Alkoholiczka, Rachel Watson, od poniedziałku do piątku jeździ tym samym
pociągiem. Jego trasa przebiega nieopodal jej dawnego domu, w którym mieszkała
wraz z mężem Tomem. Teraz mężczyzna zajmuje to lokum z nową żoną i córeczką, a
Rachel nadal nie może pogodzić się z tą stratą. Poza swoim dawnym domem kobieta
skupia również uwagę na sąsiednim budynku, zajmowanym przez młode małżeństwo.
Ilekroć pociąg zatrzymuje się przed semaforem Rachel ma okazję dostrzec drobne
szczegóły z ich życia, na podstawie których kreuje w swoim umyśle własny,
wyimaginowany obraz ich beztroskiej egzystencji. Do czasu, aż zachowanie
nieznajomej kobiety burzy te wyobrażenia. Przez ułamek sekundy Rachel dostrzega
coś, co drastycznie zmienia jej pojmowanie owego małżeństwa. Na domiar złego
niedługo potem ich nazwiska trafiają na czołówki gazet w związku ze
wstrząsającą sprawą kryminalną, uświadamiając Rachel, że wbrew sobie stała się
częścią tej intrygi.
Urodzona i wychowana w Harare w Zimbabwe, od 1989 roku mieszkająca w
Londynie, była dziennikarka „The Times”, Paula Hawkins, długo musiała czekać na
przełom w swojej karierze pisarskiej. Ekonomiczny poradnik i powieść
romantyczna pod tytułem „Confessions of a Reluctant Recessionista”, napisana
pod pseudonimem Amy Silver nie przyniosły jej wielkiego rozgłosu. Dopiero wydany
w 2015 roku thriller psychologiczny wdarł się na czołówki list bestsellerów,
stając się prawdziwym hitem literackim na arenie międzynarodowej. Światowy rozgłos i miliony sprzedanych egzemplarzy
zaprocentowały zakupieniem praw do ekranizacji przez wytwórnię DreamWorks.
Jeśli plany nie ulegną zmianie film ma się ukazać w 2016 roku, a za reżyserię
będzie odpowiedzialny Tate Taylor.
Z pozycjami z list bestsellerów bywa różnie – kierując się niniejszymi
rankingami można natrafić na naprawdę wyjątkową książkę, ale bywa również, że
komercyjny sukces powieści jest zupełnie niezrozumiały. Dlatego też z dużym sceptycyzmem
podchodziłam do osławionego thrillera psychologicznego Pauli Hawkins, do końca nie
ufając nawet entuzjastycznym opiniom tak zacnych autorów, jak Stephen King, czy
Tess Gerritsen. Miałam obawy, że nieznana mi dotychczas pisarka nie sprosta
regułom gatunku, że komercyjny sukces „Dziewczyny z pociągu” w dużej mierze był
jedynie efektem udanej kampanii reklamowej. Na szczęście nauczyłam się już
ignorować swój pesymizm na tyle, żeby nie rzutował na wybór lektur, dawać
szansę nieznanym mi autorom pomimo alarmujących dzwonków rozbrzmiewających w
mojej głowie. Na szczęście, bo w przeciwnym razie przegapiłabym książkę, która
istotnie wyróżnia się na tle innych współczesnych thrillerów literackich i
której popularność wydaje się nie być nawet w najmniejszym stopniu przesadzona.
„Dziewczyna z pociągu” to w wielkim skrócie zbiór wszystkiego, co najlepsze
w thrillerze psychologicznym. Niemalże całkowicie dopracowany w
najdrobniejszych szczegółach prawdziwy popis pisarskiego kunsztu, w którym nic
nie jest takie, na jakie wygląda. Oczywiście, paru niedociągnięć również nie
zabrakło, ale biorąc pod uwagę fakt, że Hawkins dotychczas nie miała żadnego doświadczenia
w tym gatunku zaskakuje tak niewielka ilość mankamentów. Czytając tę powieść
nie mogłam zrozumieć, dlaczego tyle czasu zajęło jej odnalezienie swojej niszy
na rynku literackim, jakim cudem odkryła swoje powołanie dopiero teraz? A
jeszcze bardziej zdumiał mnie fakt, że tak skonstruowana intryga potrafiła
zaangażować miliony czytelników. Bo bądźmy szczerzy, narracji „Dziewczyny z
pociągu” daleko do głównego nurtu, masowi czytelnicy nader rzadko sięgają po
takiego rodzaju książki. Głównie przez niecierpliwość, wszak powieść Hawkins w
gruncie rzeczy prezentuje sobą ten rodzaj literackiego dreszczowca, w którym
bez zaangażowania emocjonalnego nijak nie można się odnaleźć, który nie szafuje
nagłymi, zaskakującymi zwrotami akcji i nieustającą dynamiką. Stawia na
stonowane, powolne budowanie napięcia, podlane aurą tajemnicy, ale jednak
często odwracającą od niej uwagę detalami fabularnymi. Bardzo pomocna dla
Hawkins w tworzeniu dramaturgii okazała się rozproszona narracja – relacja z
punktu widzenia trzech zupełnie różnych kobiet. Dzięki temu czytelnik ma okazję
dobrze zaznajomić się z bohaterkami, ale największą korzyścią wypływającą z
tego rodzaju konstrukcji fabularnej jest dezorientacja odbiorców, tak potrzebna
do stworzenia wręcz uwierającej tajemnicy, którą naprawdę pragnie się rozwiać.
Sięgająca dna alkoholiczka, Rachel Watson, której nałóg zniszczył szczęśliwe
małżeństwo i skazał ją na egzystencję u boku przyjaciółki, bez pracy i
perspektyw na lepsze jutro. Jej następczyni u boku Toma, próżna Anna,
borykająca się z ciągłymi najściami nietrzeźwej Rachel, całą sobą prezentująca
obraz typowej, zastraszonej ofiary stalkera. I wreszcie jej sąsiadka Megan
Hipwell, pozornie zdająca się wieść żywot szczęśliwej młodej żony u boku
opiekuńczego partnera, Scotta, ale w istocie skrywająca przed światem mroczne
tajemnice. Losy tych trzech kobiet połączy zagadkowa tragedia, splot dziwnych
okoliczności, który zapoczątkuje prawdziwie elektryzującą intrygę kryminalną,
angażującą dzięki dojrzałej, niejednoznacznej warstwie obyczajowej. Głównych
bohaterek nie sposób standardowo podzielić na te dobre i złe, bo jak każdy
człowiek mają w sobie tyle samo zalet, co wad. Hawkins zręcznie żongluje ich
cechami, sprawiając, że odczucia względem nich przechodzą od skrajności w skrajność,
od sympatii i zwykłej ludzkiej litości po antypatię i zniesmaczenie ich
oburzającymi czynami.
„Nie
wiem. Nie wiem, gdzie podziała się moja siła, nie pamiętam, jak ją straciłam.
Myślę, że kawałek po kawałku odłupało ją życie, że się powoli zużyła.”
Choć zwroty akcji w „Dziewczynie z pociągu” nie należą do zanadto
zatrważających po skończonej lekturze zapewne wielu czytelników zda sobie
sprawę, że tak naprawdę wszystko to, z czym obcowali na początku finalnie ukazano
w zupełnie innym świetle. Same zwroty nie zapierają tchu w piersi, bo Hawkins
serwuje je oszczędnie, stopniowo, tak aby cała ich istota była dostrzegalna
dopiero po jakimś czasie, po złożeniu wszystkiego w jedną całość. Jedno,
pozornie niewinne wydarzenie z życia którejkolwiek z kobiet z czasem splata się
z incydentem z egzystencji innej i to w tak nienachalny, wręcz naturalny
sposób, że cała intryga zyskuje jedynie na wiarygodności. Jednocześnie mnożąc
znaki zapytania, z matematyczną precyzją wtłaczane w najbardziej pożądane
ustępy książki. Gonitwa myśli bohaterek „Dziewczyny z pociągu”, często
bezwładny, przeskakujący z tematu na temat ciąg refleksji początkowo może
męczyć nastawionych na mniej emocjonalną lekturę odbiorców, ale myślę, że z
czasem nawet oni odkryją, że w tym szaleństwie jest metoda, że zgłębienie na
pierwszy rzut oka niezrozumiałych motywacji protagonistek, wejście w ich skórę
i zrozumienie ich światopoglądu jest kluczem do rozwikłania piętrowej intrygi
kryminalnej. Sprawy, która rozwija się powoli, żeby w końcu roztoczyć przed
czytelnikiem prawdziwe przygnębiający obraz niezrozumiałej zbrodni.
Niezrozumiałej do pewnego momentu, bo Hawkins nie ma jeszcze wprawy w przysłanianiu
istotnych tropów tymi mylącymi, przez co obyty z thrillerami czytelnik ma dużą
szansę przedwcześnie właściwie odczytać wszystkie wskazówki i wytypować najbardziej
prawdopodobnego winnego. Na szczęście nie od razu, bo do tego momentu „Dziewczyna
z pociągu” wykorzystuje motyw znany chociażby z „Dziecka Rosemary” Iry Levina,
gdzie dosłownie do wszystkich podchodzi się z dużą rezerwą, dostrzegając w ich
zachowaniu podejrzane występki i interpretując je dokładnie tak, jak chciałaby
tego autorka. Błąd popełnia dopiero mniej więcej w połowie powieści, przez co
finał dużo traci na elemencie zaskoczenia, ale nawet domyślając się tożsamości
sprawcy pragnie się doczytać to do końca, choćby po to, aby upewnić się w
swoich domysłach i oczywiście uzyskać pełny obraz życia bohaterek, na który
składa się mnóstwo elementów dramatycznych.
Gdybym nie wiedziała, że „Dziewczyna z pociągu” cieszy się tak wielką
międzynarodową sławą byłabym niespokojna o jej losy, bo pisarstwo Pauli
Hawkins, nie próbuje sprostać oczekiwaniom masowych odbiorców. Konstrukcja tej
książki i odżegnywanie się od tanich, dogłębnie zaskakujących zabiegów na rzecz
powolnego budowania dramaturgii nie zapowiadały, aż takiej poczytności „Dziewczyny
z pociągu”. Jednakże zamiast osiąść w niszy powieść Hawkins wdarła się na listy
bestsellerów, co tylko napawa mnie nadzieją na lepsze jutro tego rodzaju literatury
oraz podbudowuje moją ocenę literackich gustów masowych odbiorców. Pozostaje
jedynie liczyć na kolejną powieść tej brytyjskiej autorki, poruszającą się w
ramach dreszczowca psychologicznego, bo chyba już sama odkryła, że w tym
gatunku znakomicie się odnajduje.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Miałam nadzieję, że to będzie dobra powieść, ale nie spodziewałam się tego, że autorka nie płynie z prądem i nie próbuje wkupić się w łaski masowego czytelnika. Duży plus i tym bardziej chciałabym tę powieść w najbliższym czasie przeczytać.
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie sie zapoznam z "Dziewczyną z pociągu". Osttanio rozmawiałam z koleżanką, że mogłaby to być dobra książka :) Dzięki Twojej recenzji tylko się w tym utwierdziłam i gdy tylko bede miała okazję na pewno ją przeczytam :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym ją przeczytać, ale opinie są rózne i nieco jej się obawiam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) Przy gorącej herbacie