Dante
i jego przyjaciele Miguel, Leitao i Hugo, przeprowadzają się z
małego miasteczka, w którym się wychowali do Rio de Janeiro, gdzie
wspólnie wynajmują mieszkanie. Po skończeniu studiów Dante
znajduje nisko płatną pracę w księgarni. Hugo bezskutecznie
próbuje zaistnieć w branży gastronomicznej, a Miguel odbywa staż
w szpitalu publicznym. Tylko otyły haker Leitao nie dokończył
nauki i tylko jemu nie zależy zbytnio na robieniu kariery. Większość
czasu spędza w mieszkaniu, oddając się swoim ulubionym zajęciom:
jedzeniu i graniu na komputerze. Młodzi mężczyźni ledwo wiążą
koniec z końcem, ale pewnego dnia ich sytuacja finansowa jeszcze
bardziej się pogarsza. Nie widząc innego wyjścia decydują się
zorganizować w swoim mieszkaniu drogą sekretną kolację.
Zamieszczają w Internecie ogłoszenie, w którym obiecują, że w
menu będzie ludzkie mięso. Jest wielu chętnych, ale wybierają
tylko dziesięć osób. A potem opracowują plan pozyskania głównego
składnika swojej wykwintnej kolacji.
Raphael
Montes – brazylijski prawnik, scenarzysta oraz autor powieści i
opowiadań. Swoją pierwszą powieść, „Suicidas”, napisał
między szesnastym a dziewiętnastym rokiem życia. W 2010 roku
Montes wystawił ją w konkursie organizowanym przez wydawnictwo
Benvira, w którym zajęła drugie miejsce. Na rynek trafiła dwa
lata później (a w 2015 roku odbyła się premiera sztuki teatralnej
na niej opartej), gdy jej autor miał dwadzieścia dwa lata. I
bynajmniej nie przeszła bez echa. Pisarska kariera Montesa nabrała
rozpędu. Od tego czasu wydał jeszcze kilka poczytnych powieści, z
których wyróżnić trzeba wydany też w Polsce thriller pt.
„Dziewczyna w walizce”. Odpowiedź Montesa na prośbę jego matki
o napisanie historii miłosnej... „Sekretna kolacja” pierwotnie
została wydana w 2016 roku, a w Polsce ukazała się mniej więcej
rok później. Prawa do sfilmowania tej publikacji zostały już
sprzedane – to samo zresztą dotyczy pozostałych powieści
Raphaela Montesa.
Chociaż
Raphael Montes jest jednym z bardziej znanych brazylijskich pisarzy,
w dodatku specjalizującym się w literaturze grozy (horror,
thriller), nigdy wcześniej o nim nie słyszałam. „Wcześniej”,
czyli przed przypadkowym spotkaniem z jego „Sekretną kolacją”.
Skrótowy opis fabuły zamieszczony na okładce polskiego wydania
książki (wydawnictwo Filia, rok 2017) nie zdradza wprost
przewodniego motywu tej powieści, ale sugestia bez wątpienia jest
bardzo wyraźna. Wiem, bo to właśnie ta sugestia pchnęła mnie do
zakupu „Sekretnej kolacji”. Nie szukałam bardziej szczegółowych
informacji na jej temat – kupiłam ją, bo opis z okładki
zasugerował mi tematykę kanibalistyczną. A takich opowieści, ku
mojemu ubolewaniu, na rynku literackim (przynajmniej polskim) jest
jak na lekarstwo. Ba, w Polsce to nawet powieściowych horrorów jest
tyle, co kot napłakał. „Sekretna kolacja” horrorem jest.
Thrillerem również. Raphael Montes stworzył, moim zdaniem,
idealnie zbilansowaną mieszankę tych dwóch gatunków, która nie
bardzo przystaje do standardów polskiego rynku wydawniczego.
