Grace Reinhart Sachs jest nowojorską psychoterapeutką, żoną cenionego
onkologa dziecięcego, Jonathana, i matką uczęszczającego do prywatnej szkoły,
uzdolnionego muzycznie dwunastoletniego Henry’ego. Niedługo na rynku ma się
ukazać pierwsza książka Grace, poradnik, w którym uświadamia skrzywdzone kobiety,
że są w stanie przewidywać zawody miłosne tylko z jakiegoś powodu często ignorują
podszepty swojej intuicji. Utrwalona latami terapii wizja recepty na szczęśliwy
związek wkrótce obraca się przeciwko niej. Kiedy umiera Malaga Alves, jedna z
matek, wchodząca w skład szkolnego komitetu organizacyjnego zbiórkę pieniędzy w
szkole Henry’ego, do którego należała również Grace policja jest szczególnie
zainteresowana jej nieobecnym mężem. Przekonana, że Jonathan wyjechał na
konferencję kobieta długo wzbrania się przed dopuszczeniem do siebie prawdy. Jednak,
kiedy jego nieobecność się przeciąga Grace zostaje zmuszona do konfrontacji ze
swoim pozornie szczęśliwym życiem i rozwiania iluzji, w której tak długo
egzystowała.
Amerykańska pisarka, Jean Hanff Korelitz, największe uznanie krytyków
zdobyła swoimi thrillerami. O „A Jury of Her Peers” pisano między innymi, że
jest znakomitym przykładem sprawnie opowiedzianej i przekonująco skonstruowanej
intrygi prawniczej, a w „The Sabbathday River” dopatrywano się wielkiej
przenikliwości autorki i rzadko spotykanej zdolności przedstawienia pewnych
stereotypów z odpowiedniej perspektywy. Oprócz thrillerów Korelitz zdarzało się
również pisywać historie miłosne. Najbardziej znaną jest „Admission”, którą przeniesiono
na ekran w 2013 roku. Najnowsza powieść Jean Hanff Korelitz, „Nie chciałaś
wiedzieć”, to już rasowy thriller psychologiczny, który zyskał uznanie wyłącznie
tych czytelników, którzy poszukują w lekturach jakiejś głębi oraz dokładnej
charakterystyki bohaterów, a nie nieustającej akcji i zaskakujących rozwiązań
fabularnych.
Obcując z „Nie chciałaś wiedzieć” miałam nieodparte wrażenie, że oto w moje
ręce trafiło swoiste rozliczenie Jean Hanff Korelitz ze środowiskiem, w którym
dorastała i w którym po latach pomieszkiwania w innych regionach na powrót się
zadomowiła. Konstrukcja powieści właściwie nie daje czytelnikowi szansy
odbiegania myślami od narzucanego przez autorkę tematu. Długie, wręcz rozwlekłe
opisy aktualnej kondycji psychicznej głównej bohaterki, jej procesów myślowych
i obserwacji otaczającego ją świata sprawiają, że Grace jawi się nie, jako
kolejna szablonowa literacka postać, ale osoba niemalże z krwi i kości, którą
już na początku książki poznajemy tak dobrze, jakbyśmy całe życie spędzili u
jej boku. Na początku nie przepadałam za Grace, ale chyba taki był zamysł
autorki, której nadrzędnym celem było brutalne skonfrontowanie dwóch różnych
światów i wyobrażeń głównej bohaterki o tychże. Grace egzystuje w tak zwanych
wyższych sferach, w otoczeniu zmanierowanych, przekonanych o swojej wyższości
nad innymi śmiertelnikami, roszczeniowych mieszkańców Nowego Jorku. Chociaż sama
nie opływa w dostatki zdołała zapewnić swojemu synowi start w ekskluzywnej
prywatnej szkole i dopasować się do środowiska bogaczy. Choć Grace chłodnym
okiem patrzy na rodziców rówieśników Henry’ego, bezlitośnie punktując w myślach
ich wszystkie przywary tak naprawdę dąży do osiągnięcia ich statusu, w
przekonaniu, że tylko prestiż i drogie przedmioty zapewnią jej rodzinie
szczęście. Wzdycha na myśl o torebkach ze skór zwierząt (czym najsilniej mnie
do siebie zniechęciła), wymusza na swoim utalentowanym synu naukę gry na skrzypcach
u osławionego muzyka, nie bacząc na jego osobiste zainteresowania i spędza
każdą wolną minutę w towarzystwie snobistycznych matek pracujących na to, aby
szkoła, do której uczęszczają ich dzieci stała się kolebką finansowych geniuszy.
Co więcej przekonana o swojej nieomylności i niezwykłej błyskotliwości, która
uwarunkowała jej szczęśliwe małżeństwo u boku empatycznego onkologa dziecięcego,
Grace pisze poradnik dla kobiet, w którym mówi im wprost, że same są winne
kryzysom w swoich związkach, bo ignorowały sygnały, które niewątpliwie
pojawiały się przez wiele lat pożycia z partnerami. Bardzo dogłębnie kreśląc ten
odstręczający obraz Grace, Korelitz dawała do zrozumienia, że bardzo łatwo jest
wpaść w sidła bogatej społeczności, odsunąć na bok swoje osobiste przekonania i
dostosować się do środowiska, o którym nie mamy dobrego zdania. Ta kondycja
psychiczna podatnej na wpływy jednostki jest wręcz namacalna, a manifest
krytykujący materialistyczne podejście do życia iście obezwładniający. Naprawdę
dawno już nie spotkałam się z tak szczerą prozą, której społeczną problematykę
w całości bym podzielała.
