkammergut, a dialogi skonstruowali w oparciu o miejscowy
dialekt, równocześnie dużo miejsca poświęcając zdjęciom okolicy, tym samym
tworząc obraz tchnący regionalnym duchem, choć fabularnie trzymający się
znanego slasherowego schematu. Całe
przedsięwzięcie kosztowało dwa miliony euro i spotkało się z na tyle zadowalającym
przyjęciem, że w 2008 roku ukazał się sequel „Zginiesz w ciągu 3 dni” (niestety
nie w Polsce) również wyreżyserowany przez Andreasa Prochaskę.
Początkowe ujęcia „Zginiesz w ciągu 3 dni” kazały mi przypuszczać, że
Prochaska i Baum zaserwują nam powtórkę z „Koszmaru minionego lata”, tym razem
jednak nie rozpoczynając serii mordów od potrącenia człowieka tylko zwierzęcia…
Przygnębiająca sekwencja z sarną pojawiająca się na początku nie została jednak
pociągnięta w dalszej części seansu, co w sumie było właściwą decyzją
scenarzystów, bo w przeciwnym razie motywy kierujące oprawcą mogłyby wydać się zanadto
wydumane. Chwilę później obrano inny kierunek, nieco kojarzący się z „The Ring”.
Pamiętamy, że Sadako Yamamura / Samara Morgan dawała swoim ofiarą siedem dni
życia, o czym informowała ich za pośrednictwem telefonu. Morderca w slasherze Prochaskiego również
przestrzega swoje ofiary przez telefon, tyle że komórkowy i wybierając opcję
wiadomości tekstowej. Ponadto nie jest „tak litościwy”, jak dziewczynka ze
studni, bo daje im o wiele mniej czasu – zdradza, że umrą w przeciągu
najbliższy trzech dni, a więc atak może przypuścić już w następnej minucie. Ten
element modus operandi sprawcy wypada całkiem interesująco, nawet jeśli nie
jest jakoś porażająco innowacyjny, za to pierwsze morderstwo uczula na ewentualne
zaprzepaszczenie potencjału. Swoją pierwszą ofiarę tajemniczy zabójca eliminuje
w bezkrwawy sposób, wrzucając skrępowanego nieszczęśnika do jeziora i
pozwalając aby się utopił, czyli ewidentnie idąc po linii najmniejszego oporu. Na
szczęście sytuację odrobinę ratuje umiejętnie wygenerowany klimat zamglonego,
chłodnego obszaru Austrii, a ściślej małego miasteczka otoczonego malowniczymi górami
i jeziorami ze smakiem oddanego w przyblakłych, lekko metalicznych barwach. Z
mniejszą wprawą twórcy dozują napięcie, ale winy za ten stan rzeczy nie ponoszą
operatorzy, którzy sceny ataków zabójcy potrafią poprzedzić w miarę
emocjonalnymi zwiastunami jego obecności, co widać choćby podczas wdarcia się antagonisty
do domu Niny, czy późniejszych długich również nocnych ujęciach mających
miejsce tuż przed najbardziej makabrycznym mordem. Powodu niewystarczającej
dawki napięcia upatrywałabym raczej w przewidywalnej fabule, a ściślej zbyt
oczywistej kolejności eliminacji ofiar i łatwego do przewidzenia momentu
przypuszczenia zdecydowanego ataku przez mordercę. Wspomniałam jednak o jednym makabrycznym
zabójstwie. Morderstwo Martina kazało mi podejrzewać, że Prochaska nie
zamierzał kręcić choćby umiarkowanie krwawego slashera, w dodatku odzierając modus operandi sprawcy z
jakiejkolwiek pomysłowości, ale trzecie zabójstwo zweryfikowało te moje
zapatrywania. Podtapianie młodej kobiety w akwarium pełnym ryb z widowiskowo
wmontowanymi przerywnikami w postaci krojenia jej skóry ostrym kantem zbiornika
i sfinalizowane całkiem mocnym obrazkiem zbryzganej krwią kuchni z głową
spoczywającą w akwarium, a resztą ciała porzuconą na podłodze, z wszystkich „wyskoków”
antagonisty robiło zdecydowanie największe wrażenie. I napawało nadzieją na
otwarcie się twórców na krwawe ujęcia w dalszej części seansu. W sumie złudną,
bo zamiast „iść za ciosem” Prochaska w kolejnej partii filmu skupił się na
zgłębianiu przeszłości głównych bohaterów, w zgodzie z konwencją slasherów dając do zrozumienia, że jakaś
jednostka postanowiła pomścić swoją krzywdę. Obserwując proces przypominania
sobie przez protagonistów dawnych dziejów, których notabene aż do finału nie
dane nam będzie poznać w szczegółach, przesłuchania przez przedstawicieli
organów ścigania i próby tychże zapewnienia ochrony zagrożonym młodym ludziom,
którym dotychczas udało się ostać przy życiu, cały czas spodziewałam się
jakiegoś wymyślnego zwrotu akcji, zakłócenia bądź co bądź przewidywalnego
procesu myślenia bohaterów jakimś niespodziewanym incydentem. W końcu slashery niejednokrotnie raczyły widzów
zaskakującymi finalizacjami prostych intryg, wystarczy choćby przypomnieć sobie
„Piątek trzynastego”, czy „Uśpiony obóz”, Prochaska więc nie zakłóciłby swojej
koncepcji powielania znanego slasherowego
schematu w przypadku, gdyby porwał się na jakiś miażdżący twist w ostatnich
partiach „Zginiesz w ciągu 3 dni”.