Oczywiście prozę ekstremalną też się u nas wydaje, ale trudno to
uznać za chleb powszedni. Bo „Sekretna kolacja” to ewidentnie
proza ekstremalna – rzecz, której myślę nie powstydziliby się
nawet tacy specjaliści w tej dziedzinie, jak Clive Barker, Edward
Lee, Bentley Little i John Everson. Ci, którzy widzieli „Klub kanibali”, film Guto Parente z 2018 roku, notabene także
brazylijski, prawdopodobnie już po samym skrótowym opisie jej
fabuły skojarzą go z „Sekretną kolacją”. Podobieństwa
bezsprzecznie są (wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się okazało,
że twórcy „Klubu kanibali” delikatnie się ową powieścią
inspirowali), ale wierzcie mi, to zupełnie inna liga. Raphael Montes
nie patyczkuje się z czytelnikiem, nie wykorzystuje motywu
przewodniego do łagodzenia kanibalizmu, tylko wręcz przeciwnie:
wyciska z tego tyle makabry, ile można bez popadania w groteskę. I
co również ważne, jeśli nie ważniejsze, zauważalnie nie
interesuje go szokowanie dla samego szokowania. Pragnie odbiorcy coś
uświadomić, coś istotnego przekazać. Aczkolwiek niekoniecznie są
to przemyślenia z gatunku tych łatwo akceptowalnych w tak zwanych
cywilizowanych społeczeństwach. Główny bohater i zarazem narrator
„Sekretnej kolacji”, homoseksualista Dante, wynajmuje wraz z
trójką swoich wieloletnich przyjaciół dosyć przestronne
mieszkanie w Rio de Janeiro. I podobnie jak jego współlokatorzy
boryka się z problemami finansowymi. Czytając omawianą powieść
można odnieść wrażenie, że Raphael Montes jest osobą, której
delikatnie mówiąc nie jest obojętna kondycja jego rodzimego kraju.
Nie tyle pogniewaną na Brazylię, ile na przynajmniej niektóre
władze, które to państwo kształtowały. Na te władze, które
bardziej szkodzą, niż pomagają... Yyy, a czy gdzieś na świecie
są politycy, którzy bardziej pomagają społeczeństwu, niż
szkodzą? W każdym razie Dante jest dwudziestoparolatkiem, który
właśnie wyzbywa się marzeń. Otwiera oczy na świat – nareszcie
do niego dociera, że wytężona nauka i ciężka praca bynajmniej
nie gwarantują zawodowego sukcesu. Jeśli nie wywodzisz się z
wpływowej rodziny, jeśli już na starcie nie opływasz w bogactwa i
nie masz odpowiednich znajomości to kolokwialnie mówiąc masz
przekichane. Możesz być najambitniejszym człowiekiem na świecie,
możesz harować jak wół, a i tak masz znikome szanse na
stabilizację finansową. Bo to Brazylia? Nie, bo tak to wygląda na
całym świecie. To jest prawdziwa rzeczywistość tzw. szarych
ludzi, o której prawdopodobnie w szkole nie usłyszycie. Dante w
każdym razie ze szkoły się tego nie wyniósł – tę naukę
zaczerpnął z życia. Nie on pierwszy i z pewnością nie ostatni.
Droga, na którą Dante i jego przyjaciele wchodzą celem spłacenia
długu, dalece odbiega jednak od tej, którą codziennie, najczęściej
aż do śmierci, podążają im podobni ludzie na całym świecie.
Zamiast pogodzić się ze status quo, dożywotnio klepać biedę i
nauczyć się nie marzyć, (anty)bohaterowie „Sekretnej kolacji”
postanawiają powalczyć o swój kawałek tortu. Odwrócić złą
passę w sposób iście amoralny. I przestępczy. Bo choć Dante nie
znajduje przepisu, który zabraniałby Brazylijczykom spożywania
ludzkiego mięsa (co nie znaczy, że takowy nie istnieje, tego nie
wiem), to już sposób pozyskania ciała na kolację, którą wraz z
przyjaciółmi organizuje dla dziesięciu wybranych osób (z mnóstwa
chętnych), bezprawne bez wątpienia jest. Ale cóż to za
przeszkoda, kiedy w perspektywie jest spory zarobek? I tak oto Dante
i jego współlokatorzy stają się elitarnymi restauratorami...