„Nie
miałaby teraz wielkiego problemu, gdyby musiała kłamać. Nie brzmiało to dobrze,
ale jeśli miało jej pomóc podtrzymać fikcję, którą zdążyła dla niego stworzyć,
to była gotowa z tym żyć. Niestety nie pamiętała dobrze, na czym ta fikcja
polega i gdzie się rozjeżdża z rzeczywistością. A do tego nie bardzo wiedziała,
jak wygląda rzeczywistość.”
Zwrot akcji następuje z chwilą zamordowania jednej z członkiń komitetu
organizacyjnego zbiórkę pieniędzy w szkole Henry’ego. Kiedy podejrzenia
zaczynają skupiać się na nieobecnym w mieście Jonathanie, Grace w zgodzie z zasadą,
według której dotychczas żyła długo odsuwa od siebie prawdę o własnym
małżeństwie. Napisała poradnik, w którym przestrzega kobiety przed okłamywaniem
samej siebie, a kiedy jej związek osiąga punkt krytyczny robi dokładnie to
samo, co jej pacjentki: ignoruje fakty. Ta chwila, podczas której oszołomiona
Grace „tkwi na rozstaju dróg”, pomiędzy przekonaniem o nieskazitelności swojego
długoletniego małżonka a stanem faktycznym i kiedy chwyta się absolutnie
wszystkiego, aby zatrzymać przy sobie iluzję udowadnia, jaką jest hipokrytką. Czytelnik
zauważy to na długo przed nią, ale z czasem Grace również to sobie uświadomi i
w atmosferze coraz gęstszej paranoi, ostracyzmu i tłumionej nienawiści
znajomych nabierze odwagi, aby nie tyle obiektywnie spojrzeć na swoje
małżeństwo, ile na samą siebie. Przekształci własne życie w model, którym
dotychczas gardziła, a który (z czego pewnie każdy zdaje sobie sprawę) jest jedynym,
który zapewnia szczęście i ogólnie pojmowaną wolność. Ale to potem. Przedtem
podczas maksymalnie trzymających w napięciu, tragicznych wydarzeń w Nowym Jorku
Grace będzie obserwować jak życie jej i Henry’ego się rozpada, jak iluzja, w
której się schronili zaczyna się rozwiewać ukazując całą skrywaną przez lata
zgniliznę familii Sachs. Korelitz tak konstruuje swoją intrygę, żeby
maksymalnie zdezorientować czytelnika. Nie wiemy, czy „Nie chciałaś wiedzieć”
to powtórka „Dobranego małżeństwa” Stephena Kinga, czy raczej obraz mężczyzny,
który z jakiegoś powodu padł ofiarą spisku i który robi wszystko, co w jego
mocy, aby chronić własną rodzinę. Podejrzewamy, jaka jest prawda, ale dzięki licznym
mylącym tropom podrzucanym przez autorkę w najbardziej odpowiednich momentach
niczego nie możemy być pewni. Korelitz zasady budowania suspensu opanowała do
perfekcji, obficie podlewając je dojrzałą psychologią, która podobnie jak
typowe kryminalne tricki niejednokrotnie miota czytelnikiem i zakleszcza go w
iluzorycznej pułapce, w której tkwi również Grace. A wydawać by się mogło, że
tak rozwlekłe opisy procesów myślowych głównej bohaterki przysłonią wszystko
inne, całą akcję, całą podskórną grozę i emocjonalne napięcie… Być może w
wydaniu mniej utalentowanej pisarki powieść „Nie chciałaś wiedzieć” skończyłaby
właśnie, jako taki miałki umoralniający poradnik, pełen wyświechtanych frazesów
i nudnawych opisów chaotycznych myśli Grace, ale Korelitz to nie grozi. Autorka
opanowała techniki dezorientowania czytelnika, precyzyjnie odmierzając momenty,
w których najlepiej uderzyć, jakąś rewelacją oraz te, w których najlepiej
poprzestać na cynicznej ocenie otaczającej nas rzeczywistości i dbałości o
generowanie miejscami nieznośnego wręcz napięcia, rozbudzającego uwierającą
ciekawość, która praktycznie przyśrubowuje do lektury. Jedyne, co można tej
lekturze zarzucić to zbytnie zapętlenie w pierwszej połowie, kiedy to po kilka
razy wyłuszcza się nam niektóre fakty z życia Grace – powtarzanie tego samego
może zniechęcić, co poniektórych odbiorców do dalszej lektury, ale warto
uzbroić się w cierpliwość, ponieważ w miarę rozwoju akcji Korelitz porzuca ową
denerwującą manierę.
Pomimo swojego zadowolenia z lektury „Nie chciałaś wiedzieć” nie mogę z
czystym sumieniem polecić jej absolutnie wszystkim potencjalnym czytelnikom.
Jej nastawiona na dokładne, długie opisy konstrukcja pełna dogłębnej
charakterystyki głównej bohaterki oraz szczegółowych sprawozdań z otaczającej
ją rzeczywistości nie pozostawia miejsca dla niecierpliwych odbiorców,
nastawionych na liczne zwroty akcji i dynamikę fabularną. Moim zdaniem to
proza, w której odnajdą się ci wielbiciele thrillerów psychologicznych, dla
których najważniejsza jest przekonująca kreacja postaci i pewne niezbywalne,
brutalne prawdy o realiach, w których przyszło jej żyć. To powieść dla ludzi
ceniących sobie wielopłaszczyznowe, niebanalne historie podane w niespiesznym,
starannym stylu i właśnie takim osobom przede wszystkim polecam ową nietuzinkową
książkę.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz