piątek, 1 lipca 2016

„Zginiesz w ciągu 3 dni” (2006)


Po zdaniu matury do Niny i jej przyjaciół przychodzi sms od nieznanego nadawcy mówiący, że zginą w ciągu trzech dni. Młodzi ludzie poczytują to za zwykły żart, dopóki nie znika chłopak Niny, Martin. Nazajutrz znajdują jego ciało w jeziorze i łączą jego zabójstwo z wiadomościami, które otrzymali. Niedługo potem Nina zostaje porwana, ale udaje jej uciec, przedtem dostrzegając oblicze oprawcy. Dziewczyna jest przekonana, że gdzieś już widziała tego mężczyznę, ale nie może sobie przypomnieć w jakich okolicznościach. Kiedy kolejna osoba zostaje zamordowana młodzi ludzie za namową przedstawicieli organów ścigania próbują zgłębić swoją przeszłość, aby znaleźć w niej osobę, która mogłaby chcieć ich skrzywdzić.

Film „Zginiesz w ciągu 3 dni” to jeden z nielicznych austriackich slasherów. Reżyser Andreas Prochaska wespół z Thomasem Baumem napisał scenariusz ściśle osadzony w konwencji rozpowszechnionej przez Amerykanów, z myślą o komercyjnym sukcesie, a nie jak to często bywa z austriackim kinem wysublimowanych wrażeniach wizualnych. Akcję umiejscowili w Salzkammergut, a dialogi skonstruowali w oparciu o miejscowy dialekt, równocześnie dużo miejsca poświęcając zdjęciom okolicy, tym samym tworząc obraz tchnący regionalnym duchem, choć fabularnie trzymający się znanego slasherowego schematu. Całe przedsięwzięcie kosztowało dwa miliony euro i spotkało się z na tyle zadowalającym przyjęciem, że w 2008 roku ukazał się sequel „Zginiesz w ciągu 3 dni” (niestety nie w Polsce) również wyreżyserowany przez Andreasa Prochaskę.

Początkowe ujęcia „Zginiesz w ciągu 3 dni” kazały mi przypuszczać, że Prochaska i Baum zaserwują nam powtórkę z „Koszmaru minionego lata”, tym razem jednak nie rozpoczynając serii mordów od potrącenia człowieka tylko zwierzęcia… Przygnębiająca sekwencja z sarną pojawiająca się na początku nie została jednak pociągnięta w dalszej części seansu, co w sumie było właściwą decyzją scenarzystów, bo w przeciwnym razie motywy kierujące oprawcą mogłyby wydać się zanadto wydumane. Chwilę później obrano inny kierunek, nieco kojarzący się z „The Ring”. Pamiętamy, że Sadako Yamamura / Samara Morgan dawała swoim ofiarą siedem dni życia, o czym informowała ich za pośrednictwem telefonu. Morderca w slasherze Prochaskiego również przestrzega swoje ofiary przez telefon, tyle że komórkowy i wybierając opcję wiadomości tekstowej. Ponadto nie jest „tak litościwy”, jak dziewczynka ze studni, bo daje im o wiele mniej czasu – zdradza, że umrą w przeciągu najbliższy trzech dni, a więc atak może przypuścić już w następnej minucie. Ten element modus operandi sprawcy wypada całkiem interesująco, nawet jeśli nie jest jakoś porażająco innowacyjny, za to pierwsze morderstwo uczula na ewentualne zaprzepaszczenie potencjału. Swoją pierwszą ofiarę tajemniczy zabójca eliminuje w bezkrwawy sposób, wrzucając skrępowanego nieszczęśnika do jeziora i pozwalając aby się utopił, czyli ewidentnie idąc po linii najmniejszego oporu. Na szczęście sytuację odrobinę ratuje umiejętnie wygenerowany klimat zamglonego, chłodnego obszaru Austrii, a ściślej małego miasteczka otoczonego malowniczymi górami i jeziorami ze smakiem oddanego w przyblakłych, lekko metalicznych barwach. Z mniejszą wprawą twórcy dozują napięcie, ale winy za ten stan rzeczy nie ponoszą operatorzy, którzy sceny ataków zabójcy potrafią poprzedzić w miarę emocjonalnymi zwiastunami jego obecności, co widać choćby podczas wdarcia się antagonisty do domu Niny, czy późniejszych długich również nocnych ujęciach mających miejsce tuż przed najbardziej makabrycznym mordem. Powodu niewystarczającej dawki napięcia upatrywałabym raczej w przewidywalnej fabule, a ściślej zbyt oczywistej kolejności eliminacji ofiar i łatwego do przewidzenia momentu przypuszczenia zdecydowanego ataku przez mordercę. Wspomniałam jednak o jednym makabrycznym zabójstwie. Morderstwo Martina kazało mi podejrzewać, że Prochaska nie zamierzał kręcić choćby umiarkowanie krwawego slashera, w dodatku odzierając modus operandi sprawcy z jakiejkolwiek pomysłowości, ale trzecie zabójstwo zweryfikowało te moje zapatrywania. Podtapianie młodej kobiety w akwarium pełnym ryb z widowiskowo wmontowanymi przerywnikami w postaci krojenia jej skóry ostrym kantem zbiornika i sfinalizowane całkiem mocnym obrazkiem zbryzganej krwią kuchni z głową spoczywającą w akwarium, a resztą ciała porzuconą na podłodze, z wszystkich „wyskoków” antagonisty robiło zdecydowanie największe wrażenie. I napawało nadzieją na otwarcie się twórców na krwawe ujęcia w dalszej części seansu. W sumie złudną, bo zamiast „iść za ciosem” Prochaska w kolejnej partii filmu skupił się na zgłębianiu przeszłości głównych bohaterów, w zgodzie z konwencją slasherów dając do zrozumienia, że jakaś jednostka postanowiła pomścić swoją krzywdę. Obserwując proces przypominania sobie przez protagonistów dawnych dziejów, których notabene aż do finału nie dane nam będzie poznać w szczegółach, przesłuchania przez przedstawicieli organów ścigania i próby tychże zapewnienia ochrony zagrożonym młodym ludziom, którym dotychczas udało się ostać przy życiu, cały czas spodziewałam się jakiegoś wymyślnego zwrotu akcji, zakłócenia bądź co bądź przewidywalnego procesu myślenia bohaterów jakimś niespodziewanym incydentem. W końcu slashery niejednokrotnie raczyły widzów zaskakującymi finalizacjami prostych intryg, wystarczy choćby przypomnieć sobie „Piątek trzynastego”, czy „Uśpiony obóz”, Prochaska więc nie zakłóciłby swojej koncepcji powielania znanego slasherowego schematu w przypadku, gdyby porwał się na jakiś miażdżący twist w ostatnich partiach „Zginiesz w ciągu 3 dni”.

Nie jestem przekonana, czy punkt, do którego dotarła fabuła produkcji Prochaskiego był najlepszym rozwiązaniem ze wszystkich możliwych. UWAGA SPOILER Z jednej strony posłużył za pretekst do rozsnucia przygnębiającej historii, w pewnym stopniu poruszającej problem okrucieństwa dzieci, czy też ich niefrasobliwości prowadzącej do tragedii oraz zmusił do przemyśleń, czy aby uzasadnione jest karanie ludzi za błędy z okresu dziecięcego, ale z drugiej nie pozostawił miejsca na jakiś charakterystyczny zwrot akcji. Wszak już wcześniej sygnalizowano nam, że mordercę motywuje śmierć syna, za którą główni bohaterowie w jakimś sensie ponoszą odpowiedzialność, a samą „zmianę płci” mordercy nie sposób poczytywać w kategoriach diablo porywającego zwrotu w akcji KONIEC SPOILERA. Ponadto siłę oddziaływania końcówki obniża nierówne starcie z oprawcą, z którego troje młodych ludzi nie potrafi wyjść zwycięsko, narażając życie swoim nieprzemyślanym działaniem, ale śmiem podejrzewać, że był to celowy zabieg scenarzystów, dostosowujący się do konwencji filmów slash, którą w pewnej mierze buduje się w oparciu o taką podszytą paniką lekkomyślność protagonistów. Mimo wszystko wydarzenie dynamizujące ostatnią partię filmu mogłoby nie być „uszyte aż tak grubymi nićmi” – zdecydowanie lepiej wypadłyby subtelne oznaki nieprzemyślanego działania młodych bohaterów, dyktowanego czystym przerażeniem. Za to na plus muszę odnotować okaleczenie jednej kobiety, która po skoku z okna nadziewa się na pręt, a operatorzy serwują kilka powolnych najazdów kamery na zakrwawione narzędzie. Aczkolwiek to zdecydowanie nie wystarczy, abym mogła powiedzieć, że jestem w pełni zadowolona ze sposobu, w jaki Prochaska zdecydował się sportretować końcówkę, że całkowicie odnalazłam się w ostatecznym kształcie całej intrygi i wydarzeniach, jakie w szybkim tempie następowały po sobie w ostatnich minutach seansu.

Można to było zrobić lepiej – taka konkluzja naszła mnie po obejrzeniu „Zginiesz w ciągu 3 dni”. Można było zaserwować widzom jakąś porażającą niespodziankę równocześnie nie zaburzając prostoty slasherowej konwencji. I oczywiście pokusić się o więcej niekoniecznie skrajnie makabrycznych mordów, ale przynajmniej cechujących się większą inwencją, na miarę chociażby zabójstwa z wykorzystaniem akwarium. Zimny klimat, zbudowany za pośrednictwem zamglonych zdjęć sennego austriackiego miasteczka, otoczonego złowróżbnie sportretowanymi górami i jeziorami wypadł całkiem zgrabnie, choć w paru momentach zabrakło skutecznego budowania napięcia. Summa summarum slasher z potencjałem, ale moim zdaniem nie do końca wykorzystanym.

1 komentarz: