niedziela, 1 listopada 2015

Dan Simmons „Hyperion”


XXVIII wiek. Po upadku Starej Ziemi ludzkość rozprzestrzeniła się na wszystkich dotąd odkrytych planetach. Kolonie wcielane do wspólnoty przez Hegemonię zyskały możliwość swobodnego przenoszenia się z jednej planety na drugą przez teleportujące transportale. Całą wspólnotą natomiast zarządza Senat, korzystający z rad sztucznej inteligencji. Przetwarzająca nieskończoną liczbę danych SI przepowiada rychły upadek Hegemonii, zapoczątkowany zmasowanym atakiem międzygwiezdnych barbarzyńców zwanych Wygnańcami. Tymczasem siedmioro pielgrzymów, konsul, kapłan, poeta, uczony, żołnierz, kapitan i detektyw wyrusza na tradycjonalną pielgrzymkę na prymitywną planetą Hyperion do Grobowców Czasu, jak głosi legenda zamieszkałych przez wszechmocną istotę władającą czasem, zwaną Dzierzbą. Monstrum będące obiektem kultu ponoć spełnia życzenie jednego wybranego pielgrzyma, zabijając pozostałych.

„Chciał się dowiedzieć, jak jakikolwiek system etyczny – nie mówiąc już o religii tak niezłomnej, że przetrwała wszelkie zło, jakie mogła przeciw niej rzucić ludzkość – może wypływać z wydanego przez Boga rozkazu zabicia syna przez ojca.”

Uhonorowana nagrodami Locusa i Hugo, nominowana do nagrody im. Arthura C. Clarke’a, po raz pierwszy wydana w 1989 roku najpopularniejsza powieść science fiction pióra wielkiego Dana Simmonsa. Książka, której tytuł i parę wątków nawiązuje do poematu XIX-wiecznego angielskiego poety Johna Keatsa zapoczątkowała cykl cieszących się dużą poczytnością powiązanych tematycznie utworów. Oprócz „Hyperiona” w jego skład weszły „Upadek Hyperiona”, „Endymion” i „Triumf Endymiona oraz kilka opowiadań. Fenomenalne uniwersum stworzone przez Dana Simmonsa oraz wciąż niesłabnąca popularność jego niezwykłej serii zwróciły uwagę filmowców, którzy planują przeniesienie dwóch pierwszych części na ekran, ale jak na razie nic nie zapowiada błyskawicznego wdrożenia zamysłów w życie.

Czołowym elementem „Hyperiona” wyróżniającym go na tle innych powieści science fiction jest jego konstrukcja fabularna. Simmons wykorzystuje tutaj technikę literacką zwaną szkatułkową – historie w historii. Podczas swojej podróży na planetę Hyperion pielgrzymi raczą się opowieściami o swoim poprzednim kontakcie z tym miejscem. W ten sposób dostajemy sześć opowiadań zespolonych wątkiem przewodnim, z czego wypływają przynajmniej dwie korzyści. Po pierwsze rozproszona w kilku kierunkach narracja daje nam szerszy ogląd na uniwersum Simmonsa, osadzone w dalekiej przyszłości, a po wtóre wszystkie historie przekonująco się ze sobą splatają, finalnie zaskakująco ewoluując w jedną, spójną, zgrabną opowieść. Można się oczywiście spierać, co do poziomu wszystkich a la opowiadań. Jako, że każda historia jest relacjonowana przez innego bohatera oraz dotyka innej problematyki wyłącznie od osobistych preferencji czytelnika zależy, które historie w szczególności przypadną mu do gustu. Niezależnie jednak od subiektywnej oceny relacji pielgrzymów nie sposób nie docenić różnorodnego podejścia do planety Hyperion, stopniowego odkrywania jej tajników w każdej opowieści. Podobne zjawisko dotyczy specyfiki Hegemonii, wyobrażenia Simmonsa o przyszłości ludzkości, której poszczególne elementy wtłoczone we wszystkie opowiadania po połączeniu dają całościowy ogląd na ogromne uniwersum autora.

„Na początku było Słowo. Potem pojawił się zasrany edytor tekstu, następny był procesor myśli… i tak umarła literatura. Taka jest prawda.”

Swój zachwyt w pierwszej kolejności kieruję w stronę opowieści naukowca, Sola Weintrauba, którego córkę Rachel podczas wyprawy archeologicznej do Grobowców Czasu dotknęła dziwna przypadłość, zwana chorobą Merlina. Jej specyfika nasunęła mi na myśl „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” w połączeniu z infantylną komedyjką zatytułowaną „50 pierwszych randek”. Dwudziestoparoletnią kobietę dotyka przekleństwo cofania się w latach oraz utraty pamięci krótkoterminowej – każdego ranka jest o jeden dzień młodsza i zapomina o wszystkim, co miało miejsce poprzedniego dnia. W zestawieniu z pozostałymi opowieściami pielgrzymów niniejsza historia wydaje mi się szczególnie pomysłowa i w przeciwieństwie do reszty przeszywająco wzruszająca. Ale to wcale nie znaczy, że pozostałe nie mogą pochwalić się żadnymi superlatywami. Ksiądz, Lenar Hoyt, skonfrontował swoich kompanów i czytelników z przygodą znajomego duchownego, który spotkał na Hyperionie pozornie prymitywny lud, szczególnie pielęgnujący sferę duchową, w której centrum stało legendarne monstrum zwane Dzierzbą. Prywatna detektyw, Brawne Lamia, była główną bohaterką historii kryminalnej, w której poszkodowanym był stworzony na podobieństwo Johna Keatsa cybryd, obdarzony sztuczną inteligencją. Pozornie miłosna opowiastka konsula dotykająca problemu tzw. długu czasowego, posuwania się w latach bliskich podróżnikom międzyplanetarnym osób przekształca się w zajmująca intrygę, która objaśnia wiele niejasności „Hyperiona”. Tymczasem relacja pułkownika Fedmahna Kassada o jego tajemniczej kochance, którą często spotyka w trakcie swojej służby w armii Hegemonii tylko na początku intryguje umiejętnie potęgowaną aurą tajemnicy, z czasem przekształcając się w nazbyt rozbudowaną bijatykę. Drugą po historii uczonego opowieścią, która szczególnie przypadła mi do gustu była relacja poety, Martina Silenusa, w której Simmons rozczulił mnie swoim zachwycających artykułowaniem miłości do słowa pisanego. Ale to nie jedyny plus tego konkretnego opowiadania. Cyniczno-dowcipne podejście do życia poety zagwarantowało lekką narrację, dzięki jego profesji wzbogaconą odniesieniami do poezji ze Starej Ziemi. Co więcej z czasem opowieść skłania się w stronę wątku o serii krwawych mordów kolonistów, przez co dostajemy małe elementy nawiązujące do estetyki horroru. Wszystkie historie w bardziej lub mniej bezpośredni sposób spina legenda o władającym czasem, kolczastym monstrum, uwięzionym w Grobowcach Czasu na Hyperionie. Już sama jego imponująco-niepokojąca fizjonomia jest dowodem nieograniczonej wyobraźni Simmonsa, ale sposób, w jaki autor oddaje rolę Dzierzby w swojej wyobrażonej przyszłości urzeka po wielokroć. Coraz liczniejsze dowody istnienia wszechpotężnej istoty były przyczynkiem do powstania Kościoła Ostatecznej Pokuty, nieoficjalnie nazywanego Kościołem Dzierzby, który zgłębia tajniki Grobowców Czasu i Dzierzby, tworząc swoistą mitologię wokół owych tematów. W jej skład wchodzi przekonanie, że z każdej grupy pielgrzymów wysyłanych do Grobowców Czasu tylko jeden zostanie obdarzony zaszczytem spełnienia jego życzenia przez Dzierzbę – pozostali zginą. I właśnie z takim przekonaniem siedmioro podróżników i jedno niemowlę wyrusza do osławionego obiektu kultu na spotkanie z błogosławieństwem bądź śmiercią. Ten motyw przyciąga uwagę nie tylko ogromnymi pokładami innowacyjności, ale również jest środkiem służącym do wygenerowania suspensu. Wątkiem przewodnim, którego finał pragnie się poznać, tym bardziej zajmującym, jeśli weźmie się pod uwagę podejrzenia, że wśród pielgrzymów jest zdrajca, człowiek współpracujący z Wygnańcami. Simmons wręcz wymusza na czytelnikach poszukiwanie podejrzanego, zachęca go do prób rozszyfrowania tożsamości kolaboranta. W efekcie oprócz zjawiskowego uniwersum osadzonego w przyszłości, ze wszystkimi gadżetami mającymi ułatwiać egzystencję społeczeństwu dostajemy nietypową intrygę kryminalną, której istota wyłuszczona na ostatnich stronicach książki, jestem tego pewna, zmieni sposób postrzegania fabuły „Hyperiona” u niejednego czytelnika. Zachęcając go do kontynuowania przygody z cyklem Dana Simmonsa.

Zestawiając „Hyperiona” z inną powieścią science fiction Dana Simmonsa, „Ilionem”, osadzonym w rzeczywistości, której detale autor zaczerpnął z niniejszej powieści bardziej skłaniałabym się w stronę „Ilionu”. Odrobinkę, bo summa summarum „Hyperion” wypada wręcz olśniewająco na tle utworów science fiction wielu innych pisarzy, ale w moim mniejszościowym odczuciu pozostaje o jeden mały kroczek w tyle za „Ilionem”. Głównie przez kilka nazbyt rozbudowanych bójek, których autorowi nie udało się natchnąć takim życiem, jak w „Ilionie”. Jednak na tle całej powieści te drobne niedostatki, mogą być wręcz niezauważalne dla wielu czytelników, dlatego też każdemu, kto jakimś cudem jeszcze nie zapoznał się z „Hyperionem” gorąco lekturę polecam. Szczególnie fanom innowacyjnych, mocnych science fiction, opartych na doprawdy intrygującej konstrukcji fabularnej.

4 komentarze:

  1. Rzadko używam tego słowa, ale Hyperion to dla mnie arcydzieło. I tyle :) Dodam tylko, że historia Sola Weintrauba także należy do moich ulubionych. A że wcześniej nie czytałem - nie mogę się doczekać premiery Upadku żeby poznać dalsze losy bohaterow

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że poszła za ciosem i po rewelacyjnym "Ilionie" sięgnęłaś po nieco tylko mniej rewelacyjnego "Hyperiona". Wszystko mi się w tej książce podobało poza dwoma rzeczami: 1. Praktycznie brak możliwości identyfikacji i/lub zżycia się z postaciami, bo historie, chociaż bardzo ciekawe, bardziej przybliżają nam powody, dla których owe postaci się w tej przygodzie znalazły, a niekoniecznie powiedziały coś więcej o ich charakterach 2. Język postaci - jedynie wspominany przez Ciebie i wychwalany poeta się wyraźnie odróżniał. Ale pozostałę postaci mówił tak samo. A czy rzeczywiście ksiądz mówi tak samo jak naukowiec albo wojskowy? Niekoniecznie. Dlatego "Upadek" podobał mi się bardziej i w zasadzie fani dzielą się na tych, którzy uważają część 1 lub 2 za lepszą. Ja jestem w drugiej grupie, ciekawe w której będziesz Ty. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa to na pewno dam znać, jak to będzie ze mną, bo "Upadek Hyperiona" to moje najbliższe plany czytelnicze. Czekam tylko na premierę w serii "Artefakty";)

      Usuń
  3. troche zbyt czarno............

    OdpowiedzUsuń