niedziela, 15 listopada 2015

Stephen King „Bazar złych snów”


Ostatni zbiór opowiadań Stephena Kinga, „Po zachodzie słońca”, wielce mnie rozczarował i gdybym jedynie przez jego pryzmat patrzyła na najnowszą taką publikację jego autorstwa zapewne przez jakiś czas odkładałabym lekturę. Ale oprócz wspomnianego King zmierzył się z krótkimi formami literackimi w zbiorach wydając jeszcze „Nocną zmianę”, „Marzenia i koszmary”, „Szkieletową załogę” oraz „Wszystko jest względne” i miałam cichą nadzieję, że „Bazar złych snów” poziomem będzie zbliżony do którejś z tych publikacji. Informacja, że jedynie dwa z dwudziestu opowiadań zamieszczonych w niniejszej książce, nie były wcześniej nigdzie publikowane w najmniejszym stopniu mnie nie zniechęciła, bo wcześniej nie spotkałam się z żadnym z tych tekstów. Ale osoby, które dostąpiły już tego zaszczytu zapewne zadowoleni nie będą. W każdym razie takie projekty mają swoją niewątpliwą zaletę - niedostępne do tej pory dla większości czytelników teksty Stephena Kinga wreszcie trafiają do szerokiego obiegu, na co wiele z nich z subiektywnego punktu widzenia bezsprzecznie sobie zasłużyło. „Bazar złych snów” w moim odczuciu nie dorównał najlepszym zbiorom opowiadań Kinga, „Nocnej zmianie” oraz „Marzeniom i koszmarom”, ale zaryzykuję tezę, że niczego nie brakuje mu do poziomu „Szkieletowej załogi” i „Wszystko jest względne”. Oczywiście, jak to często w przypadku tego rodzaju publikacji bywa pojawiło się tutaj kilka tekstów, w których nijak nie potrafiłam się odnaleźć, ale w większości przypadków byłam usatysfakcjonowana, a w paru nawet zachwycona. Każde opowiadanie King opatrzył odautorskim wstępem, w którym przybliżał krótką genezę danego tekstu, zabawne anegdotki z własnego życia i swoje inspiracje.

Dla mnie niekwestionowanymi zwycięzcami tego zbioru są „Nekrologi” i „Ur”. Pierwszy opowiada o absolwencie dziennikarstwa, który zatrudnia się w redakcji prześmiewczej witryny internetowej, kpiącej z celebrytów, w dziale nekrologów. Przypadkiem odkrywa, że ilekroć napisze o śmierci osoby jeszcze żyjącej sprowadza na nią niechybną śmierć. Drugie opowiadanie napisane dla Amazona traktuje o różowym kindle’u, który łączy się z alternatywnymi rzeczywistościami umożliwiając między innymi dostęp do dzieł znanych pisarzy nigdy niepowstałych w naszych realiach. Choć King zawarł w „Bazarze złych snów” wiele innych tekstów, których fabuły zasadzały się na nietuzinkowych, innowacyjnych pomysłach tymi dwiema pozycjami urzekł mnie szczególnie. Głównie dzięki dłuższej formie, pozwalającej mu w pełni wykorzystać swój dar do wyczerpującego portretowania bohaterów i drobiazgowego kreślenia poszczególnych sytuacji. Ale znalazło się również parę opowiadań, które poziomem znacząco nie odstają od wspomnianych opowieści. Uhonorowana nagrodą im. Shirley Jackson „Moralność” w ciekawy sposób zapytuje czytelników, do czego są zdolni dla pieniędzy. Opowiadająca o miejscu, które zdradza, kto niedługo umrze „Wydma” samego Kinga zachwyciła finałem. Mnie też, ale ponadto spisano ją z poszanowaniem naprawdę elektryzującej melancholijnej narracji. Jeszcze bardziej przygnębiająca klimatem i problematyką jest klasyczna wizja postapokaliptycznego świata, zatytułowana „Letni grom”, która pomimo braku większej oryginalności autentycznie wycisnęła mi łzy z oczu. „Kiepskie samopoczucie”, celowo pozwala przewidzieć czytelnikowi dalszy rozwój wypadków, ale paradoksalnie to właśnie popycha go do brnięcia w ową historię, na spotkanie spodziewanego makabrycznego uderzenia. Jednak w gore King bardziej śmiały jest w „130. kilometrze” swoistym ukłonie w stronę „Christine” o samochodzie pożerającym ludzi. Kolejne znakomite opowiadanie „Życie po życiu” przedstawia sytuację, w której zmarły człowiek ma do wyboru powtórzenie swojej egzystencji bez możliwości wprowadzenia w nią jakichkolwiek zmian, bądź wieczny niebyt. Czyli King po raz kolejny zmusza nas do zadumy nad taką nietypową koniecznością, zadając pytanie, czy bylibyśmy gotowi ponownie zmierzyć się ze znojami życia na tym padole. „Ten autobus to inny świat” w prosty, acz innowacyjny sposób podchodzi do problemu znieczulicy społecznej, bierności na widok śmierci innej osoby, podejrzanej z taksówki w stojącym obok autobusie. A „Wredny dzieciak” w typowym dla Kinga, wyczerpującym stylu konfrontuje nas z demonicznym kilkulatkiem, który sprowadza śmierć na bliskich głównego bohatera. Wszystkie wyżej wzmiankowane teksty posiadają tak charakterystyczną dla Stephena Kinga niepowierzchowność, niektóre zmuszają nas do często niewygodnych konkluzji, a jeszcze inne zaskakują w gruncie rzeczy prostą, nieprzekombinowaną innowacyjnością, nowatorskim podejściem do uniwersalnych tematów. Czym oczywiście bez wyjątku zapracowały sobie na moje najwyższe uznanie.

„Weź strzykawkę […] Nie dla siebie, dla psa. Nie zasłużył, żeby cierpieć. Przecież to nie psy zbudowały bomby.”

Nieco słabiej, acz nadal interesująco prezentuje się pięć kolejnych opowiadań zamieszczonych w zbiorze „Bazar złych snów”. „Premium Harmony” w prześmiewczy sposób podchodzi do tematyki śmierci i właśnie dzięki temu wisielczemu humorowi udaje mu się nie wpaść w otchłań banału. Opowieść uhonorowana „National Magazine Award” pt. „Batman i Robin wdają się w scysję” przekonała mnie dojrzałym spojrzeniem na problem starzenia się i niszczącej zmysły choroby, która rzutuje również na bliskich, acz jej sfinalizowanie odrobinę rozczarowuje. „Zielony bożek cierpienia” roztrząsa podobne zagadnienia, ale w zupełnie innym, wręcz cronenbergowskim stylu, czym oczywiście zjednał sobie moją sympatię. Zaskoczona byłam „Billy’m Blokadą”, bo w dużej mierze tekst traktował o baseballu, pasji Kinga, której nie podzielam. Pewną ciekawostką jest, że autor wplótł w akcję samego siebie, w roli dziennikarza sportowego (czym niegdyś się zajmował), ale nie to przekonało mnie do owej historii. Dałam się ponieść warstwie dramatyczno-horrorowej, czyli historii nowego zawodnika drużyny baseballowej, który skrywa przed światem przerażające tajemnice i w zagadkowy sposób eliminuje przeciwników z boiska. I wreszcie dochodzimy do „Pijackich fajerwerków”, czyli corocznej konkurencji mieszkańców małego miasteczka, matki i syna, spędzających lato w domku nad jeziorem z przyjezdnymi Włochami. Wszystkie wydarzenia autor snuje przed czytelnikiem w formie przesłuchania, co każe nam sądzić, że mające miejsce w Dniu Niepodległości batalie dwóch infantylnych rodzin o to, kto zakupił bardziej widowiskowe fajerwerki doprowadziły w końcu do tragicznego w skutkach finału. Ale nie suspens niesie ten tekst tylko śmieszna, ale na co dzień znajdująca odbicie w otaczającej nas rzeczywistości konfrontacja Kinga z problematyką sąsiedzkiej głupoty i zacietrzewienia.

W pięciu opowiadaniach nijak nie potrafiłam się odnaleźć. Przedstawione w formie a la lirycznej „Kościół z kości” i „Tommy” z racji mojej awersji do tego rodzaju narracji, przez którą nie mam obycia z nią miejscami były dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Ten pierwszy dodatkowo irytował wulgaryzmami, ale drugi przynajmniej poruszał bliską memu sercu pacyfistyczną tematykę – szkoda tylko, że posiłkując się taką formą. Westernową „Śmierć” King zamierzenie spisał w suchym stylu, unikając długich opisów, czym najbardziej mnie rozczarował. To nie jest autor, któremu dobrze z lakonicznością. „Herman Wouk jeszcze żyje” został odznaczony Nagrodą Brama Stokera, czego nie jestem w stanie zrozumieć. Owszem miejscami tekst posiadał jakąś głębię, ale w całokształcie nie prezentował sobą niczego choćby odrobinę odkrywczego bądź posiadającego bardziej charakterystyczne walory rozrywkowe. Podobnie „Pan Ciacho”, niby melancholijna, przekazująca jakąś ważną treść rzecz o przemijaniu, AIDS i homoseksualizmie, ale summa summarum bezbarwna, nieosiadająca na dłużej w pamięci, przynajmniej mojej.

Biorąc pod uwagę wszystkie „za” i „przeciw” sumarycznie jestem zadowolona z lektury „Bazaru złych snów”. Tak, kilka opowiadań nie dostarczyło mi większych emocji, a nawet znużyło, ale perełek w mojej ocenie jest nieporównanie więcej. I to dla nich warto dać szansę tej pozycji. Groza w niemalże każdym tekście czai się gdzieś na obrzeżu, King większą wagę przykłada do aspektów stricte dramatycznych, poruszania aktualnych problemów w zupełnie nowym świetle, nade wszystko pragnąc zmusić czytelnika do wejrzenia w głąb siebie. Gdzie w końcu może odnaleźć o wiele bardziej przerażające monstra niż wymyślne owoce wyobraźni wszystkich pisarzy i filmowców gatunku razem wziętych. „Bazar złych snów” to poruszająca, wywołująca dyskomfort emocjonalny, często zaskakująca podróż w otchłań szaleństwa, którym zdaje się być człowieczeństwo. Czyli rzecz niemalże idealna dla każdego wielbiciela niekonwencjonalnych horrorów.

5 komentarzy:

  1. Bardzo lubię Kinga w krótkich formach i mam ogromną ochotę zapoznać się z tą pozycją :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno sięgnę po tą książkę:) zwłaszcza ze względu na autora:)
    Recenzja książki Terry'ego Pratchett'a & Stephen'a Baxter'a - ''Długa Ziemia'' już na moim blogu :)
    Zaczynam Cię obserwować i zapraszam do mnie:)
    Recenzjonistycznie
    No Longer Nightmare

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam opowiadania Steoheba Kinga ze wzgl,ędu na to, że większość z nich jest z pozoru nie zrozumiałe i muszę się natrudzić, zeby odnaleść ich prawdziwy sens, ale uwielbiam to. Jeste do tyłu z najnowszymi dziełami Stephena Kinga :<
    kruczegniazdo94.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Buffy, czytałaś sagę Camilli Läckberg?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej autorki przeczytałam tylko "Księżniczkę z lodu". A że nie bardzo mi to podeszło to odpuściłam sobie zapoznawanie z inną jej twórczością.

      Usuń