niedziela, 27 kwietnia 2014

Przegląd reżyserów kina grozy # Lucio Fulci

W czwartym przeglądzie przeniesiemy się do Włoch na spotkanie z niestety nieżyjącym już „poetą gore”, Lucio Fulci’m. Nierozumianym przez krytykę, ale docenianym przez wielbicieli krwawego kina grozy. Poniżej jak zwykle kilka subiektywnie uszeregowanych filmów reżysera, z którymi jak dotąd się zapoznałam.

1. „Siedem bram piekieł” (1981)

Oniryczny, pełen duszącego klimatu grozy horror o hotelu, w którym znajduje się portal do Piekła, dotykający również tematyki żywych trupów. Przez wzgląd na spore nagromadzenie przemocy film trafił w latach 80-tych na niesławną brytyjską listę video nasty. Za to osobliwa realizacja, przywodząca na myśl koszmar senny i odważne epatowanie makabrą zdobyło serca fanów nurtu, którzy do dziś uważają „Siedem bram piekieł” za najbardziej charakterystyczne dzieło Fulci’ego. Niezapomniana, bardzo długa scena zjadania człowieka przez włochate pająki zapewne znacznie przyczyniła się do niesłabnącej popularności niniejszego obrazu.

2. „Zombie pożeracze mięsa” (1979)

Kolejna pozycja zamieszczona na brytyjskiej liście filmów zakazanych. Nieoficjalny włoski sequel kultowego zombie movie George’a Romero, pt. „Świt żywych trupów”, w 1981 roku nominowany do Saturna za najlepszą charakteryzację, zresztą całkowicie zasłużenie. Któż zdoła wyrzucić z pamięci najsłynniejszą scenę „Zombie pożeraczy mięsa”, w trakcie której trup w mocno posuniętym stanie rozkładu, z zarobaczywionymi oczodołami wstaje z grobu? W horrorze wielokrotnie można spotkać się z tego rodzaju sekwencją, ale żadna nawet nie dorównuje wizji Fulci’ego. Kolejną sceną, która przypieczętowała sukces tej produkcji jest jakże makabryczny mord pewnej kobiety, której oko zostaje nabite na drzazgę. Tak realistyczna i pomysłowa sekwencja nie mogła nie zająć pierwszego miejsca w stworzonym w 2009 roku rankingu Newsweeka na najokropniejszą scenę filmową.

3. „Nowojorski rozpruwacz” (1982)

Osobliwa mieszanka estetyki kina gore z giallo, zakazana w Australii, Finlandii, Niemczech, Norwegii i Wielkiej Brytanii, która pousuwała z kraju wszystkie kopie filmu, wypuszczając go dopiero w 1997 roku w wersji ocenzurowanej. Taka daleko idąca histeria na punkcie „Nowojorskiego rozpruwacza” troszkę mnie zaskakuje, bo jak na Lucio Fulci’ego nie uświadczymy tutaj zbyt dużego rozlewu krwi. Właściwie jedyna maksymalnie brutalna sekwencja ma miejsce podczas legendarnego rozcinania kobiecie żyletką sutka i oka. Geniusz tego obrazu tkwi raczej w klimacie i podtekstach - wielkomiejska atmosfera wszechobecnego zepsucia i mizoginiczne kreacje kobiet. Postać kwaczącego mordercy, o dziwo, dodatkowo podnosi ogólny poziom tego obrazu, sugerując widzom, że Fulci (co do niego niepodobne) troszkę wyśmiewa estetykę giallo, i to z pozytywnym skutkiem.

4. „Miasto żywej śmierci” (1980)

Kolejny zombie movie Lucio Fulci’ego utrzymany w onirycznym klimacie grozy, który w Niemczech zakazany jest do dziś. Na spragnionego mocnych wrażeń odbiorcę najsilniej oddziałuje mrożąca krew w żyłach ścieżka dźwiękowa, Fabio Frizzi’ego, która byłaby niczym, gdyby nie genialne wizualizowanie daleko idącej makabry Fulci’ego. Obaj panowie zsynchronizowali się wręcz idealnie. Wszak gdyby nie muzyczne wyczucie Frizzi’ego sceny mordów nie robiłyby aż tak wielkiego wrażenia, natomiast brak dosłowności w epatowaniu przemocą szybko wyparłoby z pamięci ścieżkę dźwiękową. W „Mieście żywej śmierci” reżyser skorzystał ze swojej ulubionej formy realizacji, co najsilniej rzuca się w oczy w trakcie przybliżania ciała mężczyzny do wiertła, tak maksymalnie przeciągniętej, pełnej napięcia sceny, że jestem przekonana, iż zmrozi nawet starych wyjadaczy kina grozy. Kolejną genialną sekwencją jest wymiotowanie własnymi jelitami – niesamowicie realistyczną dzięki wykorzystaniu prawdziwych owczych wnętrzności. Pamiętacie scenę zjadania surowego mięsa przez główną bohaterkę „Dziecka Rosemary”, do nagrania której Roman Polański nie zawahał się wykorzystać prawdziwego rekwizytu? Cóż, Fulci chyba nieco zainspirował się pedantycznością Polańskiego.

5. „Kot w mózgu” (1990)

Zdecydowanie najkrwawszy horror Lucio Fulci’ego, jaki do tej pory dane mi było obejrzeć. Autoironiczna opowieść o zmęczeniu reżysera ciągłym kręceniem makabrycznych produkcji, które powoli, acz konsekwentnie prowadzi go w stronę prawdziwego szaleństwa. Siłą „Kota w mózgu” jest niewyobrażalne wręcz nagromadzenie przemocy – to właściwie taka niemalże ciągła kompilacja odstręczających, jakże przyjemnie kiczowatych scen gore. Ćwiartowanie, kanibalizm, nazistowska orgia, wydłubywanie oczu… Wielbiciele krwawego kina grozy powinni być jak najbardziej zadowoleni, w końcu to właśnie dla nich nakręcono ten film.

6. „Dom przy cmentarzu” (1981)

Kolejny „reprezentant” brytyjskiej listy filmów zakazanych. Brudny klimat, oryginalna praca kamery, która skupia się przede wszystkich na oczach aktorów, odstręczająca charakteryzacja żywych trupów i oczywiście spory rozlew krwi to przepis na idealne kino gore, z którego Fulci, jak najbardziej skorzystał. Choć na tle pozostałych horrorów reżysera, wchodzących w skład tzw. „Trylogii śmierci” (tj. „Siedmiu bram piekieł i „Miasta żywej śmierci”) „Dom przy cmentarzu” wypada najsłabiej, z uwagi na brak jakichś bardziej charakterystycznych scen mordów to już w zestawieniu z twórczością innych reżyserów krwawego kina gore prezentuje się wręcz znakomicie.

7. „Aenigma” (1987)

Jaki może być slasher w wydaniu Lucio Fulci’ego? Prosta odpowiedź: szokujący. „Aenigma” to typowy reprezentant tego nurtu, ze schematyczną fabułą, tylko odrobinę urozmaiconą czarną magią, ale wybijający się ponad przeciętność dzięki kilku pomysłowym scenom mordów. Najsilniej wbija się w pamięć moment zgniatania dziewczyny przez tysiące ślimaków. Ale Fulci z powodzeniem wykorzystał również swoje zamiłowanie do oniryzmu, w atmosferze koszmaru sennego obrazując krwawiący obraz w muzeum. Wielbicieli slasherów „Aenigma” powinna zadowolić, bo kto jak kto, ale Fulci znakomicie sprawdza się w absolutnie każdym nurcie, reprezentującym krwawe kino grozy.

3 komentarze:

  1. Kot w mózgu? Tak... muszę powiedzieć, że chyba już przejrzałem cały internet ;p. Od kotów ganiających za czerwoną kropką po koty w mózgu :D.

    Pozdrawiam!
    Melon

    OdpowiedzUsuń
  2. Numer 1 i 2 - czołówka włoskiego horroru, niezapomniane, oniryczne i bardzo stylowe dreszczowce.
    Numer 3 i 4 - już nie zrobiły na mnie takiego wrażenia, ale geniusz Fulciego w paru scenach się objawił.
    Nr 5,6 i 7 - jeszcze nie oglądałem, na pewno kiedyś to nadrobię.

    Moim ulubionym filmem Fulciego jest jednak finezyjne i przemyślane giallo pod tytułem "Siedem czarnych nut", widziałem go kilka razy i moim zdaniem jest to arcydzieło pod każdym względem, nie widzę tu absolutnie żadnych słabych stron. Na drugim miejscu stawiam zaś ambitne studium na temat prowincjonalnego społeczeństwa pt. "Nie torturuj kaczuszki", w którym elementy giallo również są obecne. W obu filmach nie widać jeszcze tego szaleństwa Fulciego, które cechuje jego filmy o zombie, ale i tak są to niebanalne, wysmakowane, gustowne, po prostu genialne produkcje.
    Lucio Fulci to reżyser wszechstronny, oprócz udanych horrorów i thrillerów nakręcił też dobry western ("Czas masakry"), niezłą produkcję historyczną ("Beatrice Cenci"), fajną przygodówkę ("Biały kieł"), a także mocne kino gangsterskie ("Kontrabanda").

    OdpowiedzUsuń
  3. No Fulci to klasa sama w sobie. Ale jego filmy są bardzo specyficzne. Moje top 3 to:
    1. The Beyond
    2. Zombie 2
    3. House by the cemetery

    OdpowiedzUsuń