Will Rabjohns, fotograf specjalizujący się w zdjęciach zagrożonych
gatunków, podczas jednej ze swoich licznych wypraw w nieprzyjazne zakątki
świata, zostaje zaatakowany przez niedźwiedzicę. Mężczyźnie udaje się przeżyć,
ale zapada w śpiączkę, w trakcie której śni o swoim dzieciństwie w małym
angielskim miasteczku, Burnt Yarley. Po śmierci starszego syna rodzice
trzynastoletniego wówczas Willa postanowili przeprowadzić się w to spokojne miejsce,
ku niezadowoleniu chłopca. W nowym miejscu Will stosunkowo szybko poznał swoją
rówieśniczkę Frannie Cunningham i jej młodszego brata, Sherwooda, borykającego
się z niewielkimi problemami psychicznymi. Zauroczona nowym kolegą dziewczynka
poczyniła starania, żeby zyskać sobie jego sympatię, ale zbuntowany Will starał
się zdystansować od rówieśników. Jednakże pozwolił na wytworzenie się więzi pomiędzy
nim i tajemniczą parą, Jacobem Steepem i Rosą McGee, która zatrzymała się w
opuszczonym, niszczejącym Sądzie. Zafascynowany nimi chłopiec miał nadzieję, że
owe dziwne istoty przygarną go i pozwolą zgłębić tajniki swoich mocy, nieosiągalne
dla zwykłych ludzi. Jednak coś poszło nie tak. Drogi Willa i niebezpiecznej
pary rozeszły się. Teraz, niemalże trzydzieści lat później, przebudzony ze
śpiączki mężczyzna znowu staje w centrum zainteresowania nieśmiertelnego Steepa.
„Sakrament” autorstwa Clive’a Barkera, jednego z czołowych pisarzy literatury
grozy, spełniającego się również w światku filmowym, po raz pierwszy wydano w
1996 roku. Słynący z hipnotyzujących powieści dark fantasy i krwawych horrorów Barker tym razem skonfrontował czytelników
z historią, która według wielu krytyków znacząco odbiegała od tego, do czego
przyzwyczaił swoich fanów. Charakterystyczna dla jego twórczości makabra w „Sakramencie”
ustąpiła pola rozważaniom natury duchowej i egzystencjalnej. Barker na karty
tej powieści przelał wiele przemyśleń na temat otaczającego nas świata i to w
typowy dla siebie bezpardonowy sposób. Nihilizm egzystencjalny w „Sakramencie”
zderza się z antytezą nihilizmu ontologicznego i epistemologicznego. Zwyczajna,
plugawa rzeczywistość przenika się tutaj ze sferą duchową, a obserwatorem obu
tych światów jest zagubiony mężczyzna, poszukujący sensu życia, objawienia
pozwalającego zgłębić prawdę absolutną i osiągnąć upragnione katharsis. Dążenie
do nirwany przez głównego bohatera nie jest niczym niezwykłym w powieściach
Clive’a Barkera. Pisarz nierzadko „zmusza” swoich protagonistów do
niebezpiecznych wypraw po różnych, fantastycznych światach, w trakcie których konfrontują
się ze zjawiskami, których istota wymyka się ludzkiemu pojmowaniu. Pod tym
kątem „Sakrament” nie odbiega znacząco od choćby takich dzieł Barkera, jak „Imajica”,
„Wielkie sekretne widowisko”, czy „Everville”. Jednocześnie jednak formą,
ujęciem tematu wielce się od nich różni.
„Odartego
ze skóry lwa, zwisającego z drzewa, przypominającą żałosny namiot słoniową
skórę zwieszającą się w strzępach z żerdzi nagich kości. Stado oszalałych
pawianów zabijających kamieniami swoje własne dzieci. Obrazy skażonego świata.”
