Współwłaściciel kanału telewizyjnego dla dorosłych, Max Renn, dzięki hackerskim
zdolnościom swojego pracownika trafia na szokujący program, zwany „Videodrome”.
Przechwytując sygnał nadawania mężczyznom udaje się nagrać kilka jego odcinków,
które obrazują realistyczne tortury, zaprawione erotyzmem dokonywane na
kobietach przez zamaskowanego sprawcę. Zachwycony filozofią programu Renn
próbuje odnaleźć jego producenta, ufając, że ten da się namówić na
rozpowszechnianie go w jego telewizji. Jednakże podczas swojego amatorskiego
śledztwa odkrywa, że każdy, kto obejrzał „Videodrome” zmagał się z przerażającymi
halucynacjami i śmiertelnym guzem mózgu. Mężczyzna nabiera pewności, że jest
kolejną ofiarą śmiercionośnego programu.
Kanadyjski horror science fiction Davida Cronenberga, ocierający się
również o estetykę kina gore. Wśród
opinii publicznej panuje przekonanie, że „Videodrome” jest szczytowym osiągnięciem
reżysera, jednym z najpopularniejszych i najinteligentniejszych filmów, jakie
stworzył. Mogę zgodzić się z tymi opiniami w porównaniu do jego wcześniejszej twórczości.
„Videodrome” z pewnością ma silniejszą, dojrzalszą i bardziej szokującą wymowę
od „Dreszczy”, „Wściekłości” i „Potomstwa”. Deklasuje również późniejszą „Martwą strefę”, ale „eXistenZ” jedynie dorównuje (oba filmy mają zbliżoną tematykę). Ponadto
pomimo jego bezsprzecznego geniuszu nie powiedziałabym, że wychodzi zwycięsko
ze starcia z „Muchą”.
David Cronenberg znany jest z wplatania w fabuły swoich filmów
zawoalowanych przesłań, niejednokrotnie pojawiających się jedynie w
podtekstach, przez co nie cieszą się one taką popularnością wśród widzów, na
jaką bez wątpienia zasługują. Deklasowane przez duże grono odbiorców, jako pseudointeligentne
produkcje o niczym jedynie udowadniają geniusz reżysera i ignorancję
publiczności. Każdy horror Cronenberga jest przygnębiającą wizją otaczającego
nas świata oraz bezkompromisowym studium destrukcyjnej natury ludzkiej, o czym
świadczą nie tyle dialogi jego bohaterów, co rekwizyty, które oprócz szokowania
widza mają za zadanie uświadomić mu pewne być może niewygodne dla niego, ale bezsprzecznie
ponadczasowe prawdy. „Videodrome” nie nastręcza większych problemów ze zrozumieniem
zamysłu reżysera. Kluczem jest rozmowa z między innymi Maxem Rennem
(niezastąpiony James Woods) w popularnym programie telewizyjnym na temat
oddziaływania pełnych przemocy i seksu filmów na psychikę ludzką. Nasz główny
bohater opowiada się za teorią katharsis,
będąc przekonanym, że jego porno działalność w bezpieczny sposób rozładowuje
destrukcyjne zapędy społeczeństwa, absolutnie nie popychając ich do czynów
zakazanych. Przewrotność Cronenberga widać w późniejszych scenach – oto, reżyser
znany z krwawych obrazów potępia sam siebie wypunktowując przy okazji błędy w myśleniu
Renna. Destrukcyjny wpływ mediów na mentalność ludzką obrazuje już podczas
pobytu u Maxa jego przygodnej kochanki, mającej ewidentne skłonności
masochistyczne. Tuż po obejrzeniu pirackiej wersji „Videodrome” kobieta wręcz
błaga partnera o ostre zabawy, czując niewysłowioną rozkosz, gdy ten przekłuwa
jej igłą uszy. Wkrótce pójdzie jeszcze dalej gasząc papierosa na swojej piersi w
niezwykle wstrząsającej, realistycznej scenie, dosłownie uświadamiającej nam
autodestrukcyjne skłonności psychiki ludzkiej. Co więcej kobieta jest ewidentnie
opętana możliwością wystąpienia w „Videodrome” w charakterze ofiary. Jest tak
bardzo oślepiona przez program, że w ogóle nie zastanawia się, czy warto oddać
za niego życie. Wszak, jak mówi jedna z bohaterek filmu – obecnie telewizja
jest dla nas bardziej realna od rzeczywistości…
Przyznaję, że Cronenberg przeszedł tutaj sam siebie w sferze efektów
specjalnych, mających za zadanie dosłownie zobrazować zgubny wpływ mediów na
psychikę ludzką. Sugestywne halucynacje Renna, podczas których na przykład
chłosta odbiornik telewizyjny, w którym widać jego znajomą, odczuwającą
wymierzane razy, to jeszcze nic. O wiele ciekawiej prezentuje się gore „na jawie”. Zmieniając się w
osobliwy odtwarzacz video, Renn obserwuje, jak na jego brzuchu pojawia się
otwór, służący do wkładania kaset, które mają wysyłać sygnały bezpośrednio do
jego mózgu z przerażającymi żądaniami. Moment cielesnego zespolenia z
pistoletem również robi spore wrażenie, ale chyba najsilniej oddziałują na
psychikę widza sceny ożywania telewizora, odtwarzacza i kasety. Wybrzuszanie
się sprzętów nieożywionych, imitujące ich oddychanie mają dobitnie udowodnić
nam, że media żyją – zagnieżdżając się w naszych umysłach nabierają cielesnego
wymiaru, karmiąc się naszą podatnością na manipulację. Robimy to, czego od nas
oczekują tzw. „gadające głowy”, jesteśmy tylko bezwolnymi marionetkami w ich
rękach… Przygnębiające? Oczywiście! Ale to jest właśnie David Cronenberg w
całej okazałości!
„Videodrome” hipnotyzuje mocnym przesłaniem, niezwykle realistycznymi
scenami gore, z wykorzystaniem tylko
i wyłącznie fizycznie obecnych na planie rekwizytów, a nie kiczowatych efektów
komputerowych oraz wciągającą fabułą. Pomijając wolniejszą środkową część filmu
wszystkie wydarzenia rozgrywające się w niniejszym obrazie porywają tak
innowacyjnością, jak środkami przekazu oraz surowym klimatem, okraszonym
szarpiącą nerwy ścieżką dźwiękową (szczególnie wybijają się tony słyszane
podczas czołówek nagrań, z którymi obcuje Renn). Być może nie jest to najlepszy
film Cronenberga, ale w pierwszej trójce z pewnością się mieści i choćby z tego
powodu zachęcam inteligentnych widzów do seansu, którego być może nigdy nie
zapomnicie…
Są gdzieś napisy do tego filmu? Bo napiproject nie znalazł.
OdpowiedzUsuń"Przyznaję, że Cronenberg przeszedł tutaj sam siebie w sferze efektów specjalnych"
OdpowiedzUsuńWydaje mi się Cronenberg miał jakiegoś swojego człowieka od efektów specjalnych, z którym stale współpracował, ale nie pamiętam kto to był. Na pewno współpracował parę razy z Chrisem Walasem, ale wydaje mi się, że był ktoś jeszcze. Cronenberg ma taki system, że często współpracuje z tymi samymi ludźmi. Np. Howard Shore, Carol Spier, Denise Cronenberg, Ronald Sanders zmontował mu prawie wszystkie filmy, a Mark Irwin był operatorem od Fast Company po The Fly, potem współpracował z Peterem Suschitzky'im - Cronenberg podobno chciał z nim współpracować odkąd zobaczył The Empire Strikes Back.