Końcówka lat
50-tych XX wieku. Do Carson, prywatnej szkoły dla chłopców, zapisuje się Del
Nightingale, bogaty nastolatek, który po śmierci rodziców w wypadku przebywa
pod opieką dziadków. Chłopiec szybko zaprzyjaźnia się ze swoim rówieśnikiem,
Tomem Flanaganem, który jako jedyny zauważa, że Del jest bardzo samotny. W szkole
Carson panuje surowa dyscyplina, na domiar złego pierwszoroczniaków terroryzuje
syn nauczyciela wychowania fizycznego, Steve Ridpath, zwany Szkieletem. Jednak
po zajęciach chłopcy mogą poświęcać się swoim zainteresowaniom. Obsesją Dela są
sztuczki magiczne. Nightingale każde wakacje spędza w odosobnionej rezydencji
wuja, Colemana Collinsa, zwanej Krainą Cieni, gdzie pochłania wiedzę
przekazywaną przez tego utalentowanego iluzjonistę. Del zaraża tym zamiłowaniem
Flanagana, który niejasno zdaje sobie sprawę ze swojej mocy. Dzięki niej
uświadamia sobie, że jego przyjacielowi grozi niebezpieczeństwo, że najbliższy
pobyt w Krainie Cieni może być jego ostatnim. Przyjmuje więc propozycję Dela i
towarzyszy mu w trakcie pobytu u jego wuja. Tom od początku nie ma zaufania do
Collinsa, potężnego maga, uzależnionego od alkoholu. Chłopak wie, że to miejsce
sprowadzi na nich poważne kłopoty, a gospodarz realizuje niecny plan,
mający na celu rozbudzić drzemiącą w Tomie potężną moc.
„Kraina cieni”
Petera Strauba jest pierwszą powieścią tego cenionego amerykańskiego pisarza
wydaną po inspirowanej doskonałym opowiadaniem Arthura Machena pt. „Wielki Bóg Pan” kultowej „Upiornej opowieści”, ale znacząco różni się od jego poprzedniego
dzieła. Straub w swoich książkach lubi poruszać się w ramach różnych gatunków
literackich, mieszając konwencje i często eksperymentując z narracją, ale
podczas gdy w „Upiornej opowieści” dominowały elementy typowe dla horroru,
„Kraina cieni”, choć nie jest ich całkowicie pozbawiona najsilniej jednak
egzystuje w ramach gatunku fantasy. Rok po pierwszym wydaniu „Krainy cieni’, w
1981 roku, powieść nominowano do World Fantasy Award. Temu wyróżnieniu
towarzyszyły pochlebne opinie krytyków i innych pisarzy, w tym Stephena Kinga,
jednakowoż konstrukcja fabuły nie przekonała wielu zwykłych czytelników, raczej
niespodziewających się wymagającej lektury po reprezentancie dark fantasy.
Mam poważną
zagwozdkę z tą pozycją wywołaną różnicą poziomów fabuły i narracji (miejscami
toporne tłumaczenie Ireny Lipińskiej też zrobiło swoje). W części pierwszej,
portretując bądź co bądź ciekawe dzieje kilku uczniów prywatnej szkoły, Straub
celowo rozproszył narrację, mieszając czasy i skacząc po różnych bohaterach.
Jakiś bezimienny pisarz przeprowadza wywiady ze swoimi dorosłymi już kolegami
ze szkoły, zbierając materiały do książki o dawnej przygodzie Toma Flanagana.
Straub przedstawia to tak, żeby wzbudzić w nas wrażenie, że to jego własne
przedsięwzięcie, że to on jest owym przedstawionym w książce pisarzem, co
zapewne miało natchnąć fabułę odrobiną autentyczności. Następnie autor cofa nas
o kilkadziesiąt lat wstecz, do końcówki lat 50-tych i w bardzo rozproszonym
stylu przybliża losy kilku pierwszorocznych uczniów szkoły Carson. I choć z
przygód chłopców przebija przygnębiająca aura tragizmu, choć ich początki w
zimnych murach prywatnej placówki obfitują w trudy, jakich nie powinien znosić
żaden nastolatek chaotyczna narracja znacząco utrudnia należyte wczucie się w akcję
i dzielenie absolutnie wszystkich emocji, kłębiących się w młodych
protagonistach. Możemy się domyślić, że ten zabieg jest celowy, że Straub
celowo przedstawił wszystko tak fragmentarycznie, żeby ukryć prawdziwą naturę
tych wydarzeń. Oczywiście tak jest w istocie - z pozoru zwyczajne incydenty w
szkole Carson będą miały ważne znaczenie dla późniejszych zdarzeń o podłożu nadprzyrodzonym.