Willa Rabjohnsa poznajemy, jako światowej sławy fotografa, podróżującego po
świecie, aby uwieczniać na zdjęciach zagrożone gatunki. Mężczyzna jest
bezsilnym obserwatorem powolnego unicestwiania fauny, przygniecionym ogromem szkód
poczynionych przez rasę ludzką. Ofiarami bezmyślności i okrucieństwa
przodującego gatunku na Ziemi są zwierzęta, w popłochu szukające schronienia przed
agresorem. Jednak jak przytomnie stwierdza autor doszliśmy już do punktu
krytycznego, momentu, w którym nie istnieją żadne, niedostępne dla niszczycielskiej
władzy człowieka miejsca, w których zwierzęta mogłyby osiąść, nieniepokojone
przez nikogo. Człowiek dociera wszędzie i pozostawia po sobie tylko śmierć, tym
samym zmuszając inne żyjące istoty do migracji na zaludnione tereny. Will
obserwuje ten konflikt gatunków, rozpaczliwe próby przeżycia, zawłaszczenia dla
siebie choćby kawałka przestrzeni, w której nie postałby żaden człowiek i
przygnębiające przechylanie się szali „zwycięstwa” na stronę naszego niszczycielskiego
gatunku, determinujące zwierzęta do wchodzenia na tereny zabudowane. Will
uwiecznia na zdjęciach ogrom tej tragedii, nasze bezmyślne okrucieństwo
przebija z każdej fotografii rannego zwierzęcia, z każdego ujęcia zasnutych
bólem oczu wpatrujących się z niezrozumieniem w zagładę ziemskiej fauny. Barker
w pewnym momencie zauważa, że jedynym pragnieniem zwierząt, za wyjątkiem psów,
jest upadek rasy ludzkiej – apokalipsa, która zmiotłaby z powierzchni planety
nasz niszczycielski gatunek. Zanim jednak to nastąpi, biorąc pod uwagę szybkość
i determinację, z jaką podchodzimy do zabijania całych gatunków, ludzie zdążą
wytępić całą faunę. Will zdaje sobie sprawę, że jego zdjęcia nic nie zmienią,
że nie zmuszą rasy ludzkiej do zmiany postępowania względem innych gatunków
zaludniających Ziemię, ale mimo to z jego fotografii przebija rozpaczliwy krzyk – trafiający w
próżnię i bynajmniej niepoprawiający jego samopoczucia. Wołania Willa nie
przynoszą większych rezultatów, ale jak na początku daje nam do zrozumienia
autor książki jego życie, podobnie jak egzystencje nas wszystkich również
wydaje się bezcelowe. Jedni poszukują sensu życia i go nie znajdują. Inni
natomiast poddają się codziennej rutynie, nie poświęcając nawet jednej myśli
próbie odpowiedzi na pytanie: po co to wszystko? W jakim celu przychodzimy na
świat, po co przeżywamy codzienne katusze i wreszcie dlaczego uporczywie
trzymamy się tego padołu? Czyż nie prościej byłoby przerwać ten bezproduktywny
pęd, zwyczajnie osunąć się w otchłań zapomnienia i wreszcie osiągnąć spokój
ducha? Will często się nad tym zastanawia, tyle że jego ambicja i splot
dziwnych wydarzeń w dzieciństwie powstrzymują go przed odejściem, zanim nie
pozna ostatecznej prawdy. Zanim nie zgłębi tajników mistycznego Domus Mundi.
Zaś pomóc mu w tym może tajemnicza, opierająca się upływowi czasu parka,
stworzona na podobieństwo ludzi, acz nieprzynależąca do naszego gatunku.
„W
swoim życiu widział śmierć i smutek u dziesiątków różnych gatunków.
Fotografował słonie przy zwłokach swoich krewniaków, smutek wyrażał się w
każdym najdrobniejszym ruchu ich ogromnych ciał; małpy, oszalałe z żalu, wyjące
jak szalone wokół swoich zmarłych, zebrę, szturchającą niepewnie źrebię
zagryzione przez dzikie psy i czuwającą przy nim z pochylonym w wyrazie
rozpaczy łbem. To życie nie było łaskawe dla istot czujących więź z innymi,
gdyż więzi te prędzej czy później były zrywane. Miłość mogła być drastyczna,
lecz życie było kruche.”
W swoich dłuższych powieściach Clive Barker niezmiennie portretuje
wszystkich bohaterów (zarówno pierwszo, jak i drugoplanowych) z niezwykłą
drobiazgowością, których nie powstydziłby się nawet słynący ze szczegółowych
rysów psychologicznych swoich postaci Stephen King. „Sakrament” nie jest
wyjątkiem. Zgłębiając osobę Willa Rabjohnsa, oprócz fatalistycznego, jakże przenikliwego
spojrzenia na zagładę gatunków Barker przybliżył również jego równie przygnębiającą
codzienność. Odrzucenie przez rodziców, którzy umiłowali sobie jego zmarłego
przed laty brata, egzystencję w San Francisco, mieście, które stało się mekką
dla homoseksualistów i transwestytów i wreszcie rozważania natury duchowej.
Właściwie wszystkie te sfery Barker sportretował z ogromnym rozmachem, z uporem
maniaka rozwodząc się nad każdym detalem, co było konieczne do unaocznienia czytelnikowi
złożoności niniejszej historii. Jako, że Will sam jest homoseksualistą (Barker
zresztą również) pisarz sporo miejsca poświęcił realiom, w jakich przyszło mu
żyć. Problemom z akceptacją reszty społeczeństwa, chorobie dziesiątkującej to
środowisko (autor nie zdradza jakiej, ale można domniemywać, że chodzi o AIDS),
kłopotom sercowym, rozczulającemu pielęgnowaniu uczuć i wreszcie różnego
rodzaju ekscesom, w tym swobodnemu podejściu do seksu. Barker nie gloryfikuje
tego środowiska, co zważywszy na jego osobiste preferencje niezmiernie
zaskakuje. Autor bardzo obiektywnie podszedł do światka homoseksualistów,
punktując zarówno zalety, jak i wady, co poniektórych z nich, również Willa.
Dzięki akcentowaniu sprzeczności w dosłownie każdej postaci zaludniającej karty
„Sakramentu”, wszyscy bohaterowie zyskują na autentyczności, wszak Barker zdaje
się doskonale rozumieć, że nie ma ludzi bez wad. Podobnie podchodzi do
antagonistów, tajemniczej parki przemierzającej Ziemię w poszukiwaniu ostatnich
reprezentantów różnych gatunków zwierząt, znacząc swój szlak również ofiarami z
ludzi. Jacob Steep ma obsesję na punkcie zagłady wszelkich form życia, redukcji
populacji zwierząt, a z czasem ludzi, gdyż mniema że posiadł wiedzę o naturze
wszechrzeczy i samego Boga, którego usilnie poszukuje. Rosa McGee towarzyszy mu
w tych wyprawach, ale w przeciwieństwie do niego nie jest ciekawa swojego
pochodzenia i sensu istnienia. Szczęście odnajduje w swobodnych kontaktach
seksualnych i zabijaniu ludzi. Jedyne, o czym marzy to potomstwo. Przez setki
lat, jakie Jacob i Rosa spędzili na Ziemi wydali na świat niezliczoną ilość
dzieci, ale jak utrzymuje Steep wszystkie urodziły się ułomne, przez co był
zmuszony je unicestwiać. Jacob i Rosa są z natury okrutni, nie mają żadnego
poszanowania dla życia. Zachowują się, jakby byli centrum wszechświata,
nadludźmi podporządkowującymi sobie innych, przy czym ich cele nie są zbieżne.
Jacob poprzez zbrodnie pragnie zbliżyć się do Boga, dionizyjska Rosa natomiast chce
jedynie folgować swoim potrzebom cielesnym. Tym, co odróżnia te istoty od innych
fantastycznych antagonistów stworzonych przez Barkera na potrzeby innych jego
książek jest silne akcentowanie ich ludzkich cech i ludzkich pragnień.
Podobnie, jak my Jacob i Rosa szukają swojego miejsca na Ziemi, sensu istnienia
i wszechmocnego bytu, który zapewniłby im spokój i nadzieję na szczęśliwą
egzystencji po śmierci. Dzięki znajomości z nimi Will Rabjohns, podobnie, jak
wielu innych bohaterów powieści Barkera wyruszy na swego rodzaju pielgrzymkę,
metafizyczną wyprawę, dzięki której ma nadzieję dostąpić upragnionego
objawienia.
„Sakrament” jest dojrzałą powieścią egzystencjalną i metafizyczną, której
nietuzinkowość zasadza się na nieuchwytności fantastycznych zjawisk i brutalnej
prawdzie na temat życia doczesnego. Dwa różne światy, namacalny i duchowy,
przenikają się tutaj tak swobodnie i zniewalająco, jednocześnie artykułując błyskotliwe
prawidła o otaczającym nas świecie i naszej ambiwalentnej naturze, że aż nie
chce się wierzyć, iż tę powieść napisał mężczyzna zazwyczaj szufladkowany, jako
pasjonat fikcyjnej makabry i propagator tradycji śmiałego dark fantasy, uniwersów zaludnianych przez różnego rodzaju monstra,
kierowane żądzą niszczenia. W „Sakramencie” największymi potworami są ludzie,
przy czym ich osobowości nie są zredukowane jedynie do godnych potępienia przywar
– przewrotnie owe jednostki, w których jestem tego pewna niejeden czytelnik
odnajdzie wiele znajomych cech, jawią się, jako postacie tragiczne, zagubione w
dzisiejszym dekadenckim świecie, którego nie są w stanie dźwignąć z „mentalnych
popiołów”. „Sakrament” to głęboka powieść, z pewnością nieukierunkowana na szerokie
grono odbiorców – celująca głównie w poszukiwaczy historii nacechowanych
egzystencjalną i duchową głębią. Ambitne dokonanie Clive’a Barkera, obok
którego nie sposób przejść obojętnie, bez dogłębnych przemyśleń o realiach, w
jakich przyszło nam żyć.
O Barkerze słyszałem sporo, co w sumie nie dziwne, bo wywodzę się ze środowisko fanatyków grozy, której kiedyś czytałem sporo. I sięgnąłem po "Imiajicę", która był dobra, ale nieco zbyt przegadana. Ogólnie warsztat autor ma świetny, tylko strasznie nie podobały mi się homoseksualne wątki, przez które brnąłem jak przez bagna. Z tego co się orientuję, to autor jest gejem. Nie jestem uprzedzony, ale jeśli takie wątki porusza częściej (co wnioskuję chociażby po Twojej wzmiance o tym), to ja obawiam się, że moja przygoda z tym autorem nie będzie się kontynuowała.
OdpowiedzUsuńO, a ja jestem ciekawa, jak te wątki wyszły :3 Twoja opinia sprawiła, że będę się uważnie za tą pozycją rozglądać
OdpowiedzUsuń