XXVIII wiek. Po upadku Starej Ziemi ludzkość rozprzestrzeniła się na
wszystkich dotąd odkrytych planetach. Kolonie wcielane do wspólnoty przez
Hegemonię zyskały możliwość swobodnego przenoszenia się z jednej planety na
drugą przez teleportujące transportale. Całą wspólnotą natomiast zarządza Senat,
korzystający z rad sztucznej inteligencji. Przetwarzająca nieskończoną liczbę
danych SI przepowiada rychły upadek Hegemonii, zapoczątkowany zmasowanym
atakiem międzygwiezdnych barbarzyńców zwanych Wygnańcami. Tymczasem siedmioro pielgrzymów,
konsul, kapłan, poeta, uczony, żołnierz, kapitan i detektyw wyrusza na
tradycjonalną pielgrzymkę na prymitywną planetą Hyperion do Grobowców Czasu,
jak głosi legenda zamieszkałych przez wszechmocną istotę władającą czasem,
zwaną Dzierzbą. Monstrum będące obiektem kultu ponoć spełnia życzenie jednego
wybranego pielgrzyma, zabijając pozostałych.
„Chciał
się dowiedzieć, jak jakikolwiek system etyczny – nie mówiąc już o religii tak
niezłomnej, że przetrwała wszelkie zło, jakie mogła przeciw niej rzucić
ludzkość – może wypływać z wydanego przez Boga rozkazu zabicia syna przez ojca.”
Uhonorowana nagrodami Locusa i Hugo, nominowana do nagrody im. Arthura C.
Clarke’a, po raz pierwszy wydana w 1989 roku najpopularniejsza powieść science
fiction pióra wielkiego Dana Simmonsa. Książka, której tytuł i parę wątków
nawiązuje do poematu XIX-wiecznego angielskiego poety Johna Keatsa
zapoczątkowała cykl cieszących się dużą poczytnością powiązanych tematycznie
utworów. Oprócz „Hyperiona” w jego skład weszły „Upadek Hyperiona”, „Endymion”
i „Triumf Endymiona oraz kilka opowiadań. Fenomenalne uniwersum stworzone przez
Dana Simmonsa oraz wciąż niesłabnąca popularność jego niezwykłej serii zwróciły
uwagę filmowców, którzy planują przeniesienie dwóch pierwszych części na ekran,
ale jak na razie nic nie zapowiada błyskawicznego wdrożenia zamysłów w życie.
Czołowym elementem „Hyperiona” wyróżniającym go na tle innych powieści
science fiction jest jego konstrukcja fabularna. Simmons wykorzystuje tutaj
technikę literacką zwaną szkatułkową – historie w historii. Podczas swojej
podróży na planetę Hyperion pielgrzymi raczą się opowieściami o swoim
poprzednim kontakcie z tym miejscem. W ten sposób dostajemy sześć opowiadań
zespolonych wątkiem przewodnim, z czego wypływają przynajmniej dwie korzyści.
Po pierwsze rozproszona w kilku kierunkach narracja daje nam szerszy ogląd na uniwersum
Simmonsa, osadzone w dalekiej przyszłości, a po wtóre wszystkie historie
przekonująco się ze sobą splatają, finalnie zaskakująco ewoluując w jedną,
spójną, zgrabną opowieść. Można się oczywiście spierać, co do poziomu
wszystkich a la opowiadań. Jako, że każda historia jest relacjonowana przez
innego bohatera oraz dotyka innej problematyki wyłącznie od osobistych
preferencji czytelnika zależy, które historie w szczególności przypadną mu do
gustu. Niezależnie jednak od subiektywnej oceny relacji pielgrzymów nie sposób
nie docenić różnorodnego podejścia do planety Hyperion, stopniowego odkrywania
jej tajników w każdej opowieści. Podobne zjawisko dotyczy specyfiki Hegemonii,
wyobrażenia Simmonsa o przyszłości ludzkości, której poszczególne elementy
wtłoczone we wszystkie opowiadania po połączeniu dają całościowy ogląd na
ogromne uniwersum autora.