Warsztat
Raphaela Montesa robi różnicę (nie bez znaczenia jest też wkład
tłumaczki, Barbary Bardadyn). „Sekretna kolacja” nie jest
niechlujnym szokerem, spisaną maksymalnie uproszczonym językiem
opowiastką, która nie ma czytelnikom do zaoferowania nic ponad
wynaturzenia. Ten brazylijski pisarz moim zdaniem niczego w swoim
pisarskim stylu poprawiać nie musi – to pisarz kompletny, artysta
władający dojrzałym, poruszającym wyobraźnię warsztatem, dużą
odwagą i kreatywnością. A to mieszanka wybuchowa, czego dowodem
choćby „Sekretna kolacja” (to na razie jedyna książka tego
autora, którą przeczytałam, ale należy położyć tutaj akcent na
zwrot „na razie”). Powieść, w której odnajdujemy postacie
scharakteryzowane na modłę najlepszych thrillerów
psychologicznych, jakie można odnaleźć na światowym rynku
wydawniczym. Dogłębnie rozpisane (zwłaszcza Dante),
niejednoznaczne jednostki, które pod wieloma względami się od
siebie różnią, ale łączy je jedno: wszystko wskazuje na to, że
wszyscy, mniej czy bardziej świadomie, zmierzają ku zatraceniu.
Głosem rozsądku jest Miguel, odbywający staż w szpitalu
publicznym dwudziestoparolatek, który od zawsze marzył, by zostać
lekarzem. Ale, jak to często bywa, głos rozsądku jest grzecznie
ignorowany. Bo dlaczegóż miałoby być inaczej? Przecież młodzi
ludzie nie planują nikomu wyrządzić poważnej krzywdy. Nikogo nie
zamierzają zabijać. Po prostu ukradną czyjeś zwłoki i zrobią z
nich główny składnik kolacji dla ludzi, gotowych zapłacić każdą
cenę za możliwość zjedzenia bliźniego. Owszem, rodzina
denata/denatki zapewne będzie rozpaczać, ale to i tak najbardziej
litościwe podejście do owego przedsięwzięcia. Najlepszy z
możliwych wariantów tego potwornego planu. Młodzi ludzie tak na
patrzą, a potem... No potem, jak można się tego spodziewać,
sytuacja znacznie się skomplikuje. Na pewnym etapie realizacji tego
przedsięwzięcia dołącza do nich Cora, młoda prostytuująca się
kobieta, pisząca wiersze i marząca o tym, by kiedyś zostały one
wydane oraz specjalizująca się w ćwiartowaniu mięsa. Zwierząt,
ale co to za różnica, zwierzę hodowlane czy człowiek? To i to
mięso, prawda? I w ten oto sposób przechodzimy do myślę trochę
kontrowersyjnych tez sformułowanych przez Montesa na kartach
omawianej powieści. „Człowiek jest wielkim hipokrytą […]
Tak naprawdę nie musisz jeść ludzkiego mięsa, żeby dokonywać
potwornych czynów, wystarczy pokroić stek i kiełbasę, by
przyłożyć rękę do okropności”. Innymi słowy Montes daje
nam jasno do zrozumienia, że nie ma wielkiej różnicy pomiędzy
jedzeniem człowieka i zwierzęcia hodowlanego. W jednym z wywiadów
autor „Sekretnej kolacji” zdradził, że podczas pracy nad tym
utworem został wegetarianinem. Ale nie na długo. Już nie unika
mięsa. Bo jest hipokrytą? Z przedmiotowej powieści wnoszę, że
pierwszy by to przyznał. Za pośrednictwem Dantego w pewnym sensie
już to zrobił. Ale nie to spojrzenie na jedzenie ludzkiego mięsa
namieszało mi w głowie. Pewna jednoznacznie negatywna postać
kazała mi spojrzeć na to tak: na świecie panuje głód, mnóstwo
ludzi codziennie umiera z powodu braku pożywienia, a my cywilizowani
ludzie co robimy? Grzebiemy zmarłych. Marnujemy mięso, bo tak
dyktuje nam nasza kultura, nasza moralność. Jaki z tego wniosek? Że
wolimy by na świecie szalał śmiercionośny głód od profanowania,
konsumowania naszych zmarłych? Montes podsumowuje ten wywód, tę
prowokację artystyczną, słowami „niewyobrażalny absurd”, ale
przyznaję, że na moment zasiał we mnie ziarno zwątpienia... A
potem przyszło otrzeźwienie, a wraz z nim wstręt do samej siebie.
I to był najpiękniejszy moment tej książki – chwila, w której
Montes poniekąd udowodnił, że „Człowiek jest zły z natury.
Nieważne, co mówią, wszyscy są tacy sami. Biedny czy bogaty,
czarny czy biały, stary czy młody, nieważne. W czynieniu zła
wszyscy jesteśmy jednakowi”. Krótko: jesteśmy potworami.
