Ostatni zbiór opowiadań Stephena Kinga, „Po zachodzie słońca”, wielce mnie
rozczarował i gdybym jedynie przez jego pryzmat patrzyła na najnowszą taką
publikację jego autorstwa zapewne przez jakiś czas odkładałabym lekturę. Ale
oprócz wspomnianego King zmierzył się z krótkimi formami literackimi w zbiorach
wydając jeszcze „Nocną zmianę”, „Marzenia i koszmary”, „Szkieletową załogę”
oraz „Wszystko jest względne” i miałam cichą nadzieję, że „Bazar złych snów”
poziomem będzie zbliżony do którejś z tych publikacji. Informacja, że jedynie
dwa z dwudziestu opowiadań zamieszczonych w niniejszej książce, nie były
wcześniej nigdzie publikowane w najmniejszym stopniu mnie nie zniechęciła, bo
wcześniej nie spotkałam się z żadnym z tych tekstów. Ale osoby, które dostąpiły
już tego zaszczytu zapewne zadowoleni nie będą. W każdym razie takie projekty
mają swoją niewątpliwą zaletę - niedostępne do tej pory dla większości
czytelników teksty Stephena Kinga wreszcie trafiają do szerokiego obiegu, na co
wiele z nich z subiektywnego punktu widzenia bezsprzecznie sobie zasłużyło. „Bazar
złych snów” w moim odczuciu nie dorównał najlepszym zbiorom opowiadań Kinga,
„Nocnej zmianie” oraz „Marzeniom i koszmarom”, ale zaryzykuję tezę, że niczego
nie brakuje mu do poziomu „Szkieletowej załogi” i „Wszystko jest względne”.
Oczywiście, jak to często w przypadku tego rodzaju publikacji bywa pojawiło się
tutaj kilka tekstów, w których nijak nie potrafiłam się odnaleźć, ale w
większości przypadków byłam usatysfakcjonowana, a w paru nawet zachwycona. Każde
opowiadanie King opatrzył odautorskim wstępem, w którym przybliżał krótką
genezę danego tekstu, zabawne anegdotki z własnego życia i swoje inspiracje.
Dla mnie niekwestionowanymi zwycięzcami tego zbioru są „Nekrologi” i „Ur”.
Pierwszy opowiada o absolwencie dziennikarstwa, który zatrudnia się w redakcji
prześmiewczej witryny internetowej, kpiącej z celebrytów, w dziale nekrologów.
Przypadkiem odkrywa, że ilekroć napisze o śmierci osoby jeszcze żyjącej
sprowadza na nią niechybną śmierć. Drugie opowiadanie napisane dla Amazona
traktuje o różowym kindle’u, który łączy się z alternatywnymi rzeczywistościami
umożliwiając między innymi dostęp do dzieł znanych pisarzy nigdy niepowstałych
w naszych realiach. Choć King zawarł w „Bazarze złych snów” wiele innych
tekstów, których fabuły zasadzały się na nietuzinkowych, innowacyjnych
pomysłach tymi dwiema pozycjami urzekł mnie szczególnie. Głównie dzięki
dłuższej formie, pozwalającej mu w pełni wykorzystać swój dar do wyczerpującego
portretowania bohaterów i drobiazgowego kreślenia poszczególnych sytuacji. Ale
znalazło się również parę opowiadań, które poziomem znacząco nie odstają od
wspomnianych opowieści. Uhonorowana nagrodą im. Shirley Jackson „Moralność” w ciekawy sposób zapytuje
czytelników, do czego są zdolni dla pieniędzy. Opowiadająca o miejscu, które
zdradza, kto niedługo umrze „Wydma” samego
Kinga zachwyciła finałem. Mnie też, ale ponadto spisano ją z poszanowaniem
naprawdę elektryzującej melancholijnej narracji. Jeszcze bardziej przygnębiająca
klimatem i problematyką jest klasyczna wizja postapokaliptycznego świata,
zatytułowana „Letni grom”, która
pomimo braku większej oryginalności autentycznie wycisnęła mi łzy z oczu. „Kiepskie samopoczucie”, celowo pozwala
przewidzieć czytelnikowi dalszy rozwój wypadków, ale paradoksalnie to właśnie
popycha go do brnięcia w ową historię, na spotkanie spodziewanego makabrycznego
uderzenia. Jednak w gore King
bardziej śmiały jest w „130. kilometrze”
swoistym ukłonie w stronę „Christine” o samochodzie pożerającym ludzi. Kolejne
znakomite opowiadanie „Życie po życiu”
przedstawia sytuację, w której zmarły człowiek ma do wyboru powtórzenie swojej
egzystencji bez możliwości wprowadzenia w nią jakichkolwiek zmian, bądź wieczny
niebyt. Czyli King po raz kolejny zmusza nas do zadumy nad taką nietypową
koniecznością, zadając pytanie, czy bylibyśmy gotowi ponownie zmierzyć się ze
znojami życia na tym padole. „Ten
autobus to inny świat” w prosty, acz innowacyjny sposób podchodzi do problemu
znieczulicy społecznej, bierności na widok śmierci innej osoby, podejrzanej z
taksówki w stojącym obok autobusie. A „Wredny
dzieciak” w typowym dla Kinga, wyczerpującym stylu konfrontuje nas z
demonicznym kilkulatkiem, który sprowadza śmierć na bliskich głównego bohatera.
Wszystkie wyżej wzmiankowane teksty posiadają tak charakterystyczną dla
Stephena Kinga niepowierzchowność, niektóre zmuszają nas do często niewygodnych
konkluzji, a jeszcze inne zaskakują w gruncie rzeczy prostą, nieprzekombinowaną
innowacyjnością, nowatorskim podejściem do uniwersalnych tematów. Czym
oczywiście bez wyjątku zapracowały sobie na moje najwyższe uznanie.
„Weź
strzykawkę […] Nie dla siebie, dla psa. Nie zasłużył, żeby cierpieć. Przecież
to nie psy zbudowały bomby.”
Nieco słabiej, acz nadal interesująco prezentuje się pięć kolejnych
opowiadań zamieszczonych w zbiorze „Bazar złych snów”. „Premium Harmony” w prześmiewczy sposób podchodzi do tematyki
śmierci i właśnie dzięki temu wisielczemu humorowi udaje mu się nie wpaść w otchłań
banału. Opowieść uhonorowana „National Magazine Award” pt. „Batman i Robin wdają się w scysję” przekonała mnie dojrzałym
spojrzeniem na problem starzenia się i niszczącej zmysły choroby, która rzutuje
również na bliskich, acz jej sfinalizowanie odrobinę rozczarowuje. „Zielony bożek cierpienia” roztrząsa
podobne zagadnienia, ale w zupełnie innym, wręcz cronenbergowskim stylu, czym
oczywiście zjednał sobie moją sympatię. Zaskoczona byłam „Billy’m Blokadą”, bo w dużej mierze tekst traktował o baseballu,
pasji Kinga, której nie podzielam. Pewną ciekawostką jest, że autor wplótł w
akcję samego siebie, w roli dziennikarza sportowego (czym niegdyś się
zajmował), ale nie to przekonało mnie do owej historii. Dałam się ponieść
warstwie dramatyczno-horrorowej, czyli historii nowego zawodnika drużyny
baseballowej, który skrywa przed światem przerażające tajemnice i w zagadkowy
sposób eliminuje przeciwników z boiska. I wreszcie dochodzimy do „Pijackich fajerwerków”, czyli
corocznej konkurencji mieszkańców małego miasteczka, matki i syna, spędzających
lato w domku nad jeziorem z przyjezdnymi Włochami. Wszystkie wydarzenia autor
snuje przed czytelnikiem w formie przesłuchania, co każe nam sądzić, że mające
miejsce w Dniu Niepodległości batalie dwóch infantylnych rodzin o to, kto
zakupił bardziej widowiskowe fajerwerki doprowadziły w końcu do tragicznego w
skutkach finału. Ale nie suspens niesie ten tekst tylko śmieszna, ale na co
dzień znajdująca odbicie w otaczającej nas rzeczywistości konfrontacja Kinga z
problematyką sąsiedzkiej głupoty i zacietrzewienia.