„Na
początku było Słowo. Potem pojawił się zasrany edytor tekstu, następny był
procesor myśli… i tak umarła literatura. Taka jest prawda.”
Swój zachwyt w pierwszej kolejności kieruję w stronę opowieści naukowca,
Sola Weintrauba, którego córkę Rachel podczas wyprawy archeologicznej do
Grobowców Czasu dotknęła dziwna przypadłość, zwana chorobą Merlina. Jej
specyfika nasunęła mi na myśl „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” w
połączeniu z infantylną komedyjką zatytułowaną „50 pierwszych randek”.
Dwudziestoparoletnią kobietę dotyka przekleństwo cofania się w latach oraz
utraty pamięci krótkoterminowej – każdego ranka jest o jeden dzień młodsza i
zapomina o wszystkim, co miało miejsce poprzedniego dnia. W zestawieniu z
pozostałymi opowieściami pielgrzymów niniejsza historia wydaje mi się
szczególnie pomysłowa i w przeciwieństwie do reszty przeszywająco wzruszająca.
Ale to wcale nie znaczy, że pozostałe nie mogą pochwalić się żadnymi superlatywami.
Ksiądz, Lenar Hoyt, skonfrontował swoich kompanów i czytelników z przygodą znajomego
duchownego, który spotkał na Hyperionie pozornie prymitywny lud, szczególnie
pielęgnujący sferę duchową, w której centrum stało legendarne monstrum zwane
Dzierzbą. Prywatna detektyw, Brawne Lamia, była główną bohaterką historii
kryminalnej, w której poszkodowanym był stworzony na podobieństwo Johna Keatsa cybryd,
obdarzony sztuczną inteligencją. Pozornie miłosna opowiastka konsula dotykająca
problemu tzw. długu czasowego, posuwania się w latach bliskich podróżnikom międzyplanetarnym
osób przekształca się w zajmująca intrygę, która objaśnia wiele niejasności „Hyperiona”.
Tymczasem relacja pułkownika Fedmahna Kassada o jego tajemniczej kochance,
którą często spotyka w trakcie swojej służby w armii Hegemonii tylko na
początku intryguje umiejętnie potęgowaną aurą tajemnicy, z czasem
przekształcając się w nazbyt rozbudowaną bijatykę. Drugą po historii uczonego
opowieścią, która szczególnie przypadła mi do gustu była relacja poety, Martina
Silenusa, w której Simmons rozczulił mnie swoim zachwycających artykułowaniem
miłości do słowa pisanego. Ale to nie jedyny plus tego konkretnego opowiadania.
Cyniczno-dowcipne podejście do życia poety zagwarantowało lekką narrację,
dzięki jego profesji wzbogaconą odniesieniami do poezji ze Starej Ziemi. Co
więcej z czasem opowieść skłania się w stronę wątku o serii krwawych mordów
kolonistów, przez co dostajemy małe elementy nawiązujące do estetyki horroru. Wszystkie
historie w bardziej lub mniej bezpośredni sposób spina legenda o władającym
czasem, kolczastym monstrum, uwięzionym w Grobowcach Czasu na Hyperionie. Już
sama jego imponująco-niepokojąca fizjonomia jest dowodem nieograniczonej
wyobraźni Simmonsa, ale sposób, w jaki autor oddaje rolę Dzierzby w swojej
wyobrażonej przyszłości urzeka po wielokroć. Coraz liczniejsze dowody istnienia
wszechpotężnej istoty były przyczynkiem do powstania Kościoła Ostatecznej
Pokuty, nieoficjalnie nazywanego Kościołem Dzierzby, który zgłębia tajniki
Grobowców Czasu i Dzierzby, tworząc swoistą mitologię wokół owych tematów. W
jej skład wchodzi przekonanie, że z każdej grupy pielgrzymów wysyłanych do
Grobowców Czasu tylko jeden zostanie obdarzony zaszczytem spełnienia jego
