sobota, 15 października 2016

Matthew Gregory Lewis „Mnich”

Znany i poważany w całym Madrycie, opat klasztoru kapucynów Ambrozjo, za namową pięknej Matyldy łamie śluby czystości i wkracza na drogę występku. Swoje nowe oblicze skrzętnie ukrywa przed pozostałymi mnichami i wiernymi, nadal sumiennie wykonując swoje obowiązki w nadziei, że Bóg wybaczy mu jego przewiny oraz uniknie pohańbienia w oczach ludu. Losy Ambrozja przecinają się z dziejami pięknej dziewicy, Antonii, która wraz z matką niedawno przybyła do Madrytu i rozkochała w sobie szlachcica Lorenza de Medina, najlepszego przyjaciela jej krewniaka, don Rajmonda de las Cisternas, który szuka sposobu na wydostanie z klasztoru klarysek swojej ciężarnej ukochanej, Agnes, siostry Lorenza. Dzięki okultystycznym praktykom Matyldy, Ambrozjo, może swobodnie zaspokajać swoje żądze, samemu nie musząc oddawać duszy Szatanowi. Z czasem jednak sytuacja się komplikuje, zmuszając opata do popełniania dużo poważniejszych zbrodni, aniżeli folgowanie swoim cielesnym pragnieniom.

Trzy filary powieści gotyckiej, której szczyt popularności przypadał na drugą połowę XVIII wieku, to „Zamczysko w Otranto” Horacego Walpole'a, „Tajemnice zamku Udolpho” Ann Radcliffe i właśnie kontrowersyjny „Mnich” Matthew Gregory'ego Lewisa. Po raz pierwszy wydany w 1796 roku najbardziej znany utwór Lewisa wykorzystywał elementy tożsame dla literatury gotyckiej, przy czym czynił to z taką bezpardonowością, że zbulwersował niejednego ówczesnego czytelnika, a spokojnemu Lewisowi przypięto wówczas łatkę skandalisty. Do kontrowersji, jakie narosły woków „Mnicha” przyczyniły się przede wszystkim portret opata Ambrozja i niektórych klarysek oraz wątki o zabarwieniu erotycznym, które jednak nie były aż tak bezpruderyjne, jak w przypadku twórczości markiza de Sade, jednego z wielbicieli najpopularniejszej powieści Lewisa. W każdym razie „Mnich” obecnie jest uważany za jednego z najwartościowszych przedstawicieli literatury gotyckiej, który w pewnym stopniu zrewolucjonizował ten nurt, zrywając z dotychczasowymi okowami grzeczności na rzecz dosadności, tak w warstwie romantycznej, jak w sferze niesamowitości.

