Architekt Felix, od kiedy rozstał się ze swoją dziewczyną Verą mieszka sam
w wielkim domu. Pewnego wieczora do jego drzwi puka nieznajomy mężczyzna z
prośbą o udostępnienie telefonu. Felix zaprasza go do środka, zostawia samego w
salonie, a gdy wraca jego gościa już nie ma. Ten moment zapoczątkowuje serię
niepokojących wydarzeń. Felix słyszy rozlegające się w jego domu
niezidentyfikowane dźwięki i odnajduje ślady obecności dzikiego lokatora. Tylko
czy jest możliwe, aby w jego domu mieszkał ktoś jeszcze?
Do „Dziwnego lokatora” nie podchodziłam zbyt entuzjastycznie z dwóch
powodów. Przede wszystkim dlatego, że jest to obraz Guillema Moralesa twórcy
„Oczu Julii”, za którym to filmem nie przepadam oraz został sklasyfikowany,
jako hybryda thrillera z horrorem, a o ile uwielbiam ten pierwszy gatunek w
wydaniu Hiszpanów, w tym drugim moim zdaniem odnajdują się dużo gorzej. Na
szczęście, ku mojego ogromnemu zaskoczeniu „Dziwny lokator” okazał się o kilka
klas lepszy od „Oczu Julii” i przede wszystkim porusza się w estetyce
dreszczowca – horrorem staje się jedynie przy obraniu jednej z trzech
interpretacji fabuły.
Ilekroć wspominam o jakimś hiszpańskim thrillerze niezmiennie zachwalam
innowacyjną fabułę. Tak też jest i tutaj. Obcując ze światową kinematografią,
jak dotąd nie spotkałam się z problematyką rzekomego pomieszkiwania dzikiego
lokatora w czyimś domostwie. Z chwilą wejścia tajemniczego mężczyzny do
rezydencji Felixa i jego tajemniczego zniknięcia cała historia, choć snuta w
iście monotonnym tempie, skupiającym się przede wszystkim na budowaniu
mrocznego klimatu prześladowania interpretacyjnie mocno się gmatwa. Obserwując
chaotyczne bieganiny Felixa po własnym domu w poszukiwaniu dziwnego lokatora
zapewne każdy widz będzie zastanawiał się nad dwiema ewentualnościami: stopniem
prawdopodobieństwa podejrzeń Felixa i jego chorobą psychiczną. Czy jest
możliwe, aby ktoś bez jego wiedzy egzystował wraz z nim pod tym samym dachem?
Biorąc pod uwagę ogromny metraż jego rezydencji nie jest to takie
nieprawdopodobne, ale twórcy nie ustają również w wysiłkach, aby nieustannie
sygnalizować nam rozchwianie emocjonalne głównego bohatera. Po rozstaniu z
dziewczyną Felix ze wszystkich sił stara się na powrót zaskarbić sobie jej
sympatię, przekonać ją do odnowienia związku. Samotność go przytłacza, a to
może skutkować podświadomą potrzebą stworzenia wyimaginowanego lokatora. Z
drugiej strony wydarzenia, którym świadkujemy chwilami również nam dają ułudę
obecności w domu kogoś jeszcze, ukrywającego się przed wzrokiem głównego
bohatera. Gdy Felix zasypia twórcy wykorzystując prosty, acz jakże potęgujący i
tak mroczną atmosferę trik operatorski sygnalizują nam wędrówkę dzikiego
lokatora po parterze. Kamera wolno przesuwa się po pustych pomieszczeniach przy
akompaniamencie ciężkiego oddechu. Podobnemu złudzeniu możemy ulec również z
chwilą wejścia do domu psa impertynenckiej sąsiadki Felixa, który ginie wraz z
nią w niezwykle pomysłowej scenie z wykorzystaniem smyczy. Podobnie, jak nasz
protagonista będziemy domniemywać ingerencję osoby trzeciej, która zepchnęła z
piętra nieszczęsną kobietę.
Scenariusz, choć wykorzystuje z gruntu prosty pomysł nieustannie intryguje
mnogością interpretacyjną. Istota fabuły zmienia się jak w kalejdoskopie,
nieustannie oscylując pomiędzy ewentualną obecnością dzikiego lokatora w domu
Felixa a jego chorobą psychiczną. Dopiero ostatnie pół godziny filmu zaczną
dobitniej skłaniać się w kierunku tej drugiej interpretacji. Gdy mężczyzna przekroczy
próg domu sparaliżowanej kobiety i wbrew jej wiedzy zostanie tam na dłużej widzowie
nabiorą pewności, że jego imaginacja uległa odwróceniu. Już nie jest
prześladowany przez niechcianego lokatora, a sam przybrał jego postać. Końcówką
filmu twórcy w pewnym sensie również udowadniają nam, że takie pomieszkiwanie w
cudzym lokum bez wiedzy właściciela jest możliwe. Oczywiście, Felix miał
większą swobodę od swojego domniemanego gościa, ponieważ kobieta poruszała się
na wózku inwalidzkim, ale należy nadmienić, że miał do dyspozycji o wiele
mniejszy metraż. Prawdą jest, że w ostatniej półgodzinie filmu twórcy
zrezygnowali z mrocznego klimatu nieustannie odczuwanego wcześniej, ale
zaserwowali nam kilka ciekawych rozwiązań fabularnych. Szczególnie zapada w
pamięć wspólna masturbacja sparaliżowanej kobiety i Felixa, wbrew jej wiedzy,
która przygnębia łatwością odebrania komuś jego prywatności, oddarcia z
wszelkiej godności. I kiedy już jesteśmy przekonani, że wszystko wiemy, że
główny bohater przez cały czas był ofiarą swojego szaleństwa Morales serwuje
nam mocne zakończenie, w którym dochodzi następna ewentualna interpretacja. UWAGA SPOILER Wiedząc, że tajemniczy
gość Felixa został zamordowany przez własną, sparaliżowaną żonę możemy przyjąć,
że naszego protagonistę prześladował jego duch, pragnąc w ten pokrętny sposób
naprowadzić go na swoje ciało. Dlaczego właśnie jego? Ano dlatego, że chwilę
przed śmiercią próbował za pośrednictwem podziemnego tunelu łączącego ich domy
dostać się do rezydencji sąsiada. Druga ewentualność to oczywiście choroba
psychiczna głównego bohatera, zapoczątkowana odejściem jego dziewczyny. A
trzecia moim zdaniem najbardziej wstrząsająca, ale też idealnie wpasowująca się
w poszczególne wydarzenia to oczywiście ingerencja Very w życie jej byłego
chłopaka. Jak wiemy kobieta, podobnie jak on nie mogła pogodzić się ze stratą
ukochanego, więc czy istnieje możliwość, że to ona pomieszkiwała w jego
domostwie? Taka interpretacja wyjaśniałaby zakończenie (jej zabójstwo przez
Felixa przekonanego, że strzela do dzikiego lokatora) oraz jej niejasna rozmowa
w kuchni, w trakcie nocowania u głównego bohatera. Oczywiście, pozostaje
również możliwość konwersowania Very z dzieckiem, które nosiła w swoim łonie,
ale biorąc pod uwagę finał i tak najsilniej pasuje mi tutaj trzecia, najbardziej
szokująca interpretacja fabuły KONIEC
SPOILERA. Pomyślcie: czy twórcy naprawdę stworzyli tak przemyślany,
innowacyjny i zagmatwany scenariusz tylko po to, żeby na końcu wyjaśnić go w
konwencjonalny, prościutki sposób, zrzucając winę na chorobę psychiczną Felixa bądź
ducha jego sąsiada? Wątpię. Biorąc pod uwagę zagadkowe zakończenie jestem wręcz
przekonana, że tutaj również dążyli do czegoś o wiele bardziej oryginalnego i
wstrząsającego.
Hiszpańskie thrillery mają bardzo ciekawą tendencję coraz silniejszego zaskakiwania
mnie w każdym kolejnym obrazie, z którym obcuję. „Dzikiemu lokatorowi” nie
tylko daleko do przewidywalności oraz konwencjonalności, której wiele w
amerykańskim kinie. On nade wszystko niepokoi – klimatem, łatwością oddarcia
kogoś z jego prywatności i koszmarnymi skutkami takiego zachowania. Kto nie
widział naprawdę szczerze polecam, bo gwarantuję wam, że długo tej produkcji
nie zapomnicie!
Strasznie zagmatwane. Ale jak zwykle przyjemnie się czytało Twoje refleksje. :)
OdpowiedzUsuńNiestety mnie ten film w ogóle nie przypadł do gustu. Pierwszą kwestią jest to, że w ogóle nie uwierzyłam twórcom, że możliwe jest mieszkanie z dzikim lokatorem bez świadomości. Nawet, jeśli posiadłość jest rozległa to nie uwierzyłam, że lokator pilnuje się 24 godziny na dobę, żeby nie zostać odkrytym. Drugą sprawą jest totalny spadek napięcia w drugiej połowie filmu. O ile na początku byłam ciekawa czy w domu głównego bohatera ktoś straszy, czy rzeczywiście ktoś obcy tam mieszka lub czy to sam bohater popadł w szaleństwo, o tyle kiedy on przeniósł się do domu niepełnosprawnej kobiety całe napięcie siadło według mnie. Nużyło mnie oglądanie jego przemiany w takiego dzikiego lokatora. No i na koniec mam też zarzut do jego zachowania. Było absolutnie nielogiczne, chociaż to jeszcze mogłabym wytłumaczyć postępującą chorobą psychiczną. W każdym razie mnie się nie podobało, zwłaszcza że liczyłam na coś w klimacie fantastycznego filmu "La Cara oculta", do którego "El habitante incierto" był porównywany.
OdpowiedzUsuń