Doktor
Jim Cole, Brad Mueller i Paul Bettencamp od wielu lat regularnie
jeździli na polowanie na jelenie. Po śmierci tego ostatniego
pozostali postanowili zorganizować wypad wspólnie z bratankiem
Paula, Rayem. Modelem, który nigdy wcześniej nie polował na
zwierzynę. Jim i Brad wybierają dobrze im znany las, gdzie cala
trójka spotyka zawodowego myśliwego, Stana Browna. Mężczyzna
informuje ich, że już dawno nie widział w tych okolicach żadnej
zwierzyny, ale to nie zniechęca Jima, Brada i Raya. Rozbijają obóz
tam, gdzie Stan, a nazajutrz cała czwórka ma wyruszyć na
poszukiwanie zwierzyny. Wieczorem znikają konie myśliwego, więc z
samego rana wszyscy przystępują do ich poszukiwań. Brad i Ray
znajdują dwie młode kobiety, Kathleen i Terry, które rozbiły
namiot nieopodal ich obozu. Dziewczyny wyraźnie nie są nimi
zainteresowane, ale nocą ich postawa ulega radykalnej zmianie.
Kathleen i Terry przychodzą do ich obozu i z własnej inicjatywy
trafiają w ramiona Stana i Brada. Nazajutrz mężczyźni konfrontują
się z kolejnymi zastanawiającymi zdarzeniami. Ze zjawiskami, które
jak wkrótce dojdą do wniosku, przeczą zasadom logiki.
Nieżyjący
już amerykański reżyser, Harry Falk, od lat 60-tych XX wieku
realizował się w telewizji, głównie w serialach. Jego ostatnim
przedsięwzięciem było „Koszmarne polowanie”, niskobudżetowy
horror, rozpowszechniany na kasetach wideo i prawdopodobnie w
amerykańskiej telewizji (niektóre źródła o tym mówią, inne
natomiast obstają przy dystrybucji wyłącznie na VHS-ach). Opowieść
wykluła się w głowach Mike'a Marvina i Darnella Fry'a, a
scenariusz na jej postawie spisał także nieżyjący już T.S. Cook.
„Koszmarne polowanie” to jedna z mniej znanych B-klasówek lat
80-tych XX wieku. Swego czasu rozprowadzana w Polsce na VHS-ach, ale
tak samo jak w innych krajach nie przyciągała ona przed ekrany
tłumów ludzi spragnionych mocnych wrażeń. „Pokryty grubą
warstwą kurzu” niskobudżetowy horror Harry'ego Falka może jednak
pochwalić się paroma plusami, elementami, które mają szansę
usatysfakcjonować miłośników gatunku. Pytanie tylko, czy owe
superlatywy okażą się na tyle mocne, żeby przyćmić minusy tej
produkcji, bez których, jak na moje oko, również się nie obyło.
Koncepcja
Mike'a Marvina i Darnella Fry'a, muszę im to oddać, do
najbanalniejszych na pewno nie należy. Pomysłodawcy tej historii i
scenarzysta T.S. Cook nie sięgali wyłącznie po najpospolitsze
rozwiązania fabularne, nie konstruowali fabuły w zwyczajowy, w
pełni przewidywalny sposób po rzuconej na początku sugestii
tworzenia kolejnej rąbanki. Tak, wybór miejsca akcji może co
poniektórych miłośników kina grozy doprowadzić do przekonania,
że będą mieć do czynienia z klasyczny slasherem
ewentualnie survivalem, przy czym prolog najpewniej każe im
sądzić, że zagrożenie czyhające na protagonistów „Koszmarnego
polowania” nie przybierze postaci cielesnej. Z biegiem trwania
filmu nastawienie widzów powinno ulec zmianie – wydarzenia, którym
będą świadkować oddalą od nich podejrzenie obcowania z (nazwijmy
ją) nadnaturalną rąbanką. O slasherze w ogóle zapomną,
aczkolwiek cały czas będą dostrzegać elementy typowe dla
survivali. Nie zobaczą krwawych mordów, wymyślnych
eliminacji pozytywnych bohaterów filmu tylko wkroczą do Strefy
Mroku – wtopią się w uniwersum, w którym wszelkie znane
ludzkości prawa fizyki wydają się w ogóle nie mieć zastosowania.
No dobrze, z tym wtopieniem się to chyba przesadziłam, bo
podejrzewam, że niewielu odbiorców zdoła całkowicie zatopić się
w tej opowieści. Narracja i realizacja stanowią bowiem poważną
przeszkodę, utrudniają odbiór prezentowanej historii, nie
pozwalają czerpać maksimum przyjemności z tego obiecującego
założenia. Zdjęcia są co prawda lekko przybrudzone, a kolory
wyblakłe, ale kąty nachylenia kamer, zbyt krótki czas trwania
poszczególnych scen, pośpiech narzucony sobie przez twórców
podczas sekwencji, które w zamyśle miały stanowić intensyfikatory
napięcia i niejakie rozkojarzenie przebijające z wielu ujęć,
sprawiają, że nie czuje się takiego ogłuszenia aurą pozostawania
w nieprzyjaznej głuszy, tkwienia w leśnej pułapce pod uważnym
spojrzeniem czegoś wrogo usposobionego. Atmosfera nie zgniatała
mnie z taką siłą, jakiej oczekiwałam, nie czułam
obezwładniającego emocjonalnego dyskomfortu. Poczucie nieuchronnie
zbliżającego się zagrożenia, owszem, miałam, ale nie
paraliżowało ono wszystkich moich zmysłów. Alienację
protagonistów również odczuwałam na własnej skórze, ale żebym
kompletnie się w niej zatraciła? Nie, co to to nie. Gdyby raczono
mnie opowieścią o mordercy polującym na ludzi na tym leśnym
terenie, albo nawet klasyczną opowiastką o nawiedzeniu tej ziemi
przez jakiś agresywny byt / byty, fabułą złożoną z silnie
wyeksploatowanych wątków, których przebieg i finał z łatwością
mogłabym przewidzieć to najpewniej szybko straciłabym cierpliwość
i po prostu zrezygnowałabym z zapoznawania się z dalszymi losami
protagonistów. Doszłabym do wniosku, że nie warto brać na
przetrzymanie tak niewyważonej narracji i tak kulejącego klimatu
dla historii, którą tak na dobrą sprawę widziałam już
wielokrotnie w zdecydowanie lepszym wydaniu (nie w każdym szczególe
tylko w ogólnym zarysie). Ale „Koszmarne polowanie” traktowało
o czymś, czego natury przez jakiś czas nie byłam w stanie pojąć
– nie wiedziałam, w czym konkretnie mam upatrywać zagrożenia i
gdzie szukać wyjaśnienia zjawisk, którym świadkowałam. A że
chciałam uzyskać odpowiedzi na te pytania, z uwagi na fakt, że
mimo wszystko rozbudzono we mnie ciekawość, cierpliwe znosiłam
wszelkie niedociągnięcia scenarzysty i ekipy technicznej.
Najpierw
pojawia się informacja, że na terenie, na którym czterech mężczyzn
chciałoby zapolować na zwierzynę od jakiegoś czasu nie ma żadnych
żyjących stworzeń, nawet ptaków (te po przylocie niezwłocznie
odlatują). Potem znikają konie, co protagoniści tłumaczą zwykłą
ucieczką. Widz zapewne w tym miejscu będzie tkwił kilka kroków
przed nimi, automatycznie łącząc ten incydent ze wcześniejszą
wzmianką o braku zwierzyny w tych lasach. Niedługo potem poznamy
dwie kobiety, które podczas pierwszego spotkania z Bradem i Rayem
jasno dadzą im do zrozumienia, że nie są zainteresowane romansami.
Nocą nawiedzi ich jednak coś, czego nie będziemy mogli obejrzeć,
ale za to dowiemy się, jaki wpływ będzie miało na nie owe
spotkanie z nieznanym. Wcześniej tak bardzo niedostępne kobiety
zamieniają się w nimfomanki – zaczynają szukać zaspokojenia w
ramionach mężczyzny, wszystko jedno jakiego, zaznać upojnych chwil
w obozie nieznajomych, których z kolei bardzo raduje ich
rozwiązłość. Wszystkich oprócz Jima, który akurat spędza noc
poza obozem, a gdy rankiem wraca do kolegów dwóch młodych kobiet
już z nimi nie ma. One również znikają. To, tak samo jak
wcześniejsze wciąż niewyjaśnione incydenty, jest oczywiście
wielce podejrzane, ale największy ładunek tajemniczości zostaje
zrzucony trochę później. Nieporównanie bardziej frapuje
drastyczna zmiana osobowości trójki mężczyzn i późniejsze
zniknięcie plam krwi z ich ubrań. Na dodatek w ich pobliżu co
jakiś czas przemyka Paul, mężczyzna, który zmarł jakiś czas
temu. A zatem musi być duchem – taki wniosek nasuwa się wręcz
odruchowo. Pytanie tylko, dlaczego chce wyrządzić krzywdę swoim
przyjaciołom i bratankowi? Jeśli w ogóle taki jest jego cel, bo w
końcu jeszcze przez jakiś czas nie będziemy mieli okazji zobaczyć
oblicza agresora. I zgłębić tajników tych wszystkich osobliwości
dotykających nieszczęsnych protagonistów. Atmosfera tajemniczości
wynikająca głównie ze scenariusza przez długi czas stanowiła dla
mnie jedyną zachętę do kontynuowania seansu - w tym punkcie twórcy
naprawdę się spisali. Z czasem zaczęłam podejrzewać, jakie
wyjaśnienie mi przedstawią, ale jako że nie miałam absolutnej
pewności nadal trwałam przed ekranem, konfrontując się z
kolejnymi dziwacznymi wydarzeniami i kolejnymi krótkimi acz licznymi
przestojami najczęściej w formie nudnawych konwersacji coraz
bardziej spanikowanych protagonistów, kreowanych przez aktorów,
którzy nie popisali się zjawiskowym warsztatem, ale kompletnej
amatorszczyzny i tak zarzucić im nie mogę. W kazdym razie w końcu
okazało się, że moje podejrzenia były słuszne. UWAGA SPOILER
Wybrano najprostsze rozwiązanie, które wzbogaciło scenariusz o
element charakterystyczny dla kina science fiction, a scena z kopułą
rozpostartą nad opuszczonymi, chylącymi się ku upadkowi
zabudowaniami nasunęła mi na myśl „Pod kopułą” Stephena
Kinga. Ciekawe, czy niekoronowany król współczesnego literackiego
horroru oglądał „Koszmarne polowanie” Harry'ego Falka... KONIEC
SPOILERA.
„Koszmarne
polowanie” to horror, który może pochwalić się całkiem
intrygującą fabularną koncepcją, której to przede wszystkim
zawdzięcza zajmującą atmosferę tajemniczości. Podsycaną przez
operatorów i oświetleniowców, ale nie tak dobitnie, jak by się
tego chciało. Nierzadko mamy nawet do czynienia z wprost odwrotnym
zjawiskiem – z obniżaniem zagadkowego wydźwięku scenariusza
przez popełniającą rażące błędy ekipę techniczną, która w
dodatku ani nie potrafiła przygnieść mnie klimatem podszytego
zagrożeniem wyalienowania, ani należycie spotęgować napięcia w
momentach, które temu właśnie miały służyć. Natomiast
scenarzysta przelewając tę historię na papier powinien więcej
uwagi poświęcić narracji, zadbać o bardziej zwartą, płynną
konstrukcję. Bez tych felerów „Koszmarne polowanie” Harry'ego
Falka w moich oczach wybijałoby się ponad średnią. Bo w takim
kształcie to mogę najwyżej nadać mu miano przeciętniaczka,
przypominając równocześnie, że to subiektywny punkt widzenia,
który oczywiście wcale nie musi pokrywać się ze zdaniem innych
wielbicieli gatunku.
Obejrzalem.Wersja VHS na cda.Strata czasu.
OdpowiedzUsuń