Nie jestem zaskoczona wzburzeniem co poniektórych czytelników „Mnicha” z przełomu XVIII i XIX wieku, bo szczerze powiedziawszy powieść Matthew Gregory'ego Lewisa, notabene bijąca rekordy poczytności w swoich bardziej konserwatywnych czasach, może zniesmaczyć nawet współczesnego, nawykłego do wszelkich skrajności odbiorcę. Przede wszystkim wątkiem przewodnim, skupiającym się na opacie Ambrozju, osobowościowo stanowiącym innowacyjny przykład łotra, czyli jednej ze zwyczajowych postaci literatury gotyckiej. Psychologiczny wymiar owej iście ambiwalentnej jednostki to bodaj najsilniejszy element „Mnicha”, dostarczający więcej dreszczyku emocji, niźli nawet wątki nadprzyrodzone. Wespół z jego mentorką, wodzącą go na pokuszenie piękną Matyldą, przebywającą w klasztorze kapucynów w przebraniu mężczyzny i będącą modelowym przykładem femme fatale. Ciesząca się szatańskimi koneksjami powierniczka najbardziej poważanego w Madrycie mnicha, najpierw rozpala w nim dotychczas uśpione żądze, tym samym popychając do złamania ślubów czystości, a potem przyczynia się do obrania przez Ambrozja zbrodniczej ścieżki. Już wcześniej odczuwający niezdrowy pociąg do podobizny Madonny widniejącej na obrazie wiszącym w jego izbie (doprawdy iście bluźnierczy akcent), opat dzięki Matyldzie wyznającej dionizyjskie wartości odkrywa dotąd nieznany świat cielesnych uciech, ale wciąż dręczą go wątpliwości o jego nieśmiertelną duszę. W chwilach zapomnienia, gdy do głosu dochodzą jedynie prymitywne instynkty Ambrozjo jest zdolny do największych nieprawości, do oburzających bezeceństw, ale kiedy tylko emocje opadają, gdy jego żądze zostają zaspokojone i uświadamia sobie ogrom występku, jakiego właśnie się dopuścił, dręczą go wyrzuty sumienia i pragnienie naprawienia wyrządzonych krzywd. Wówczas „na scenie” pojawia się Matylda, żeby wzorem Szatana pomóc mu wyzbyć się wątpliwości i radować zerwaniem kajdan moralności. Kobieta nie jest Lucyferem we własnej osobie, ale często zwraca się do niego o pomoc, bowiem jak mówi została do tego uprawniona poprzez podpisanie cyrografu, na mocy którego po śmierci jej dusza stanie się własnością Szatana. Innymi słowy Lewis tym wątkiem zahacza o wymiar satanistyczny, czasem wpadając w groteskową bajkowość (pierwsza manifestacja Księcia Ciemności), a innymi razy racząc czytelników pełnymi grozy tajemniczymi okultystycznymi obrzędami odbywającymi się w wilgotnym, mrocznym podziemnym grobowcu należącym do zakonu klarysek, stojącym w sąsiedztwie klasztoru kapucynów i pomysłowymi ingerencjami Lucyfera w żywot Ambrozja – zwierciadło, pokazujące wybraną osobę w dowolnej chwili oraz umożliwienie opatowi kontaktu z młodą kobietą, do której odczuwa silny pociąg. Z punktu widzenia współczesnego czytelnika w „Mnichu” nie znajdzie się drobiazgowych ustępów erotycznych, ale autor wyjawia dość, aby móc bez trudu odmalować w swojej wyobraźni całokształt tychże wątków i tym samym pojąć ogrom zepsucia Ambrozja, przed którym to stara się wzbraniać, acz jego wola okazuje się nie być odporna na wpływy demonicznej Matyldy. Charakterystyka tych dwóch postaci sama jedna przesądza o nietuzinkowości utworu Lewisa – ich niecodzienna relacja, doprawiona szczyptą satanizmu i erotyzmu sprawia, że wprost nie można oderwać się od lektury, w oczekiwaniu rychłych oburzających występków tej dwójki, będących wynikiem knowań Matyldy i z nieopadającą ani na chwilę ciekawością odnośnie ostatecznej postawy Ambrozja. Czy opat wstąpi na drogę grzechu, z której nie będzie już odwrotu, czy może wybierze ścieżkę prawości, tym samym, jak sam myśli gwarantując sobie miejsce w Królestwie Niebieskim? Bo tylko obietnica zbawienia jest w stanie przyhamować jego destrukcyjne zapędy, czym Lewis dobitnie dał do zrozumienia, że uważany za całkowicie oddanego Bogu mnich kieruje się przede wszystkim egoistycznymi pobudkami, a nie najprawdziwszą chęcią służenia swojemu Panu, bez zważania na wynagrodzenie swoich trudów.

Wzdychał do chwili przeznaczonej na zerwanie maski z oblicza obłudników i przekonanie ziomków, że świątobliwa osoba nie zawsze nosi w sobie cnotliwe serce.”

„Mnich” to nie tylko opowieść o cieszącym się ogromnym szacunkiem wśród wiernych opacie targanym niekontrolowaną chucią, który wkracza na drogę występku za podszeptem zdeprawowanej femme fatale, ale również opowieść o losach kilku osób, których drogi w pewnym momencie przecięły się z dziejami Ambrozja. Lewis, co było częste w beletrystyce XVIII i XIX-wiecznej nierzadko raczy czytelników retrospekcjami z życia czołowych bohaterów. Bardzo rozbudowane są dawne dzieje Rajmonda de las Cisternas, wtłoczone w akcję w formie jego opowieści na użytek przyjaciela Lorenza de Medina. Pełna przygód młodzieńcza przeprawa ze zbójcami, z czasem zamienia się w klasyczną opowieść o duchu, o broczącej krwią mniszce, która w naprawdę upiornych, niezwykle klimatycznych ustępach każdej nocy dręczy swoją obecnością przerażonego młodzieńca i którą Lewis wykorzystuje podczas wyłuszczania wątku, mającego w sobie naprawdę potężny ładunek grozy. Nie tylko dzięki nastrojowym opisom skąpanego w ciemnościach zamku, przed którym wystaje don Rajmond w oczekiwaniu na ukochaną Agnes starającą się uciec od rodziców, ale również za sprawą koszmarnego zwrotu akcji z udziałem upiorzycy. Lewis kończy ten wątek nawiązaniem do legendy Żyda Wiecznego Tułacza, pojawiającego się w formie egzorcysty z płonącym krzyżem na czole, który postanawia zrzucić przekleństwo, i który owszem jawi się niczym deus ex machina i wydaje się być nieco przerysowaną postacią, ale trzeba autorowi oddać, że jego obecność, choć krótka, dostarcza sporo emocji zwłaszcza podczas finalizacji wątku broczącej krwią mniszki. Kolejna postać, której dzieje Lewis sportretował głównie za pomocą retrospekcji to wybranka don Rajmonda, Agnes de Medina, siostra Lorenza, oddana przez rodziców do klasztoru klarysek, w którym spotyka ją doprawdy okrutny los. Niektóre mniszki, ze szczególnym wskazaniem na przeoryszę autor demonizował niemalże równie silnie, jak postać Ambrozja, starając się na ich przykładzie przedstawić zakłamanie i czyste okrucieństwo rozmodlonych kobiet. Lewis mówi wprost o hipokryzji niektórych ludzi odzianych w habity, cieszących się wielkim poważeniem pospólstwa, przez maski, jakie przywdziewają na ich użytek. Tymczasem w zaciszu swoich klasztorów i w wilgotnych podziemiach, w otoczeniu rozkładających się trupów (tak, Lewis nie boi się makabrycznych opisów) porywają się na rzeczy tak niewyobrażalnie okrutne, że podejrzewam, iż nawet wyznawcom Szatana nawet nie postałoby to w głowie. Koszmarne przejścia Agnes to moim zdaniem drugi z najciekawszych wątków „Mnicha” - autentycznie wyciskający łzy z oczu nagromadzeniem nieludzkich cierpień i niosący przestrogę na temat prawdziwej natury co poniektórych religijnych autorytetów. Ostatni kluczowy wątek koncentruje się na młodej Antonii, wychowywanej przez matkę, starającą się zapewnić jej szczęśliwą przyszłość u boku przyzwoitego młodzieńca. O jej rękę zabiega brat Agnes, Lorenzo de Medina, ułożony młody człowiek wywodzący się z rodu szlacheckiego, ale traf chce, zresztą tak samo jak w przypadku don Rajmonda i Agnes, że na drodze ich miłości stają poważne przeszkody. Antonia, tak samo jak siostra Lorenza, stanie się celem człowieka, który poświęcił swoje życie Bogu, przez co Lewis przeprowadzi czytelników z doprawdy ogromną dbałością o emocjonalne napięcie, generowane przede wszystkim za sprawą złowieszczej aury, jaką osnuł dosłownie wszystkie spotkania niewinnej dziewczyny z tytułowym mnichem, którego przecież zamiary względem niej doskonale znamy, a więc wiemy, w jak wielkim niebezpieczeństwie znalazła się niewinna dziewczyna. Tak niewinna, że nawet do końca nie pojmuje czym są stosunki seksualne, o co zadbała jej matka przepisując nawet dla niej Biblię, z pominięciem co bardziej pikantnych szczegółów. A wspominam o tym, bo jak się okazuje Lewis nie odpuścił również Pismu Świętemu, mówiąc wprost, że pilnujący cnoty swoich córek rodzice nie powinni im go wręczać, gdyż aż roi się w nim od nieprzystojnych ustępów. „Mnichowi” co prawda zarzuca się zbytnią rozwlekłość (uczynił to również H.P. Lovecraft) oraz miejscową pompatyczność, ale choć z niektórych wydarzeń istotnie przebija swoisty patos, a w wypowiedziach poszczególnych postaci widać egzaltację to nie potrafię poczytywać tego na niekorzyść „Mnicha”, bo nauczyłam się już w pełni akceptować tego rodzaju sznyt literatury klasycznej. Na rozbudowanie fabularne również nie zamierzam narzekać, bo wprost przepadam za długimi, wielowątkowymi powieściami, a jeśli w dodatku są poprowadzone w tak emocjonujący sposób, jak w tym przypadku to pozostaje mi jedynie stwierdzić, że mam duży niedosyt, że radowałoby mnie, gdyby „Mnich” był jeszcze obszerniejszy. Choć na miejscu autora ograniczyłabym nieco liczbę wierszy, bo choć wiele z nich czytało mi się z prawdziwą przyjemnością (a należy zaznaczyć, że nie przepadam za poezją) to odnosiłam wrażenie, że w paru miejscach bez przekonującego wyjaśnienia, nachalnie tworzył warunki do wepchnięcia danego wierszowanego utworu. Być może wystarczyłoby jedynie wybrać bardziej dogodne momenty na pochwalenie się swoimi poetyckimi zdolnościami, być może nie trzeba było rezygnować z niektórych z nich – niestety, w moim pojęciu w tej materii zabrakło autorowi wyczucia chwili. 
 
Najnowsze polskie wydanie „Mnicha” (Vesper) przepięknie przetłumaczone przez Zofię Sinko i opatrzone mrocznymi, naprawdę fenomenalnymi drzeworytami George'a Tute'a może się poszczycić jeszcze jednym istotnym superlatywem. A mianowicie posłowiem genialnego Macieja Płazy, w którym pokrótce przybliżył czytelnikom dzieje powieści gotyckiej, oczywiście ze szczególnym wskazaniem na postać Matthew Gregory'ego Lewisa i jego ponadczasowego „Mnicha”. Vesper ofiarowuje więc polskim czytelnikom naprawdę zjawiskowe wydanie jednej z najważniejszych powieści gotyckich w historii literatury, od której niezwykle trudno było mi się oderwać, choćby po to, żeby trochę pożyć w rzeczywistym, nieporównanie nudniejszym świecie.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

6 komentarzy:

  1. Podchodziłem do ,, Mnicha'' kiedyś , wieki temu, ale nie sforsowałem. Nabyć zamierzam, należy mu się ( i mnie ! ) druga szansa. Chodzą słuchy, że na tapecie tłumaczy wydawnictwa C&T wylądował gotycki klasyk ,, Melmoth Wędrowiec'' Charlesa Mautrina ( nigdy dotąd u nas nie wydany ) i na to najbardziej ostrzę sobie zęby.
    ,,, Mnicha'' chciał w latach 70' ekranizować Luis Bunuel . Z Jeanem Claude Carriere napisali nawet scenariusz, ale zarzucili projekt . Film według tego skryptu jednak powstał - ,, Le Moine '' reż. Adonis Kyrou 72' , z Franco Nero w roli Ambrosia ( nie widziałem ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od Ciebie to zawsze człowiek może się czegoś nowego dowiedzieć, bo widzisz, ja nawet nie wiedziałam, że powstał jakiś film na podstawie "Mnicha". Dzięki wielkie za uświadomienie!

      Usuń
  2. I po co przeczytałam tę recenzje? Tak opisałaś, że mocno zachęciłaś do zakupu, a w portfelu same paragony ;)i nic więcej.
    To nie pierwszy raz :]. Nie byłam zbytnio zainteresowana kupnem "Hyperiona" (mimo wielu pozytywnych opinii), ale po przeczytaniu Twojego posta zmieniłam zdanie (książka stoi na półce, choć jeszcze nie ruszona).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to teraz mnie uspokoiłaś... Obiecaj tylko, że nie będziesz na mnie zła, jak książki nie przypadną Ci do gustu;)

      Usuń
  3. Obiecuje:].
    "Golem" z Twojego polecenia też czeka na półce. Jednak na razie jestem w trakcie czytania "Pasażera 23" (dopiero 90 stron, wiec jeszcze nie mam o nim wyrobionego zdania).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ufff, ulżyło mi;)
      Ja teraz czytam "Lodowatą pustkę", ale dopiero zaczęłam, więc też jeszcze nie mam zdania na temat tej powieści, choć na razie nie jest źle.

      Usuń