życzenia przez Dzierzbę – pozostali zginą. I właśnie z takim przekonaniem
siedmioro podróżników i jedno niemowlę wyrusza do osławionego obiektu kultu na
spotkanie z błogosławieństwem bądź śmiercią. Ten motyw przyciąga uwagę nie
tylko ogromnymi pokładami innowacyjności, ale również jest środkiem służącym do
wygenerowania suspensu. Wątkiem przewodnim, którego finał pragnie się poznać,
tym bardziej zajmującym, jeśli weźmie się pod uwagę podejrzenia, że wśród pielgrzymów
jest zdrajca, człowiek współpracujący z Wygnańcami. Simmons wręcz wymusza na
czytelnikach poszukiwanie podejrzanego, zachęca go do prób rozszyfrowania
tożsamości kolaboranta. W efekcie oprócz zjawiskowego uniwersum osadzonego w
przyszłości, ze wszystkimi gadżetami mającymi ułatwiać egzystencję
społeczeństwu dostajemy nietypową intrygę kryminalną, której istota wyłuszczona
na ostatnich stronicach książki, jestem tego pewna, zmieni sposób postrzegania
fabuły „Hyperiona” u niejednego czytelnika. Zachęcając go do kontynuowania przygody
z cyklem Dana Simmonsa.
Zestawiając „Hyperiona” z inną powieścią science fiction Dana Simmonsa, „Ilionem”,
osadzonym w rzeczywistości, której detale autor zaczerpnął z niniejszej
powieści bardziej skłaniałabym się w stronę „Ilionu”. Odrobinkę, bo summa
summarum „Hyperion” wypada wręcz olśniewająco na tle utworów science fiction
wielu innych pisarzy, ale w moim mniejszościowym odczuciu pozostaje o jeden
mały kroczek w tyle za „Ilionem”. Głównie przez kilka nazbyt rozbudowanych
bójek, których autorowi nie udało się natchnąć takim życiem, jak w „Ilionie”. Jednak
na tle całej powieści te drobne niedostatki, mogą być wręcz niezauważalne dla
wielu czytelników, dlatego też każdemu, kto jakimś cudem jeszcze nie zapoznał
się z „Hyperionem” gorąco lekturę polecam. Szczególnie fanom innowacyjnych,
mocnych science fiction, opartych na doprawdy intrygującej konstrukcji
fabularnej.
Rzadko używam tego słowa, ale Hyperion to dla mnie arcydzieło. I tyle :) Dodam tylko, że historia Sola Weintrauba także należy do moich ulubionych. A że wcześniej nie czytałem - nie mogę się doczekać premiery Upadku żeby poznać dalsze losy bohaterow
OdpowiedzUsuńWidzę, że poszła za ciosem i po rewelacyjnym "Ilionie" sięgnęłaś po nieco tylko mniej rewelacyjnego "Hyperiona". Wszystko mi się w tej książce podobało poza dwoma rzeczami: 1. Praktycznie brak możliwości identyfikacji i/lub zżycia się z postaciami, bo historie, chociaż bardzo ciekawe, bardziej przybliżają nam powody, dla których owe postaci się w tej przygodzie znalazły, a niekoniecznie powiedziały coś więcej o ich charakterach 2. Język postaci - jedynie wspominany przez Ciebie i wychwalany poeta się wyraźnie odróżniał. Ale pozostałę postaci mówił tak samo. A czy rzeczywiście ksiądz mówi tak samo jak naukowiec albo wojskowy? Niekoniecznie. Dlatego "Upadek" podobał mi się bardziej i w zasadzie fani dzielą się na tych, którzy uważają część 1 lub 2 za lepszą. Ja jestem w drugiej grupie, ciekawe w której będziesz Ty. :)
OdpowiedzUsuńAaa to na pewno dam znać, jak to będzie ze mną, bo "Upadek Hyperiona" to moje najbliższe plany czytelnicze. Czekam tylko na premierę w serii "Artefakty";)
Usuńtroche zbyt czarno............
OdpowiedzUsuń