W pięciu opowiadaniach nijak nie potrafiłam się odnaleźć. Przedstawione w
formie a la lirycznej „Kościół z kości”
i „Tommy” z racji mojej awersji do
tego rodzaju narracji, przez którą nie mam obycia z nią miejscami były dla mnie
zupełnie niezrozumiałe. Ten pierwszy dodatkowo irytował wulgaryzmami, ale drugi
przynajmniej poruszał bliską memu sercu pacyfistyczną tematykę – szkoda tylko,
że posiłkując się taką formą. Westernową „Śmierć”
King zamierzenie spisał w suchym stylu, unikając długich opisów, czym
najbardziej mnie rozczarował. To nie jest autor, któremu dobrze z lakonicznością.
„Herman Wouk jeszcze żyje” został
odznaczony Nagrodą Brama Stokera, czego nie jestem w stanie zrozumieć. Owszem
miejscami tekst posiadał jakąś głębię, ale w całokształcie nie prezentował sobą
niczego choćby odrobinę odkrywczego bądź posiadającego bardziej
charakterystyczne walory rozrywkowe. Podobnie „Pan Ciacho”, niby melancholijna, przekazująca jakąś ważną treść
rzecz o przemijaniu, AIDS i homoseksualizmie, ale summa summarum bezbarwna, nieosiadająca
na dłużej w pamięci, przynajmniej mojej.
Biorąc pod uwagę wszystkie „za” i „przeciw” sumarycznie jestem zadowolona z
lektury „Bazaru złych snów”. Tak, kilka opowiadań nie dostarczyło mi większych
emocji, a nawet znużyło, ale perełek w mojej ocenie jest nieporównanie więcej.
I to dla nich warto dać szansę tej pozycji. Groza w niemalże każdym
tekście czai się gdzieś na obrzeżu, King większą wagę przykłada do aspektów
stricte dramatycznych, poruszania aktualnych problemów w zupełnie nowym
świetle, nade wszystko pragnąc zmusić czytelnika do wejrzenia w głąb siebie.
Gdzie w końcu może odnaleźć o wiele bardziej przerażające monstra niż wymyślne owoce wyobraźni wszystkich pisarzy i filmowców gatunku razem wziętych.
„Bazar złych snów” to poruszająca, wywołująca dyskomfort emocjonalny, często
zaskakująca podróż w otchłań szaleństwa, którym zdaje się być człowieczeństwo.
Czyli rzecz niemalże idealna dla każdego wielbiciela niekonwencjonalnych horrorów.
Bardzo lubię Kinga w krótkich formach i mam ogromną ochotę zapoznać się z tą pozycją :)
OdpowiedzUsuńNa pewno sięgnę po tą książkę:) zwłaszcza ze względu na autora:)
OdpowiedzUsuńRecenzja książki Terry'ego Pratchett'a & Stephen'a Baxter'a - ''Długa Ziemia'' już na moim blogu :)
Zaczynam Cię obserwować i zapraszam do mnie:)
Recenzjonistycznie
No Longer Nightmare
Uwielbiam opowiadania Steoheba Kinga ze wzgl,ędu na to, że większość z nich jest z pozoru nie zrozumiałe i muszę się natrudzić, zeby odnaleść ich prawdziwy sens, ale uwielbiam to. Jeste do tyłu z najnowszymi dziełami Stephena Kinga :<
OdpowiedzUsuńkruczegniazdo94.blogspot.com
Buffy, czytałaś sagę Camilli Läckberg?
OdpowiedzUsuńTej autorki przeczytałam tylko "Księżniczkę z lodu". A że nie bardzo mi to podeszło to odpuściłam sobie zapoznawanie z inną jej twórczością.
Usuń