Cierpliwi czytelnicy zostaną nagrodzeni zaskakującym zespoleniem się kilku na
pierwszy rzut oka niezwiązanych ze sobą wątków. Ale to nastąpi dopiero pod
koniec – do tego czasu przyjdzie nam zmierzyć się z doprawdy niełatwą,
miejscami nawet mało angażującą narracją. Choć na szczegółowe zapoznanie się z
głównymi bohaterami przyjdzie nam poczekać do momentu ich pojawienia się w
tytułowej Krainie Cieni ze wstępnych rysów psychologicznych Dela Nightingale’a
i Toma Flanagana dowiadujemy się, że znacząco się między sobą różnią. Podczas,
gdy Tom prezentuje raczej typ przywódczy, bez zastanowienia stawiający czoła
szkolnym prześladowcom słabszych jednostek i mężnie ratujący z opresji ofiary
katastrofy, Del trzyma się na uboczu, pielęgnując swoje wyobcowanie i
całkowicie ufając jedynie Tomowi. Jego życie splamił śmiertelny w skutkach
wypadek rodziców, przez który został zmuszony do zamieszkania z nielubianymi
dziadkami, a jedyne, co napawa go nieskrępowaną radością to myśl o wakacyjnym
pobycie u wuja, czarodzieja Colemana Collinsa. Moment przyjazdu chłopców do
jego położonej na uboczu rezydencji jest jednocześnie chwilą usystematyzowania
narracji. Straub dopiero wówczas przestaje zaniedbywać procesy
przyczynowo-skutkowe i zachowywać ciągłość czasową. Przy czym fabuła zaczyna
obfitować w tak kuriozalne elementy, że jeszcze przez długi czas nie sposób
ułożyć sobie tego szaleństwa w głowie, z zachowaniem jakiejś większej logiki.
„Życie różnie się
plecie. Ten co dziś jest królem, jutro może być kozłem.”
Próby, jakim
Coleman Collins poddaje chłopców obfitują w fantastyczne incydenty,
których prawdziwej natury przez długi czas nie można właściwie zinterpretować.
Nie wiemy, czy osobliwe, urągające zasadom fizyki zdarzenia są dziełem zwykłej
iluzji, czy porywczy mężczyzna rzeczywiście włada prawdziwą mocą magiczną.
Collins sprawia, że chłopcy tracą poczucie czasu, widują dorosłych sobowtórów
swoich kolegów oraz przemierzają czasoprzestrzeń spotykając się z dawnymi
postaciami samych siebie. Jednocześnie Toma nękają koszmarne sny, natchnione
taką dawką grozy i zapadającymi w pamięć potwornościami, że aż nie można się
nadziwić oratorskim zdolnościom Strauba. Dzięki nieprzyjemnym przeczuciom Toma
od początku wiemy, że Coleman Collins nie jest dobrotliwym mężczyzną pragnącym
jedynie przekazać swoim młodym uczniom tajemną wiedzę o sztukach magicznych.
Wiemy, że tkwi w nim coś, co zagraża życiu chłopców, przez co początki ich
pobytu w Krainie Cieni nabierają złowieszczego wymiaru. Jednocześnie zachowanie
Dela ulega przeobrażeniu – nie jest już spokojnym, wyciszonym nastolatkiem
tylko zaborczym, zazdrosnym egoistą, nade wszystko pragnącym zostać wielkim
iluzjonistą. Tomowi też na chwilę udzielają się obietnice o potędze, ale
znajomość z nastoletnią Różą, pozostającą na usługach Collinsa nieco go
otrzeźwia. Koszmarne, ale też fantastyczne wydarzenia, w których centrum tkwi
Flanagan Straub przeplata z zajmującymi historiami z życia Collinsa i
brutalnymi bajkami, jak sam stwierdza przeznaczonymi tylko dla nielicznych
dzieci (podobnie, jak baśnie braci Grimm). Każda bajka prowadzi do
pesymistycznego, acz znajdującego odbicie w rzeczywistości morału i każda
będzie miała kluczowe znaczenie dla właściwej interpretacji wszystkich
kuriozalnych incydentów i natury co poniektórych postaci. Podczas, gdy pierwsza
część „Krainy cieni” może mocno zdezorientować odbiorcę, znacząco obniżając
jego zaangażowanie w lekturę, następne w dużej mierze rekompensują ten
początkowy chaos, dostarczając wymagającej rozrywki czerpiącej z tradycji
fantasy, z nutką czystej grozy i odrobiną makabry. Zabrakło mi jedynie nieco
bardziej wyczerpujących opisów, szczególnie snów Toma, jego relacji z
enigmatyczną Różą, jej zależności od Colemana oraz chwiejnej osobowości Dela,
ale w zderzeniu z różnorodnością magicznych wydarzeń można autorowi wybaczyć
owe niedostatki warsztatowe.
Nie mam żadnych
wątpliwości, że „Kraina cieni” nie sprosta oczekiwaniom absolutnie wszystkich
fanów dark fantasy, bo Peter Straub
celowo ją skomplikował. W gruncie rzeczy jest to typowa fantastyczna opowieść z
mnóstwem dających do myślenia przesłań, osadzona w fantastycznym uniwersum. Ale
styl, jaki obrał jej autor, szczególnie na początku książki, zamęt jaki
wprowadzał w akcję, żeby spotęgować siłę oddziaływania końcówki niejednego
czytelnika może tak silnie wytrącić z równowagi, że nie dotrwa do końca lektury.
Mam jednak nadzieję, że znajdą się osoby, którzy zdołają uzbroić się w
cierpliwość, bo Straub przygotował kilka niespodzianek, z którymi warto się
zapoznać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz