Znany
i poważany w całym Madrycie, opat klasztoru kapucynów Ambrozjo, za
namową pięknej Matyldy łamie śluby czystości i wkracza na drogę
występku. Swoje nowe oblicze skrzętnie ukrywa przed pozostałymi
mnichami i wiernymi, nadal sumiennie wykonując swoje obowiązki w
nadziei, że Bóg wybaczy mu jego przewiny oraz uniknie pohańbienia
w oczach ludu. Losy Ambrozja przecinają się z dziejami pięknej
dziewicy, Antonii, która wraz z matką niedawno przybyła do Madrytu
i rozkochała w sobie szlachcica Lorenza de Medina, najlepszego
przyjaciela jej krewniaka, don Rajmonda de las Cisternas, który
szuka sposobu na wydostanie z klasztoru klarysek swojej ciężarnej
ukochanej, Agnes, siostry Lorenza. Dzięki okultystycznym praktykom
Matyldy, Ambrozjo, może swobodnie zaspokajać swoje żądze, samemu
nie musząc oddawać duszy Szatanowi. Z czasem jednak sytuacja się
komplikuje, zmuszając opata do popełniania dużo poważniejszych
zbrodni, aniżeli folgowanie swoim cielesnym pragnieniom.
Trzy
filary powieści gotyckiej, której szczyt popularności przypadał
na drugą połowę XVIII wieku, to „Zamczysko w Otranto” Horacego
Walpole'a, „Tajemnice zamku Udolpho” Ann Radcliffe i właśnie
kontrowersyjny „Mnich” Matthew Gregory'ego Lewisa. Po raz
pierwszy wydany w 1796 roku najbardziej znany utwór Lewisa
wykorzystywał elementy tożsame dla literatury gotyckiej, przy czym
czynił to z taką bezpardonowością, że zbulwersował niejednego
ówczesnego czytelnika, a spokojnemu Lewisowi przypięto wówczas
łatkę skandalisty. Do kontrowersji, jakie narosły woków „Mnicha”
przyczyniły się przede wszystkim portret opata Ambrozja i
niektórych klarysek oraz wątki o zabarwieniu erotycznym, które
jednak nie były aż tak bezpruderyjne, jak w przypadku twórczości
markiza de Sade, jednego z wielbicieli najpopularniejszej powieści
Lewisa. W każdym razie „Mnich” obecnie jest uważany za jednego
z najwartościowszych przedstawicieli literatury gotyckiej, który w
pewnym stopniu zrewolucjonizował ten nurt, zrywając z
dotychczasowymi okowami grzeczności na rzecz dosadności, tak w
warstwie romantycznej, jak w sferze niesamowitości.
Nie
jestem zaskoczona wzburzeniem co poniektórych czytelników „Mnicha”
z przełomu XVIII i XIX wieku, bo szczerze powiedziawszy powieść
Matthew Gregory'ego Lewisa, notabene bijąca rekordy poczytności w
swoich bardziej konserwatywnych czasach, może zniesmaczyć nawet
współczesnego, nawykłego do wszelkich skrajności odbiorcę.
Przede wszystkim wątkiem przewodnim, skupiającym się na opacie
Ambrozju, osobowościowo stanowiącym innowacyjny przykład łotra,
czyli jednej ze zwyczajowych postaci literatury gotyckiej.
Psychologiczny wymiar owej iście ambiwalentnej jednostki to bodaj
najsilniejszy element „Mnicha”, dostarczający więcej dreszczyku
emocji, niźli nawet wątki nadprzyrodzone. Wespół z jego mentorką,
wodzącą go na pokuszenie piękną Matyldą, przebywającą w
klasztorze kapucynów w przebraniu mężczyzny i będącą modelowym
przykładem femme fatale. Ciesząca się szatańskimi
koneksjami powierniczka najbardziej poważanego w Madrycie mnicha,
najpierw rozpala w nim dotychczas uśpione żądze, tym samym
popychając do złamania ślubów czystości, a potem przyczynia się
do obrania przez Ambrozja zbrodniczej ścieżki. Już wcześniej
odczuwający niezdrowy pociąg do podobizny Madonny widniejącej na
obrazie wiszącym w jego izbie (doprawdy iście bluźnierczy akcent),
opat dzięki Matyldzie wyznającej dionizyjskie wartości odkrywa
dotąd nieznany świat cielesnych uciech, ale wciąż dręczą go
wątpliwości o jego nieśmiertelną duszę. W chwilach zapomnienia,
gdy do głosu dochodzą jedynie prymitywne instynkty Ambrozjo jest
zdolny do największych nieprawości, do oburzających bezeceństw,
ale kiedy tylko emocje opadają, gdy jego żądze zostają
zaspokojone i uświadamia sobie ogrom występku, jakiego właśnie
się dopuścił, dręczą go wyrzuty sumienia i pragnienie
naprawienia wyrządzonych krzywd. Wówczas „na scenie” pojawia
się Matylda, żeby wzorem Szatana pomóc mu wyzbyć się wątpliwości
i radować zerwaniem kajdan moralności. Kobieta nie jest Lucyferem
we własnej osobie, ale często zwraca się do niego o pomoc, bowiem
jak mówi została do tego uprawniona poprzez podpisanie cyrografu,
na mocy którego po śmierci jej dusza stanie się własnością
Szatana. Innymi słowy Lewis tym wątkiem zahacza o wymiar
satanistyczny, czasem wpadając w groteskową bajkowość (pierwsza
manifestacja Księcia Ciemności), a innymi razy racząc czytelników
pełnymi grozy tajemniczymi okultystycznymi obrzędami odbywającymi
się w wilgotnym, mrocznym podziemnym grobowcu należącym do zakonu
klarysek, stojącym w sąsiedztwie klasztoru kapucynów i pomysłowymi
ingerencjami Lucyfera w żywot Ambrozja – zwierciadło, pokazujące
wybraną osobę w dowolnej chwili oraz umożliwienie opatowi kontaktu
z młodą kobietą, do której odczuwa silny pociąg. Z punktu
widzenia współczesnego czytelnika w „Mnichu” nie znajdzie się
drobiazgowych ustępów erotycznych, ale autor wyjawia dość, aby
móc bez trudu odmalować w swojej wyobraźni całokształt tychże
wątków i tym samym pojąć ogrom zepsucia Ambrozja, przed którym
to stara się wzbraniać, acz jego wola okazuje się nie być odporna
na wpływy demonicznej Matyldy. Charakterystyka tych dwóch postaci
sama jedna przesądza o nietuzinkowości utworu Lewisa – ich
niecodzienna relacja, doprawiona szczyptą satanizmu i erotyzmu
sprawia, że wprost nie można oderwać się od lektury, w
oczekiwaniu rychłych oburzających występków tej dwójki, będących
wynikiem knowań Matyldy i z nieopadającą ani na chwilę
ciekawością odnośnie ostatecznej postawy Ambrozja. Czy opat wstąpi
na drogę grzechu, z której nie będzie już odwrotu, czy może
wybierze ścieżkę prawości, tym samym, jak sam myśli gwarantując
sobie miejsce w Królestwie Niebieskim? Bo tylko obietnica zbawienia
jest w stanie przyhamować jego destrukcyjne zapędy, czym Lewis
dobitnie dał do zrozumienia, że uważany za całkowicie oddanego
Bogu mnich kieruje się przede wszystkim egoistycznymi pobudkami, a
nie najprawdziwszą chęcią służenia swojemu Panu, bez zważania
na wynagrodzenie swoich trudów.
„Wzdychał
do chwili przeznaczonej na zerwanie maski z oblicza obłudników i
przekonanie ziomków, że świątobliwa osoba nie zawsze nosi w sobie
cnotliwe serce.”
„Mnich”
to nie tylko opowieść o cieszącym się ogromnym szacunkiem wśród
wiernych opacie targanym niekontrolowaną chucią, który wkracza na
drogę występku za podszeptem zdeprawowanej femme fatale, ale
również opowieść o losach kilku osób, których drogi w pewnym
momencie przecięły się z dziejami Ambrozja. Lewis, co było częste
w beletrystyce XVIII i XIX-wiecznej nierzadko raczy czytelników
retrospekcjami z życia czołowych bohaterów. Bardzo rozbudowane są dawne dzieje Rajmonda de las Cisternas, wtłoczone w
akcję w formie jego opowieści na użytek przyjaciela Lorenza de
Medina. Pełna przygód młodzieńcza przeprawa ze zbójcami, z
czasem zamienia się w klasyczną opowieść o duchu, o broczącej
krwią mniszce, która w naprawdę upiornych, niezwykle klimatycznych
ustępach każdej nocy dręczy swoją obecnością przerażonego
młodzieńca i którą Lewis wykorzystuje podczas wyłuszczania
wątku, mającego w sobie naprawdę potężny ładunek grozy. Nie
tylko dzięki nastrojowym opisom skąpanego w ciemnościach zamku,
przed którym wystaje don Rajmond w oczekiwaniu na ukochaną Agnes
starającą się uciec od rodziców, ale również za sprawą
koszmarnego zwrotu akcji z udziałem upiorzycy. Lewis kończy ten
wątek nawiązaniem do legendy Żyda Wiecznego Tułacza,
pojawiającego się w formie egzorcysty z płonącym krzyżem na
czole, który postanawia zrzucić przekleństwo, i który owszem jawi
się niczym deus ex machina i wydaje się być nieco
przerysowaną postacią, ale trzeba autorowi oddać, że jego
obecność, choć krótka, dostarcza sporo emocji zwłaszcza podczas
finalizacji wątku broczącej krwią mniszki. Kolejna postać, której
dzieje Lewis sportretował głównie za pomocą retrospekcji to
wybranka don Rajmonda, Agnes de Medina, siostra Lorenza, oddana przez
rodziców do klasztoru klarysek, w którym spotyka ją doprawdy
okrutny los. Niektóre mniszki, ze szczególnym wskazaniem na
przeoryszę autor demonizował niemalże równie silnie, jak postać
Ambrozja, starając się na ich przykładzie przedstawić zakłamanie
i czyste okrucieństwo rozmodlonych kobiet. Lewis mówi wprost o
hipokryzji niektórych ludzi odzianych w habity, cieszących się
wielkim poważeniem pospólstwa, przez maski, jakie przywdziewają na
ich użytek. Tymczasem w zaciszu swoich klasztorów i w wilgotnych
podziemiach, w otoczeniu rozkładających się trupów (tak, Lewis
nie boi się makabrycznych opisów) porywają się na rzeczy tak
niewyobrażalnie okrutne, że podejrzewam, iż nawet wyznawcom
Szatana nawet nie postałoby to w głowie. Koszmarne przejścia Agnes
to moim zdaniem drugi z najciekawszych wątków „Mnicha” -
autentycznie wyciskający łzy z oczu nagromadzeniem nieludzkich
cierpień i niosący przestrogę na temat prawdziwej natury co
poniektórych religijnych autorytetów. Ostatni kluczowy wątek
koncentruje się na młodej Antonii, wychowywanej przez matkę,
starającą się zapewnić jej szczęśliwą przyszłość u boku
przyzwoitego młodzieńca. O jej rękę zabiega brat Agnes, Lorenzo
de Medina, ułożony młody człowiek wywodzący się z rodu
szlacheckiego, ale traf chce, zresztą tak samo jak w przypadku don
Rajmonda i Agnes, że na drodze ich miłości stają poważne
przeszkody. Antonia, tak samo jak siostra Lorenza, stanie się celem
człowieka, który poświęcił swoje życie Bogu, przez co Lewis
przeprowadzi czytelników z doprawdy ogromną dbałością o
emocjonalne napięcie, generowane przede wszystkim za sprawą
złowieszczej aury, jaką osnuł dosłownie wszystkie spotkania
niewinnej dziewczyny z tytułowym mnichem, którego przecież zamiary
względem niej doskonale znamy, a więc wiemy, w jak wielkim
niebezpieczeństwie znalazła się niewinna dziewczyna. Tak niewinna,
że nawet do końca nie pojmuje czym są stosunki seksualne, o co
zadbała jej matka przepisując nawet dla niej Biblię, z pominięciem
co bardziej pikantnych szczegółów. A wspominam o tym, bo jak się
okazuje Lewis nie odpuścił również Pismu Świętemu, mówiąc
wprost, że pilnujący cnoty swoich córek rodzice nie powinni im go
wręczać, gdyż aż roi się w nim od nieprzystojnych ustępów.
„Mnichowi” co prawda zarzuca się zbytnią rozwlekłość
(uczynił to również H.P. Lovecraft) oraz miejscową pompatyczność,
ale choć z niektórych wydarzeń istotnie przebija swoisty patos, a
w wypowiedziach poszczególnych postaci widać egzaltację to nie
potrafię poczytywać tego na niekorzyść „Mnicha”, bo nauczyłam
się już w pełni akceptować tego rodzaju sznyt literatury
klasycznej. Na rozbudowanie fabularne również nie zamierzam
narzekać, bo wprost przepadam za długimi, wielowątkowymi
powieściami, a jeśli w dodatku są poprowadzone w tak emocjonujący
sposób, jak w tym przypadku to pozostaje mi jedynie stwierdzić, że
mam duży niedosyt, że radowałoby mnie, gdyby „Mnich” był
jeszcze obszerniejszy. Choć na miejscu autora ograniczyłabym nieco
liczbę wierszy, bo choć wiele z nich czytało mi się z prawdziwą
przyjemnością (a należy zaznaczyć, że nie przepadam za poezją)
to odnosiłam wrażenie, że w paru miejscach bez przekonującego
wyjaśnienia, nachalnie tworzył warunki do wepchnięcia danego
wierszowanego utworu. Być może wystarczyłoby jedynie wybrać
bardziej dogodne momenty na pochwalenie się swoimi poetyckimi
zdolnościami, być może nie trzeba było rezygnować z niektórych
z nich – niestety, w moim pojęciu w tej materii zabrakło autorowi
wyczucia chwili.
Najnowsze
polskie wydanie „Mnicha” (Vesper) przepięknie przetłumaczone
przez Zofię Sinko i opatrzone mrocznymi, naprawdę fenomenalnymi
drzeworytami George'a Tute'a może się poszczycić jeszcze jednym
istotnym superlatywem. A mianowicie posłowiem genialnego Macieja
Płazy, w którym pokrótce przybliżył czytelnikom dzieje powieści
gotyckiej, oczywiście ze szczególnym wskazaniem na postać Matthew
Gregory'ego Lewisa i jego ponadczasowego „Mnicha”. Vesper
ofiarowuje więc polskim czytelnikom naprawdę zjawiskowe wydanie
jednej z najważniejszych powieści gotyckich w historii literatury,
od której niezwykle trudno było mi się oderwać, choćby po to,
żeby trochę pożyć w rzeczywistym, nieporównanie nudniejszym
świecie.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Podchodziłem do ,, Mnicha'' kiedyś , wieki temu, ale nie sforsowałem. Nabyć zamierzam, należy mu się ( i mnie ! ) druga szansa. Chodzą słuchy, że na tapecie tłumaczy wydawnictwa C&T wylądował gotycki klasyk ,, Melmoth Wędrowiec'' Charlesa Mautrina ( nigdy dotąd u nas nie wydany ) i na to najbardziej ostrzę sobie zęby.
OdpowiedzUsuń,,, Mnicha'' chciał w latach 70' ekranizować Luis Bunuel . Z Jeanem Claude Carriere napisali nawet scenariusz, ale zarzucili projekt . Film według tego skryptu jednak powstał - ,, Le Moine '' reż. Adonis Kyrou 72' , z Franco Nero w roli Ambrosia ( nie widziałem ).
Od Ciebie to zawsze człowiek może się czegoś nowego dowiedzieć, bo widzisz, ja nawet nie wiedziałam, że powstał jakiś film na podstawie "Mnicha". Dzięki wielkie za uświadomienie!
UsuńI po co przeczytałam tę recenzje? Tak opisałaś, że mocno zachęciłaś do zakupu, a w portfelu same paragony ;)i nic więcej.
OdpowiedzUsuńTo nie pierwszy raz :]. Nie byłam zbytnio zainteresowana kupnem "Hyperiona" (mimo wielu pozytywnych opinii), ale po przeczytaniu Twojego posta zmieniłam zdanie (książka stoi na półce, choć jeszcze nie ruszona).
No, to teraz mnie uspokoiłaś... Obiecaj tylko, że nie będziesz na mnie zła, jak książki nie przypadną Ci do gustu;)
UsuńObiecuje:].
OdpowiedzUsuń"Golem" z Twojego polecenia też czeka na półce. Jednak na razie jestem w trakcie czytania "Pasażera 23" (dopiero 90 stron, wiec jeszcze nie mam o nim wyrobionego zdania).
Ufff, ulżyło mi;)
UsuńJa teraz czytam "Lodowatą pustkę", ale dopiero zaczęłam, więc też jeszcze nie mam zdania na temat tej powieści, choć na razie nie jest źle.