Nie jestem przekonana, czy punkt, do którego dotarła fabuła produkcji
Prochaskiego był najlepszym rozwiązaniem ze wszystkich możliwych. UWAGA SPOILER Z jednej strony posłużył
za pretekst do rozsnucia przygnębiającej historii, w pewnym stopniu
poruszającej problem okrucieństwa dzieci, czy też ich niefrasobliwości
prowadzącej do tragedii oraz zmusił do przemyśleń, czy aby uzasadnione jest
karanie ludzi za błędy z okresu dziecięcego, ale z drugiej nie pozostawił miejsca
na jakiś charakterystyczny zwrot akcji. Wszak już wcześniej sygnalizowano nam,
że mordercę motywuje śmierć syna, za którą główni bohaterowie w jakimś sensie
ponoszą odpowiedzialność, a samą „zmianę płci” mordercy nie sposób poczytywać w
kategoriach diablo porywającego zwrotu w akcji KONIEC SPOILERA. Ponadto siłę oddziaływania końcówki obniża
nierówne starcie z oprawcą, z którego troje młodych ludzi nie potrafi wyjść
zwycięsko, narażając życie swoim nieprzemyślanym działaniem, ale śmiem podejrzewać,
że był to celowy zabieg scenarzystów, dostosowujący się do konwencji filmów slash, którą w pewnej mierze buduje się
w oparciu o taką podszytą paniką lekkomyślność protagonistów. Mimo wszystko
wydarzenie dynamizujące ostatnią partię filmu mogłoby nie być „uszyte aż tak grubymi
nićmi” – zdecydowanie lepiej wypadłyby subtelne oznaki nieprzemyślanego
działania młodych bohaterów, dyktowanego czystym przerażeniem. Za to na plus muszę
odnotować okaleczenie jednej kobiety, która po skoku z okna nadziewa się na pręt,
a operatorzy serwują kilka powolnych najazdów kamery na zakrwawione narzędzie.
Aczkolwiek to zdecydowanie nie wystarczy, abym mogła powiedzieć, że jestem w
pełni zadowolona ze sposobu, w jaki Prochaska zdecydował się sportretować końcówkę,
że całkowicie odnalazłam się w ostatecznym kształcie całej intrygi i
wydarzeniach, jakie w szybkim tempie następowały po sobie w ostatnich minutach
seansu.
Można to było zrobić lepiej – taka konkluzja naszła mnie po obejrzeniu „Zginiesz
w ciągu 3 dni”. Można było zaserwować widzom jakąś porażającą niespodziankę
równocześnie nie zaburzając prostoty slasherowej
konwencji. I oczywiście pokusić się o więcej niekoniecznie skrajnie
makabrycznych mordów, ale przynajmniej cechujących się większą inwencją, na
miarę chociażby zabójstwa z wykorzystaniem akwarium. Zimny klimat, zbudowany za
pośrednictwem zamglonych zdjęć sennego austriackiego miasteczka, otoczonego złowróżbnie
sportretowanymi górami i jeziorami wypadł całkiem zgrabnie, choć w paru
momentach zabrakło skutecznego budowania napięcia. Summa summarum slasher z potencjałem, ale moim zdaniem nie
do końca wykorzystanym.
Chętnie bym obejrzała.
OdpowiedzUsuń