Wydaje nam się, że nie, że akurat ja jestem dobry, że ja
przenigdy nie zrobiłbym tego samo, co Dante i jego kumple. A co na
to główny (anty)bohater i narrator recenzowanej powieści? Proszę:
„Prawda jest jednak taka, że gdybyś znalazł się na moim
miejscu, zrobiłbyś to samo. Łatwo jest kogoś potępiać, zrzucić
odpowiedzialność, wymyślać teorie i wskazywać winnych. Ale
powtarzam: postąpiłbyś identycznie”. Bzdura? Pewnie tak,
ale... Poprzestańmy na tym, że Montes zaserwował mi niewyobrażalną
gonitwę myśli. Byłabym do tego zdolna czy nie? Znajdując się w
położeniu Dantego na pewno nie (bo bywałam w gorszych i jakoś
nawet nie pomyślałam o działalności w „branży
kanibalistycznej”), ale czy coś, cokolwiek, mogłoby mnie zmusić
do przekroczenia takich granic? Tak czy nie? Zupełnie jak na jakiejś
wypaczonej huśtawce... Myślę, że większość ludzi wolałaby o
takich rzeczach nie myśleć. A jak już to poprzestać na tym, że
Dante i jego koledzy to zwyrodnialcy, a światopoglądem takowych
osób prawi, porządni, tak zwani normalni ludzie nie powinni sobie
zawracać głowy. Bo to pewne jak w banku, że ci drudzy nigdy, pod
żadnych pozorem, nie dopuszczą się takich bezeceństw. Młodzi
ludzie wykreowani przez Montesa na kartach „Sekretnej kolacji”
nie są odbiciem nas, to społeczny margines, a jeszcze ściślej
wymysł obdarzonego zbyt wybujałą wyobraźnią pisarza, który
powinien wreszcie zejść na ziemię i przestać formułować tezy,
że my ludzie mamy w sobie coś z Dantego i jego ferajny. Tak, różowe
okulary i heja! Raphael Montes idzie pod prąd – on się z nami nie
cacka, pragnie wyrwać nas ze strefy komfortu, zmusić nas byśmy
spojrzeli na siebie pod kątem, pod którym, jestem tego pewna,
niewielu chciałoby spojrzeć. Tylko przez chwilę – potem wszystko
sobie na powrót poukładamy, odzyskamy wiarę w siebie (jeśli
takową mieliśmy) i wystawimy Dantemu i jego znajomym rachunek.
Osądzimy ich po tych wszystkich krwawych, deprymujących,
poruszających, może nawet do głębi szokujących oraz przynajmniej
po części zaskakujących przejściach (takiego finału się nie
spodziewałam, nie w całości, bo jednak ułamek tego wcześniej
przeszedł mi przez myśl). Włożymy ich do odpowiedniej szuflady i
zamkniemy ją na klucz. Do tej, do której samych siebie na pewno nie
włożymy. Ale czy o tym wszystkim szybko zapomnimy? Ja na pewno nie.
Raphael Montes zadbał o to, by ta opowieść wwierciła się w mój
umysł. Być może nie na zawsze, ale co z tego – jak wywietrzeje
mi z głowy to przeczytam to jeszcze raz. I jeszcze, i jeszcze...
Postanowienie:
przeczytać wszystko Raphaela Montesa co już wyszło (czyli tylko
„Dziewczyna w walizce”) i mam ogromną nadzieję, w przyszłości
wyjdzie na polskim rynku. Jeden z moich ulubionych pisarzy, Jeffery
Deaver, stwierdził, że „Sekretną kolację” trzeba przeczytać
i nie mylił się. Jeśli jest się miłośnikiem krwawych horrorów
i/lub thrillerów psychologicznych, to moim zdaniem tego nie można
przegapić. Aż wstyd, że tak późno po tę powieść sięgnęłam,
a najbardziej zdumiewające jest dla mnie to, że publikacja ta nie
odbiła się zdecydowanie głośniejszym echem w Polsce. Może i
sporo się o niej mówiło, ale do mnie niestety nic na temat
„Sekretnej kolacji” nie dotarło (heh, nawet jej tytuł). Kupiłam
to niejako w ciemno i proszę bardzo: jedna z najlepszych powieści,
jaką w ostatnich paru latach przeczytałam. Naprawdę mocna rzecz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz